Stan Wyjątkowy

"Stan Wyjątkowy" to program, w którym Andrzej Stankiewicz, Dominika Długosz, Beata Lubecka i Kamil Dziubka dyskutować będą o najważniejszych politycznych wydarzeniach tygodnia. Czołowi dziennikarze Onetu i Newsweeka zapewnią słuchaczom i widzom nieszablonową, często żartobliwą, ale zawsze merytoryczną rozmowę, a ich ogromne doświadczenie dziennikarskie i znajomość kulisów polskiej sceny politycznej gwarantują potężną dawkę informacji.


Odcinki od najnowszych:

Podsumowanie roku ze „Stanem Wyjątkowym”. Część pierwsza: Tusk robi rewolucję, czyli za kulisami nowej władzy | TEASER
2023-12-22 23:01:11

To jest wyjątkowe wydanie "Stanu Wyjątkowego". Wszyscy prowadzący — Andrzej Stankiewicz, Dominika Długosz, Renata Grochal i Kamil Dziubka — spotykają się razem w studiu, by politycznie podsumować mijający rok. Ależ to był czas! Rok przełomu, w którym sytuacja polityczna zmieniała się jak w kalejdoskopie. To rok reinkarnacji Donalda Tuska, który po 9 latach triumfalnie wraca do władzy. To roku upadku Jarosława Kaczyńskiego, który wciąż jest w ciężkim szoku i nie potrafi pogodzić się z tym, że już nie rządzi. To rok narodzin Koalicji 15 października — czy też, jak kto woli, koalicji 13 grudnia — czyli zjednoczonej opozycji, która oderwała PiS od władzy w wyborach, które miały kosmiczną frekwencję. To rok, w którym powstała i upadła, by znowu powstać Trzecia Droga. Rok, w którym wzniosła się i upadła Konfederacja, w finale przyduszona gaśnicą proszkową. To rok, w którym rozwiązana została podkomisja smoleńska. Rok, w którym Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik z dnia na dzień przestali być posłami i lada chwila mogą trafić za kraty. A w dodatku to rok, w którym Jarosław Kaczyński został pozbawiony swego najbardziej obok władzy uzależniającego narkotyku — czyli wpływu na TVP. Ten nagły, nieplanowany detox przechodzi prezes bardzo ciężko. Andrzej Stankiewicz, Dominika Długosz, Renata Grochal i Kamil Dziubka zapraszają na pierwszą część swego podsumowania politycznego roku, w której zaglądają za kulisy nowej, krystalizującej się władzy. W części drugiej — dostępnej od 30 grudnia — egzegeza nowej, wciąż rozbitej opozycji, ze szczególnym uwzględnieniem przyszłych losów Jarosława Kaczyńskiego, który w wieku 74 wiosen próbuje utwierdzać swych ludzi w ślepej wierze, że uda mu się jeszcze kiedyś pobić Tuska, by wreszcie wsadzić go do więzienia. Wyjątkowe świąteczno-noworoczne odcinki „Stanu Wyjątkowego” dostępne są dla abonentów Onet Premium (wersja wideo) i aplikacji Onet Audio (wersja audio). Część pierwsza od 23 grudnia, zaś część druga od 30 grudnia. Zapraszamy do słuchania i oglądania.

To jest wyjątkowe wydanie "Stanu Wyjątkowego". Wszyscy prowadzący — Andrzej Stankiewicz, Dominika Długosz, Renata Grochal i Kamil Dziubka — spotykają się razem w studiu, by politycznie podsumować mijający rok.

Ależ to był czas! Rok przełomu, w którym sytuacja polityczna zmieniała się jak w kalejdoskopie. To rok reinkarnacji Donalda Tuska, który po 9 latach triumfalnie wraca do władzy. To roku upadku Jarosława Kaczyńskiego, który wciąż jest w ciężkim szoku i nie potrafi pogodzić się z tym, że już nie rządzi. To rok narodzin Koalicji 15 października — czy też, jak kto woli, koalicji 13 grudnia — czyli zjednoczonej opozycji, która oderwała PiS od władzy w wyborach, które miały kosmiczną frekwencję. To rok, w którym powstała i upadła, by znowu powstać Trzecia Droga. Rok, w którym wzniosła się i upadła Konfederacja, w finale przyduszona gaśnicą proszkową. To rok, w którym rozwiązana została podkomisja smoleńska. Rok, w którym Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik z dnia na dzień przestali być posłami i lada chwila mogą trafić za kraty. A w dodatku to rok, w którym Jarosław Kaczyński został pozbawiony swego najbardziej obok władzy uzależniającego narkotyku — czyli wpływu na TVP. Ten nagły, nieplanowany detox przechodzi prezes bardzo ciężko.

Andrzej Stankiewicz, Dominika Długosz, Renata Grochal i Kamil Dziubka zapraszają na pierwszą część swego podsumowania politycznego roku, w której zaglądają za kulisy nowej, krystalizującej się władzy. W części drugiej — dostępnej od 30 grudnia — egzegeza nowej, wciąż rozbitej opozycji, ze szczególnym uwzględnieniem przyszłych losów Jarosława Kaczyńskiego, który w wieku 74 wiosen próbuje utwierdzać swych ludzi w ślepej wierze, że uda mu się jeszcze kiedyś pobić Tuska, by wreszcie wsadzić go do więzienia.

Wyjątkowe świąteczno-noworoczne odcinki „Stanu Wyjątkowego” dostępne są dla abonentów Onet Premium (wersja wideo) i aplikacji Onet Audio (wersja audio). Część pierwsza od 23 grudnia, zaś część druga od 30 grudnia. Zapraszamy do słuchania i oglądania.

Tusk rozpoczął wycinkę PiS. Kaczyński idzie na ostro. Braun gasi Konfederację #OnetAudio
2023-12-16 17:32:15

W PiS zapadła decyzja, że nie będzie żadnej współpracy ani żadnej taryfy ulgowej. Ma być na ostro. W każdej sprawie i w każdej sytuacji. Braun wyłazi z gaśnicą? Wina Hołowni! A dlaczego? A bo mówił, że będzie złoty przycisk to ma patostreamy! A też dlatego, że w Sejmie teraz każdy może włazić gdzie chce. Czyli na przykład poseł na korytarz. Hołownia zabrał Braunowi pół pensji zakazał wchodzenia do gmachu sejmu i wykluczył z posiedzenia,, ale to wciąż za mało. PiS chce więcej. Czego więcej? Awantury więcej.  Związani z PiS pracownicy TVP już postanowili, że nie popuszczą a nawet, że nikogo nowego nie wpuszczą do budynku. W internecie pojawiło się PiSmo podpisane przez szefów Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, które wprost zobowiązuje pracowników TVP do zablokowania takich prób. Na Placu Powstańców słychać nawet „przykujemy się do kaloryferów”. A z Krakowskiego Przedmieścia z siedziby ministra kultury „wymiana kaloryferów” to jest niewielki problem.  Każdy minister na wejściu do swojego resortu dostał wielką miotłę i ma za zadanie najpierw zrobić porządki. Spektakularnie wymiecione zostały kurator Nowak i przyjaciółka prezesa Janina Goss. Będzie też wymiana szefów służb, chociaż tu jest z mniejszymi sukcesami, bo nowy rząd popełnił parę błędów.  Za to Donald Tusk pojechał do Brukseli i po 3 godzinach ogłosił że przywiezie kasę z KPO. Co się okazało? Otóż - to niesamowite - wystarczyło złożyć wniosek! No dodatkowo fajnie mieć zaufanie Brukseli. Tusk ma.

W PiS zapadła decyzja, że nie będzie żadnej współpracy ani żadnej taryfy ulgowej. Ma być na ostro. W każdej sprawie i w każdej sytuacji. Braun wyłazi z gaśnicą? Wina Hołowni! A dlaczego? A bo mówił, że będzie złoty przycisk to ma patostreamy! A też dlatego, że w Sejmie teraz każdy może włazić gdzie chce. Czyli na przykład poseł na korytarz. Hołownia zabrał Braunowi pół pensji zakazał wchodzenia do gmachu sejmu i wykluczył z posiedzenia,, ale to wciąż za mało. PiS chce więcej. Czego więcej? Awantury więcej. 

Związani z PiS pracownicy TVP już postanowili, że nie popuszczą a nawet, że nikogo nowego nie wpuszczą do budynku. W internecie pojawiło się PiSmo podpisane przez szefów Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, które wprost zobowiązuje pracowników TVP do zablokowania takich prób. Na Placu Powstańców słychać nawet „przykujemy się do kaloryferów”. A z Krakowskiego Przedmieścia z siedziby ministra kultury „wymiana kaloryferów” to jest niewielki problem. 

Każdy minister na wejściu do swojego resortu dostał wielką miotłę i ma za zadanie najpierw zrobić porządki. Spektakularnie wymiecione zostały kurator Nowak i przyjaciółka prezesa Janina Goss. Będzie też wymiana szefów służb, chociaż tu jest z mniejszymi sukcesami, bo nowy rząd popełnił parę błędów. 

Za to Donald Tusk pojechał do Brukseli i po 3 godzinach ogłosił że przywiezie kasę z KPO. Co się okazało? Otóż - to niesamowite - wystarczyło złożyć wniosek! No dodatkowo fajnie mieć zaufanie Brukseli. Tusk ma.

Glapiński donosi na Polskę. Kaczyński podwoił oszczędności. TVP ma nowego wroga #OnetAudio
2023-12-05 18:17:16

Przez ostatnie osiem lat – używając ulubionej frazy byłej premier Beaty Szydło - to PiS zarzucało opozycji, że donosi na Polskę zagranicę. Teraz role się odwróciły. Prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński rozesłał po świecie listy z prośbą, żeby międzynarodowe instytucje wzięły go w obronę na wypadek, gdyby nowa koalicja chciała postawić go przed Trybunałem Stanu. Glapiński napisał do Banku Światowego, Międzynarodowego Funduszu Walutowego i do Europejskiego Banku Centralnego twierdząc, że taki wniosek byłby zamachem na niezależność NBP.I pisze to jedyny prezes NBP, który pojawiał się w siedzibie rządzącego PiS przy ul. Nowogrodzkiej i nawet się z tym nie krył. Bank Światowy odpowiedział, że "nie ingeruje w sprawy polityczne swoich krajów członkowskich". Ale szefowa EBC Christine Lagarde odpisała Glapińskiemu, że „prawo Unii Europejskiej zapewnia ochronę prezesowi Polskiego Banku Centralnego" na wypadek "gdyby przyszły rząd planował bezprawnie postawić go w stan oskarżenia". Lagarde stwierdziła, że takie oskarżenie może wiązać się z automatycznym zawieszeniem Glapińskiego zarówno jako szefa banku centralnego, jak i członka Rady Ogólnej EBC, a zatem może być "niezgodne z prawem". Przy okazji dodała, że Glapiński może odwołać się do Trybunału Sprawiedliwości UE – gdyby został rzeczywiście zawieszony. Przypominamy, że był już taki przypadek w 2019 r. - wówczas został zawieszony szef banku centralnego Łotwy. Ale odwołał się do TSUE i TSUE uznał, że decyzja o zawieszeniu była bezprawna. Tylko czy Glapiński poprosi o ratunek TSUE, którego wyroków PiS nie uznawało przez ostatnie osiem lat? To byłby dopiero przełom kopernikański! Ale nowa koalicja – choć jak twierdzi szef sejmowej komisji gospodarki Ryszard Petru – wniosek do TS w sprawie Glapińskiego jest gotowy, jeszcze nie zdecydowała, czy go skieruje. Być może Donald Tusk nie chce się narażać na porażkę przed TSUE i destabilizować polskiej waluty, czym ściganie Glapińskiego mogłoby się zakończyć. Być może wniosek – już napisany – będzie straszakiem na Glapińskiego, by za bardzo nie bruździł nowej władzy. Nowy marszałek Sejmu Szymon Hołownia mówi, że na razie wniosku w sprawie Glapińskiego nie widział. Może dlatego, że pochłania go promocja sejmu w internecie. Odkąd Hołownia został marszałkiem, liczba subskrybentów sejmowego kanału na YouTubie urosła do 388 tys. Videopodcast marszałka Hołowni, w którym oprowadza po sali plenarnej Sejmu, ma już 856 tys. wyświetleń. Obrady prowadzone przez Hołownię ściągają przed monitory miliony Polaków, żądnych politycznego spektaklu. Jeśli tylko to wpłynie na udział Polaków w demokracji i wzrost frekwencji wyborczej, to Stan Wyjątkowy pochwala taki Sejm w stylu pop. Ale udany debiut Hołowni rozsierdził wciąż pisowską TVP. Teraz to już nie Tusk jest wrogiem publicznym numer 1 TV-PiS, ale nowy marszałek, którego postanowili pokazywać w czerwonej poświacie. Nie wiadomo dlaczego akurat ten kolor przypadł im do gustu, ale może uznali, że „czerwona morda” źle się Polakom kojarzy. Jednym z pierwszych projektów przyjętych przez Sejm było przywrócenie finansowania in vitro z budżetu państwa. Finansowanie przez państwo kosztownych zabiegów zapłodnienia pozaustrojowego zlikwidowało PiS, ale teraz nawet Mateusz Morawiecki – premier rotacyjny, którego za chwilę zastąpi Donald Tusk, zagłosował za projektem obywatelskim. Przy okazji debaty, podczas Barbara Nowacka z KO wytknęła PiS, że pozbawili najbiedniejszych Polaków szans na posiadanie potomstwa, bo nie wszystkich stać na to, żeby samemu zapłacić za in vitro, dowiedzieliśmy się, że nowy poseł PiS Paweł Szrot, były prezydencki minister, sześć lat starał się o dziecko, ale z in vitro nie skorzystał. Nie wiadomo co pomogło, ale – jak się zwierzył – w końcu się udało i uśmiechnięty prawie dwuletni maluch biega w okolicznym przedszkolu. Nowa kadencja Sejmu to nowe oświadczenia majątkowe posłów i okazuje się, że mamy nowych krezusów w Sejmie. I tak oto Jarosław Kaczyński, który mówił, że do polityki nie idzie się dla pieniędzy, w ciągu roku podwoił oszczędności. Rok temu prezes wskazywał 142 tys. złotych oszczędności, w tegorocznym oświadczeniu jest kwota 253 tys. zł. Majątek Kaczyńskiego: prezes PiS jest współwłaścicielem domu, wartego 1,8 mln zł. Zeszłoroczne zarobki szefa partii to około 300 tys. zł, a zobowiązania to 84 tys. zł. Za to premiera Morawieckiego przebił pod względem zarobków nienawidzony przez niego minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Morawiecki jako szef rządu zarobiłprawie 236 tys. zł, a Ziobro 345 tys. zł.Tak to jest jak się występuje w trzech osobach – jako minister sprawiedliwości, prokurator generalny i członek Krajowej Rady Sądownictwa. Za to w liczbie nieruchomości Ziobro nie przebije Morawieckiego. Tym bardziej, że część majątku przepisał na żonę. Zresztą podobnie jak lider KO Donald Tusk, który część majątku – w tym mieszkanie w Sopocie – przekazał swojej małżonce. Pobyt w Brukseli sprawił, że Tusk zgromadził spore oszczędności – w sumie 1,3 miliona zł, ma też polisę na życie o wartości 300 tys. zł, dwie polisy na życie i dożycie - każda o wartości 70 tys. zł. Ale to i tak skromny majątek w porównaniu ze Sławomirem Mentzenem. Lider Konfederacji zgromadził prawie 5 mln zł w bitcoinach. Oprócz tego ma 700 tys. zł oszczędności i wraz z żoną jest właścicielem dwóch domów i mieszkania, a także zabudowy kuchennej za 120 tys. zł.

Przez ostatnie osiem lat – używając ulubionej frazy byłej premier Beaty Szydło - to PiS zarzucało opozycji, że donosi na Polskę zagranicę. Teraz role się odwróciły. Prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński rozesłał po świecie listy z prośbą, żeby międzynarodowe instytucje wzięły go w obronę na wypadek, gdyby nowa koalicja chciała postawić go przed Trybunałem Stanu. Glapiński napisał do Banku Światowego, Międzynarodowego Funduszu Walutowego i do Europejskiego Banku Centralnego twierdząc, że taki wniosek byłby zamachem na niezależność NBP.I pisze to jedyny prezes NBP, który pojawiał się w siedzibie rządzącego PiS przy ul. Nowogrodzkiej i nawet się z tym nie krył.
Bank Światowy odpowiedział, że "nie ingeruje w sprawy polityczne swoich krajów członkowskich". Ale szefowa EBC Christine Lagarde odpisała Glapińskiemu, że „prawo Unii Europejskiej zapewnia ochronę prezesowi Polskiego Banku Centralnego" na wypadek "gdyby przyszły rząd planował bezprawnie postawić go w stan oskarżenia". Lagarde stwierdziła, że takie oskarżenie może wiązać się z automatycznym zawieszeniem Glapińskiego zarówno jako szefa banku centralnego, jak i członka Rady Ogólnej EBC, a zatem może być "niezgodne z prawem".
Przy okazji dodała, że Glapiński może odwołać się do Trybunału Sprawiedliwości UE – gdyby został rzeczywiście zawieszony. Przypominamy, że był już taki przypadek w 2019 r. - wówczas został zawieszony szef banku centralnego Łotwy. Ale odwołał się do TSUE i TSUE uznał, że decyzja o zawieszeniu była bezprawna. Tylko czy Glapiński poprosi o ratunek TSUE, którego wyroków PiS nie uznawało przez ostatnie osiem lat? To byłby dopiero przełom kopernikański!
Ale nowa koalicja – choć jak twierdzi szef sejmowej komisji gospodarki Ryszard Petru – wniosek do TS w sprawie Glapińskiego jest gotowy, jeszcze nie zdecydowała, czy go skieruje. Być może Donald Tusk nie chce się narażać na porażkę przed TSUE i destabilizować polskiej waluty, czym ściganie Glapińskiego mogłoby się zakończyć. Być może wniosek – już napisany – będzie straszakiem na Glapińskiego, by za bardzo nie bruździł nowej władzy.
Nowy marszałek Sejmu Szymon Hołownia mówi, że na razie wniosku w sprawie Glapińskiego nie widział. Może dlatego, że pochłania go promocja sejmu w internecie. Odkąd Hołownia został marszałkiem, liczba subskrybentów sejmowego kanału na YouTubie urosła do 388 tys. Videopodcast marszałka Hołowni, w którym oprowadza po sali plenarnej Sejmu, ma już 856 tys. wyświetleń.
Obrady prowadzone przez Hołownię ściągają przed monitory miliony Polaków, żądnych politycznego spektaklu. Jeśli tylko to wpłynie na udział Polaków w demokracji i wzrost frekwencji wyborczej, to Stan Wyjątkowy pochwala taki Sejm w stylu pop. Ale udany debiut Hołowni rozsierdził wciąż pisowską TVP. Teraz to już nie Tusk jest wrogiem publicznym numer 1 TV-PiS, ale nowy marszałek, którego postanowili pokazywać w czerwonej poświacie. Nie wiadomo dlaczego akurat ten kolor przypadł im do gustu, ale może uznali, że „czerwona morda” źle się Polakom kojarzy.
Jednym z pierwszych projektów przyjętych przez Sejm było przywrócenie finansowania in vitro z budżetu państwa. Finansowanie przez państwo kosztownych zabiegów zapłodnienia pozaustrojowego zlikwidowało PiS, ale teraz nawet Mateusz Morawiecki – premier rotacyjny, którego za chwilę zastąpi Donald Tusk, zagłosował za projektem obywatelskim.
Przy okazji debaty, podczas Barbara Nowacka z KO wytknęła PiS, że pozbawili najbiedniejszych Polaków szans na posiadanie potomstwa, bo nie wszystkich stać na to, żeby samemu zapłacić za in vitro, dowiedzieliśmy się, że nowy poseł PiS Paweł Szrot, były prezydencki minister, sześć lat starał się o dziecko, ale z in vitro nie skorzystał. Nie wiadomo co pomogło, ale – jak się zwierzył – w końcu się udało i uśmiechnięty prawie dwuletni maluch biega w okolicznym przedszkolu.
Nowa kadencja Sejmu to nowe oświadczenia majątkowe posłów i okazuje się, że mamy nowych krezusów w Sejmie. I tak oto Jarosław Kaczyński, który mówił, że do polityki nie idzie się dla pieniędzy, w ciągu roku podwoił oszczędności. Rok temu prezes wskazywał 142 tys. złotych oszczędności, w tegorocznym oświadczeniu jest kwota 253 tys. zł.
Majątek Kaczyńskiego: prezes PiS jest współwłaścicielem domu, wartego 1,8 mln zł. Zeszłoroczne zarobki szefa partii to około 300 tys. zł, a zobowiązania to 84 tys. zł.
Za to premiera Morawieckiego przebił pod względem zarobków nienawidzony przez niego minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Morawiecki jako szef rządu zarobiłprawie 236 tys. zł, a Ziobro 345 tys. zł.Tak to jest jak się występuje w trzech osobach – jako minister sprawiedliwości, prokurator generalny i członek Krajowej Rady Sądownictwa. Za to w liczbie nieruchomości Ziobro nie przebije Morawieckiego. Tym bardziej, że część majątku przepisał na żonę.
Zresztą podobnie jak lider KO Donald Tusk, który część majątku – w tym mieszkanie w Sopocie – przekazał swojej małżonce. Pobyt w Brukseli sprawił, że Tusk zgromadził spore oszczędności – w sumie 1,3 miliona zł, ma też polisę na życie o wartości 300 tys. zł, dwie polisy na życie i dożycie - każda o wartości 70 tys. zł.
Ale to i tak skromny majątek w porównaniu ze Sławomirem Mentzenem. Lider Konfederacji zgromadził prawie 5 mln zł w bitcoinach. Oprócz tego ma 700 tys. zł oszczędności i wraz z żoną jest właścicielem dwóch domów i mieszkania, a także zabudowy kuchennej za 120 tys. zł.

Cenckiewicz chce zablokować wybór Tuska. Kaczyński stawia Dudę pod ścianą. Wiatrakowa wpadka Hołowni #OnetAudio
2023-12-02 18:35:51

Puśćmy wodze wyobraźni. Pod koniec swych rządów PiS uchwala ustawę, powołującą komisję badającą rzekome powiązania dawnej ekipy rządowej Donalda Tuska z Rosją. Komisja ma prawo politykom i urzędnikom uznanym za przychylnych Rosji wymierzyć karę 10 lat zakazu zajmowania stanowisk publicznych. Wybory wygrywa opozycja. Tuż po wyborach komisja — składająca się wyłącznie z ludzi PiS, kierowanych przez związanego z władzą historyka Sławomira Cenckiewicza — szybko i bez żadnych przesłuchań uznaje Tuska i kilku czołowych polityków Platformy za sprzyjających Rosji i wymierza im wieloletnie zakazy. W tej sytuacji prezydent odmawia powołania Tuska na premiera, a jego dawnych ministrów na stanowiska w nowym rządzie. W tej sytuacji nowy rząd nie może powstać, rządzi PiS, kraj wrze, setki tysięcy wyborców opozycji wychodzą na ulicę. Mamy wojnę polityczną i wojnę przed sądami na niespotykaną skalę. Czemu zatem ten wymarzony sen prezesa się nie spełnił? Ano przez prezydenta. Andrzej Duda początkowo zgodził się na ustawę umożliwiającą zablokowanie Tuskowi drogi do władzy na 10 lat — czyli w praktyce na zawsze — ale szybko pod naciskiem Amerykanów zmienił zdanie. Dlatego choć wszystko z opisanego wyżej scenariusza się spełniło, to jednak komisja nie była w stanie dokonać politycznej egzekucji Tuska i jego ministrów, mogła jedynie „zarekomendować”, by nie oddawać im władzy. Ale, przyznajemy, wciąż słyszymy taką nadzieję w PiS — że prezydent, postawiony w tej sprawie pod ścianą przez Jarosława Kaczyńskiego, odmówi powierzenia Tuskowi premierostwa. Sam Tusk bagatelizuje taką możliwość, podobnie jak jego sojusznicy z Trzeciej Drogi i Lewicy. Mentalnie już są w rządzie. Mają już nawet za sobą pierwszą wpadkę — trwają poszukiwania lobbysty bliskiego Polsce 2050 Szymona Hołowni, który do ustawy o niższych cenach energii wrzucił zapisy ułatwiające firmom energetycznym budowę wiatraków tuż pod oknami domów.

Puśćmy wodze wyobraźni. Pod koniec swych rządów PiS uchwala ustawę, powołującą komisję badającą rzekome powiązania dawnej ekipy rządowej Donalda Tuska z Rosją. Komisja ma prawo politykom i urzędnikom uznanym za przychylnych Rosji wymierzyć karę 10 lat zakazu zajmowania stanowisk publicznych. Wybory wygrywa opozycja. Tuż po wyborach komisja — składająca się wyłącznie z ludzi PiS, kierowanych przez związanego z władzą historyka Sławomira Cenckiewicza — szybko i bez żadnych przesłuchań uznaje Tuska i kilku czołowych polityków Platformy za sprzyjających Rosji i wymierza im wieloletnie zakazy. W tej sytuacji prezydent odmawia powołania Tuska na premiera, a jego dawnych ministrów na stanowiska w nowym rządzie. W tej sytuacji nowy rząd nie może powstać, rządzi PiS, kraj wrze, setki tysięcy wyborców opozycji wychodzą na ulicę. Mamy wojnę polityczną i wojnę przed sądami na niespotykaną skalę.
Czemu zatem ten wymarzony sen prezesa się nie spełnił? Ano przez prezydenta. Andrzej Duda początkowo zgodził się na ustawę umożliwiającą zablokowanie Tuskowi drogi do władzy na 10 lat — czyli w praktyce na zawsze — ale szybko pod naciskiem Amerykanów zmienił zdanie. Dlatego choć wszystko z opisanego wyżej scenariusza się spełniło, to jednak komisja nie była w stanie dokonać politycznej egzekucji Tuska i jego ministrów, mogła jedynie „zarekomendować”, by nie oddawać im władzy. Ale, przyznajemy, wciąż słyszymy taką nadzieję w PiS — że prezydent, postawiony w tej sprawie pod ścianą przez Jarosława Kaczyńskiego, odmówi powierzenia Tuskowi premierostwa.
Sam Tusk bagatelizuje taką możliwość, podobnie jak jego sojusznicy z Trzeciej Drogi i Lewicy. Mentalnie już są w rządzie. Mają już nawet za sobą pierwszą wpadkę — trwają poszukiwania lobbysty bliskiego Polsce 2050 Szymona Hołowni, który do ustawy o niższych cenach energii wrzucił zapisy ułatwiające firmom energetycznym budowę wiatraków tuż pod oknami domów.

Rząd osobliwości PiS. Kaczyński baja o koalicji z PSL. Człowiek Ziobry dostał zapaści po grzybkach #OnetAudio
2023-11-28 19:22:09

To pełna wzruszeń chwila. Jeszcze nigdy w Polsce nie mieliśmy do czynienia z rządem ekspresowym, którego szybki upadek jest przesądzony już w momencie tworzenia. Chcielibyśmy się cieszyć, ale przyszły smutek ściska nam gardło. Już za 14 dni tego rządu nie będzie.   Znamy aktorów tej szopki. Główną rolę odgrywa Mateusz Morawiecki, którego premierostwo to jeden wielki spektakl — skrzyżowanie dramatu i wodewilu. Po wyborach Morawiecki wziął na siebie misję zbudowania rządu skazanego na upadek, bo PiS przez 8 lat rządów tak brutalnie zwalczało opozycję, że dziś nikt nie chce z nimi rządzić. Dlatego też Morawiecki posuwając się krok po kroku w konstytucyjnie opisanej misji tworzenia rządu, wystawia się na drwiny — bo jest oczywiste, że żadnego rządu nie zbuduje. Dlatego też większość dotychczasowych ministrów zawczasu ewakuowała się z resortów, byleby tylko nie ośmieszać się wraz z Morawieckim. W tej sytuacji premier przedstawił jako nowych ministrów ludzi w większości kompletnie nieznanych i bez żadnej pozycji politycznej, którzy zwyczajnie nie obawiają się śmieszności. Ba, śmieszności nie obawia się także drugi aktor tej farsy — pan prezydent. Oto powołując nowych ministrów na maksymalnie 2 tygodnie, prezydent prawił im o budowie elektrowni atomowych, kontynuowaniu Centralnego Portu Komunikacyjnego, wspominał też o awansie Polski w globalnej lidze cargo. Prezydent widać uwierzył w bajki premiera, który opowiada, że buduje rząd ponadpartyjny i że zrealizuje „Dekalog Polskich Spraw”, czyli wymyślony naprędce miks pomysłów wyborczych z programu PiS, Trzeciej Drogi, Konfederacji i Lewicy. To brzmi tak pięknie, że prawieśmy uwierzyli — tak jak pan prezydent — że Morawiecki stworzy z tymi partiami Koalicję Polskich Spraw i wszyscy będą żyć długo oraz szczęśliwie. I wtedy oprzytomnieliśmy, zdając sobie sprawę, że to teatr, a premier dość marnie odgrywa napisaną mu rolę rozjemcy w wojnie polsko-polskiej. A oprzytomnieliśmy, gdyż odezwał się pan prezes, w bólach rozstający się z władzą. Rzekł otóż Jarosław Kaczyński, że to nie żaden pan Mateusz, nie żaden Dekalog i nie żadna Koalicja — tylko on sam w swym prezesowskim jestestwie wyreżyserował ten spektakl pod tytułem: „Rząd osobliwości PiS”. I twierdzi — tu już naprawdę nie potrafimy powstrzymać śmiechu — że to przygotowanie do rządów z PSL. W tym wydaniu słuchowiska politycznego „Stan Wyjątkowy” Andrzej Stankiewicz i Kamil Dziubka z lubością analizują skład nowego rządu prezesa, odnajdując w nim — rzecz jasna — masę osobliwości. Szczegółowo omawiają też rozgrywkę Kaczyńskiego, który próbuje opóźnić oddanie władzy i zaczyna wykorzystywać kontrolowane wciąż przez PiS instytucje do walki ze zbliżającym się dużymi krokami rządem Donalda Tuska.
To pełna wzruszeń chwila. Jeszcze nigdy w Polsce nie mieliśmy do czynienia z rządem ekspresowym, którego szybki upadek jest przesądzony już w momencie tworzenia. Chcielibyśmy się cieszyć, ale przyszły smutek ściska nam gardło. Już za 14 dni tego rządu nie będzie.   Znamy aktorów tej szopki. Główną rolę odgrywa Mateusz Morawiecki, którego premierostwo to jeden wielki spektakl — skrzyżowanie dramatu i wodewilu. Po wyborach Morawiecki wziął na siebie misję zbudowania rządu skazanego na upadek, bo PiS przez 8 lat rządów tak brutalnie zwalczało opozycję, że dziś nikt nie chce z nimi rządzić. Dlatego też Morawiecki posuwając się krok po kroku w konstytucyjnie opisanej misji tworzenia rządu, wystawia się na drwiny — bo jest oczywiste, że żadnego rządu nie zbuduje. Dlatego też większość dotychczasowych ministrów zawczasu ewakuowała się z resortów, byleby tylko nie ośmieszać się wraz z Morawieckim. W tej sytuacji premier przedstawił jako nowych ministrów ludzi w większości kompletnie nieznanych i bez żadnej pozycji politycznej, którzy zwyczajnie nie obawiają się śmieszności. Ba, śmieszności nie obawia się także drugi aktor tej farsy — pan prezydent. Oto powołując nowych ministrów na maksymalnie 2 tygodnie, prezydent prawił im o budowie elektrowni atomowych, kontynuowaniu Centralnego Portu Komunikacyjnego, wspominał też o awansie Polski w globalnej lidze cargo. Prezydent widać uwierzył w bajki premiera, który opowiada, że buduje rząd ponadpartyjny i że zrealizuje „Dekalog Polskich Spraw”, czyli wymyślony naprędce miks pomysłów wyborczych z programu PiS, Trzeciej Drogi, Konfederacji i Lewicy. To brzmi tak pięknie, że prawieśmy uwierzyli — tak jak pan prezydent — że Morawiecki stworzy z tymi partiami Koalicję Polskich Spraw i wszyscy będą żyć długo oraz szczęśliwie. I wtedy oprzytomnieliśmy, zdając sobie sprawę, że to teatr, a premier dość marnie odgrywa napisaną mu rolę rozjemcy w wojnie polsko-polskiej. A oprzytomnieliśmy, gdyż odezwał się pan prezes, w bólach rozstający się z władzą. Rzekł otóż Jarosław Kaczyński, że to nie żaden pan Mateusz, nie żaden Dekalog i nie żadna Koalicja — tylko on sam w swym prezesowskim jestestwie wyreżyserował ten spektakl pod tytułem: „Rząd osobliwości PiS”. I twierdzi — tu już naprawdę nie potrafimy powstrzymać śmiechu — że to przygotowanie do rządów z PSL. W tym wydaniu słuchowiska politycznego „Stan Wyjątkowy” Andrzej Stankiewicz i Kamil Dziubka z lubością analizują skład nowego rządu prezesa, odnajdując w nim — rzecz jasna — masę osobliwości. Szczegółowo omawiają też rozgrywkę Kaczyńskiego, który próbuje opóźnić oddanie władzy i zaczyna wykorzystywać kontrolowane wciąż przez PiS instytucje do walki ze zbliżającym się dużymi krokami rządem Donalda Tuska.

Rząd Morawieckiego pakuje manatki. Tusk odpala komisje śledcze. Komandosi prezesa PiS nadal w Sejmie #OnetAudio
2023-11-25 17:06:38

Spakowali się. W torby, aktówki, tobołki — ministrowie rządu PiS w ciągu ostatnich kilku dni po cichu opuścili swe fotele, porzucili gabinety i pożegnali gmachy. To było tak po ludzku bolesne. Wszak — by zacytować klasyczną frazę Beaty Szydło — „przez 8 ostatnich lat” rządzili niepodzielnie. I tak po prostu przyzwyczaili się do tej władzy niepodzielnej. Tak bardzo się przyzwyczaili, że nie wyobrażali sobie, że mogą ją stracić. A tu suweren wywinął numer niepodzielnym. Były pożegnalne kawusie i koniaczki, trochę wzruszu, czasem skrycie uroniona kropla łez. Musieli się spakować nawet nie dlatego, że Donald Tusk już prze do władzy i dyszy żądzą zemsty. Musieli się spakować, bo ich pryncypał Mateusz Morawiecki odgrywa komedię z tworzeniem nowego gabinetu z fikcyjnym programem, popieranym przez tajną koalicję. W ramach tego groteskowego projektu Morawiecki ogłosi w poniedziałek skład rządu, który upadnie zanim powstanie. Ale zanim upadnie, to przez maksimum 2 tygodnie będzie rządził. I to dla nowych „ministrów” — kilkunastu figurantów Morawieckiego — trzeba było zwolnić fotele i gabinety. Twórców słuchowiska politycznego „Stan Wyjątkowy” Kamila Dziubkę i Dominikę Długosz powyborcze pląsy Morawieckiego niezmiennie bawią. Tak zwyczajnie po ludzku zastanawiamy się, czy są granice żenady, których premier nie jest w stanie przekroczyć. Mówiąc szczerze, nie próbujemy nawet ustawiać mu poprzeczek, bo istnieje ryzyko, że w najbliższych dniach pójdzie na całość — w kierunku nieznanym najprzedniejszym twórcom polskiego kabaretu. Premier odwleka to, co nieuniknione — powstanie rządu Donalda Tuska. Przypiekanie Morawieckiego — swego dawnego doradcy, a ostatnio agresywnego przeciwnika — Tusk stawia wysoko w swym planie. Żeby Morawieckiego całkowicie politycznie wykończyć Tusk dorzuca ustawę, zwaną złośliwie „czyste ręce” — ma ona ujawniać majątki małżonków polityków. Oczywistym adresatem jest Iwona Morawiecka, na którą premier przepisał wart dziesiątki milionów majątek, którego nie chce ujawnić, twierdząc, że nie ma takiego obowiązku. No to będzie obowiązek — a jedyną receptą, premierze, będzie przepisanie nieruchomości na dzieci. Ale, rzecz jasna, głównym bohaterem rozliczeń będzie Jarosław Kaczyński. Prezesa czeka od połowy grudnia serial zeznań przed komisjami śledczymi i przed prokuraturą, zabraną Ziobrze. Rozliczenia mają rozbić PiS i pozbawić Kaczyńskiego szans na powrót do władzy.

Spakowali się. W torby, aktówki, tobołki — ministrowie rządu PiS w ciągu ostatnich kilku dni po cichu opuścili swe fotele, porzucili gabinety i pożegnali gmachy. To było tak po ludzku bolesne. Wszak — by zacytować klasyczną frazę Beaty Szydło — „przez 8 ostatnich lat” rządzili niepodzielnie. I tak po prostu przyzwyczaili się do tej władzy niepodzielnej. Tak bardzo się przyzwyczaili, że nie wyobrażali sobie, że mogą ją stracić. A tu suweren wywinął numer niepodzielnym.
Były pożegnalne kawusie i koniaczki, trochę wzruszu, czasem skrycie uroniona kropla łez. Musieli się spakować nawet nie dlatego, że Donald Tusk już prze do władzy i dyszy żądzą zemsty. Musieli się spakować, bo ich pryncypał Mateusz Morawiecki odgrywa komedię z tworzeniem nowego gabinetu z fikcyjnym programem, popieranym przez tajną koalicję.
W ramach tego groteskowego projektu Morawiecki ogłosi w poniedziałek skład rządu, który upadnie zanim powstanie. Ale zanim upadnie, to przez maksimum 2 tygodnie będzie rządził. I to dla nowych „ministrów” — kilkunastu figurantów Morawieckiego — trzeba było zwolnić fotele i gabinety.
Twórców słuchowiska politycznego „Stan Wyjątkowy” Kamila Dziubkę i Dominikę Długosz powyborcze pląsy Morawieckiego niezmiennie bawią. Tak zwyczajnie po ludzku zastanawiamy się, czy są granice żenady, których premier nie jest w stanie przekroczyć. Mówiąc szczerze, nie próbujemy nawet ustawiać mu poprzeczek, bo istnieje ryzyko, że w najbliższych dniach pójdzie na całość — w kierunku nieznanym najprzedniejszym twórcom polskiego kabaretu.
Premier odwleka to, co nieuniknione — powstanie rządu Donalda Tuska. Przypiekanie Morawieckiego — swego dawnego doradcy, a ostatnio agresywnego przeciwnika — Tusk stawia wysoko w swym planie. Żeby Morawieckiego całkowicie politycznie wykończyć Tusk dorzuca ustawę, zwaną złośliwie „czyste ręce” — ma ona ujawniać majątki małżonków polityków. Oczywistym adresatem jest Iwona Morawiecka, na którą premier przepisał wart dziesiątki milionów majątek, którego nie chce ujawnić, twierdząc, że nie ma takiego obowiązku. No to będzie obowiązek — a jedyną receptą, premierze, będzie przepisanie nieruchomości na dzieci.
Ale, rzecz jasna, głównym bohaterem rozliczeń będzie Jarosław Kaczyński. Prezesa czeka od połowy grudnia serial zeznań przed komisjami śledczymi i przed prokuraturą, zabraną Ziobrze. Rozliczenia mają rozbić PiS i pozbawić Kaczyńskiego szans na powrót do władzy.

Tusk przyspiesza. Morawiecki prowadzi łapankę. A sędzia TK ucieka przed alkomatem #OnetAudio
2023-11-21 18:25:33

Kiedy Donald Tusk przyspiesza i zapowiada powołanie trzech komisji śledczych wymierzonych w Prawo i Sprawiedliwość, premier Mateusz Morawiecki wciąż udaje, że tworzy rząd. To o tyle ciekawe, że o tym, jak właściwie wygląda ten proces, nie wiedzą nawet… ministrowie jego obecnego rządu, który formalnie od tygodnia jest w dymisji. Taki minister Czarnek na przykład twierdzi, że szef rządu o niczym z nim nie rozmawiał, ale jak będzie trzeba, to weźmie udział w tym spektaklu. Bo sam pan minister edukacji otwarcie mówi, że wie, jak to się skończy. A skończy się tak, że Mateusz Morawiecki w Sejmie przerżnie głosowanie w sprawie wotum nieufności. I nie pomogą propozycje, które – jak twierdzi pan premier – są kompilacją postulatów programowych partii, z których Morawiecki chce wyrywać posłów. Nie do końca wiemy, dlaczego politycy PSL, Polski 2050, Lewicy, tudzież Konfederacji mieliby chcieć realizować swój program razem z premierem rządu PiS, ale na to pytanie powinien odpowiedzieć chyba on sam. Być może usłyszy takie pytanie w trakcie spotkania z marszałkiem Sejmu Szymonem Hołownią, do którego – jak zresztą sam przyznaje – trochę wpycha się na spotkanie. Hołownia, który Mateusza Morawieckiego nazywa pieszczotliwie premierem Schroedingera, który jest, ale jakby go nie ma, obiecuje, że znajdzie jakieś okienko w swoim kalendarzu, ale dopiero jak ten sformuje swój nowy rząd. Zatem najwcześniej za tydzień. Ale marszałek Sejmu ma do Morawieckiego więcej pytań. Na przykład takie, dlaczego rząd PiS nie zapisał w budżecie, że VAT na żywność w przyszłym roku wyniesie 0%, a teraz składa projekt ustawy, który to właśnie przewiduje? No i co robił latem rząd, że teraz nagle trzeba nowelizować ustawę o handlu w niedzielę, bo w niedzielę właśnie wypada tegoroczna Wigilia? Musielibyśmy też zapytać, od kiedy znany jest kalendarz na 2023 rok, ale ktoś mógłby uznać, że jesteśmy małostkowi. Zadamy zatem inne pytanie: panie premierze, co pan robił, kiedy pana partia likwidowała rządowy program finansowania in vitro? Proszę tylko nie mówić, że nie był pan posłem, bo był pan wicepremierem tego rządu. Oczywiście można założyć, że wziął pan sobie do serca słowa Jarosława Kaczyńskiego z 2012 r., kiedy ten mówił, iż dla niego in vitro to właściwie jak aborcja. Załóżmy, że tak właśnie było. No to zapnijcie państwo pasy. Dziś pan premier chce sfinansować bon o wartości 10-20 tys. zł, który można przeznaczyć na procedurę in vitro. Słabo? Słabo o tyle, że tego bonu nie będzie, bo nowa większość właśnie zaczyna pracować nad obywatelskim projektem ustawy ws. finansowania z budżetu państwa in vitro. To ten sam projekt, od którym zebrano pół miliona podpisów i który pani marszałek Witek włożyła do sejmowej zamrażarki. I będzie to pierwszy projekt ustawy, którym zajmie się nowy Sejm. Pytanie oczywiście, jak zachowa się pan prezydent, który na biurku niedługo znajdzie tę ustawę. Trochę nie chce nam się wierzyć, że ją zawetuje, bo mamy wrażenie, że nowa większość tylko na to czeka. A skoro przy nowej większości jesteśmy, to odżyła giełda kandydatów do rządu Donalda Tuska. Coraz głośniej mówi się, że szefem dyplomacji zostanie Radosław Sikorski. Byłby to powrót po latach, choć – bądźmy szczerzy – mocniejszej postaci z tego zakresu kompetencji lider Platformy po prostu nie ma. Nie ma też wątpliwości, że kandydatów na to stanowisko jest więcej. W przeciwieństwie do teki ministra zdrowia. Z informacji Onetu wynika, że największe szanse na tę funkcję ma Joanna Mucha, była minister sportu w latach 2011-2013, która jednakowoż pisała pracę doktorską na temat finansowania publicznej służby zdrowia w Polsce. Do tej pory najczęściej mówiło się w kontekście tej posady o Izabeli Leszczynie, jednak ta ponoć broni się przed tym rękami i nogami. Podobno Donald Tusk myślał o niej jako o nowej szefowej klubu parlamentarnego, jednak tutaj koncepcji ma być więcej. Ciekawa rozgrywka toczy się o fotel ministra sprawiedliwości. Tu najczęściej ostatnio pada nazwisko byłego Rzecznika Praw Obywatelskich Adama Bodnara. On sam unika deklaracji na ten temat. Niektórzy twierdzą, że nie jest on wystarczająco twardy, ale ci, którzy go znają, twierdzą, że to krzywdzące opinie. Z pewnością jednym z najważniejszych zadań tego, który zastąpi w gabinecie Zbigniewa Ziobrę, będzie rozprawa z Prokuratorem Krajowym Dariuszem Barskim, który w myśl niedawno znowelizowanych przepisów jest nie do ruszenia, chyba że zgodzi się na to prezydent. Nasi rozmówcy po stronie nowej większości twierdzą jednak, że ustawa jest – brzydko mówiąc – spartolona i Barskiego usunąć można dość łatwo. A na pewno tak mu uprzykrzyć życie, że sam z tej funkcji zrezygnuje.

Kiedy Donald Tusk przyspiesza i zapowiada powołanie trzech komisji śledczych wymierzonych w Prawo i Sprawiedliwość, premier Mateusz Morawiecki wciąż udaje, że tworzy rząd. To o tyle ciekawe, że o tym, jak właściwie wygląda ten proces, nie wiedzą nawet… ministrowie jego obecnego rządu, który formalnie od tygodnia jest w dymisji.

Taki minister Czarnek na przykład twierdzi, że szef rządu o niczym z nim nie rozmawiał, ale jak będzie trzeba, to weźmie udział w tym spektaklu. Bo sam pan minister edukacji otwarcie mówi, że wie, jak to się skończy. A skończy się tak, że Mateusz Morawiecki w Sejmie przerżnie głosowanie w sprawie wotum nieufności.

I nie pomogą propozycje, które – jak twierdzi pan premier – są kompilacją postulatów programowych partii, z których Morawiecki chce wyrywać posłów. Nie do końca wiemy, dlaczego politycy PSL, Polski 2050, Lewicy, tudzież Konfederacji mieliby chcieć realizować swój program razem z premierem rządu PiS, ale na to pytanie powinien odpowiedzieć chyba on sam.

Być może usłyszy takie pytanie w trakcie spotkania z marszałkiem Sejmu Szymonem Hołownią, do którego – jak zresztą sam przyznaje – trochę wpycha się na spotkanie. Hołownia, który Mateusza Morawieckiego nazywa pieszczotliwie premierem Schroedingera, który jest, ale jakby go nie ma, obiecuje, że znajdzie jakieś okienko w swoim kalendarzu, ale dopiero jak ten sformuje swój nowy rząd. Zatem najwcześniej za tydzień.

Ale marszałek Sejmu ma do Morawieckiego więcej pytań. Na przykład takie, dlaczego rząd PiS nie zapisał w budżecie, że VAT na żywność w przyszłym roku wyniesie 0%, a teraz składa projekt ustawy, który to właśnie przewiduje? No i co robił latem rząd, że teraz nagle trzeba nowelizować ustawę o handlu w niedzielę, bo w niedzielę właśnie wypada tegoroczna Wigilia? Musielibyśmy też zapytać, od kiedy znany jest kalendarz na 2023 rok, ale ktoś mógłby uznać, że jesteśmy małostkowi.

Zadamy zatem inne pytanie: panie premierze, co pan robił, kiedy pana partia likwidowała rządowy program finansowania in vitro? Proszę tylko nie mówić, że nie był pan posłem, bo był pan wicepremierem tego rządu. Oczywiście można założyć, że wziął pan sobie do serca słowa Jarosława Kaczyńskiego z 2012 r., kiedy ten mówił, iż dla niego in vitro to właściwie jak aborcja.

Załóżmy, że tak właśnie było. No to zapnijcie państwo pasy. Dziś pan premier chce sfinansować bon o wartości 10-20 tys. zł, który można przeznaczyć na procedurę in vitro. Słabo? Słabo o tyle, że tego bonu nie będzie, bo nowa większość właśnie zaczyna pracować nad obywatelskim projektem ustawy ws. finansowania z budżetu państwa in vitro.

To ten sam projekt, od którym zebrano pół miliona podpisów i który pani marszałek Witek włożyła do sejmowej zamrażarki. I będzie to pierwszy projekt ustawy, którym zajmie się nowy Sejm. Pytanie oczywiście, jak zachowa się pan prezydent, który na biurku niedługo znajdzie tę ustawę. Trochę nie chce nam się wierzyć, że ją zawetuje, bo mamy wrażenie, że nowa większość tylko na to czeka.

A skoro przy nowej większości jesteśmy, to odżyła giełda kandydatów do rządu Donalda Tuska. Coraz głośniej mówi się, że szefem dyplomacji zostanie Radosław Sikorski. Byłby to powrót po latach, choć – bądźmy szczerzy – mocniejszej postaci z tego zakresu kompetencji lider Platformy po prostu nie ma.

Nie ma też wątpliwości, że kandydatów na to stanowisko jest więcej. W przeciwieństwie do teki ministra zdrowia. Z informacji Onetu wynika, że największe szanse na tę funkcję ma Joanna Mucha, była minister sportu w latach 2011-2013, która jednakowoż pisała pracę doktorską na temat finansowania publicznej służby zdrowia w Polsce. Do tej pory najczęściej mówiło się w kontekście tej posady o Izabeli Leszczynie, jednak ta ponoć broni się przed tym rękami i nogami. Podobno Donald Tusk myślał o niej jako o nowej szefowej klubu parlamentarnego, jednak tutaj koncepcji ma być więcej.

Ciekawa rozgrywka toczy się o fotel ministra sprawiedliwości. Tu najczęściej ostatnio pada nazwisko byłego Rzecznika Praw Obywatelskich Adama Bodnara. On sam unika deklaracji na ten temat. Niektórzy twierdzą, że nie jest on wystarczająco twardy, ale ci, którzy go znają, twierdzą, że to krzywdzące opinie.

Z pewnością jednym z najważniejszych zadań tego, który zastąpi w gabinecie Zbigniewa Ziobrę, będzie rozprawa z Prokuratorem Krajowym Dariuszem Barskim, który w myśl niedawno znowelizowanych przepisów jest nie do ruszenia, chyba że zgodzi się na to prezydent.

Nasi rozmówcy po stronie nowej większości twierdzą jednak, że ustawa jest – brzydko mówiąc – spartolona i Barskiego usunąć można dość łatwo. A na pewno tak mu uprzykrzyć życie, że sam z tej funkcji zrezygnuje.

Kaczyński upokorzony przez Hołownię. Ziobro boi się rozliczeń. A Konfederacja ośmiesza się w Sejmie #OnetAudio
2023-11-18 18:11:06

Jak by nie patrzeć, Szymon Hołownia ma swój czas. Ostatnie dni to dla lidera Polski 2050 najlepszy okres, jaki trafił mu się w polityce. Nowy marszałek Sejmu do maksimum wykorzystuje swe okienko w burzliwej rzeczywistości powyborczej. Z jednej strony ustępujący premier Mateusz Morawiecki jeszcze walczy o władzę, ale to zrywy coraz bardziej cherlawe — wiadomo, jak skończy się jego misja. Z drugiej przyszły premier Donald Tusk usunął się w cień, w ciszy przygotowując koncepcję totalnej wycinki pisowców z wszystkich instytucji państwa, którą rozpocznie po przejęciu władzy za niespełna miesiąc. Z tego swoistego interregnum — gdy namiestnik Kaczyńskiego w konwulsjach żegna się z władzą, a nowy hegemon jeszcze nie objął urzędu — korzysta właśnie Hołownia, jako pierwszy nominat nowej koalicji. Najpierw zręcznie poprowadził pierwsze posiedzenie Sejmu — dając sobie radę z takimi zawodnikami jak Zbigniew Ziobro czy Przemysław Czarnek, których talent estradowy wykracza daleko poza umiejętności najbardziej charyzmatycznych uczestników „Mam talent”, dawnego show Hołowni w telewizji TVN. Potem nowy marszałek wygłosił orędzie, w którym uspokajał wyborców PiS, że to nie jest koniec ich świata. Wreszcie spotkał się z prezydentem Andrzejem Dudą — jako, bądź co bądź, druga osoba w państwie, która ma zresztą ambicje, by za dwa lata stać się osobą nr 1. Jednocześnie Hołownia upokorzył Jarosława Kaczyńskiego. Szef PiS przez ostatnie 8 lat wchodził na sejmową mównicę jak do swego gabinetu na Nowogrodzkiej — „bez żadnego trybu”, jak sam mawiał. Tym razem też tak chciał, gdy Sejm prowadził pierwszą gorącą debatę dotyczącą sądownictwa. Hołownia mu odmówił — to był symboliczny kres rządów Kaczyńskiego w Sejmie. Debata sądowa wywołała ogromne emocje szczególnie u Ziobry — który popiskiwał na polityków nowej ekipy i wyśmiewał ich, wyzywając od „fujar”. Przestrzegał też, że żadna władza nie jest wieczna, a rozliczenia w przyszłości dotknąć też ich. To był wyraźny dowód na to, że Ziobro boi się rozliczeń, zapisanych przez nową koalicję w umowie o tworzeniu rządu. Gdyby autorzy „Stanu Wyjątkowego” Kamil Dziubka i Renata Grochal mieli obstawiać top polityków PiS, którymi zajmie się Tusk po przejęciu władzy, to rzeczywiście pan Zbyszek znajdzie się wysoko. Listę rzecz jasna otworzy Kaczyński, ale Ziobro to pewny numer 2, zaś trzecią lokatę zajmuje Jacek Kurski, którego Tusk spróbuje odwołać z lukratywnej — i pozornie bezpiecznej — posady w Banku Światowym w Waszyngtonie, by mogła się nim zająć prokuratura. Właśnie przed prokuraturą Tusk chce postawić Kurskiego za to, że całkowicie sprostytuował TVP, czyniąc z niej kanał tępej propagandy i narzędzie brutalnej walki z opozycją wobec PiS.
Jak by nie patrzeć, Szymon Hołownia ma swój czas. Ostatnie dni to dla lidera Polski 2050 najlepszy okres, jaki trafił mu się w polityce. Nowy marszałek Sejmu do maksimum wykorzystuje swe okienko w burzliwej rzeczywistości powyborczej. Z jednej strony ustępujący premier Mateusz Morawiecki jeszcze walczy o władzę, ale to zrywy coraz bardziej cherlawe — wiadomo, jak skończy się jego misja. Z drugiej przyszły premier Donald Tusk usunął się w cień, w ciszy przygotowując koncepcję totalnej wycinki pisowców z wszystkich instytucji państwa, którą rozpocznie po przejęciu władzy za niespełna miesiąc. Z tego swoistego interregnum — gdy namiestnik Kaczyńskiego w konwulsjach żegna się z władzą, a nowy hegemon jeszcze nie objął urzędu — korzysta właśnie Hołownia, jako pierwszy nominat nowej koalicji. Najpierw zręcznie poprowadził pierwsze posiedzenie Sejmu — dając sobie radę z takimi zawodnikami jak Zbigniew Ziobro czy Przemysław Czarnek, których talent estradowy wykracza daleko poza umiejętności najbardziej charyzmatycznych uczestników „Mam talent”, dawnego show Hołowni w telewizji TVN. Potem nowy marszałek wygłosił orędzie, w którym uspokajał wyborców PiS, że to nie jest koniec ich świata. Wreszcie spotkał się z prezydentem Andrzejem Dudą — jako, bądź co bądź, druga osoba w państwie, która ma zresztą ambicje, by za dwa lata stać się osobą nr 1. Jednocześnie Hołownia upokorzył Jarosława Kaczyńskiego. Szef PiS przez ostatnie 8 lat wchodził na sejmową mównicę jak do swego gabinetu na Nowogrodzkiej — „bez żadnego trybu”, jak sam mawiał. Tym razem też tak chciał, gdy Sejm prowadził pierwszą gorącą debatę dotyczącą sądownictwa. Hołownia mu odmówił — to był symboliczny kres rządów Kaczyńskiego w Sejmie. Debata sądowa wywołała ogromne emocje szczególnie u Ziobry — który popiskiwał na polityków nowej ekipy i wyśmiewał ich, wyzywając od „fujar”. Przestrzegał też, że żadna władza nie jest wieczna, a rozliczenia w przyszłości dotknąć też ich. To był wyraźny dowód na to, że Ziobro boi się rozliczeń, zapisanych przez nową koalicję w umowie o tworzeniu rządu. Gdyby autorzy „Stanu Wyjątkowego” Kamil Dziubka i Renata Grochal mieli obstawiać top polityków PiS, którymi zajmie się Tusk po przejęciu władzy, to rzeczywiście pan Zbyszek znajdzie się wysoko. Listę rzecz jasna otworzy Kaczyński, ale Ziobro to pewny numer 2, zaś trzecią lokatę zajmuje Jacek Kurski, którego Tusk spróbuje odwołać z lukratywnej — i pozornie bezpiecznej — posady w Banku Światowym w Waszyngtonie, by mogła się nim zająć prokuratura. Właśnie przed prokuraturą Tusk chce postawić Kurskiego za to, że całkowicie sprostytuował TVP, czyniąc z niej kanał tępej propagandy i narzędzie brutalnej walki z opozycją wobec PiS.

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie