Podcast Kryminalny

W małych miasteczkach strasznie mieszkają straszni mieszczanie.
A wśród nich zbrodnie. Jedne popełniane z żądzy pieniądza, inne z pożądania lędźwi. W miasteczkach wszyscy szepcą, a nikt nie wie. Gadają, podjudzają jednych na drugich. Plują na zdradę, sami zdradzając, wzdrygają się na inność, sami uważając się za lepszych.
Lachno jest takim miasteczkiem. Tam zbrodnia nie jest codziennością, ale kiedy się wydarza, jest rodzinną tragedią.
Leon Pawlak, dziś sierżant, a wtedy początkujący posterunkowy uczący się fachu, opowiada o swojej codziennej służbie.
Jeśli masz ochotę na dreszczyk, posłuchaj

Kategorie:
Kryminalne

Odcinki od najnowszych:

Adolf Hitler – droga do WŁADZY, czyli jak łatwo stracić WOLNOŚĆ
2021-08-29 20:14:35

Dzisiaj, jak już wspomniałem, będzie poważnie. Bez heheszków i żartów. Będzie poważnie i refleksyjnie. I jak zauważyliście, przerywamy przemierzanie amerykańskich stepów (zresztą co najmniej na dwa tygodnie) i wpadniemy do naszego sąsiada zza Odry. Tam w latach 30. szalał zbrodniarz, z którym mało kto mógłby się równać. Może jego znajomy, Dżugaszwili z Rosiji Radzieckiej, który był równie okrutny i bezwzględny. Chciałem mówić o jednym z największych zbrodniarzy wszechczasów, ale słowo „największy” w zestawieniu ze zbrodniarz, coś mną telepie i drżą mi ręce. Słowo wielki sugeruje jakieś pozytywne osiągnięcia. Może powinienem powiedzieć „jeden z najpodlejszych” zbrodniarzy, to chyba bardziej adekwatne słowo. Już abstrahując od miniaturki, każdy z pewnością się domyśla, że chodzi o Adolfa Hitlera. I co ciekawe, mimo że nasz Adi jest jednym z najpodlejszych zbrodniarzy w historii, on sam chyba nawet nigdy nie podniósł na kogokolwiek ręki. On podnosił głos. Swój szczekliwy, agresywny głos, który oznaczał życie lub śmierć, dobrobyt albo zgubę. Jako że o Adim wszyscy wszystko wiedzą, podejdę do tematu w sposób nieoczywisty. Zatrzymam się na wojnie, bo wojna jest terenem mi nieznanym, okrutnym w swoim jestestwie, rządzącym się swoimi, zdegenerowanymi prawami. Ja jestem człowiekiem pokoju i moje słuchowiska dzieją się w czasie pokoju. Postaci, które u mnie występują są tymi, którzy ten pokój niweczą, którzy wprowadzają chaos i sprawiają cierpienie. I z tej perspektywy będziemy oglądać Adiego. Bo zanim Adi został wodzem, który trzymał Europę przez sześć lat w stanie wojny, był wodzem, który przez sześć lat trzymał za mordy Niemców. A jeszcze wcześniej był… niespełnionym artystą. Tak, ja wiem, że nikogo to nie zaskakuje i każdy o tym wie, ale na krótką chwilkę chciałbym się nad tym tematem pochylić. Bo wydaje mi się, ze właśnie ten etap życia, ukształtował naszego przyszłego wodza.

Dzisiaj, jak już wspomniałem, będzie poważnie. Bez heheszków i żartów. Będzie poważnie i refleksyjnie. I jak zauważyliście, przerywamy przemierzanie amerykańskich stepów (zresztą co najmniej na dwa tygodnie) i wpadniemy do naszego sąsiada zza Odry. Tam w latach 30. szalał zbrodniarz, z którym mało kto mógłby się równać. Może jego znajomy, Dżugaszwili z Rosiji Radzieckiej, który był równie okrutny i bezwzględny.

Chciałem mówić o jednym z największych zbrodniarzy wszechczasów, ale słowo „największy” w zestawieniu ze zbrodniarz, coś mną telepie i drżą mi ręce. Słowo wielki sugeruje jakieś pozytywne osiągnięcia. Może powinienem powiedzieć „jeden z najpodlejszych” zbrodniarzy, to chyba bardziej adekwatne słowo.

Już abstrahując od miniaturki, każdy z pewnością się domyśla, że chodzi o Adolfa Hitlera. I co ciekawe, mimo że nasz Adi jest jednym z najpodlejszych zbrodniarzy w historii, on sam chyba nawet nigdy nie podniósł na kogokolwiek ręki. On podnosił głos. Swój szczekliwy, agresywny głos, który oznaczał życie lub śmierć, dobrobyt albo zgubę.

Jako że o Adim wszyscy wszystko wiedzą, podejdę do tematu w sposób nieoczywisty. Zatrzymam się na wojnie, bo wojna jest terenem mi nieznanym, okrutnym w swoim jestestwie, rządzącym się swoimi, zdegenerowanymi prawami. Ja jestem człowiekiem pokoju i moje słuchowiska dzieją się w czasie pokoju. Postaci, które u mnie występują są tymi, którzy ten pokój niweczą, którzy wprowadzają chaos i sprawiają cierpienie. I z tej perspektywy będziemy oglądać Adiego.

Bo zanim Adi został wodzem, który trzymał Europę przez sześć lat w stanie wojny, był wodzem, który przez sześć lat trzymał za mordy Niemców. A jeszcze wcześniej był… niespełnionym artystą.

Tak, ja wiem, że nikogo to nie zaskakuje i każdy o tym wie, ale na krótką chwilkę chciałbym się nad tym tematem pochylić. Bo wydaje mi się, ze właśnie ten etap życia, ukształtował naszego przyszłego wodza.

IMBECYL czy GENIUSZ? Henry Lee Lucas
2021-08-23 17:33:30

Drogie Słuchaczki i drodzy słuchacze, dziś przeniesiemy się do Texasu, aby poznać jednego z największych domniemanych zbrodnicieli wszechczasów. Ale zanim to nastąpi, proponuję tym wszystkim, którzy nie słyszeli poprzedniego odcinka, a który podlinkowuję teraz gdzieś w górnym prawym rogu, aby go przesłuchać. Jest on swego rodzaju otwarciem do dzisiejszego słuchowiska i w moim mniemaniu warto się z nim zapoznać. Warto dowiedzieć się, kim był Ottis Toole, zanim zapoznamy się z Henry Lee Lucasem, bo ich drogi w pewnym momencie się złączą, a zapoczątkuje to jedną z najciekawszych odysei Stanów Zjednoczonych. Kojarzycie z pewnością otwierającą scenę Ojca Chrzestnego, kiedy podczas wesela Connie Corleone, do jej ojca, samego Ojca Chrzestnego, przychodzą „petenci” po prośbie. Don Corleone siedzi w cieniu, za swoim ogromnym biurkiem, milczący, poważny i wysłuchuje, z pozycji władcy, proszących go ludzi. Później, głaszcząc swojego kota, łaskawie zgadza się pomóc, przypominając przy tym, że kiedyś i on zgłosi się po pomoc. Scena, której jesteśmy teraz świadkami (gdzieś w jakimś biurze szeryfa, w Texasie w 1984 roku) wygląda nieco podobnie, chociaż nasz Don jest o wiele skromniejszy, mimo że jego mina nie ukrywa dumy, która go wręcz rozpiera. Siedzi za biurkiem, odchylony do tyłu, spokojny i wyluzowany, popija truskawkowego shejka i pali papierosy. Spogląda na papiery, które przyniosło mu kilku policjantów. Stoją grzecznie i w milczeniu, nachylają się nad biurkiem i z namaszczeniem słuchają tego swoistego celebryty. Jest cisza, on przygląda się zdjęciu, zaciąga się papierosem, kiwa głową i odkłada fotografię. – Tak, to moja ofiara – przyznaje się – ja ją zabiłem. Policjanci oddychają z ulgą. Czuć rozprężenie, napięcie mija. Udało się domknąć kolejną sprawę. Potem, nasz celebryta, opisuje okoliczności zbrodni. Policjanci robią pospiesznie notatki, cieszą się, dziękują mu, potrząsają jego dłonią i kłaniają się jemu. On lekceważącym gestem dłoni ich odprawia. Policjanci zbierają papiery i wychodzą. Drzwi nie zdążą się zamknąć, kiedy do gabinetu wejdą kolejni policjanci z teczkami pod pachą, ze zdjęciami ofiar, w nadziei, że Henry Lee Lucas jest także sprawcą ich zbrodni. Na korytarzu, w kolejce czeka jeszcze kilkudziesięciu policjantów, kilkanaście grup śledczych z każdego zakamarka Stanów Zjednoczonych, licząc na to, że może Henry Lee Lucas pomoże rozwiązać im zagadkę śmierci. Audiencja trwa zwyczajowo 20 minut, czasem pół godziny. Henry, jak się okazuje, jest bardzo płodnym zbrodnicielem, a jego tułaczkę po Stanach znaczy długa, czerwona linia. W szczycie jego kariery przyznał się do 360 ofiar, niektóre źródła podają nawet 600.

Drogie Słuchaczki i drodzy słuchacze,

dziś przeniesiemy się do Texasu, aby poznać jednego z największych domniemanych zbrodnicieli wszechczasów. Ale zanim to nastąpi, proponuję tym wszystkim, którzy nie słyszeli poprzedniego odcinka, a który podlinkowuję teraz gdzieś w górnym prawym rogu, aby go przesłuchać. Jest on swego rodzaju otwarciem do dzisiejszego słuchowiska i w moim mniemaniu warto się z nim zapoznać. Warto dowiedzieć się, kim był Ottis Toole, zanim zapoznamy się z Henry Lee Lucasem, bo ich drogi w pewnym momencie się złączą, a zapoczątkuje to jedną z najciekawszych odysei Stanów Zjednoczonych.

Kojarzycie z pewnością otwierającą scenę Ojca Chrzestnego, kiedy podczas wesela Connie Corleone, do jej ojca, samego Ojca Chrzestnego, przychodzą „petenci” po prośbie. Don Corleone siedzi w cieniu, za swoim ogromnym biurkiem, milczący, poważny i wysłuchuje, z pozycji władcy, proszących go ludzi. Później, głaszcząc swojego kota, łaskawie zgadza się pomóc, przypominając przy tym, że kiedyś i on zgłosi się po pomoc.

Scena, której jesteśmy teraz świadkami (gdzieś w jakimś biurze szeryfa, w Texasie w 1984 roku) wygląda nieco podobnie, chociaż nasz Don jest o wiele skromniejszy, mimo że jego mina nie ukrywa dumy, która go wręcz rozpiera.

Siedzi za biurkiem, odchylony do tyłu, spokojny i wyluzowany, popija truskawkowego shejka i pali papierosy. Spogląda na papiery, które przyniosło mu kilku policjantów. Stoją grzecznie i w milczeniu, nachylają się nad biurkiem i z namaszczeniem słuchają tego swoistego celebryty.

Jest cisza, on przygląda się zdjęciu, zaciąga się papierosem, kiwa głową i odkłada fotografię.

– Tak, to moja ofiara – przyznaje się – ja ją zabiłem.

Policjanci oddychają z ulgą. Czuć rozprężenie, napięcie mija. Udało się domknąć kolejną sprawę.

Potem, nasz celebryta, opisuje okoliczności zbrodni. Policjanci robią pospiesznie notatki, cieszą się, dziękują mu, potrząsają jego dłonią i kłaniają się jemu. On lekceważącym gestem dłoni ich odprawia. Policjanci zbierają papiery i wychodzą.

Drzwi nie zdążą się zamknąć, kiedy do gabinetu wejdą kolejni policjanci z teczkami pod pachą, ze zdjęciami ofiar, w nadziei, że Henry Lee Lucas jest także sprawcą ich zbrodni. Na korytarzu, w kolejce czeka jeszcze kilkudziesięciu policjantów, kilkanaście grup śledczych z każdego zakamarka Stanów Zjednoczonych, licząc na to, że może Henry Lee Lucas pomoże rozwiązać im zagadkę śmierci. Audiencja trwa zwyczajowo 20 minut, czasem pół godziny.

Henry, jak się okazuje, jest bardzo płodnym zbrodnicielem, a jego tułaczkę po Stanach znaczy długa, czerwona linia. W szczycie jego kariery przyznał się do 360 ofiar, niektóre źródła podają nawet 600.

Nie był pewien, czy na swoim koncie miał 125 czy 1008 dusz
2021-08-11 06:00:00

Drogie Słuchaczki i drodzy Słuchacze Kroniki Kryminalnej, w poprzednim odcinku postawiliśmy stopę na nowym kontynencie. Poznaliśmy córkę, która podniosła rękę na matkę. Jeśli nie słyszeliście, to zachęcam. Podlinkuję też od razu. Dziś pozostajemy w Ameryce i przyjrzymy się jednej z najdziwniejszych kreatur ludzkich, o jakich dane mi było słyszeć. Przepraszał, że odczłowieczam tego osobnika, ale poznając go, ciarki przechodziły mi po plecach i ogarniało mnie zdumienie. Od czego zacząć? Może od jadłodajni dla bezdomnych, w której wspomniany jegomość pałaszował miskę zupy i rozmyślał o swoim marnym losie. To punkt zwrotny w jego życiu i, wybaczcie to nietrafione określenie, w jego karierze. Gdyby tego chłodnego dnia 1976 nie znalazł się w tej jadłodajni, nie poznałby tego, kto zaraz miał się przysiąść do jego stolika, i nie rozpoczęłaby się ich kilkuletnia tułaczka. Gdyby nie ta tułaczka, nie powstałaby legenda. A ja nie miałbym tematu na dzisiejszy odcinek. Kiedy czyta się o jego osiągnięciach [a słowo to mówię w wielkim cudzysłowie], można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z geniuszem zbrodni. Gdyby udowodniono mu wszystko, do czego się przyznał, byłby w pierwszej topce zbrodniarzy stulecia. Panowie w czarnych mundurach od Hugo Bossa czuliby się przy nim jak chłopcy w krótkich spodenkach. A jednak, kiedy się mu przyjrzeć, ukazuje się naszym oczom nieporadny pan o fizjonomii neandertalczyka i miłym, może nieco infantylnym uosobieniu. Jeśli czytaliście Myszy i Ludzie Steinbecka albo widzieliście film o tym samym tytule, to Ottis przypomina Lenniego Small, którego zagrał John Malkovitch. Jak taki przygłup – myślicie sobie od razu, nie zważając na poprawność polityczną – byłby w stanie pozbawić ducha tak wiele osób? I zaczyna od razu coś śmierdzieć. Tak, trochę on, bo nie przepada za higieną. Jest prawie bezdomny. Jak to prawie? No bo gdzieś tam pomieszkuje, choć nigdzie na stałe, nie ma bieżącej wody, nie ma mydła. Zresztą, higiena zdaje się być dla niego niepotrzebnym zbytkiem. Jego grubo ciosana twarz zdaje się apelować, że Ottis Toole, bo o nim mowa, lubi naturalność. Że drwi sobie z tych wszystkich ekstrawagancji, jak praca, czysty ubiór, czy inne takie takie. Zatem – kim jest Ottis Toole – geniuszem zbrodni, czy też cwanym rzezimieszkiem, który wykoncypował sobie dość ciekawy patent na życie?

Drogie Słuchaczki i drodzy Słuchacze Kroniki Kryminalnej,

w poprzednim odcinku postawiliśmy stopę na nowym kontynencie. Poznaliśmy córkę, która podniosła rękę na matkę. Jeśli nie słyszeliście, to zachęcam. Podlinkuję też od razu.

Dziś pozostajemy w Ameryce i przyjrzymy się jednej z najdziwniejszych kreatur ludzkich, o jakich dane mi było słyszeć. Przepraszał, że odczłowieczam tego osobnika, ale poznając go, ciarki przechodziły mi po plecach i ogarniało mnie zdumienie.

Od czego zacząć? Może od jadłodajni dla bezdomnych, w której wspomniany jegomość pałaszował miskę zupy i rozmyślał o swoim marnym losie. To punkt zwrotny w jego życiu i, wybaczcie to nietrafione określenie, w jego karierze.

Gdyby tego chłodnego dnia 1976 nie znalazł się w tej jadłodajni, nie poznałby tego, kto zaraz miał się przysiąść do jego stolika, i nie rozpoczęłaby się ich kilkuletnia tułaczka. Gdyby nie ta tułaczka, nie powstałaby legenda. A ja nie miałbym tematu na dzisiejszy odcinek.

Kiedy czyta się o jego osiągnięciach [a słowo to mówię w wielkim cudzysłowie], można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z geniuszem zbrodni. Gdyby udowodniono mu wszystko, do czego się przyznał, byłby w pierwszej topce zbrodniarzy stulecia. Panowie w czarnych mundurach od Hugo Bossa czuliby się przy nim jak chłopcy w krótkich spodenkach.

A jednak, kiedy się mu przyjrzeć, ukazuje się naszym oczom nieporadny pan o fizjonomii neandertalczyka i miłym, może nieco infantylnym uosobieniu. Jeśli czytaliście Myszy i Ludzie Steinbecka albo widzieliście film o tym samym tytule, to Ottis przypomina Lenniego Small, którego zagrał John Malkovitch. Jak taki przygłup – myślicie sobie od razu, nie zważając na poprawność polityczną – byłby w stanie pozbawić ducha tak wiele osób?

I zaczyna od razu coś śmierdzieć. Tak, trochę on, bo nie przepada za higieną. Jest prawie bezdomny. Jak to prawie? No bo gdzieś tam pomieszkuje, choć nigdzie na stałe, nie ma bieżącej wody, nie ma mydła. Zresztą, higiena zdaje się być dla niego niepotrzebnym zbytkiem. Jego grubo ciosana twarz zdaje się apelować, że Ottis Toole, bo o nim mowa, lubi naturalność. Że drwi sobie z tych wszystkich ekstrawagancji, jak praca, czysty ubiór, czy inne takie takie.

Zatem – kim jest Ottis Toole – geniuszem zbrodni, czy też cwanym rzezimieszkiem, który wykoncypował sobie dość ciekawy patent na życie?

Matkę kochać należy i szanować
2021-08-09 04:55:15

Drogie Słuchaczki i drodzy Słuchacze Kroniki Kryminalnej, kończymy sezon nastoletnich zbrodnicieli (a przynajmniej zawieszamy go na jakiś czas, aby moje skołatane nerwy odpoczęły trochę od tych rodzimych, a przez to angażujących emocjonalnie o wiele bardziej, niż odległe zbrodnie). Jednakowoż, aby jakoś naturalnie przejść do nowego sezonu, pochylimy się dziś nad dziewczynką, która popełniając zbrodnię była przekonana, że wciąż jest nastolatką, choć metryka jej wskazywała na ukończone 24 lata. Zarazem dzisiejszy odcinek będzie swojego rodzaju preludium do najnowszego sezonu, którego akcja będzie miała miejsce w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, w ojczyźnie profilowania, kojarzenia spraw i nazywania ich seryjnymi. Zatem w następnych odcinkach odświeżymy sobie takie nazwiska jak Henry Lee Lucas, Ed Kemper czy sam Charles Manson. Ale póki co wróćmy do dzisiejszego odcinka. Niemiecki filozof Theodor Adorno, jeden z głównych przedstawicieli tzw. szkoły frankfurckiej, sformułował w jednym ze swoich esejów maksymę „Nie ma prawdziwego życia w fałszywym”. Nie będziemy się zagłębiać w to, jakie miały te słowa znaczenie dla młodzieży lat 60 oraz ich interpretację. Podejdziemy do nich bezpośrednio i potraktujemy jako motto do naszej historii, bo w rzeczy samej „nie ma prawdziwego życia w fałszywym”, a to udowodniły całym swoim jestestwem nasze dzisiejsze bohaterki. Sam fakt, że dziewczynka (a będę ją tak nazywał mimo jej wieku, bo nigdy nie dane było jej dojrzeć) myślała, że ma lat dziewiętnaście, kiedy w rzeczywistości miała 24, a sąsiedzi i znajomi byli przekonani, że nie jest nawet pełnoletnia – sam ten fakt intryguje. A to przecież dopiero początek historii, której nie wymyśliłby żaden powieściopisarz. Dziewczynka ta spędziła całe swoje życie w fikcji, wykreowanej przez jej matkę, a ostatnie lata żyła w bajkowym świecie iluzji. Wraz ze swoją matką mieszkały w pudrowo-różowym domku na przedmieściu Springfield w Missouri, od czasu do czasu latały do Disneylandu, aby córka mogła zatańczyć (mimo że na wózku inwalidzkim) z prawdziwymi książętami z bajki i zjeść najpyszniejsze purée ziemniaczane na zachód od Missisipi. Kiedy nie gościły akurat w zamku Kopciuszka, latały prywatnymi samolotami do lekarzy w Kansas City albo były goszczone przez samego Ronalda McDonalda w jego restauracjach. Zapytacie więc zatem – po co dziewczynka miała burzyć tę sielankę? Co strzeliło jej do głowy? Mam nadzieję, że tym słuchowiskiem choć trochę przybliżę Wam odpowiedź na to pytanie.

Drogie Słuchaczki i drodzy Słuchacze Kroniki Kryminalnej,

kończymy sezon nastoletnich zbrodnicieli (a przynajmniej zawieszamy go na jakiś czas, aby moje skołatane nerwy odpoczęły trochę od tych rodzimych, a przez to angażujących emocjonalnie o wiele bardziej, niż odległe zbrodnie). Jednakowoż, aby jakoś naturalnie przejść do nowego sezonu, pochylimy się dziś nad dziewczynką, która popełniając zbrodnię była przekonana, że wciąż jest nastolatką, choć metryka jej wskazywała na ukończone 24 lata.

Zarazem dzisiejszy odcinek będzie swojego rodzaju preludium do najnowszego sezonu, którego akcja będzie miała miejsce w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, w ojczyźnie profilowania, kojarzenia spraw i nazywania ich seryjnymi. Zatem w następnych odcinkach odświeżymy sobie takie nazwiska jak Henry Lee Lucas, Ed Kemper czy sam Charles Manson.

Ale póki co wróćmy do dzisiejszego odcinka. Niemiecki filozof Theodor Adorno, jeden z głównych przedstawicieli tzw. szkoły frankfurckiej, sformułował w jednym ze swoich esejów maksymę „Nie ma prawdziwego życia w fałszywym”. Nie będziemy się zagłębiać w to, jakie miały te słowa znaczenie dla młodzieży lat 60 oraz ich interpretację. Podejdziemy do nich bezpośrednio i potraktujemy jako motto do naszej historii, bo w rzeczy samej „nie ma prawdziwego życia w fałszywym”, a to udowodniły całym swoim jestestwem nasze dzisiejsze bohaterki.

Sam fakt, że dziewczynka (a będę ją tak nazywał mimo jej wieku, bo nigdy nie dane było jej dojrzeć) myślała, że ma lat dziewiętnaście, kiedy w rzeczywistości miała 24, a sąsiedzi i znajomi byli przekonani, że nie jest nawet pełnoletnia – sam ten fakt intryguje. A to przecież dopiero początek historii, której nie wymyśliłby żaden powieściopisarz. Dziewczynka ta spędziła całe swoje życie w fikcji, wykreowanej przez jej matkę, a ostatnie lata żyła w bajkowym świecie iluzji.

Wraz ze swoją matką mieszkały w pudrowo-różowym domku na przedmieściu Springfield w Missouri, od czasu do czasu latały do Disneylandu, aby córka mogła zatańczyć (mimo że na wózku inwalidzkim) z prawdziwymi książętami z bajki i zjeść najpyszniejsze purée ziemniaczane na zachód od Missisipi. Kiedy nie gościły akurat w zamku Kopciuszka, latały prywatnymi samolotami do lekarzy w Kansas City albo były goszczone przez samego Ronalda McDonalda w jego restauracjach.

Zapytacie więc zatem – po co dziewczynka miała burzyć tę sielankę? Co strzeliło jej do głowy?

Mam nadzieję, że tym słuchowiskiem choć trochę przybliżę Wam odpowiedź na to pytanie.

Gdzie leży patologia? - zupełnie inna historia.
2021-07-25 17:00:00

Drogie Słuchaczki i drodzy Słuchacze Kroniki Kryminalnej, Vox populi, vox dei – demokracja zwyciężyła i za sprawą Waszych głosów wrzucam dziś kolejny odcinek, choć jak przestrzegałem – zupełnie inny, niż większość. To informacja zwłaszcza dla nowych słuchaczek i słuchaczy, którzy nie znajdą tego kanału – od czasu do czasu zapuszczamy się w inne regiony niż takie standardowe. Ale gdyby Wam się spodobało, pozostańcie z nami, subskrybując ten kanał. Dziś zapuścimy się w rejony, w jakich jeszcze nigdy nie byliśmy, choć znajdziemy się w Lachnie. Może są wśród Was tacy, którzy nie znajdą Lachna – to miejscowość, w której osadzona jest większa część słuchowisk z pierwszego sezonu. To niewielkie miasteczko położone między kujawami a wielkopolską, gdzieś między Poznaniem a Toruniem. I tutaj znowu się udamy, choć nie będziemy towarzyszyć komisarzowi Bagiecie ani posterunkowemu Pawlakowi. Poznajcie Rafała, to ten facet, który idzie w tym, nieco przydrogim jak na tę dzielnicę, garniturze, i ciągnie za sobą walizkę na kółkach, a w prawicy trzyma kurczowo skórzaną teczkę, jakby w niej były największe skarby całego świata. Idzie niepewnym krokiem, rozglądając się nerwowo, między dwoma rzędami zapuszczonych wolnostojących domków, które rzucają posępne spojrzenia na wąską ulicę. Przed domami siedzą starcy o szarych twarzach, ze zmarszczkami wypełnionymi warstwą kurzu, wygrzewają się leniwie na słońcu i piją tanie wino. Ich puste oczy obserwują każdy jego ruch. Nagle skrzek wron wzbija się w suche powietrze, a za nim szum skrzydeł i ujadanie psów. Rafał przystanął i rozejrzał się nerwowo. Czuł, że jego serce zabiło mocniej. Lecz po krótkiej chwili ruszył dalej. Przeszły go ciarki, kiedy pod sklepem spożywczym zauważył kilku chudych, obszarpanych mężczyzn, opróżniających karton wina, którzy przyglądali mu się z wrogim zaciekawieniem, jak gdyby nigdy nie widzieli człowieka. Żółtozębny pijak splunął smarkami na ziemię i wytarł usta rękawem, nie spuszczając Rafała z oczu. „Bezrobotny pasożyt, pomyślał Rafał, przestępca, na którego utrzymanie muszę płacić podatki.” Już zaczął żałować, że postanowił tu przyjść. Może trzeba było się udać gdzie indziej? Wcześniej nie przyszło mu do głowy, że tu może być aż tak niebezpiecznie i dopiero teraz dostrzegł dwunastoletniego smarkacza ze śmierdzącym, tanim papierosem w ustach, który z zaciekawieniem zerkał na jego zegarek. Jak podleci, a ja mu go nie oddam, zwoła kilku z jego kilkunastu braci i wywiozą mnie stąd w plastikowym worku.

Drogie Słuchaczki i drodzy Słuchacze Kroniki Kryminalnej,

Vox populi, vox dei – demokracja zwyciężyła i za sprawą Waszych głosów wrzucam dziś kolejny odcinek, choć jak przestrzegałem – zupełnie inny, niż większość. To informacja zwłaszcza dla nowych słuchaczek i słuchaczy, którzy nie znajdą tego kanału – od czasu do czasu zapuszczamy się w inne regiony niż takie standardowe. Ale gdyby Wam się spodobało, pozostańcie z nami, subskrybując ten kanał.

Dziś zapuścimy się w rejony, w jakich jeszcze nigdy nie byliśmy, choć znajdziemy się w Lachnie. Może są wśród Was tacy, którzy nie znajdą Lachna – to miejscowość, w której osadzona jest większa część słuchowisk z pierwszego sezonu. To niewielkie miasteczko położone między kujawami a wielkopolską, gdzieś między Poznaniem a Toruniem. I tutaj znowu się udamy, choć nie będziemy towarzyszyć komisarzowi Bagiecie ani posterunkowemu Pawlakowi.

Poznajcie Rafała, to ten facet, który idzie w tym, nieco przydrogim jak na tę dzielnicę, garniturze, i ciągnie za sobą walizkę na kółkach, a w prawicy trzyma kurczowo skórzaną teczkę, jakby w niej były największe skarby całego świata. Idzie niepewnym krokiem, rozglądając się nerwowo, między dwoma rzędami zapuszczonych wolnostojących domków, które rzucają posępne spojrzenia na wąską ulicę. Przed domami siedzą starcy o szarych twarzach, ze zmarszczkami wypełnionymi warstwą kurzu, wygrzewają się leniwie na słońcu i piją tanie wino. Ich puste oczy obserwują każdy jego ruch.

Nagle skrzek wron wzbija się w suche powietrze, a za nim szum skrzydeł i ujadanie psów. Rafał przystanął i rozejrzał się nerwowo. Czuł, że jego serce zabiło mocniej. Lecz po krótkiej chwili ruszył dalej. Przeszły go ciarki, kiedy pod sklepem spożywczym zauważył kilku chudych, obszarpanych mężczyzn, opróżniających karton wina, którzy przyglądali mu się z wrogim zaciekawieniem, jak gdyby nigdy nie widzieli człowieka.

Żółtozębny pijak splunął smarkami na ziemię i wytarł usta rękawem, nie spuszczając Rafała z oczu. „Bezrobotny pasożyt, pomyślał Rafał, przestępca, na którego utrzymanie muszę płacić podatki.”

Już zaczął żałować, że postanowił tu przyjść. Może trzeba było się udać gdzie indziej? Wcześniej nie przyszło mu do głowy, że tu może być aż tak niebezpiecznie i dopiero teraz dostrzegł dwunastoletniego smarkacza ze śmierdzącym, tanim papierosem w ustach, który z zaciekawieniem zerkał na jego zegarek.

Jak podleci, a ja mu go nie oddam, zwoła kilku z jego kilkunastu braci i wywiozą mnie stąd w plastikowym worku.

Praskie wychowanie - zabójstwo dziennikarza radiowego Artura Korczaka
2021-07-11 21:34:51

Drogie Słuchaczki i drodzy Słuchacze Kroniki Kryminalnej, dzisiaj przeniesiemy się do Warszawy na Pragę Północ w lata dziewięćdziesiąte.

Drogie Słuchaczki i drodzy Słuchacze Kroniki Kryminalnej,

dzisiaj przeniesiemy się do Warszawy na Pragę Północ w lata dziewięćdziesiąte.

KAROL Kot - CZŁOWIEK, który został WAMPIREM
2021-07-04 23:15:56

Drogie Słuchaczki i drodzy Słuchacze Kroniki Kryminalnej, aby odpocząć od spraw bardzo aktualnych czy wręcz bieżących, jak ostatnia, cofniemy się dzisiaj o ponad pół wieku. Przeniesiemy się do Krakowa do lat 60. I choć ta historia została już nieraz opowiedziana, to ja pozwolę sobie na mą własną adaptację. Odcinek ten dedykuje wszystkim, którzy żyją w przeświadczeniu, że dzisiejsze zbrodnie biorą się z filmów i z gier komputerowych. Że to telewizja i gry mieszają w młodych umysłach.
Drogie Słuchaczki i drodzy Słuchacze Kroniki Kryminalnej, aby odpocząć od spraw bardzo aktualnych czy wręcz bieżących, jak ostatnia, cofniemy się dzisiaj o ponad pół wieku. Przeniesiemy się do Krakowa do lat 60. I choć ta historia została już nieraz opowiedziana, to ja pozwolę sobie na mą własną adaptację. Odcinek ten dedykuje wszystkim, którzy żyją w przeświadczeniu, że dzisiejsze zbrodnie biorą się z filmów i z gier komputerowych. Że to telewizja i gry mieszają w młodych umysłach.

Dziewczyna gangstera
2021-06-11 07:09:52

Drogie Słuchaczki i drodzy Słuchacze, dziś wybierzemy się do Konstancina-Jeziorny, niewielkiego miasteczka w powiecie Piaseczyńskim, położonym na południe od Warszawy. Ludzie interesujący się aktorstwem, kojarzą pewnie to miejsce, z Domem Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie, dziś jednej z dzielnic miasta. Interesujący się zbrodnią słyszeli pewnie o bandzie Góralskich, którzy dokonali tutaj rozbojów w latach 20 ubiegłego stulecia (tak na marginesie historia ta opowiedziana została niedawno w Zbrodniach Prowincjonalnych – polecam), ale także i innych wydarzeniach kryminalnych, które miały miejsce w tym pozornie spokojnym miasteczku. A ci, których interesują historie o duchach, słyszeli być może o nawiedzonym komisariacie w Konstancinie-Jeziornie. Jako że to miasto od lat służy Warszawiakom jako miejsce relaksu i odpoczynku, opisywali je już tacy wybitni literaci jak Miron Białoszewski czy Stefan Żeromski, a w jego pięknych okolicznościach przyrody kręcono wiele filmów i seriali. My zajmiemy się dziś wydarzeniami, które miały miejsce trochę ponad rok temu i, z tego, co zdążyłem się zorientować, nie znalazły jeszcze swego finału. 29 kwietnia 2020, około godziny 21:00 przed garaże na osiedlu w Konstancinie-Jeziorna podjechało kilka samochodów. Zmrok już dawno zapadł, a rzadkie i słabe latarnie rzucały zaledwie poświatę na garaże z falowanej blachy z zardzewiałymi kłódkami, na wydeptaną ziemię przed nimi i na gęste zarośla, które znajdowały się na ich tyłach. Na osiedlu było już cicho i tylko z oddali dochodziło ciche szczekanie psa. Z zaparkowanych tu samochodów wysiadło kilku dobrze zbudowanych mężczyzn w kominiarkach. Na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, że szykuje się tu jakaś ustawka, że warszawscy kibole przyjechali lać się z kibicami KS Konstancin. Lecz po chwili wysiadła także nieduża blondynka. Choć światło padało tylko symbolicznie, oświetlając zaledwie rysy dziewczyny, dało się zauważyć, że, na pierwszy rzut oka, jest ona ładną i miłą osobą. Przy każdym ruchu podskakiwał sprężyście kucyk, w który miała związane włosy. Pokazywała coś mężczyznom, wskazywała w jakimś kierunku, mówiła do nich. I dopiero wtedy, kiedy wyciągnęła swoje dłonie, można było spostrzec, że spięte są ze sobą kajdankami. Po jakimś czasie technicy wyciągnęli silne lampy, którymi oświetlili przygotowującą się już do snu okolicę i zaczęto wizję lokalną. Dziewczyna, siedemnastoletnia już od kilku tygodni Martyna pokazywała funkcjonariuszom Wydziału do Walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw Komendy Stołecznej Policji, gdzie odebrała życia swojej koleżance Kornelii i gdzie później, przy pomocy swojego amanta Patryka, je zakopała. Biegli stwierdzili potem, że podczas zakopywania Kornelia mogła jeszcze żyć.
Drogie Słuchaczki i drodzy Słuchacze, dziś wybierzemy się do Konstancina-Jeziorny, niewielkiego miasteczka w powiecie Piaseczyńskim, położonym na południe od Warszawy. Ludzie interesujący się aktorstwem, kojarzą pewnie to miejsce, z Domem Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie, dziś jednej z dzielnic miasta. Interesujący się zbrodnią słyszeli pewnie o bandzie Góralskich, którzy dokonali tutaj rozbojów w latach 20 ubiegłego stulecia (tak na marginesie historia ta opowiedziana została niedawno w Zbrodniach Prowincjonalnych – polecam), ale także i innych wydarzeniach kryminalnych, które miały miejsce w tym pozornie spokojnym miasteczku. A ci, których interesują historie o duchach, słyszeli być może o nawiedzonym komisariacie w Konstancinie-Jeziornie. Jako że to miasto od lat służy Warszawiakom jako miejsce relaksu i odpoczynku, opisywali je już tacy wybitni literaci jak Miron Białoszewski czy Stefan Żeromski, a w jego pięknych okolicznościach przyrody kręcono wiele filmów i seriali. My zajmiemy się dziś wydarzeniami, które miały miejsce trochę ponad rok temu i, z tego, co zdążyłem się zorientować, nie znalazły jeszcze swego finału. 29 kwietnia 2020, około godziny 21:00 przed garaże na osiedlu w Konstancinie-Jeziorna podjechało kilka samochodów. Zmrok już dawno zapadł, a rzadkie i słabe latarnie rzucały zaledwie poświatę na garaże z falowanej blachy z zardzewiałymi kłódkami, na wydeptaną ziemię przed nimi i na gęste zarośla, które znajdowały się na ich tyłach. Na osiedlu było już cicho i tylko z oddali dochodziło ciche szczekanie psa. Z zaparkowanych tu samochodów wysiadło kilku dobrze zbudowanych mężczyzn w kominiarkach. Na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, że szykuje się tu jakaś ustawka, że warszawscy kibole przyjechali lać się z kibicami KS Konstancin. Lecz po chwili wysiadła także nieduża blondynka. Choć światło padało tylko symbolicznie, oświetlając zaledwie rysy dziewczyny, dało się zauważyć, że, na pierwszy rzut oka, jest ona ładną i miłą osobą. Przy każdym ruchu podskakiwał sprężyście kucyk, w który miała związane włosy. Pokazywała coś mężczyznom, wskazywała w jakimś kierunku, mówiła do nich. I dopiero wtedy, kiedy wyciągnęła swoje dłonie, można było spostrzec, że spięte są ze sobą kajdankami. Po jakimś czasie technicy wyciągnęli silne lampy, którymi oświetlili przygotowującą się już do snu okolicę i zaczęto wizję lokalną. Dziewczyna, siedemnastoletnia już od kilku tygodni Martyna pokazywała funkcjonariuszom Wydziału do Walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw Komendy Stołecznej Policji, gdzie odebrała życia swojej koleżance Kornelii i gdzie później, przy pomocy swojego amanta Patryka, je zakopała. Biegli stwierdzili potem, że podczas zakopywania Kornelia mogła jeszcze żyć.

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie