Co sprawia, że niektórzy są w stanie zaklinać rzeczywistość? Przekonać do siebie nieprzekonanych? Definiować przyszłość?
Nazywam się Andrzej Skasko i zapraszam do wysłuchania podcastu, w którym usłyszycie historie osób, które stały na czele ruchów społecznych, tworzyły przełomowe rozwiązania, osiągały nietuzinkowe rezultaty biznesowe. Historie te opowiedziane są z perspektywy pojedynczych minut, które zadecydowały o ich wielkim sukcesie lub… o sromotnej porażce. Opowieści te konfrontuję z własnym doświadczeniem, tworząc przestrzeń do refleksji oraz inspirując do podejmowania nowych wyzwań.
Alfred Nobel za życia słynął z wynalezienia dynamitu. Genialny wynalazca, który zarejestrował ponad 350 różnych patentów, stworzył sieć fabryk materiałów wybuchowych w XIX-wiecznej Europie.
W 1888 roku brat Alfreda - Ludwik zmarł we Francji. Wówczas tamtejsze gazety wydrukowały nekrologi Ludwika, omyłkowo tytułując je na nazwisko Alfreda Nobla.
Tytuł jednego z nich brzmiał „Le marchand de la mort est mort” („Kupiec śmierci nie żyje”), obwieszczając, że "wczoraj zmarł doktor Alfred Nobel, który zbił fortunę, szukając sposobów jak najszybszego zabicia jak największej liczby ludzi".
Alfred przeczytał swój nekrolog i był przerażony myślą, że zostanie zapamiętany w ten właśnie sposób. W testamencie spisanym kilka lat później przeznaczył 94% swojego olbrzymiego majątku na stworzenie funduszu, który miał być dzielony w formie nagród za osiągnięcia w dziedzinie fizyki, chemii, fizjologii lub medycyny, literatury oraz na polu krzewienia idei pokojowych.
Alfred Nobel za życia słynął z wynalezienia dynamitu. Genialny wynalazca, który zarejestrował ponad 350 różnych patentów, stworzył sieć fabryk materiałów wybuchowych w XIX-wiecznej Europie.
W 1888 roku brat Alfreda - Ludwik zmarł we Francji. Wówczas tamtejsze gazety wydrukowały nekrologi Ludwika, omyłkowo tytułując je na nazwisko Alfreda Nobla.
Tytuł jednego z nich brzmiał „Le marchand de la mort est mort” („Kupiec śmierci nie żyje”), obwieszczając, że "wczoraj zmarł doktor Alfred Nobel, który zbił fortunę, szukając sposobów jak najszybszego zabicia jak największej liczby ludzi".
Alfred przeczytał swój nekrolog i był przerażony myślą, że zostanie zapamiętany w ten właśnie sposób. W testamencie spisanym kilka lat później przeznaczył 94% swojego olbrzymiego majątku na stworzenie funduszu, który miał być dzielony w formie nagród za osiągnięcia w dziedzinie fizyki, chemii, fizjologii lub medycyny, literatury oraz na polu krzewienia idei pokojowych.
W latach 70-tych Robert Taylor z trzema tysiącami dolarów w kieszeni założył własną firmę produkującą mydło w kostkach. Z czasem rozszerzył portfolio produktów, wprowadzając nowatorski - jak na tamte czasy - produkt: mydło w płynie.
Jednak Taylor musiał zmierzyć się z nowym wyzwaniem - konkurencją. Dziesiątki imitacji jego Softsoap zaczęło trafiać na rynek, a wielcy producenci, jak P&G, Unilever i Colgate, zaczynali testować podobne produkty.
Wówczas Taylor zadzwonił do Calmar - jedynego producenta pompek do pojemników z mydłem w płynie - i oznajmił że chce kupić od nich 100 milionów pompek.
Prezes dostawcy przecierał oczy ze zdumienia. Jego firma nigdy nie przyjęła tak dużego zamówienia.
Taylor dopytywał prezesa:
- „A jak wpłynie to na Waszą produkcję?”
- „To by nas prawie zamknęło”, odpowiedział szef Calmara. „Nie bylibyśmy w stanie realizować produkcji na rzecz innych klientów”.
- „Idealnie”, pomyślał Taylor.
Ryzykowna gra Taylora opłaciła się. Wielcy konkurenci zostali zablokowani na prawie dwa lata. Sprzedaż Softsoap nadal rosła, a jego firma utrzymała pozycję nr 1 na rozwijającym się rynku mydła w płynie.
W latach 70-tych Robert Taylor z trzema tysiącami dolarów w kieszeni założył własną firmę produkującą mydło w kostkach. Z czasem rozszerzył portfolio produktów, wprowadzając nowatorski - jak na tamte czasy - produkt: mydło w płynie.
Jednak Taylor musiał zmierzyć się z nowym wyzwaniem - konkurencją. Dziesiątki imitacji jego Softsoap zaczęło trafiać na rynek, a wielcy producenci, jak P&G, Unilever i Colgate, zaczynali testować podobne produkty.
Wówczas Taylor zadzwonił do Calmar - jedynego producenta pompek do pojemników z mydłem w płynie - i oznajmił że chce kupić od nich 100 milionów pompek.
Prezes dostawcy przecierał oczy ze zdumienia. Jego firma nigdy nie przyjęła tak dużego zamówienia.
Taylor dopytywał prezesa:
- „A jak wpłynie to na Waszą produkcję?”
- „To by nas prawie zamknęło”, odpowiedział szef Calmara. „Nie bylibyśmy w stanie realizować produkcji na rzecz innych klientów”.
- „Idealnie”, pomyślał Taylor.
Ryzykowna gra Taylora opłaciła się. Wielcy konkurenci zostali zablokowani na prawie dwa lata. Sprzedaż Softsoap nadal rosła, a jego firma utrzymała pozycję nr 1 na rozwijającym się rynku mydła w płynie.
Dzięki wybitnemu aktorowi Clarkowi Gable, Hattie McDaniel dostała się na casting do roli Mammy w "Przeminęło z wiatrem".
Mimo, że otrzymała tę rolę, wytwórnia nie pozwoliła jej na udział w premierze filmu.
Za rolę Mammy, Hattie, jako pierwsza afroamerykanka w historii, została nominowana do Oscara. Jednak podczas wręczania statuetek nie pozwolono jej wejść do hotelu, ani usiąść na gali wraz z resztą nominowanych. Po stanowczej reakcji, pozwolono jej, by usiadła pod ścianą przy stole ze swoim agentem i ochroniarzem.
I to właśnie McDaniel zdobyła Oskara jako pierwsza osoba pochodzenia afroamerykańskiego, tym samym torując drogę tym, którzy wcześniej nie mieli dostępu do świata Hollywood.
Dzięki wybitnemu aktorowi Clarkowi Gable, Hattie McDaniel dostała się na casting do roli Mammy w "Przeminęło z wiatrem".
Mimo, że otrzymała tę rolę, wytwórnia nie pozwoliła jej na udział w premierze filmu.
Za rolę Mammy, Hattie, jako pierwsza afroamerykanka w historii, została nominowana do Oscara. Jednak podczas wręczania statuetek nie pozwolono jej wejść do hotelu, ani usiąść na gali wraz z resztą nominowanych. Po stanowczej reakcji, pozwolono jej, by usiadła pod ścianą przy stole ze swoim agentem i ochroniarzem.
I to właśnie McDaniel zdobyła Oskara jako pierwsza osoba pochodzenia afroamerykańskiego, tym samym torując drogę tym, którzy wcześniej nie mieli dostępu do świata Hollywood.
Stany Zjednoczone, rok 1912.
Trzy lata po ustąpieniu z fotela prezydenta USA, Theodore Roosevelt postanawia ponownie stanąć w szranki wyborcze.
Jego sztab drukuje trzy miliony ulotek promujących kandydata na prezydenta.
Jednak w pewnym momencie dociera do nich fatalna informacja - okazuje się, że sztab nie posiada praw autorskich do zdjęcia na ulotkach.
Według szybkich szacunków należało liczyć się z roszczeniami rzędu trzech milionów dolarów. Z kolei nieskorzystanie z wydrukowanych ulotek oznaczałoby zaprzepaszczenie szans na wygraną. Na dodatek autor problematycznych zdjęć - Moffett - był zgorzkniałym cynikiem myślącym jedynie o pieniądzach.
Kampania zawisła na włosku.
Wtedy do akcji wkroczył szef sztabu George Perkins, który wysłał do autora zdjęć list o następującej treści: "Zamierzamy rozdać miliony broszur ze zdjęciem Theodora Roosevelta. Będzie to wielka reklama dla fotografa, którego wybierzemy. Ile jesteś gotów nam zapłacić żebyśmy wybrali Twoje?". Moffett odpowiedział błyskawicznie: "Cóż, nigdy jeszcze czegoś takiego nie robiliśmy, ale w tej sytuacji będziemy szczęśliwi mogąc zapłacić Wam 250 dolarów”.
Stany Zjednoczone, rok 1912.
Trzy lata po ustąpieniu z fotela prezydenta USA, Theodore Roosevelt postanawia ponownie stanąć w szranki wyborcze.
Jego sztab drukuje trzy miliony ulotek promujących kandydata na prezydenta.
Jednak w pewnym momencie dociera do nich fatalna informacja - okazuje się, że sztab nie posiada praw autorskich do zdjęcia na ulotkach.
Według szybkich szacunków należało liczyć się z roszczeniami rzędu trzech milionów dolarów. Z kolei nieskorzystanie z wydrukowanych ulotek oznaczałoby zaprzepaszczenie szans na wygraną. Na dodatek autor problematycznych zdjęć - Moffett - był zgorzkniałym cynikiem myślącym jedynie o pieniądzach.
Kampania zawisła na włosku.
Wtedy do akcji wkroczył szef sztabu George Perkins, który wysłał do autora zdjęć list o następującej treści: "Zamierzamy rozdać miliony broszur ze zdjęciem Theodora Roosevelta. Będzie to wielka reklama dla fotografa, którego wybierzemy. Ile jesteś gotów nam zapłacić żebyśmy wybrali Twoje?". Moffett odpowiedział błyskawicznie: "Cóż, nigdy jeszcze czegoś takiego nie robiliśmy, ale w tej sytuacji będziemy szczęśliwi mogąc zapłacić Wam 250 dolarów”.
Pewnego dnia, ważący prawie 23 tony komputer Harvard Mark II przestał działać. Wewnątrz olbrzymiej konstrukcji obracał się wał napędowy, który uruchamiał sekwencję przekładni i liczników.
Programistka Grace Hopper wyjęła z torebki lusterko i zajrzała do środka obudowy.
“It’s a bug!”, krzyknęła, wyjmując martwą ćmę.
Od tego momentu błędy w oprogramowaniu komputerowym zaczęto nazywać bugs, a ich usuwanie - debugging.
Jednak historia Pani admirał Hopper i innych kobiet w dziejach informatyki, jest dużo bogatsza, niż rzeczona anegdotka.
W tym odcinku podcastu przybliżam historie takich kobiet jak Ada Lovelace, Grace Hopper czy Hedy Lamarr, starając się pokazać, że - historycznie - technologia bynajmniej nie była domeną mężczyzn.
Pewnego dnia, ważący prawie 23 tony komputer Harvard Mark II przestał działać. Wewnątrz olbrzymiej konstrukcji obracał się wał napędowy, który uruchamiał sekwencję przekładni i liczników.
Programistka Grace Hopper wyjęła z torebki lusterko i zajrzała do środka obudowy.
“It’s a bug!”, krzyknęła, wyjmując martwą ćmę.
Od tego momentu błędy w oprogramowaniu komputerowym zaczęto nazywać bugs, a ich usuwanie - debugging.
Jednak historia Pani admirał Hopper i innych kobiet w dziejach informatyki, jest dużo bogatsza, niż rzeczona anegdotka.
W tym odcinku podcastu przybliżam historie takich kobiet jak Ada Lovelace, Grace Hopper czy Hedy Lamarr, starając się pokazać, że - historycznie - technologia bynajmniej nie była domeną mężczyzn.
To był ciepły lipcowy poranek 1665 roku.
Do Issaca Newtona dociera list nadany przez Uniwersytet w Cambridge. Newton w pośpiechu rozdziera kopertę i czyta: Wielka Zaraza, która od kilku tygodni zbiera śmiertelne żniwo w Londynie, dotarła również do jego uczelni. Studenci Cambridge zostają odesłani do domu.
Newton czym prędzej zgarnia swoje notatki i wyrusza do rodzinnej posiadłości w Woolsthorpe. Tam, w obawie przed epidemią, zamyka się w sypialni i zza okien obserwuje świat, który z dnia na dzień stanął w miejscu.
Tyle że Newton, mimo lockdownu, kontynuuje swoje rozważania.
Tuż za jego oknem stoi drzewo. To jabłoń. A z niej spada właśnie TO jabłko.
Czas, który spędzi w odosobnieniu w swoim rodzinnym domu, nazywany będzie później jego annus mirabilis, czyli „rokiem cudów”.
To był ciepły lipcowy poranek 1665 roku.
Do Issaca Newtona dociera list nadany przez Uniwersytet w Cambridge. Newton w pośpiechu rozdziera kopertę i czyta: Wielka Zaraza, która od kilku tygodni zbiera śmiertelne żniwo w Londynie, dotarła również do jego uczelni. Studenci Cambridge zostają odesłani do domu.
Newton czym prędzej zgarnia swoje notatki i wyrusza do rodzinnej posiadłości w Woolsthorpe. Tam, w obawie przed epidemią, zamyka się w sypialni i zza okien obserwuje świat, który z dnia na dzień stanął w miejscu.
Tyle że Newton, mimo lockdownu, kontynuuje swoje rozważania.
Tuż za jego oknem stoi drzewo. To jabłoń. A z niej spada właśnie TO jabłko.
Czas, który spędzi w odosobnieniu w swoim rodzinnym domu, nazywany będzie później jego annus mirabilis, czyli „rokiem cudów”.
Pułkownik Harland Sanders niegdyś z sukcesem prowadził knajpę w Kentucky. Jednak gdy jego biznes splajtował, wyprzedał swój majątek spłacając zobowiązania, a jego jedynym stałym dochodem było 105 dolarów zapomogi.
Pozostając bez większych perspektyw na utrzymanie, 65-letni Harland postanowił podróżować od restauracji do restauracji sprzedając przepis na kurczaka. Kolejni właściciele próbowali specjału, odmawiając. Dziesiątki, setki, a może i z tysiąc razy.
Ale Harland nie dawał za wygraną. W wieku 73 lat sprzedał sieć restauracji KFC za 2 mln dolarów. Pułkownik dożył 90 lat. KFC było wówczas w 48 krajach.
Dziś, znając historie Gatesa, Jobsa czy Zuckerberga, można odnieść wrażenie, że wyłącznie 20-latkowie mają niezwykłą moc podejmowania się nowych przedsięwzięć. Jednak warto pamiętać, że Harold Stanley założył Morgan Stanley w wieku 50 lat. Pięć lat starszy był Ferdinand Porsche. A Charles Flint miał 61 lat gdy założył IBM.
Pułkownik Harland Sanders niegdyś z sukcesem prowadził knajpę w Kentucky. Jednak gdy jego biznes splajtował, wyprzedał swój majątek spłacając zobowiązania, a jego jedynym stałym dochodem było 105 dolarów zapomogi.
Pozostając bez większych perspektyw na utrzymanie, 65-letni Harland postanowił podróżować od restauracji do restauracji sprzedając przepis na kurczaka. Kolejni właściciele próbowali specjału, odmawiając. Dziesiątki, setki, a może i z tysiąc razy.
Ale Harland nie dawał za wygraną. W wieku 73 lat sprzedał sieć restauracji KFC za 2 mln dolarów. Pułkownik dożył 90 lat. KFC było wówczas w 48 krajach.
Dziś, znając historie Gatesa, Jobsa czy Zuckerberga, można odnieść wrażenie, że wyłącznie 20-latkowie mają niezwykłą moc podejmowania się nowych przedsięwzięć. Jednak warto pamiętać, że Harold Stanley założył Morgan Stanley w wieku 50 lat. Pięć lat starszy był Ferdinand Porsche. A Charles Flint miał 61 lat gdy założył IBM.
Steve był podekscytowany. Jako członek Klubu Odkrywcy Homestead High miał stworzyć swoją pierwszą autorską konstrukcję. Nastolatek wpadł na pomysł budowy miernika częstotliwości do pomiaru liczby impulsów przesyłanych w sygnale elektrycznym. Jednak do jego skonstruowania potrzebował trochę części.
W latach 60-tych ludzie nie miewali zastrzeżonych numerów. Steve otworzył więc książkę telefoniczną i znalazł w niej numer do Billa Hewletta, współzałożyciela Hewlett Packard.
"Cześć, nazywam się Steve Jobs. Mam trzynaście lat i jestem uczniem. Chcę zbudować miernik częstotliwości i zastanawiam się, czy masz może do niego jakieś części?"
Bill zaśmiał się, ale nie odłożył słuchawki telefonu. Gawędził z nastolatkiem przez kolejne dwadzieścia minut. Nie dość, że obiecał mu brakujące elementy, to jeszcze załatwił staż na linii montażowej przy produkcji mierników częstotliwości. Steve Jobs trafił tam latem, zaraz po ukończeniu pierwszej klasy w Homestead High.
Steve był podekscytowany. Jako członek Klubu Odkrywcy Homestead High miał stworzyć swoją pierwszą autorską konstrukcję. Nastolatek wpadł na pomysł budowy miernika częstotliwości do pomiaru liczby impulsów przesyłanych w sygnale elektrycznym. Jednak do jego skonstruowania potrzebował trochę części.
W latach 60-tych ludzie nie miewali zastrzeżonych numerów. Steve otworzył więc książkę telefoniczną i znalazł w niej numer do Billa Hewletta, współzałożyciela Hewlett Packard.
"Cześć, nazywam się Steve Jobs. Mam trzynaście lat i jestem uczniem. Chcę zbudować miernik częstotliwości i zastanawiam się, czy masz może do niego jakieś części?"
Bill zaśmiał się, ale nie odłożył słuchawki telefonu. Gawędził z nastolatkiem przez kolejne dwadzieścia minut. Nie dość, że obiecał mu brakujące elementy, to jeszcze załatwił staż na linii montażowej przy produkcji mierników częstotliwości. Steve Jobs trafił tam latem, zaraz po ukończeniu pierwszej klasy w Homestead High.
W czasach gdy Steve Jobs był dopiero nastolatkiem, Jacek Karpiński stanął przed szansą stworzenia polskiej Doliny Krzemowej. Jednak przeciwników miał poważnych. Byli nim… ustrój socjalistyczny i sam charakter genialnego konstruktora.
Jacek Karpiński w II wojnie światowej służył w Batalionie Zośka. W Powstaniu Warszawskim został postrzelony w kręgosłup. Przeżył, doszedł do zdrowia, choć do końca życia kulał.
W Polsce Ludowej powstańcza przeszłość wielokrotnie przeszkadzała mu karierze. W 1960 roku był jednym z 6 laureatów światowego konkursu UNESCO. W nagrodę wyjechał na Harvard i MIT. Po powrocie brał udział w konstruowaniu Perceptronu - sieci neuronowej.
Na początku lat 70-tych stworzył rewolucyjny komputer K-202 wielkości walizki.
Gdy wynalazek nie zyskał aprobaty przełożonych, Karpiński zdecydował się na produkcję w polsko-brytyjskim konsorcjum. Zawistnych przeciwników zamienił w wrogów. W 1973 roku produkcję K-202 porzucono.
Zrezygnowany, zajął się hodowlą świń i kur.
Przez lata mity i legendy dotyczące konstruktora urosły do niewyobrażalnych rozmiarów. Podsycał je sam Karpiński. Jednak przyczyny upadku wydają się dużo bardziej skomplikowane, a wydarzenia niekoniecznie czarno-białe. Ale to sprawia, że historia Karpińskiego jest jeszcze ciekawsza.
W czasach gdy Steve Jobs był dopiero nastolatkiem, Jacek Karpiński stanął przed szansą stworzenia polskiej Doliny Krzemowej. Jednak przeciwników miał poważnych. Byli nim… ustrój socjalistyczny i sam charakter genialnego konstruktora.
Jacek Karpiński w II wojnie światowej służył w Batalionie Zośka. W Powstaniu Warszawskim został postrzelony w kręgosłup. Przeżył, doszedł do zdrowia, choć do końca życia kulał.
W Polsce Ludowej powstańcza przeszłość wielokrotnie przeszkadzała mu karierze. W 1960 roku był jednym z 6 laureatów światowego konkursu UNESCO. W nagrodę wyjechał na Harvard i MIT. Po powrocie brał udział w konstruowaniu Perceptronu - sieci neuronowej.
Na początku lat 70-tych stworzył rewolucyjny komputer K-202 wielkości walizki.
Gdy wynalazek nie zyskał aprobaty przełożonych, Karpiński zdecydował się na produkcję w polsko-brytyjskim konsorcjum. Zawistnych przeciwników zamienił w wrogów. W 1973 roku produkcję K-202 porzucono.
Zrezygnowany, zajął się hodowlą świń i kur.
Przez lata mity i legendy dotyczące konstruktora urosły do niewyobrażalnych rozmiarów. Podsycał je sam Karpiński. Jednak przyczyny upadku wydają się dużo bardziej skomplikowane, a wydarzenia niekoniecznie czarno-białe. Ale to sprawia, że historia Karpińskiego jest jeszcze ciekawsza.
W 1968 roku dr Spencer Silver pracował nad super mocnym klejem. Jego badania nie przynosiły rezultatu, jednak udało mu się stworzyć klej, który lekko przywierał do powierzchni, ale nie wiązał się z nim na stałe.
Tymczasem Art Fry, jego kolega z 3M, był sfrustrowany. Podczas ćwiczeń z chórem kościelnym wykorzystywał małe skrawki papieru, aby móc odnaleźć właściwą pieśń. Jednak w trakcie niedzielnych mszy, karteczki wypadały mu ze śpiewnika.
Art postanowił więc użyć kleju Silvera do przyczepiania zakładek w śpiewniku. Tak narodziły się żółte karteczki Post-It.
Jednak za ich sukcesem nie stał przypadek. Był to czas, gdy u sterów 3M zasiadał William McKnight, który udowodnił, że innowacja zaczyna się od kultury organizacyjnej i najprostszych zasad, a nie od pustych sloganów.
W 1968 roku dr Spencer Silver pracował nad super mocnym klejem. Jego badania nie przynosiły rezultatu, jednak udało mu się stworzyć klej, który lekko przywierał do powierzchni, ale nie wiązał się z nim na stałe.
Tymczasem Art Fry, jego kolega z 3M, był sfrustrowany. Podczas ćwiczeń z chórem kościelnym wykorzystywał małe skrawki papieru, aby móc odnaleźć właściwą pieśń. Jednak w trakcie niedzielnych mszy, karteczki wypadały mu ze śpiewnika.
Art postanowił więc użyć kleju Silvera do przyczepiania zakładek w śpiewniku. Tak narodziły się żółte karteczki Post-It.
Jednak za ich sukcesem nie stał przypadek. Był to czas, gdy u sterów 3M zasiadał William McKnight, który udowodnił, że innowacja zaczyna się od kultury organizacyjnej i najprostszych zasad, a nie od pustych sloganów.
Pokazujemy po 10 odcinków na stronie. Skocz do strony:
Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityką prywatności,
której polityka cookies jest częścią. Kontynuując przeglądanie serwisu zgadzasz się z naszą
Polityką prywatności.