NEW

NEW przybliża i odczarowuje "Wschód". Ten cudzysłów został użyty celowo, bo obszar tematyczny, o którym opowiadamy, jest bardzo umownie określony, zróżnicowany pod każdym możliwym względem, a przede wszystkim – ogromny.


Odcinki od najnowszych:

Rewolucja przyszła za wcześnie
2021-08-15 14:46:40

Ihar Melnikau, doktor historii z Białorusi, jest przekonany, że najlepszą drogą dla jego rodaków jest budowanie świadomości narodowej. Uważa, że kluczem jest praca organiczna, czyli edukacja, wycieczki, wydawanie książek czy wystawy. Podkreśla, że mimo tego, że w ostatnich latach ludzie myślący podobnie do niego zrobili bardzo dużo, w wyniku rewolucji praca ta legła w gruzach. Dlatego krytycznie podchodzi o białoruskiej rewolucji, która jego zdaniem, zahamowała proces tworzenia tożsamości narodowej.  Historyk jeszcze przed wyborami w 2020 r. pytał głównych kandydatów o miejsce kwestii narodowych i symbolicznych w programach głównych kandydatów opozycyjnych. Ku swojemu rozczarowaniu otrzymywał odpowiedzi, że są to sprawy na kolejną kadencję, a teraz najważniejsze jest po prostu doprowadzenie do zmiany władzy.  Melnikau z takim podejściem się nie zgadza i podkreśla znaczenie wysiłku pro-białoruskich aktywistów, którzy budowali fundament tożsamości narodu bardzo słabo znającego swoją historię. Podkreśla, że w latach 2014-2020 wiele udawało się zrobić i nawet funkcjonariusze władzy po prostu robili sobie z nim zdjęcia, gdy pojawiał się w centrum Mińska w polskim mundurze przedwojennym. Teraz takie działania edukacyjne są zakazane, bo wszystko, co dotyczy tożsamości stało się przejawem opozycyjności, a tymczasem większość Białorusinów nadal nic na ten temat nie wie i nawet nie rozumie znaczenia używanych symboli. Opowiada, że w rozmowach z uczestnikami protestów często spotykał się ze stwierdzeniami, że demonstrantom nie chodzi o symbolikę, a wyłącznie o to, żeby „tego nie było”. Uważa to za głupotę, gdyż według historyka konieczne jest budowanie świadomości narodowej, świadomości własnej historii, a nie jedynie „bicie się na ulicach”. - Protesty zostały stłumione, a historia została. Historia, której Białorusini niestety nie znają. Ihar Melnikau jest przekonany, że budowanie tożsamości narodowej Białorusinów przede wszystkim przeszkadzało Rosji, gdzie oskarżano nawet Alaksandra Łukaszenkę o „wspieranie nazistów”. Teraz każdy przejaw tożsamości narodowej jest interpretowany politycznie, budzi emocje i jest tępiony. Podobnie dzieje się z kwestiami wspólnej historii Białorusinów i Polaków. Władze posunęły się przy tym tak daleko, że ogłosiły 17 września świętem narodowym. Większość Białorusinów nadal nie wie, co to znaczy, a dla historyka, który poświęcił lata na pokazywanie tego, co łączy oba narody. Historyk podkreślał rolę i męstwo żołnierzy białoruskich mężnie walczących w szeregach Wojska Polskiego w 1939 r. czy w Drugim Korpusie Wojska Polskiego. Zorganizował nawet poświęconą temu wystawę w Mińsku. Teraz byłoby to niemożliwe.  - Są emocje, agresja, a nie ma analizy – mówi Melnikau i podkreśla konieczność przebicia muru niezrozumienia wspólnej historii, co można zrobić wyłącznie na drodze edukacji pracy organicznej. Jego zdaniem agresja niszczy wyniki pracy nad tym, co łączyło Polaków i Białorusinów, a to jest na rękę Rosjanom. Projekt dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Ihar Melnikau, doktor historii z Białorusi, jest przekonany, że najlepszą drogą dla jego rodaków jest budowanie świadomości narodowej. Uważa, że kluczem jest praca organiczna, czyli edukacja, wycieczki, wydawanie książek czy wystawy. Podkreśla, że mimo tego, że w ostatnich latach ludzie myślący podobnie do niego zrobili bardzo dużo, w wyniku rewolucji praca ta legła w gruzach. Dlatego krytycznie podchodzi o białoruskiej rewolucji, która jego zdaniem, zahamowała proces tworzenia tożsamości narodowej. 

Historyk jeszcze przed wyborami w 2020 r. pytał głównych kandydatów o miejsce kwestii narodowych i symbolicznych w programach głównych kandydatów opozycyjnych. Ku swojemu rozczarowaniu otrzymywał odpowiedzi, że są to sprawy na kolejną kadencję, a teraz najważniejsze jest po prostu doprowadzenie do zmiany władzy. 

Melnikau z takim podejściem się nie zgadza i podkreśla znaczenie wysiłku pro-białoruskich aktywistów, którzy budowali fundament tożsamości narodu bardzo słabo znającego swoją historię. Podkreśla, że w latach 2014-2020 wiele udawało się zrobić i nawet funkcjonariusze władzy po prostu robili sobie z nim zdjęcia, gdy pojawiał się w centrum Mińska w polskim mundurze przedwojennym. Teraz takie działania edukacyjne są zakazane, bo wszystko, co dotyczy tożsamości stało się przejawem opozycyjności, a tymczasem większość Białorusinów nadal nic na ten temat nie wie i nawet nie rozumie znaczenia używanych symboli.

Opowiada, że w rozmowach z uczestnikami protestów często spotykał się ze stwierdzeniami, że demonstrantom nie chodzi o symbolikę, a wyłącznie o to, żeby „tego nie było”. Uważa to za głupotę, gdyż według historyka konieczne jest budowanie świadomości narodowej, świadomości własnej historii, a nie jedynie „bicie się na ulicach”.

- Protesty zostały stłumione, a historia została. Historia, której Białorusini niestety nie znają.

Ihar Melnikau jest przekonany, że budowanie tożsamości narodowej Białorusinów przede wszystkim przeszkadzało Rosji, gdzie oskarżano nawet Alaksandra Łukaszenkę o „wspieranie nazistów”. Teraz każdy przejaw tożsamości narodowej jest interpretowany politycznie, budzi emocje i jest tępiony. Podobnie dzieje się z kwestiami wspólnej historii Białorusinów i Polaków. Władze posunęły się przy tym tak daleko, że ogłosiły 17 września świętem narodowym. Większość Białorusinów nadal nie wie, co to znaczy, a dla historyka, który poświęcił lata na pokazywanie tego, co łączy oba narody.

Historyk podkreślał rolę i męstwo żołnierzy białoruskich mężnie walczących w szeregach Wojska Polskiego w 1939 r. czy w Drugim Korpusie Wojska Polskiego. Zorganizował nawet poświęconą temu wystawę w Mińsku. Teraz byłoby to niemożliwe. 

- Są emocje, agresja, a nie ma analizy – mówi Melnikau i podkreśla konieczność przebicia muru niezrozumienia wspólnej historii, co można zrobić wyłącznie na drodze edukacji pracy organicznej. Jego zdaniem agresja niszczy wyniki pracy nad tym, co łączyło Polaków i Białorusinów, a to jest na rękę Rosjanom.

Projekt dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Ormianie i Azerowie ciągle walczą
2021-08-10 13:00:00

Na mocy deklaracji o zawieszeniu broni z 9 listopada strony mają prowadzić rozmowy na temat uregulowania konfliktu, w tym pełnej wymiany jeńców, odblokowania kanałów transportowych, demarkacji i delimitacji granicy.  Wojciech Górecki zwraca uwagę na ogólność podpisanego porozumienia i sprzeczne interesy: Baku chce, jak najszybciej je zrealizować, przede wszystkim, odblokować drogi. Erywań z kolei chciałby doprowadzić do powrotu jeńców wojennych i nie ustępować w kwestii dróg.  - Azerbejdżan żeby zwiększyć presję na Armenię i Rosję, która jest gwarantem porozumienia, prowadzi dość agresywną politykę - podkreślił ekspert OSW. Do Karabachu wprowadzono też rosyjskie siły pokojowe, które mają tam pozostać przez co najmniej pięć lat. Premier Armenii Nikol Paszynian chciałby rozszerzyć obecność tego kontyngentu. Baku się temu sprzeciwia ponieważ dla Azerbejdżanu korzystniejsza byłaby większa obecność Turcji, a nie Rosji.  Wojciech Górecki podkreśla przy tym, że obydwu stronom nie zależy na przejściu konfliktu w ostrą fazę.  - Jest to bardziej przeciąganie liny - mówi.  Więcej o sytuacji na Kaukazie, w tym, jak to wpływa na wewnętrzną sytuację polityczną w Armenii, w podcaście Piotra Pogorzelskiego . Rozmowa została udostępniona bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem podcastu i portalem Nowa Europa Wschodnia [new.org.pl]. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite .

Na mocy deklaracji o zawieszeniu broni z 9 listopada strony mają prowadzić rozmowy na temat uregulowania konfliktu, w tym pełnej wymiany jeńców, odblokowania kanałów transportowych, demarkacji i delimitacji granicy. 

Wojciech Górecki zwraca uwagę na ogólność podpisanego porozumienia i sprzeczne interesy: Baku chce, jak najszybciej je zrealizować, przede wszystkim, odblokować drogi. Erywań z kolei chciałby doprowadzić do powrotu jeńców wojennych i nie ustępować w kwestii dróg. 

- Azerbejdżan żeby zwiększyć presję na Armenię i Rosję, która jest gwarantem porozumienia, prowadzi dość agresywną politykę - podkreślił ekspert OSW.

Do Karabachu wprowadzono też rosyjskie siły pokojowe, które mają tam pozostać przez co najmniej pięć lat. Premier Armenii Nikol Paszynian chciałby rozszerzyć obecność tego kontyngentu. Baku się temu sprzeciwia ponieważ dla Azerbejdżanu korzystniejsza byłaby większa obecność Turcji, a nie Rosji. 

Wojciech Górecki podkreśla przy tym, że obydwu stronom nie zależy na przejściu konfliktu w ostrą fazę. 

- Jest to bardziej przeciąganie liny - mówi. 

Więcej o sytuacji na Kaukazie, w tym, jak to wpływa na wewnętrzną sytuację polityczną w Armenii, w podcaście Piotra Pogorzelskiego. Rozmowa została udostępniona bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem podcastu i portalem Nowa Europa Wschodnia [new.org.pl]. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite.

Partyzanci. Dziennikarze na celowniku Łukaszenki
2021-08-09 09:00:00

Pomysłodawczynią książki i koordynatorką całego projektu jest Arleta Bojke. Za redakcję odpowiadał Michał Potocki, który był także autorem wstępu i jednego z rozdziałów. W rozmowie z Piotrem Pogorzelskim w podcaście “Po prostu Wschód”, dziennikarz “Dziennika Gazety Prawnej” podkreślił, że chodziło o opisanie nie tylko represji, do których dochodzi teraz, ale także pokazanie tego, na jakim tle mają one miejsce. Stąd, między innymi, opis mediów na Białorusi w poprzednich latach, w tym w latach ‘90.  - Nie chcieliśmy żeby czytelnik miał wrażenie, że to jest książka bardzo bieżąca, która za pół roku się zdezaktualizuje. Chcieliśmy pokazać Białoruś przez pryzmat dziennikarzy różnych pokoleń, różnych mediów i różnych dekad niezależnej Białorusi - dodał.  A jak ta książka pomoże białoruskim dziennikarzom? Michał Potocki podkreśla, że dochód ze sprzedaży książki trafi do Informacyjnego Biura Białoruś w Fokusie , które przeznaczy pieniądze na pomoc represjonowanym dziennikarzom. Chodzi zarówno o pomoc prawną, jak i sprzęt czy znalezienie mieszkania, gdy muszą uciekać z Białorusi. Rozmówca Piotra Pogorzelskiego zaznaczył też, że dla białoruskich dziennikarzy jest bardzo istotne, aby jak najwięcej mówić o ich kraju.  Rozmowa została udostępniona bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem podcastu i portalem Nowa Europa Wschodnia. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite .

Pomysłodawczynią książki i koordynatorką całego projektu jest Arleta Bojke. Za redakcję odpowiadał Michał Potocki, który był także autorem wstępu i jednego z rozdziałów. W rozmowie z Piotrem Pogorzelskim w podcaście “Po prostu Wschód”, dziennikarz “Dziennika Gazety Prawnej” podkreślił, że chodziło o opisanie nie tylko represji, do których dochodzi teraz, ale także pokazanie tego, na jakim tle mają one miejsce. Stąd, między innymi, opis mediów na Białorusi w poprzednich latach, w tym w latach ‘90. 

- Nie chcieliśmy żeby czytelnik miał wrażenie, że to jest książka bardzo bieżąca, która za pół roku się zdezaktualizuje. Chcieliśmy pokazać Białoruś przez pryzmat dziennikarzy różnych pokoleń, różnych mediów i różnych dekad niezależnej Białorusi - dodał. 

A jak ta książka pomoże białoruskim dziennikarzom? Michał Potocki podkreśla, że dochód ze sprzedaży książki trafi do Informacyjnego Biura Białoruś w Fokusie, które przeznaczy pieniądze na pomoc represjonowanym dziennikarzom. Chodzi zarówno o pomoc prawną, jak i sprzęt czy znalezienie mieszkania, gdy muszą uciekać z Białorusi. Rozmówca Piotra Pogorzelskiego zaznaczył też, że dla białoruskich dziennikarzy jest bardzo istotne, aby jak najwięcej mówić o ich kraju. 

Rozmowa została udostępniona bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem podcastu i portalem Nowa Europa Wschodnia. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite.

Polacy pomagają i uczą się walczyć z Covid-19
2021-08-08 11:00:00

Polscy lekarze, pielęgniarki i ratownicy pomagają Ugandyjczykom walczyć z pandemią, a raczej zorganizować niemal od podstaw system intensywnej terapii, którego praktycznie tam nie ma. Pracują w szpitalu niedaleko Kampali, stolicy kraju. Stają przed wyzwaniami, z którymi w Polsce praktycznie się nie spotykają. Przykładem jest doprowadzenie tlenu do respiratorów, ale nie z użyciem sieci rur, ale z butli, które co jakiś czas trzeba wymieniać w sposób, który nie zagraża ani lekarzom, ani pacjentom. Wojciech Wilk, prezes PCPM, podkreśla, że jest to zarówno wsparcie dla krajów biedniejszych w odpowiedzi na apel Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), ale także lekcja. Każdy uczestnik misji, a było ich już kilka, od Włoch na początku pandemii, przez Azję Środkową aż po kraje afrykańskie, przywozi doświadczenia, które mogą przydać się w kraju. Przykładem była praca w dużym szpitalu tymczasowym w Addis Abebie, stolicy Etiopii. Polacy trafili tam, gdy w kraju jeszcze takich szpitali nie było i jednym z podpatrzonych rozwiązań, były duże lustra w pomieszczeniu, w którym personel zakłada stroje ochronne. Lustra pozwalają samodzielnie skontrolować, czy wszystko jest w porządku, a lekarz jest bezpieczny. Wcześniej o tym nie myślano, a doświadczenie z Etiopii zostało przekazane do kraju i ostatecznie zastosowano je w szpitalu tymczasowym na Stadionie Narodowym w Warszawie.  Niezwykle istotna była pierwsza misja zespołu ratunkowego PCPM we Włoszech wiosną 2020 r., gdy Polacy dopiero uczyli się, czym jest Covid-19. Czas zweryfikował wiedzę i niektóre rozwiązania, ale był to początek walki z pandemią. W następnych miesiącach Polacy odwiedzali kolejne kraje dzieląc się doświadczeniem i przywożąc doświadczenia, które poszczególni uczestnicy misji starali się przekazywać i wdrażać w swoich macierzystych szpitalach. Obecnie aż 12 krajów afrykańskich prosi WHO o pomoc w walce z Covid-19 i Wilk spodziewa się kolejnych misji, zwłaszcza że  Polacy stanowią zaledwie jeden z trzech tego rodzaju zespołów na świecie. Podkreśla przy tym, że oczywistym priorytetem jest niesienie pomocy w kraju. Dlatego, jeżeli w Polsce gwałtownie wybuchnie czwarta fala pandemii, to członkowie zespołu ratowniczego PCPM będą musieli zostać na miejscu. - Oby nie! – zaznacza Wojciech Wilk i zaprasza lekarzy, pielęgniarzy, ratowników i specjalistów rozmaitych profesji medycznych o do kontaktowania się i dołączania do zespołu ratowniczego PCPM. Podcast został sfinansowany z grantu przyznanego przez Departament Stanu USA. Opinie, stwierdzenia i wnioski zawarte w tym podcaście należą do jego autorów i nie muszą odzwierciedlać stanowiska Departamentu Stanu USA.

Polscy lekarze, pielęgniarki i ratownicy pomagają Ugandyjczykom walczyć z pandemią, a raczej zorganizować niemal od podstaw system intensywnej terapii, którego praktycznie tam nie ma. Pracują w szpitalu niedaleko Kampali, stolicy kraju. Stają przed wyzwaniami, z którymi w Polsce praktycznie się nie spotykają. Przykładem jest doprowadzenie tlenu do respiratorów, ale nie z użyciem sieci rur, ale z butli, które co jakiś czas trzeba wymieniać w sposób, który nie zagraża ani lekarzom, ani pacjentom.

Wojciech Wilk, prezes PCPM, podkreśla, że jest to zarówno wsparcie dla krajów biedniejszych w odpowiedzi na apel Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), ale także lekcja. Każdy uczestnik misji, a było ich już kilka, od Włoch na początku pandemii, przez Azję Środkową aż po kraje afrykańskie, przywozi doświadczenia, które mogą przydać się w kraju. Przykładem była praca w dużym szpitalu tymczasowym w Addis Abebie, stolicy Etiopii. Polacy trafili tam, gdy w kraju jeszcze takich szpitali nie było i jednym z podpatrzonych rozwiązań, były duże lustra w pomieszczeniu, w którym personel zakłada stroje ochronne. Lustra pozwalają samodzielnie skontrolować, czy wszystko jest w porządku, a lekarz jest bezpieczny. Wcześniej o tym nie myślano, a doświadczenie z Etiopii zostało przekazane do kraju i ostatecznie zastosowano je w szpitalu tymczasowym na Stadionie Narodowym w Warszawie. 

Niezwykle istotna była pierwsza misja zespołu ratunkowego PCPM we Włoszech wiosną 2020 r., gdy Polacy dopiero uczyli się, czym jest Covid-19. Czas zweryfikował wiedzę i niektóre rozwiązania, ale był to początek walki z pandemią. W następnych miesiącach Polacy odwiedzali kolejne kraje dzieląc się doświadczeniem i przywożąc doświadczenia, które poszczególni uczestnicy misji starali się przekazywać i wdrażać w swoich macierzystych szpitalach.

Obecnie aż 12 krajów afrykańskich prosi WHO o pomoc w walce z Covid-19 i Wilk spodziewa się kolejnych misji, zwłaszcza że  Polacy stanowią zaledwie jeden z trzech tego rodzaju zespołów na świecie. Podkreśla przy tym, że oczywistym priorytetem jest niesienie pomocy w kraju. Dlatego, jeżeli w Polsce gwałtownie wybuchnie czwarta fala pandemii, to członkowie zespołu ratowniczego PCPM będą musieli zostać na miejscu.

- Oby nie! – zaznacza Wojciech Wilk i zaprasza lekarzy, pielęgniarzy, ratowników i specjalistów rozmaitych profesji medycznych o do kontaktowania się i dołączania do zespołu ratowniczego PCPM.

Podcast został sfinansowany z grantu przyznanego przez Departament Stanu USA. Opinie, stwierdzenia i wnioski zawarte w tym podcaście należą do jego autorów i nie muszą odzwierciedlać stanowiska Departamentu Stanu USA.

Białoruś używa imigrantów jako broni przeciwko Litwie
2021-08-01 13:29:54

Codziennie kilkudziesięciu nielegalnym imigrantów usiłuje forsować liczącą ponad 600 km granicę litewsko – białoruską. To gwałtowny wzrost w porównaniu z latami ubiegłymi, gdy takich przypadków było około 100 rocznie. Litwini nie byli przygotowani na ten kryzys, o który obwiniają służby białoruskie. Wyzwaniem jest nie tylko zatrzymanie imigrantów, ale także późniejsze zakwaterowanie i wyżywienie do czasu rozpatrzenia każdego przypadku i ewentualnej deportacji. Litwini nie mają wątpliwości, że reżim Łukaszenki wykorzystuje imigrantów jako metodę nacisku, czyli jako broń. W większości są to Irakijczycy, ale także obywatele krajów afrykańskich. Dr Mariusz Antonowicz, politolog z Uniwersytetu Wileńskiego mówi, że ludzie ci samolotami przywożeni są na Białoruś z Iraku i Turcji, a następnie samochodami przewożeni są nad granicę. W procederze tym uczestniczą przedstawiciele służb białoruskich. Ekspert podkreśla, że jest to relatywnie bezpieczna trasa migracji z Bliskiego Wschodu wprost do granicy Unii Europejskiej. Ludzie, którzy się na nią decydują nie ponoszą tak wielkiego ryzyka utraty życia, jak ci, którzy usiłują forsować Morze Śródziemne. Politolog litewski przypomina, że w latach 2010-11, w kontekście pomysłów szerokiego resetu w relacjach Zachodu ze Wschodem, pojawiały się nawet pomysły otwarcia granicy białorusko- litewskiej dla małego ruchu granicznego. Nic z tego nie wyszło, a największym problemem pogranicza był przemyt, jednak służby obu krajów ze sobą współpracowały. O ile dotychczas litewscy pogranicznicy radzili sobie z kontrolowaniem granicy, to obecnie, przy kompletnej odmowie współpracy strony białoruskiej, niemożliwe stało się nawet rozwiązywanie stosunkowo prostych, codziennych problemów. Mówiąc o dowodach na udział Mińska w tym nielegalnym procederze Anonowicz podkreśla, że Łukaszenka dość otwarcie o mówił o zalaniu Litwy imigrantami. Podobne groźby, choć dotychczas niezrealizowane, wygłaszał także wobec Polski. Pojawiło się też nagranie pokazujące Białorusinów dowożących imigrantów nad granicę, a nawet wskazujących im miejsca, w których powinni próbować ją przekroczyć. Dowóz organizować mają firmy związane z reżimem. Z kolei sami, zatrzymani imigranci opowiadają o lotach i zorganizowanym transporcie z lotnisk nad granicę. Litewski politolog uważa, że poprzez presję migracyjną Mińsk chce zmusi Wilno do dialogu oraz do zaprzestania wsparcia udzielanego białoruskiej opozycji. Rząd i prezydent Litwy nie zamierzają się ugiąć, choć w sejmie pojawiły się już głosy wśród polityków opozycyjnych, aby rozmawiać z Łukaszenką i wynegocjować uszczelnienie granicy w zamian za ustępstwa wobec reżimu. Na razie jednak metoda wywierania presji na Litwę nie działa, a Wilno uzyskuje wsparcie krajów Unii Europejskiej i usiłuje negocjować z Irakiem i z Turcją. Litwa, między innymi, oferowana Bagdadowi szczepionki przeciw Covid-19 w zamian za ograniczenie lotów na Białoruś. Dotychczas zabiegi dyplomatów litewskich były jednak nieskuteczne. Pojawił się też pomysł, aby we współpracy z USA deportować zatrzymanych do kurdyjskiej strefy w Iraku. Litwa była nieprzygotowana na nagły napływ imigrantów i dlatego, mimo krytyki, ustawowo ograniczyła prawa osób nielegalnie przekraczających granicę. Granica z Białorusią będzie także wzmacniana fizycznie, gdyż panuje przekonanie, że skoro Łukaszenka może przerzucać migrantów, to może też przemycać dywersantów. Wyzwaniem jest również lokowanie uchodźców, przeciwko czemu protestują mieszkańcy niektórych przygranicznych miejscowości. Zwiększa to napięcia polityczne w kraju i grozi wzrostem poparcia dla ugrupowań ekstremistycznych.  Białoruska opozycja, z liderką Swietłaną Cichanouską, uzyskała na Litwie oficjalny status przedstawicielstwa dyplomatycznego. Antonowicz uważa, że jest to przykład głęboko zakorzenionej na Litwie metody walki symbolicznej. Litwini dostrzegli rozwój narodowych i wolnościowych tendencji wśród Białorusinów, a uznanie tego faktu traktują jako inwestycję w przyszłość. Wspierając opozycję Wilno ma nadzieję na dobre relacje z demokratyczną Białorusią, która powstanie po odejściu Łukaszenki.  Projekt dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP. Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Fundacji Solidarności Międzynarodowej ani Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Codziennie kilkudziesięciu nielegalnym imigrantów usiłuje forsować liczącą ponad 600 km granicę litewsko – białoruską. To gwałtowny wzrost w porównaniu z latami ubiegłymi, gdy takich przypadków było około 100 rocznie. Litwini nie byli przygotowani na ten kryzys, o który obwiniają służby białoruskie. Wyzwaniem jest nie tylko zatrzymanie imigrantów, ale także późniejsze zakwaterowanie i wyżywienie do czasu rozpatrzenia każdego przypadku i ewentualnej deportacji.

Litwini nie mają wątpliwości, że reżim Łukaszenki wykorzystuje imigrantów jako metodę nacisku, czyli jako broń. W większości są to Irakijczycy, ale także obywatele krajów afrykańskich. Dr Mariusz Antonowicz, politolog z Uniwersytetu Wileńskiego mówi, że ludzie ci samolotami przywożeni są na Białoruś z Iraku i Turcji, a następnie samochodami przewożeni są nad granicę. W procederze tym uczestniczą przedstawiciele służb białoruskich. Ekspert podkreśla, że jest to relatywnie bezpieczna trasa migracji z Bliskiego Wschodu wprost do granicy Unii Europejskiej. Ludzie, którzy się na nią decydują nie ponoszą tak wielkiego ryzyka utraty życia, jak ci, którzy usiłują forsować Morze Śródziemne.

Politolog litewski przypomina, że w latach 2010-11, w kontekście pomysłów szerokiego resetu w relacjach Zachodu ze Wschodem, pojawiały się nawet pomysły otwarcia granicy białorusko- litewskiej dla małego ruchu granicznego. Nic z tego nie wyszło, a największym problemem pogranicza był przemyt, jednak służby obu krajów ze sobą współpracowały. O ile dotychczas litewscy pogranicznicy radzili sobie z kontrolowaniem granicy, to obecnie, przy kompletnej odmowie współpracy strony białoruskiej, niemożliwe stało się nawet rozwiązywanie stosunkowo prostych, codziennych problemów.

Mówiąc o dowodach na udział Mińska w tym nielegalnym procederze Anonowicz podkreśla, że Łukaszenka dość otwarcie o mówił o zalaniu Litwy imigrantami. Podobne groźby, choć dotychczas niezrealizowane, wygłaszał także wobec Polski. Pojawiło się też nagranie pokazujące Białorusinów dowożących imigrantów nad granicę, a nawet wskazujących im miejsca, w których powinni próbować ją przekroczyć. Dowóz organizować mają firmy związane z reżimem. Z kolei sami, zatrzymani imigranci opowiadają o lotach i zorganizowanym transporcie z lotnisk nad granicę.

Litewski politolog uważa, że poprzez presję migracyjną Mińsk chce zmusi Wilno do dialogu oraz do zaprzestania wsparcia udzielanego białoruskiej opozycji. Rząd i prezydent Litwy nie zamierzają się ugiąć, choć w sejmie pojawiły się już głosy wśród polityków opozycyjnych, aby rozmawiać z Łukaszenką i wynegocjować uszczelnienie granicy w zamian za ustępstwa wobec reżimu.

Na razie jednak metoda wywierania presji na Litwę nie działa, a Wilno uzyskuje wsparcie krajów Unii Europejskiej i usiłuje negocjować z Irakiem i z Turcją. Litwa, między innymi, oferowana Bagdadowi szczepionki przeciw Covid-19 w zamian za ograniczenie lotów na Białoruś. Dotychczas zabiegi dyplomatów litewskich były jednak nieskuteczne. Pojawił się też pomysł, aby we współpracy z USA deportować zatrzymanych do kurdyjskiej strefy w Iraku.

Litwa była nieprzygotowana na nagły napływ imigrantów i dlatego, mimo krytyki, ustawowo ograniczyła prawa osób nielegalnie przekraczających granicę. Granica z Białorusią będzie także wzmacniana fizycznie, gdyż panuje przekonanie, że skoro Łukaszenka może przerzucać migrantów, to może też przemycać dywersantów. Wyzwaniem jest również lokowanie uchodźców, przeciwko czemu protestują mieszkańcy niektórych przygranicznych miejscowości. Zwiększa to napięcia polityczne w kraju i grozi wzrostem poparcia dla ugrupowań ekstremistycznych. 

Białoruska opozycja, z liderką Swietłaną Cichanouską, uzyskała na Litwie oficjalny status przedstawicielstwa dyplomatycznego. Antonowicz uważa, że jest to przykład głęboko zakorzenionej na Litwie metody walki symbolicznej. Litwini dostrzegli rozwój narodowych i wolnościowych tendencji wśród Białorusinów, a uznanie tego faktu traktują jako inwestycję w przyszłość. Wspierając opozycję Wilno ma nadzieję na dobre relacje z demokratyczną Białorusią, która powstanie po odejściu Łukaszenki. 

Projekt dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Fundacji Solidarności Międzynarodowej ani Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Nord Stream 2. Amerykanie powołali szeryfa
2021-07-28 11:16:04

W ramach umowy Niemcy mają zainwestować w ukraiński sektor energetyczny, zobowiążą się do sankcji w razie wrogich działań Rosji i wesprą Inicjatywę Trójmorza. Zdaniem Jakuba Wiecha, który był gościem Piotra Pogorzelskiego , w podcaście Po prostu Wschód  już samo uruchomienie gazociągu jest bronią polityczną - zmienia bowiem już teraz architekturę dostaw gazu ze Wschodu na Zachód. Porozumienie Berlina i Waszyngtonu jest zwycięstwem Moskwy i zmniejsza wiarygodność Stanów Zjednoczonych w Europie Środkowej i Wschodniej.  Według zeszłotygodniowej deklaracji, Niemcy mają również stworzyć Zielony Fundusz dla Ukrainy w celu "wsparcia transformacji energetycznej Ukrainy, wydajności energetycznej i bezpieczeństwa energetycznego". Berlin ma wpłacić co najmniej 175 mln dolarów i wspólnie z Waszyngtonem wspierać i promować inwestycje warte co najmniej 1 miliard dolarów. Jednak, jak podkreśla zastępca redaktora naczelnego Energetyki 24 , ta suma jest wyjątkowo mała w porównaniu z wpływami ukraińskiego budżetu z tranzytu rosyjskiego paliwa.  Więcej o tym, jak uruchomienie Nord Stream 2 zmieni rynek gazu w Europie, w podcaście Piotra Pogorzelskiego. Rozmowa została udostępniona bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem podcastu i portalem Nowa Europa Wschodnia . Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite .    

W ramach umowy Niemcy mają zainwestować w ukraiński sektor energetyczny, zobowiążą się do sankcji w razie wrogich działań Rosji i wesprą Inicjatywę Trójmorza. Zdaniem Jakuba Wiecha, który był gościem Piotra Pogorzelskiego, w podcaście Po prostu Wschód  już samo uruchomienie gazociągu jest bronią polityczną - zmienia bowiem już teraz architekturę dostaw gazu ze Wschodu na Zachód. Porozumienie Berlina i Waszyngtonu jest zwycięstwem Moskwy i zmniejsza wiarygodność Stanów Zjednoczonych w Europie Środkowej i Wschodniej. 

Według zeszłotygodniowej deklaracji, Niemcy mają również stworzyć Zielony Fundusz dla Ukrainy w celu "wsparcia transformacji energetycznej Ukrainy, wydajności energetycznej i bezpieczeństwa energetycznego". Berlin ma wpłacić co najmniej 175 mln dolarów i wspólnie z Waszyngtonem wspierać i promować inwestycje warte co najmniej 1 miliard dolarów. Jednak, jak podkreśla zastępca redaktora naczelnego Energetyki 24, ta suma jest wyjątkowo mała w porównaniu z wpływami ukraińskiego budżetu z tranzytu rosyjskiego paliwa. 

Więcej o tym, jak uruchomienie Nord Stream 2 zmieni rynek gazu w Europie, w podcaście Piotra Pogorzelskiego. Rozmowa została udostępniona bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem podcastu i portalem Nowa Europa Wschodnia. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite.

 

 

Covid-19 niszczy dekady pracy nad przyszłością świata
2021-07-25 11:00:00

Covid-19 stawia ludzkość w obliczu decyzji, które zaważą na losach przyszłych pokoleń. Mariola Ratschka z Ośrodka Informacyjnego ONZ w Warszawie mówi o najnowszym raporcie, który pokazuje globalną skalę  szkód dokonanych przez pandemię. Pandemia niszczy dekady rozwoju w bardzo wielu obszarach, od wyrównywania szans, poprzez prawa człowieka, po ochronę środowiska. Według ONZ około  120 mln osób zostało zepchniętych w ubóstwo przez pandemię, a liczba skrajnie biednych, cierpiących głód wzrosła o ponad 130 mln. Aż 9 na 10 krajów na świecie nie poradziło sobie z pandemią, która zakłóciła funkcjonowanie służby zdrowia. Z kolei wpływ Covid-19 na edukację określany jest mianem katastrofy pokoleniowej. Nie chodzi przy tym już tylko o pogorszenie się jakości edukacji w krajach, w których dzieci musiały przejść na nauczanie zdalne.  Miliony dzieci zostały pozbawione dostępu nawet do podstawowego poziomu edukacji i wiele z nich nigdy już do szkoły nie wróci tracąc szansę nawet na pozyskanie umiejętności tak podstawowych, jak czytanie czy liczenie. Rośnie także liczba dzieci zmuszanych do pracy, a także dziewczynek wychodzących za mąż.  Prawa kobiet są kolejnym obszarem, w których koronawirus dokonuje spustoszenia.  W wielu miejscach opieka nad dziećmi pozostającymi w domu, ale także nad ludźmi starszymi czy chorującymi na Covid-19 spadła wyłącznie na kobiety, które porzuciły pracę. Także globalne spowolnienie gospodarcze powoduje wzrost bezrobocia w szczególności wśród kobiet. Nasila się także przemoc wobec kobiec i dziewcząt. Bez globalnego podejścia i solidarności międzynarodowej świat nie podźwignie się ze zniszczeń dokonanych przez pandemię, które obejmują nawet osłabienie działań mających na celu walkę ze zmianami klimatycznymi. Według Marioli Ratschki kluczem do stawienia czoła tym historycznym wyzwaniom jest zachowanie młodzieży, która pierwszy raz w historii stanowi ponad połowę całej ludzkości. Jej zdaniem w wielu krajach istnieje świadomość konieczności prowadzenia zrównoważonego rozwoju i odbudowy społeczeństw, krajów i społeczności międzynarodowej po koronawirusie.   Podcast został sfinansowany z grantu przyznanego przez Departament Stanu USA. Opinie, stwierdzenia i wnioski zawarte w tym podcaście należą do jego autorów i nie muszą odzwierciedlać stanowiska Departamentu Stanu USA.

Covid-19 stawia ludzkość w obliczu decyzji, które zaważą na losach przyszłych pokoleń. Mariola Ratschka z Ośrodka Informacyjnego ONZ w Warszawie mówi o najnowszym raporcie, który pokazuje globalną skalę  szkód dokonanych przez pandemię.

Pandemia niszczy dekady rozwoju w bardzo wielu obszarach, od wyrównywania szans, poprzez prawa człowieka, po ochronę środowiska. Według ONZ około  120 mln osób zostało zepchniętych w ubóstwo przez pandemię, a liczba skrajnie biednych, cierpiących głód wzrosła o ponad 130 mln. Aż 9 na 10 krajów na świecie nie poradziło sobie z pandemią, która zakłóciła funkcjonowanie służby zdrowia.

Z kolei wpływ Covid-19 na edukację określany jest mianem katastrofy pokoleniowej. Nie chodzi przy tym już tylko o pogorszenie się jakości edukacji w krajach, w których dzieci musiały przejść na nauczanie zdalne.  Miliony dzieci zostały pozbawione dostępu nawet do podstawowego poziomu edukacji i wiele z nich nigdy już do szkoły nie wróci tracąc szansę nawet na pozyskanie umiejętności tak podstawowych, jak czytanie czy liczenie. Rośnie także liczba dzieci zmuszanych do pracy, a także dziewczynek wychodzących za mąż. 

Prawa kobiet są kolejnym obszarem, w których koronawirus dokonuje spustoszenia.  W wielu miejscach opieka nad dziećmi pozostającymi w domu, ale także nad ludźmi starszymi czy chorującymi na Covid-19 spadła wyłącznie na kobiety, które porzuciły pracę. Także globalne spowolnienie gospodarcze powoduje wzrost bezrobocia w szczególności wśród kobiet. Nasila się także przemoc wobec kobiec i dziewcząt.

Bez globalnego podejścia i solidarności międzynarodowej świat nie podźwignie się ze zniszczeń dokonanych przez pandemię, które obejmują nawet osłabienie działań mających na celu walkę ze zmianami klimatycznymi. Według Marioli Ratschki kluczem do stawienia czoła tym historycznym wyzwaniom jest zachowanie młodzieży, która pierwszy raz w historii stanowi ponad połowę całej ludzkości. Jej zdaniem w wielu krajach istnieje świadomość konieczności prowadzenia zrównoważonego rozwoju i odbudowy społeczeństw, krajów i społeczności międzynarodowej po koronawirusie.

 

Podcast został sfinansowany z grantu przyznanego przez Departament Stanu USA. Opinie, stwierdzenia i wnioski zawarte w tym podcaście należą do jego autorów i nie muszą odzwierciedlać stanowiska Departamentu Stanu USA.

Parady równości w Gruzji znowu nie było
2021-07-20 15:59:10

Stasia Budzisz, reporterka, autorka książki “Pokazucha. Na gruzińskich zasadach”, zwraca uwagę w rozmowie z Piotrem Pogorzelskim w podcaście Po prostu Wschód , że w Gruzji są bardzo silne środowiska konserwatywne, mające poparcie społeczeństwa i przede wszystkim cerkwi prawosławnej. Ta ostatnia mimo, że jest niezależna od Moskwy, to wyraźnie jej sympatyzuje. Stasia Budzisz podkreśla przy tym, że nie należy upraszczać, iż za ostatnie wydarzenia odpowiada Rosja.  Konserwatywne i ultraprawicowe środowiska są na tyle silne, że dotąd w Gruzji nigdy nie udało się zorganizować parady wolności. W tym roku obiektem agresji stali się dziennikarze. Rannych zostało aż 53 z nich. Jeden z nich Lekso Laszkarawa zmarł. Wywołało to protesty mediów. Cztery opozycyjne kanały telewizyjne: Pirveli, Mtavari, Formula i Kavkazia, wstrzymały na 24 godziny nadawanie programu. Dziennikarze domagali się dymisji premiera. Na czarnym tle pokazano nazwiska rannych dziennikarzy.  Stasia Budzisz zwraca też uwagę, że konieczne są naciski ze strony Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych na władze Gruzji, aby zapewniły bezpieczeństwo uczestnikom imprez organizowanych przez mniejszości seksualne.  Więcej w podcaście Piotra Pogorzelskiego. Rozmowa została udostępniona bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem podcastu i portalem Nowa Europa Wschodnia. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite .

Stasia Budzisz, reporterka, autorka książki “Pokazucha. Na gruzińskich zasadach”, zwraca uwagę w rozmowie z Piotrem Pogorzelskim w podcaście Po prostu Wschód, że w Gruzji są bardzo silne środowiska konserwatywne, mające poparcie społeczeństwa i przede wszystkim cerkwi prawosławnej. Ta ostatnia mimo, że jest niezależna od Moskwy, to wyraźnie jej sympatyzuje. Stasia Budzisz podkreśla przy tym, że nie należy upraszczać, iż za ostatnie wydarzenia odpowiada Rosja. 

Konserwatywne i ultraprawicowe środowiska są na tyle silne, że dotąd w Gruzji nigdy nie udało się zorganizować parady wolności. W tym roku obiektem agresji stali się dziennikarze. Rannych zostało aż 53 z nich. Jeden z nich Lekso Laszkarawa zmarł. Wywołało to protesty mediów. Cztery opozycyjne kanały telewizyjne: Pirveli, Mtavari, Formula i Kavkazia, wstrzymały na 24 godziny nadawanie programu. Dziennikarze domagali się dymisji premiera. Na czarnym tle pokazano nazwiska rannych dziennikarzy. 

Stasia Budzisz zwraca też uwagę, że konieczne są naciski ze strony Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych na władze Gruzji, aby zapewniły bezpieczeństwo uczestnikom imprez organizowanych przez mniejszości seksualne. 

Więcej w podcaście Piotra Pogorzelskiego. Rozmowa została udostępniona bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem podcastu i portalem Nowa Europa Wschodnia. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite.

Białoruskie przebudzenie, pieniądze i komputery
2021-07-18 13:40:10

Wydawać mogłoby się, że fala masowych protestów, a następnie represje i sankcje będą ciosem dla gospodarki kraju. Tymczasem Alaksandr Papko, politolog, dziennikarz Biełsatu, pokazuje, że tak się nie stało. Pomimo wzrostu cen i stagnacji na rynku wewnętrznym, rosnącego deficytu budżetowego, problemów ze spłatą zadłużenia czy negatywnego bilans w handlu zagranicznym przychody z eksportu ratują gospodarkę kraju. Ekspert podkreśla, że nawet, jeżeli reżim Alaksandra Łukaszenki wydaje się mieć sytuację pod kontrolą, w najbliższym czasie może nadejść poważny kryzys, a wtedy jedyną siłą zdolną, choć nie wiadomo czy chętną, dla wsparcia Mińska będzie Rosja. Obok tradycyjnych źródeł dochodu Białorusi takich jak produkty ropopochodne i nawozy, jednym z fundamentów gospodarki stał się sektor IT. Łukaszenka nie rozumie i nie lubi branży gromadzącej ludzi twórczych i z natury niezależnych, ale branża produkująca przede wszystkim na rynek amerykański nie jest czymś, co może łatwo spacyfikować. O ile represje dotknęły firmy, które w sposób otwarty poparły rewolucję, to reszta nadal funkcjonuje w swego rodzaju bańce. Sektor IT stał się czymś w rodzaju azylu dla ludzi, którzy oczekują od życia więcej niż marnej pensji w przedsiębiorstwie prywatnym. Chcą żyć i funkcjonować tak jak ich koledzy na Zachodzie i przez wiele lat im się to udawało. Teraz często stoją przed poważnym pytanie o przyszłość. Niektórzy decydują się na swoistą „emigrację wewnętrzną”, inni włączają się w ruchu protestu w nieustannej walce ze służbami reżimu. Tak prowadzone są lokalne serwisy internetowe czy organizowane zbiórki na pomoc dla represjonowanych. Coraz powszechniejszym zjawiskiem jest jednak emigracja i drenaż mózgów. Szacuje się, kraj opuściło już ok. 20 tys. pracowników IT różnego szczebla, co stanowi kilkanaście procent łącznej liczby ludzi zatrudnionych w tej branży. To nie tylko uszczuplenie przychodów kraju o kilkaset milionów dolarów rocznie, ale także drenaż mózgów. To specjaliści cenieni i chętnie zatrudnianie w krajach ościennych – w tym w Polsce. Co prawda przychody z branży IT pomagają reżimowi trwać stanowiąc ważne źródło twardej waluty, to Zachód, nawet wprowadzając bolesne sankcje sektorowe, nie obejmie tych przedsiębiorstw restrykcjami. Po pierwsze często są zarejestrowane poza Białorusią, ale poza tym, stwarzają pewną przestrzeń wolności, którą należy wspierać, a nie ograniczać. Jak na razie wyjątkiem jest tu objęta sankcjami firma, która produkuje oprogramowanie pomagające służbom identyfikować uczestników protestów. Papko zaznacza, że branża IT funkcjonuje niejako obok upaństwowionego systemu białoruskiej gospodarki. Projekt dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP. Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Fundacji Solidarności Międzynarodowej ani Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Wydawać mogłoby się, że fala masowych protestów, a następnie represje i sankcje będą ciosem dla gospodarki kraju. Tymczasem Alaksandr Papko, politolog, dziennikarz Biełsatu, pokazuje, że tak się nie stało. Pomimo wzrostu cen i stagnacji na rynku wewnętrznym, rosnącego deficytu budżetowego, problemów ze spłatą zadłużenia czy negatywnego bilans w handlu zagranicznym przychody z eksportu ratują gospodarkę kraju. Ekspert podkreśla, że nawet, jeżeli reżim Alaksandra Łukaszenki wydaje się mieć sytuację pod kontrolą, w najbliższym czasie może nadejść poważny kryzys, a wtedy jedyną siłą zdolną, choć nie wiadomo czy chętną, dla wsparcia Mińska będzie Rosja.

Obok tradycyjnych źródeł dochodu Białorusi takich jak produkty ropopochodne i nawozy, jednym z fundamentów gospodarki stał się sektor IT. Łukaszenka nie rozumie i nie lubi branży gromadzącej ludzi twórczych i z natury niezależnych, ale branża produkująca przede wszystkim na rynek amerykański nie jest czymś, co może łatwo spacyfikować. O ile represje dotknęły firmy, które w sposób otwarty poparły rewolucję, to reszta nadal funkcjonuje w swego rodzaju bańce.

Sektor IT stał się czymś w rodzaju azylu dla ludzi, którzy oczekują od życia więcej niż marnej pensji w przedsiębiorstwie prywatnym. Chcą żyć i funkcjonować tak jak ich koledzy na Zachodzie i przez wiele lat im się to udawało. Teraz często stoją przed poważnym pytanie o przyszłość. Niektórzy decydują się na swoistą „emigrację wewnętrzną”, inni włączają się w ruchu protestu w nieustannej walce ze służbami reżimu. Tak prowadzone są lokalne serwisy internetowe czy organizowane zbiórki na pomoc dla represjonowanych.

Coraz powszechniejszym zjawiskiem jest jednak emigracja i drenaż mózgów. Szacuje się, kraj opuściło już ok. 20 tys. pracowników IT różnego szczebla, co stanowi kilkanaście procent łącznej liczby ludzi zatrudnionych w tej branży. To nie tylko uszczuplenie przychodów kraju o kilkaset milionów dolarów rocznie, ale także drenaż mózgów. To specjaliści cenieni i chętnie zatrudnianie w krajach ościennych – w tym w Polsce.

Co prawda przychody z branży IT pomagają reżimowi trwać stanowiąc ważne źródło twardej waluty, to Zachód, nawet wprowadzając bolesne sankcje sektorowe, nie obejmie tych przedsiębiorstw restrykcjami. Po pierwsze często są zarejestrowane poza Białorusią, ale poza tym, stwarzają pewną przestrzeń wolności, którą należy wspierać, a nie ograniczać. Jak na razie wyjątkiem jest tu objęta sankcjami firma, która produkuje oprogramowanie pomagające służbom identyfikować uczestników protestów. Papko zaznacza, że branża IT funkcjonuje niejako obok upaństwowionego systemu białoruskiej gospodarki.

Projekt dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Fundacji Solidarności Międzynarodowej ani Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Ukraina poza utartym szlakiem
2021-07-15 07:54:12

Lwów, Kijów i Odessa - te miasta na Ukrainie zna od strony turystycznej wielu Polaków. Na Ukrainie jest jednak wiele innych ciekawych miejsc, które są godne polecenia. Piotr Pogorzelski zapytał o nie w swoim podcaście Po prostu Wschód Natalię Panczenko z projektu Ukrainer .  Natalia Panczenko zachęca do zwiedzania ukraińskiego Zakarpacia i ogólnie Karpat, gdzie można spotkać przedstawicieli wielu różnych grup etnicznych o różnych tradycjach. Można zajrzeć do Janka Derewlianego, rzeźbiarza, który zbudował wysoko w górach budynek dla gości, którzy chcą zobaczyć go przy pracy. Poczęstuje nas też kapustą zapiekaną w ogniu. Oprócz tego są lutnicy, garncarze, osoby zajmujące się tkactwem. Warto na pewno pojechać do Sławskiego - zimowego kurortu narciarskiego, który można też odwiedzić latem.  Wakacje kojarzą się przede wszystkim z morzem. Na Ukrainie mamy do wyboru Czarne i Azowskie. Szczególnie to ostatnie jest ciepłe i płytkie, w sam raz na urlop z dziećmi.  Według Natalii Panczenko, na Ukrainie można jeszcze znaleźć prawdziwą, dziką, przyrodę i to właśnie na takie miejsca, gdzie jest mniej turystów, należy postawić. Jej zdaniem, nie ma sensu odwiedzanie kurortów, jak Odessa, gdzie mamy podobne restauracje i hotele, jak wszędzie nad morzem.  Więcej w podcaście Piotra Pogorzelskiego. Rozmowa została udostępniona bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem podcastu i portalem Nowa Europa Wschodnia . Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite .

Lwów, Kijów i Odessa - te miasta na Ukrainie zna od strony turystycznej wielu Polaków. Na Ukrainie jest jednak wiele innych ciekawych miejsc, które są godne polecenia. Piotr Pogorzelski zapytał o nie w swoim podcaście Po prostu Wschód Natalię Panczenko z projektu Ukrainer

Natalia Panczenko zachęca do zwiedzania ukraińskiego Zakarpacia i ogólnie Karpat, gdzie można spotkać przedstawicieli wielu różnych grup etnicznych o różnych tradycjach. Można zajrzeć do Janka Derewlianego, rzeźbiarza, który zbudował wysoko w górach budynek dla gości, którzy chcą zobaczyć go przy pracy. Poczęstuje nas też kapustą zapiekaną w ogniu.

Oprócz tego są lutnicy, garncarze, osoby zajmujące się tkactwem. Warto na pewno pojechać do Sławskiego - zimowego kurortu narciarskiego, który można też odwiedzić latem. 

Wakacje kojarzą się przede wszystkim z morzem. Na Ukrainie mamy do wyboru Czarne i Azowskie. Szczególnie to ostatnie jest ciepłe i płytkie, w sam raz na urlop z dziećmi. 

Według Natalii Panczenko, na Ukrainie można jeszcze znaleźć prawdziwą, dziką, przyrodę i to właśnie na takie miejsca, gdzie jest mniej turystów, należy postawić. Jej zdaniem, nie ma sensu odwiedzanie kurortów, jak Odessa, gdzie mamy podobne restauracje i hotele, jak wszędzie nad morzem. 

Więcej w podcaście Piotra Pogorzelskiego. Rozmowa została udostępniona bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem podcastu i portalem Nowa Europa Wschodnia. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite.

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie