NEW

NEW przybliża i odczarowuje "Wschód". Ten cudzysłów został użyty celowo, bo obszar tematyczny, o którym opowiadamy, jest bardzo umownie określony, zróżnicowany pod każdym możliwym względem, a przede wszystkim – ogromny.


Odcinki od najnowszych:

Begin w Polsce postanowił walczyć o Izrael
2021-11-29 15:13:06

Marzenia o państwie żydowskim Menachem Begin wyniósł z domu w Brześciu Litewskim. Co prawda początkowo sympatyzował z lewicą, jednak z czasem stał się działaczem prawicowego Bejtaru. Z czasem wyrósł na jednego z najbardziej radykalnych przywódców syjonistycznej prawicy. W latach 30. XX w. sympatyzował nawet z włoskim faszyzmem, który cenił za bezkompromisową walkę z komunizmem. Przyszłego premiera Izraela ukształtowały lata spędzone w Warszawie, gdzie ukończył prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Nigdy tego zawodu nie praktykował, ale wiedza w połączeniu ze zdolnościami oratorskimi i niewątpliwą charyzmą zaprocentowały. Menachem Begin studiował w czasie nasilającego się nacjonalizmu i antysemityzmu. Widział też, jak do władzy we Włoszech doszedł Benito Mussolini, w Niemczech Adolf Hitler, a Wielka Brytania nie wywiązuje się z obietnicy, danej pod koniec pierwszej wojny światowej, stworzenia państwa żydowskiego w Palestynie.  Był przekonany, że Żydzi nie mogą biernie obserwować i wiecznie czekać na cud, ani nawet jedynie bronić swojej obecności w osiedlach na terenie mandatu brytyjskiego.  Mówił o konieczności podjęcia walki zbrojnej przeciwko imperium, co wywoływało sprzeciw nawet wśród  rewizjonistów, a więc syjonistycznej prawicy. Do wielkiej kłótni pomiędzy Menachemem Beginem a Włodzimierzem Żabotyńskim, twórcą rewizjonizmu syjonistycznego, doszło podczas zjazdu Bejtaru w 1938 r. zorganizowanego w stojącym do dzisiaj budynku akademika żydowskiego na warszawskiej Pradze.  Stanowisko przyszłego, pierwszego prawicowego premiera Izraela przeważyło, czego dowodem było wpisanie do przysięgi Bejtaru słów o konieczności walki o państwo. Wychowanie i dorastanie w międzywojennej Polsce miało wielki wpływ na Begina, który wielokrotnie powoływał się na słowa i myśli polskich romantyków na czele z Mickiewiczem i Słowackim. Cenił też Piłsudskiego i legendę legionową. Nie bez znaczenia musiał mieć też fakt, iż w Brześciu ukończył gimnazjum im. Traugutta, gdzie poznawał, między innymi, historię Powstania Styczniowego.  Radykalizm Begina przejawiła się nie tylko w gotowości do walki o prawo Żydów do własnego państwa, ale w bezkompromisowym dążeniu do zapewnienia mu bezpieczeństwa. Dlatego to właśnie Menachem Begin podpisał z prezydentem Anwarem Sadatem izraelsko-egipskie porozumienie pokojowe, za co obaj zostali uhonorowani Pokojową Nagrodą Nobla. Podcast powstał w ramach projektu Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego sfinansowanego przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP. Zadanie publiczne finansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja publiczna 2021”.  Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Marzenia o państwie żydowskim Menachem Begin wyniósł z domu w Brześciu Litewskim. Co prawda początkowo sympatyzował z lewicą, jednak z czasem stał się działaczem prawicowego Bejtaru. Z czasem wyrósł na jednego z najbardziej radykalnych przywódców syjonistycznej prawicy. W latach 30. XX w. sympatyzował nawet z włoskim faszyzmem, który cenił za bezkompromisową walkę z komunizmem.

Przyszłego premiera Izraela ukształtowały lata spędzone w Warszawie, gdzie ukończył prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Nigdy tego zawodu nie praktykował, ale wiedza w połączeniu ze zdolnościami oratorskimi i niewątpliwą charyzmą zaprocentowały. Menachem Begin studiował w czasie nasilającego się nacjonalizmu i antysemityzmu. Widział też, jak do władzy we Włoszech doszedł Benito Mussolini, w Niemczech Adolf Hitler, a Wielka Brytania nie wywiązuje się z obietnicy, danej pod koniec pierwszej wojny światowej, stworzenia państwa żydowskiego w Palestynie. 

Był przekonany, że Żydzi nie mogą biernie obserwować i wiecznie czekać na cud, ani nawet jedynie bronić swojej obecności w osiedlach na terenie mandatu brytyjskiego.  Mówił o konieczności podjęcia walki zbrojnej przeciwko imperium, co wywoływało sprzeciw nawet wśród  rewizjonistów, a więc syjonistycznej prawicy. Do wielkiej kłótni pomiędzy Menachemem Beginem a Włodzimierzem Żabotyńskim, twórcą rewizjonizmu syjonistycznego, doszło podczas zjazdu Bejtaru w 1938 r. zorganizowanego w stojącym do dzisiaj budynku akademika żydowskiego na warszawskiej Pradze.  Stanowisko przyszłego, pierwszego prawicowego premiera Izraela przeważyło, czego dowodem było wpisanie do przysięgi Bejtaru słów o konieczności walki o państwo.

Wychowanie i dorastanie w międzywojennej Polsce miało wielki wpływ na Begina, który wielokrotnie powoływał się na słowa i myśli polskich romantyków na czele z Mickiewiczem i Słowackim. Cenił też Piłsudskiego i legendę legionową. Nie bez znaczenia musiał mieć też fakt, iż w Brześciu ukończył gimnazjum im. Traugutta, gdzie poznawał, między innymi, historię Powstania Styczniowego.  Radykalizm Begina przejawiła się nie tylko w gotowości do walki o prawo Żydów do własnego państwa, ale w bezkompromisowym dążeniu do zapewnienia mu bezpieczeństwa. Dlatego to właśnie Menachem Begin podpisał z prezydentem Anwarem Sadatem izraelsko-egipskie porozumienie pokojowe, za co obaj zostali uhonorowani Pokojową Nagrodą Nobla.

Podcast powstał w ramach projektu Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego sfinansowanego przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP. Zadanie publiczne finansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja publiczna 2021”.  Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Łukaszenka torpedą Putina przeciw Zachodowi
2021-11-28 09:21:08

Doktryna militarna Związku Białorusi i Rosji (ZBiR) nie została ujawniona, jednak wiadomo, że następuje integracja zarówno militarna jak i gospodarcza obu państw. Prof. Larysa Leszczenko, kierowniczka Zakładu Badań Wschodnich Uniwersytetu Wrocławskiego podkreśla, że w razie zagrożenia dla jednego z państw związkowych, Rosja użyje swojego potencjału nuklearnego do odstraszania potencjalnych wrogów, a w razie konieczności, do powstrzymania agresji. Co więcej, w takiej sytuacji, na tryby militarne przestawiony zostanie także połączony przemysł obu krajów. Doktryna zawiera także listę państw wrogich, których jednak formalnie nie  ujawniono, bo jak poinformowano prasę "dobrych sąsiadów i tak znamy." W ten sposób postępująca integracja daje Moskwie dodatkowe narzędzia wywierania presji na Zachód z wykorzystaniem terytorium jak i potencjału Mińska. Gen. rez. Mirosław Różański, prezes fundacji Stratpoints podkreśla, że sama Białoruś i jej armia nie stanowi zagrożenia dla Polski, która "na papierze", ale także w sojuszu z NATO jest znacznie silniejsza. Bardziej niepokoi zapowiedź budowy bazy obrony lotniczej i przeciwlotniczej ZBiR na zachodniej Białorusi, co oznacza przemieszczenie w kierunku granicy Polski defensywnych i ofensywnych systemów wojsk rosyjskich. Odpowiedzią Warszawy na te posunięcia powinno być większe zaangażowanie partnerów Polski na Zachodzie i pokazywanie zagrożenia. Ofensywa dyplomatyczna w odpowiedzi na wydarzenia za wschodnią granicą Polski jest słuszna, choć spóźniona i mniej efektywna, niż na pozór mogłoby się to wydawać. Gen. rez. Jarosław Stróżyk, Fundacja Bezpieczeństwa i Rozwoju Stratpoints, zaznacza, że wyraźnym fiaskiem jest brak konsultacji NATO w oparciu o art. 4 Traktatu Północnoatlantyckiego, co świadczy o słabości Warszawy w relacjach z partnerami. Co więcej, każdy kraj zobowiązany jest także budować własny potencjał obronny, a nie tylko polegać na sile sojuszu. Tutaj pojawia się pytanie, na ile działania rządu polskiego są elementem przemyślanej strategii odpowiedzi na konwencjonalne i informacyjne zagrożenia ze Wschodu, a na ile wynika wyłącznie z kalkulacji bieżących. Integrująca się "Białorosja" jest także coraz większym problemem dla Ukrainy, która dotychczas traktowałą długą, liczącą ponad tysiąc kilometrów,  granicę z Białorusią jako rubież bezpieczną. Tymczasem wzrost militarnych wpływów Rosji powoduje, że Kijów musi zacząć brać pod uwagę także militarne zagrożenie od północy.  Eksperci zaznaczają, że los Białorusi nie jest przesądzony, a  sam Łukaszenka jest także zainteresowany zachowaniem jak największej niezależności, nie mówiąc już o obywatelach kraju, którzy nie chcą rezygnować z suwerenności i niezależności. Niemniej Polska powinna  traktować wydarzenia za Wschodnią granicą w sposób znacznie poważniejszy, niż tylko w kontekście obecnego kryzysu migracyjnego i powiązanych z nim, stosunkowo niewielkich napięć militarnych. Projekt dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Doktryna militarna Związku Białorusi i Rosji (ZBiR) nie została ujawniona, jednak wiadomo, że następuje integracja zarówno militarna jak i gospodarcza obu państw. Prof. Larysa Leszczenko, kierowniczka Zakładu Badań Wschodnich Uniwersytetu Wrocławskiego podkreśla, że w razie zagrożenia dla jednego z państw związkowych, Rosja użyje swojego potencjału nuklearnego do odstraszania potencjalnych wrogów, a w razie konieczności, do powstrzymania agresji. Co więcej, w takiej sytuacji, na tryby militarne przestawiony zostanie także połączony przemysł obu krajów. Doktryna zawiera także listę państw wrogich, których jednak formalnie nie  ujawniono, bo jak poinformowano prasę "dobrych sąsiadów i tak znamy." W ten sposób postępująca integracja daje Moskwie dodatkowe narzędzia wywierania presji na Zachód z wykorzystaniem terytorium jak i potencjału Mińska.

Gen. rez. Mirosław Różański, prezes fundacji Stratpoints podkreśla, że sama Białoruś i jej armia nie stanowi zagrożenia dla Polski, która "na papierze", ale także w sojuszu z NATO jest znacznie silniejsza. Bardziej niepokoi zapowiedź budowy bazy obrony lotniczej i przeciwlotniczej ZBiR na zachodniej Białorusi, co oznacza przemieszczenie w kierunku granicy Polski defensywnych i ofensywnych systemów wojsk rosyjskich. Odpowiedzią Warszawy na te posunięcia powinno być większe zaangażowanie partnerów Polski na Zachodzie i pokazywanie zagrożenia.

Ofensywa dyplomatyczna w odpowiedzi na wydarzenia za wschodnią granicą Polski jest słuszna, choć spóźniona i mniej efektywna, niż na pozór mogłoby się to wydawać. Gen. rez. Jarosław Stróżyk, Fundacja Bezpieczeństwa i Rozwoju Stratpoints, zaznacza, że wyraźnym fiaskiem jest brak konsultacji NATO w oparciu o art. 4 Traktatu Północnoatlantyckiego, co świadczy o słabości Warszawy w relacjach z partnerami. Co więcej, każdy kraj zobowiązany jest także budować własny potencjał obronny, a nie tylko polegać na sile sojuszu. Tutaj pojawia się pytanie, na ile działania rządu polskiego są elementem przemyślanej strategii odpowiedzi na konwencjonalne i informacyjne zagrożenia ze Wschodu, a na ile wynika wyłącznie z kalkulacji bieżących.

Integrująca się "Białorosja" jest także coraz większym problemem dla Ukrainy, która dotychczas traktowałą długą, liczącą ponad tysiąc kilometrów,  granicę z Białorusią jako rubież bezpieczną. Tymczasem wzrost militarnych wpływów Rosji powoduje, że Kijów musi zacząć brać pod uwagę także militarne zagrożenie od północy. 

Eksperci zaznaczają, że los Białorusi nie jest przesądzony, a  sam Łukaszenka jest także zainteresowany zachowaniem jak największej niezależności, nie mówiąc już o obywatelach kraju, którzy nie chcą rezygnować z suwerenności i niezależności. Niemniej Polska powinna  traktować wydarzenia za Wschodnią granicą w sposób znacznie poważniejszy, niż tylko w kontekście obecnego kryzysu migracyjnego i powiązanych z nim, stosunkowo niewielkich napięć militarnych.

Projekt dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Idea rabina z Białegostoku nadal jest aktualna w Izraelu
2021-11-25 14:25:18

W centrum Białegostoku stoi zaniedbany budynek, który na pierwszy rzut oka w żaden sposób nie sugeruje roli, którą odegrał w historii Izraela. Może nie tyle sam budynek, co słynny rabin Samuel Mohylewer, który w nim pracował i nauczał w mieszczącej się w nim synagodze pod koniec XIX w. O dawnym przeznaczeniu budynku przekonać się można jedynie przechodząc na zaplecze, gdzie widać łuki wieńczące okna i przybudówkę, w której niegdyś mieścił się Aron Hakodesz służący do przechowywania zwoju Tory. Gdy Samuel Mohylewer został naczelnym rabinem gminy białostockiej w 1883 r., w której pozostał do śmierci w 1898 r., był już doświadczonym i znanym nauczycielem i duchownym. Urodził się w 1924 r. w Głębokiem na terenie dzisiejszej Białorusi i od początku spodziewano się po nim wielkości, którą osiągał nauczając najpierw w Suwałkach, później w Radomiu, aż wreszcie w Białymstoku. Mohylewer uważał, że Żydzi, podobnie jak inne narody budzące się w XIX w., powinni mieć własny dom, którym, w jego rozumienia była Palestyna. Tam powinno znaleźć się też centrum duchowe judaizmu, aby zrealizować słowa proroków. Jednocześnie nie odrzucał wiedzy i edukacji świeckiej. Sam znał kilka języków europejskich, a przekonywał nie tylko do osiedlania się w Palestynie, ale także do nauki języka arabskiego.  Idee pracy, nauki i wiary rozwijane i upowszechniane przez rabina z Białegostoku są do dzisiaj kultywowane w Izraelu, do którego przeniesiono jego szczątki. W państwie żydowskim, niedaleko Hadery, między Tel Awiwem a Hajfą, znajduje się jeszcze jedna, namacalna pamiątka po działalności wielkiego rabina i wizjonera. Podczas pobytu w osmańskiej wówczas Palestynie, w 1893 r. Samuel Mohylewer zasadził gaj cytrynowy, który z czasem przerodził się w osiedle rolnicze Gan Szmuel, Ogród Samuela.  Podcast powstał w ramach projektu Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego sfinansowanego przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP. Zadanie publiczne finansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja publiczna 2021”.  Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

W centrum Białegostoku stoi zaniedbany budynek, który na pierwszy rzut oka w żaden sposób nie sugeruje roli, którą odegrał w historii Izraela. Może nie tyle sam budynek, co słynny rabin Samuel Mohylewer, który w nim pracował i nauczał w mieszczącej się w nim synagodze pod koniec XIX w. O dawnym przeznaczeniu budynku przekonać się można jedynie przechodząc na zaplecze, gdzie widać łuki wieńczące okna i przybudówkę, w której niegdyś mieścił się Aron Hakodesz służący do przechowywania zwoju Tory.

Gdy Samuel Mohylewer został naczelnym rabinem gminy białostockiej w 1883 r., w której pozostał do śmierci w 1898 r., był już doświadczonym i znanym nauczycielem i duchownym. Urodził się w 1924 r. w Głębokiem na terenie dzisiejszej Białorusi i od początku spodziewano się po nim wielkości, którą osiągał nauczając najpierw w Suwałkach, później w Radomiu, aż wreszcie w Białymstoku.

Mohylewer uważał, że Żydzi, podobnie jak inne narody budzące się w XIX w., powinni mieć własny dom, którym, w jego rozumienia była Palestyna. Tam powinno znaleźć się też centrum duchowe judaizmu, aby zrealizować słowa proroków. Jednocześnie nie odrzucał wiedzy i edukacji świeckiej. Sam znał kilka języków europejskich, a przekonywał nie tylko do osiedlania się w Palestynie, ale także do nauki języka arabskiego. 

Idee pracy, nauki i wiary rozwijane i upowszechniane przez rabina z Białegostoku są do dzisiaj kultywowane w Izraelu, do którego przeniesiono jego szczątki. W państwie żydowskim, niedaleko Hadery, między Tel Awiwem a Hajfą, znajduje się jeszcze jedna, namacalna pamiątka po działalności wielkiego rabina i wizjonera. Podczas pobytu w osmańskiej wówczas Palestynie, w 1893 r. Samuel Mohylewer zasadził gaj cytrynowy, który z czasem przerodził się w osiedle rolnicze Gan Szmuel, Ogród Samuela. 

Podcast powstał w ramach projektu Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego sfinansowanego przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP. Zadanie publiczne finansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja publiczna 2021”.  Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Śmierć i narodziny, wojna i baśń w Doniecku
2021-11-22 10:06:14

Podcast został udostępniony bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem i portalem Nowa Europa Wschodnia. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite .

Podcast został udostępniony bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem i portalem Nowa Europa Wschodnia. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite.

Kryzys migracyjny na granicy Litwy i Białorusi
2021-11-21 11:22:48

Kryzys graniczny wywołany przez reżim Alaksandra Łukaszenki jest dla Litwinów nie tylko bardzo namacalny, ale także potencjalnie bardzo niebezpieczny. Z jednej strony z Wilna, stolicy kraju, do granicy można dojechać samochodem w pół godziny. Kwestia napływu migrantów przez długą granicę to tylko część problemu. Litwini obawiają się także położonej niedaleko granicy elektrowni jądrowej, która, w przypadku awarii, może zagrozić mieszkańcom Wilna w taki sposób, w jaki  Czarnobyl zniszczył Prypeć. Podejście do Białorusi i migracji jest kolejną, obok pandemii Covid-19, kwestią, która politycznie dzieli Litwinów, chociaż w sposób nie tak gwałtowny i emocjonalny,  jak Polaków. Wilno spokojnie i racjonalnie stara  się rozwiązać sprawę migracji wysyłając dyplomatów do krajów, z których samolotami są przywożeni do Mińska. O wsparcie poproszono także Frontex. Nikodem Szczygłowski od lat mieszkający w Wilnie podkreśla, że ich obecność wywołała pewne zdziwienie, bo funkcjonariusze europejskiej agencji z siedzibą w Warszawie przyjechali samochodami na polskich numerach rejestracyjnych.  Równocześnie powstaje bariera na długiej granicy i stosowany jest push back , choć osoby szczególnie zagrożone otrzymują pomoc i nie są wypychane za granicę. Migranci mają też możliwość złożenia wniosków azylowych. Obozy uchodźców wywołały protesty sympatyków prawicy. Z kolei obozy odwiedził katolcki biskup z Wilna zapewniając o wsparciu i pomocy kościoła. Pomimo wprowadzenia stanu wyjątkowego w rejonie granicy, rząd tylko na krótko zamknął ten obszar przed dziennikarzami. Obecnie mogą relacjonować wydarzenia, a straż graniczna udziela wyczerpujących informacji.  Szczygłowski podkreśla, że Litwini zdają sobie sprawę ze złożoności sytuacji i wielu z nich nie ma wątpliwości, że jest to sztuczny kryzysy wywołany przez Łukaszenkę, który równie szybko może go rozwiązać. Przy tym w tle jaki się Rosja Putina, która ma tu także swoje interesy.  Projekt dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Kryzys graniczny wywołany przez reżim Alaksandra Łukaszenki jest dla Litwinów nie tylko bardzo namacalny, ale także potencjalnie bardzo niebezpieczny. Z jednej strony z Wilna, stolicy kraju, do granicy można dojechać samochodem w pół godziny. Kwestia napływu migrantów przez długą granicę to tylko część problemu. Litwini obawiają się także położonej niedaleko granicy elektrowni jądrowej, która, w przypadku awarii, może zagrozić mieszkańcom Wilna w taki sposób, w jaki  Czarnobyl zniszczył Prypeć.

Podejście do Białorusi i migracji jest kolejną, obok pandemii Covid-19, kwestią, która politycznie dzieli Litwinów, chociaż w sposób nie tak gwałtowny i emocjonalny,  jak Polaków. Wilno spokojnie i racjonalnie stara  się rozwiązać sprawę migracji wysyłając dyplomatów do krajów, z których samolotami są przywożeni do Mińska. O wsparcie poproszono także Frontex. Nikodem Szczygłowski od lat mieszkający w Wilnie podkreśla, że ich obecność wywołała pewne zdziwienie, bo funkcjonariusze europejskiej agencji z siedzibą w Warszawie przyjechali samochodami na polskich numerach rejestracyjnych.

 Równocześnie powstaje bariera na długiej granicy i stosowany jest push back, choć osoby szczególnie zagrożone otrzymują pomoc i nie są wypychane za granicę. Migranci mają też możliwość złożenia wniosków azylowych. Obozy uchodźców wywołały protesty sympatyków prawicy. Z kolei obozy odwiedził katolcki biskup z Wilna zapewniając o wsparciu i pomocy kościoła. Pomimo wprowadzenia stanu wyjątkowego w rejonie granicy, rząd tylko na krótko zamknął ten obszar przed dziennikarzami. Obecnie mogą relacjonować wydarzenia, a straż graniczna udziela wyczerpujących informacji. 

Szczygłowski podkreśla, że Litwini zdają sobie sprawę ze złożoności sytuacji i wielu z nich nie ma wątpliwości, że jest to sztuczny kryzysy wywołany przez Łukaszenkę, który równie szybko może go rozwiązać. Przy tym w tle jaki się Rosja Putina, która ma tu także swoje interesy. 

Projekt dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Ukraina nie może "odpłynąć" na wschód
2021-11-20 14:59:37

Jan Krzysztof Bielecki, który w 1991 r. pełnił urząd premiera Polski, podkreśla, że podejmując decyzję o uznaniu niepodległości Ukrainy przede wszystkim kierował się wartościami, na których dekadę wcześniej wyrosła Solidarność. Po upadku komunizmu Polska zawierała traktaty, które miały zagwarantować trwałość granic. Stąd umowa o solidarności i przyjaźni z Francją, czy o dobrym sąsiedztwie z Niemcami.  Granica kwestia granicy wschodniej nie była jeszcze uregulowana, lecz po spóźnionej reakcji rządu Tadeusza Mazowieckiego na dążenia niepodległościowe Litwinów, gabinet Bieleckiego działał szybko i jako pierwszy na świecie uznał niezawisłość Ukrainy.  Poseł Paweł Kowal podkreśla, że w ten sposób ówczesny szef rządu dał niezwykły argument w rozmowach z Kijowem wszystkim kolejnym premierom, politykom i dyplomatom z Warszawy.  Niejednokrotnie, gdy relacje między Polską a Ukrainą wikłały się, między innymi w kwestiach historycznych, a przedstawicielom Warszawy brakowało argumentów, zawsze mogli i mogą powołać się na posunięcie rządu Bieleckiego z 1991 r. Zdaniem Kowala, Ukraina obecnie potrzebuje równie znaczącego gestu, aby zapobiec "odpłynięciu na wschód" naszego sąsiada, co spowodowałoby powrót nowego imperium rosyjskiego do granic Polski. Bielecki zauważa jednak, że poparcie dla europejskich ambicji Ukraińców, za które wielu z nich zapłaciło życiem i zdrowiem, nie może być udzielane z perspektywy "starszego brata", tylko na zasadach partnerstwa. Ułatwić może to fak, iż w ciągu trzech dekad od upadku Związku Radzieckiego, Polacy i Ukraińcy poznali się i często ze sobą pracują i żyją, a o wzajemnym znaczeniu świadczyć może fakt, że - zdaniem byłego premiera - bez Ukraińców w Polsce, gospodarkę naszego kraju dotknęłaby głęboka recesja.

Jan Krzysztof Bielecki, który w 1991 r. pełnił urząd premiera Polski, podkreśla, że podejmując decyzję o uznaniu niepodległości Ukrainy przede wszystkim kierował się wartościami, na których dekadę wcześniej wyrosła Solidarność. Po upadku komunizmu Polska zawierała traktaty, które miały zagwarantować trwałość granic. Stąd umowa o solidarności i przyjaźni z Francją, czy o dobrym sąsiedztwie z Niemcami. 

Granica kwestia granicy wschodniej nie była jeszcze uregulowana, lecz po spóźnionej reakcji rządu Tadeusza Mazowieckiego na dążenia niepodległościowe Litwinów, gabinet Bieleckiego działał szybko i jako pierwszy na świecie uznał niezawisłość Ukrainy.  Poseł Paweł Kowal podkreśla, że w ten sposób ówczesny szef rządu dał niezwykły argument w rozmowach z Kijowem wszystkim kolejnym premierom, politykom i dyplomatom z Warszawy.  Niejednokrotnie, gdy relacje między Polską a Ukrainą wikłały się, między innymi w kwestiach historycznych, a przedstawicielom Warszawy brakowało argumentów, zawsze mogli i mogą powołać się na posunięcie rządu Bieleckiego z 1991 r.

Zdaniem Kowala, Ukraina obecnie potrzebuje równie znaczącego gestu, aby zapobiec "odpłynięciu na wschód" naszego sąsiada, co spowodowałoby powrót nowego imperium rosyjskiego do granic Polski. Bielecki zauważa jednak, że poparcie dla europejskich ambicji Ukraińców, za które wielu z nich zapłaciło życiem i zdrowiem, nie może być udzielane z perspektywy "starszego brata", tylko na zasadach partnerstwa. Ułatwić może to fak, iż w ciągu trzech dekad od upadku Związku Radzieckiego, Polacy i Ukraińcy poznali się i często ze sobą pracują i żyją, a o wzajemnym znaczeniu świadczyć może fakt, że - zdaniem byłego premiera - bez Ukraińców w Polsce, gospodarkę naszego kraju dotknęłaby głęboka recesja.

Rabin z Torunia wskazał drogę do państwa żydowskiego
2021-11-15 16:50:12

Odległość między pomnikiem Kopernika na rynku w Toruniu a drzwiami do kamienicy, w której w drugiej połowie XIX w. żyła rodzina wybitnego rabina Cwi Hirsza Kaliszera dzieli dwadzieścia kroków. O ile jednak ten pierwszy jest powszechnie znany, to o drugim nie słyszano nawet w księgarni znajdującej się obecnie na parterze jego dawnego domu.  Nawet nie przetłumaczono na Polski jego wielkiego dzieła "Deriszat Syjon", które dało religijne podstawy dla powrotu Żydów do ziemi Izraela. Rabin Kaliszer z rodziną zamieszkał w Toruniu na początku XIX w. i pozostał w mieście do śmierci w 1874 r. Pracował w synagodze, która znajdowała się kilkadziesiąt metrów dalej, a jego słowa odbijały się szerokim echem w całej Europie. Nie tylko interpretował pisma, ale także twierdził, że Żydzi powinni powrócić do Palestyny i ją skolonizować. Nie oczekiwał jednak cudu i nie zamierzał obarczać Boga odpowiedzialnością za ziszczenie tego marzenia. Był przekonany, że tylko "narodowa zaradność", czyli ciężka praca i pomysłowość pozwolą ten cel zrealizować. O zaradności świadczy też historia jego wielodzietnej rodziny. O ile sam wynagrodzenia nie pobierał, bo twierdził, że praca rabina jest służbą, nie interesem, to już jego synowie należeli do elity finansowej Torunia, o czym świadczą udokumentowane podatki, które płacili. Samemu Kaliszerowi wielokrotnie też oferowano pracę w innych, większych miastach, gdzie, jak można przypuszczać, warunki również mogły być lepsze.  Wielki wizjoner i myśliciel pozostał jednak w Toruniu, a o szacunku, którym był darzony najlepiej świadczy opis jego ceremonii pogrzebowej. Niemiecka gazeta „Thorner Zeitung" opisała, jak żydzi i chrześcijanie, ze łzami żegnali rabina Kaliszera, który spoczął na toruńskim cmentarzu żydowskim. Obecnie w tym miejscu jest jedynie park z kamieniem przypominającym, że było to miejsce pochówku toruńskich Żydów. Nie zachowałą się też macewa Kaliszera, a koronę upamiętniającego go drzewa trzeba było ściąć, bo trafił w nią piorun. Podcast powstał w ramach projektu Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego sfinansowanego przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP. Zadanie publiczne finansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja publiczna 2021”.  Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Odległość między pomnikiem Kopernika na rynku w Toruniu a drzwiami do kamienicy, w której w drugiej połowie XIX w. żyła rodzina wybitnego rabina Cwi Hirsza Kaliszera dzieli dwadzieścia kroków. O ile jednak ten pierwszy jest powszechnie znany, to o drugim nie słyszano nawet w księgarni znajdującej się obecnie na parterze jego dawnego domu.  Nawet nie przetłumaczono na Polski jego wielkiego dzieła "Deriszat Syjon", które dało religijne podstawy dla powrotu Żydów do ziemi Izraela.

Rabin Kaliszer z rodziną zamieszkał w Toruniu na początku XIX w. i pozostał w mieście do śmierci w 1874 r. Pracował w synagodze, która znajdowała się kilkadziesiąt metrów dalej, a jego słowa odbijały się szerokim echem w całej Europie. Nie tylko interpretował pisma, ale także twierdził, że Żydzi powinni powrócić do Palestyny i ją skolonizować. Nie oczekiwał jednak cudu i nie zamierzał obarczać Boga odpowiedzialnością za ziszczenie tego marzenia. Był przekonany, że tylko "narodowa zaradność", czyli ciężka praca i pomysłowość pozwolą ten cel zrealizować.

O zaradności świadczy też historia jego wielodzietnej rodziny. O ile sam wynagrodzenia nie pobierał, bo twierdził, że praca rabina jest służbą, nie interesem, to już jego synowie należeli do elity finansowej Torunia, o czym świadczą udokumentowane podatki, które płacili. Samemu Kaliszerowi wielokrotnie też oferowano pracę w innych, większych miastach, gdzie, jak można przypuszczać, warunki również mogły być lepsze. 

Wielki wizjoner i myśliciel pozostał jednak w Toruniu, a o szacunku, którym był darzony najlepiej świadczy opis jego ceremonii pogrzebowej. Niemiecka gazeta „Thorner Zeitung" opisała, jak żydzi i chrześcijanie, ze łzami żegnali rabina Kaliszera, który spoczął na toruńskim cmentarzu żydowskim. Obecnie w tym miejscu jest jedynie park z kamieniem przypominającym, że było to miejsce pochówku toruńskich Żydów. Nie zachowałą się też macewa Kaliszera, a koronę upamiętniającego go drzewa trzeba było ściąć, bo trafił w nią piorun.

Podcast powstał w ramach projektu Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego sfinansowanego przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP. Zadanie publiczne finansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja publiczna 2021”.  Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Białoruś to nie tylko kryzys na granicy
2021-11-14 12:30:36

Michał Kacewicz podkreśla, że wydarzenia na Białorusi trzeba postrzegać jako osobny, nowy proces historyczny i polityczny. Proste przenoszenie doświadczeń z przeszłości nie pomaga zrozumieć tego, co dzieje się w Mińsku. Ekspert mówi, że Polacy mają tendencję do patrzenia na Białoruś przez pryzmat historii Solidarności  i walki z komunizmem. Jego zdaniem analogie są naturalne, choć nie zawsze pomagają w zrozumieniu to, co się dzieje. Innym obciążeniem jest postrzeganie Białorusi, ale też Ukrainy i Litwy, w odniesienie do tzw. Kresów i  dalszej historii Polski, czy też proste porównywanie "Białoruskiego przebudzenia" z ukraińskim majdanem. Także widzenie  Białorusi niemal jako części Rosji utrudnia zrozumienie trwających procesów społecznych.  Utrudniany przez reżim Alaksandra Łukaszenki dostęp do informacji, w tym represjonowanie dziennikarzy, znacznie utrudnia obserwację i rozumienie tego co dzieje się na Białorusi. Michał Kacewicz zaznacza, że pomimo ekstremalnego ryzyka podejmowanego przez dziennikarzy i protalnego represjonowania mediów, niezależne informacje nadal udaje się uzyskać przede wszystkim dzięki ludziom informującym o wydarzeniach z wykorzystaniem Internetu. Z kolei  władza propaguje toporną propagandę, która ma siać strach przed wojną wewnątrz Białorusi,  a na Zachodzie szerzyć zwątpienie w możliwość dokonania realnych zmian.  Dziennikarze, tacy jak Michał Kacewicz, nie tylko borykają się z wyzwaniem, którym jest docieranie do wiarygodnych informacji, ale także spadek zainteresowania Białorusią. Co więcej, wydarzenia na granicy i celowo wywołany przez reżim w Mińsku kryzys migracyjny odsuwa w cień procesy trwające na Białorusi. Z kolei brak zainteresowania z zewnątrz, przyzwyczajanie się międzynarodowej opinii publicznej, zwiększa swobodę działania Łukaszenki prowadzącemu brutalną kampanię represji przeciwko własnemu społeczeństwu.  - Tak jak to bywa z długotrwałymi wojnami na wyczerpanie partyzantami, one są po prostu nudne dla obserwatorów, którzy nie są w emocjonalnie zaangażowani - mówi Kacewicz. - Zaczęliśmy zapominać o tym, że tam Białorusini są, mówiąc dosadnie, po prostu pod okupacją bezprawnie rządzącego reżimu. Ekspert podkreśla, że Białorusinom przede wszystkich chodzi o normalne życie i wyrwanie się z "postsowieckiego skansenu", w którym usiłuje zamknąć ich Łukaszenka. Dlatego konieczne jest opowiadania i informowanie o brutalności reżimu i odrzucenie jego twierdzeń, że wszystko wraca do normy, a emocje opadają. Bardzo dużo do powiedzenia na ten temat mają sami Białorusini, którzy uciekli z kraju, a teraz żyją i pracują w Polsce.  Projekt dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Michał Kacewicz podkreśla, że wydarzenia na Białorusi trzeba postrzegać jako osobny, nowy proces historyczny i polityczny. Proste przenoszenie doświadczeń z przeszłości nie pomaga zrozumieć tego, co dzieje się w Mińsku. Ekspert mówi, że Polacy mają tendencję do patrzenia na Białoruś przez pryzmat historii Solidarności  i walki z komunizmem. Jego zdaniem analogie są naturalne, choć nie zawsze pomagają w zrozumieniu to, co się dzieje. Innym obciążeniem jest postrzeganie Białorusi, ale też Ukrainy i Litwy, w odniesienie do tzw. Kresów i  dalszej historii Polski, czy też proste porównywanie "Białoruskiego przebudzenia" z ukraińskim majdanem. Także widzenie  Białorusi niemal jako części Rosji utrudnia zrozumienie trwających procesów społecznych.

 Utrudniany przez reżim Alaksandra Łukaszenki dostęp do informacji, w tym represjonowanie dziennikarzy, znacznie utrudnia obserwację i rozumienie tego co dzieje się na Białorusi. Michał Kacewicz zaznacza, że pomimo ekstremalnego ryzyka podejmowanego przez dziennikarzy i protalnego represjonowania mediów, niezależne informacje nadal udaje się uzyskać przede wszystkim dzięki ludziom informującym o wydarzeniach z wykorzystaniem Internetu. Z kolei  władza propaguje toporną propagandę, która ma siać strach przed wojną wewnątrz Białorusi,  a na Zachodzie szerzyć zwątpienie w możliwość dokonania realnych zmian. 

Dziennikarze, tacy jak Michał Kacewicz, nie tylko borykają się z wyzwaniem, którym jest docieranie do wiarygodnych informacji, ale także spadek zainteresowania Białorusią. Co więcej, wydarzenia na granicy i celowo wywołany przez reżim w Mińsku kryzys migracyjny odsuwa w cień procesy trwające na Białorusi. Z kolei brak zainteresowania z zewnątrz, przyzwyczajanie się międzynarodowej opinii publicznej, zwiększa swobodę działania Łukaszenki prowadzącemu brutalną kampanię represji przeciwko własnemu społeczeństwu. 

- Tak jak to bywa z długotrwałymi wojnami na wyczerpanie partyzantami, one są po prostu nudne dla obserwatorów, którzy nie są w emocjonalnie zaangażowani - mówi Kacewicz. - Zaczęliśmy zapominać o tym, że tam Białorusini są, mówiąc dosadnie, po prostu pod okupacją bezprawnie rządzącego reżimu.

Ekspert podkreśla, że Białorusinom przede wszystkich chodzi o normalne życie i wyrwanie się z "postsowieckiego skansenu", w którym usiłuje zamknąć ich Łukaszenka. Dlatego konieczne jest opowiadania i informowanie o brutalności reżimu i odrzucenie jego twierdzeń, że wszystko wraca do normy, a emocje opadają. Bardzo dużo do powiedzenia na ten temat mają sami Białorusini, którzy uciekli z kraju, a teraz żyją i pracują w Polsce. 

Projekt dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Rosja bliżej zdominowania Białorusi
2021-11-12 16:53:34

Zdaniem białoruskiego politologa Pawła Usowa już samo podpisanie map drogowych jest ważnym momentem w stosunkach Mińska i Moskwy. W rozmowie z Piotrem Pogorzelskim w podcaście Po prostu Wschód ekspert zwraca uwagę, że gdyby te dokumenty nie miały dużej wagi, Alaksandr Łukaszenka podpisałby je w 2019 roku.  - Jestem pewien, że jest to dalekie posunięcie Moskwy w dominacji politycznej nad Białorusią - dodaje.  Dalszym krokiem będzie tworzenie wspólnych instytucji finansowych i gospodarczych. Niewykluczone, że powstanie wspólna służba celna. Już jest daleko posunięta integracja w edukacji i polityce historycznej.  Paweł Usow zwraca też uwagę na zachowanie Alaksandra Łukaszenki, który już wyraźnie jest na podrzędnej pozycji wobec Władimira Putina. Rosyjski prezydent nie przyjechał do Mińska, a połączył się jedynie za pomocą internetu z okupowanego Krymu.  - Imperator do swojego wasala nie jedzie - zaznaczył politolog.  Białoruski dyktator wręcz się wpraszał, aby rosyjski prezydent zaprosił go na Krym “albo chociażby do Petersburga”.  Podcast został udostępniony bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem i portalem Nowa Europa Wschodnia. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite .

Zdaniem białoruskiego politologa Pawła Usowa już samo podpisanie map drogowych jest ważnym momentem w stosunkach Mińska i Moskwy. W rozmowie z Piotrem Pogorzelskim w podcaście Po prostu Wschód ekspert zwraca uwagę, że gdyby te dokumenty nie miały dużej wagi, Alaksandr Łukaszenka podpisałby je w 2019 roku. 

- Jestem pewien, że jest to dalekie posunięcie Moskwy w dominacji politycznej nad Białorusią - dodaje. 

Dalszym krokiem będzie tworzenie wspólnych instytucji finansowych i gospodarczych. Niewykluczone, że powstanie wspólna służba celna. Już jest daleko posunięta integracja w edukacji i polityce historycznej. 

Paweł Usow zwraca też uwagę na zachowanie Alaksandra Łukaszenki, który już wyraźnie jest na podrzędnej pozycji wobec Władimira Putina. Rosyjski prezydent nie przyjechał do Mińska, a połączył się jedynie za pomocą internetu z okupowanego Krymu. 

- Imperator do swojego wasala nie jedzie - zaznaczył politolog. 

Białoruski dyktator wręcz się wpraszał, aby rosyjski prezydent zaprosił go na Krym “albo chociażby do Petersburga”. 

Podcast został udostępniony bezpłatnie w ramach współpracy pomiędzy autorem i portalem Nowa Europa Wschodnia. Projekt "Po prostu Wschód" można wesprzeć na Patronite.

Najważniejszy Żyd świata z Wyszogrodu
2021-11-09 15:05:02

Jednym z pierwszych wspomnień Nahuma Sokołowa z dzieciństwa była zabawa w rycerzy na placu przed synagogą w Wyszogrodzie. Teraz z dzielnicy żydowskiej tego mazowieckiego miasteczka, w którym się urodził w 1859 r. nie zostało już prawie nic, a w miejscu synagogi zniszczonej przez Niemców jest warzywnik i stare garaże.  Gdy chłopiec miał 5, może 6 lat, jego rodzice przeprowadzili się do pobliskiego Płocka. Tam szybko bardzo zdolne dziecko zostało dostrzeżone przez władze miejskie, które zaoferowały mu stypendium w miejscowym gimnazjum, jednym z najlepszych na ziemiach polskich.  Sprzeciwił się jednak dziadek Nahuma, który chciał by wnuk został rabinem, a nie uczył się greki czy łaciny. Kompromis polegał na tym, że chłopiec do świeckiego gimnazjum nie poszedł, ale miasto płaciło za prywatne lekcje u nauczycieli z tej szkoły.  Solidne podstawy spowodowały, że już w wieku 17 lat Nahum Sokołów zadebiutował na łamach hebrajskojęzycznego magazynu Ha-Cefira, a jego redaktor naczelny Chaim Zelig Słonimski, dziadek Antoniego, wziął młodego chłopaka pod swoje skrzydła. Z czasem Nahum Sokołów został redaktorem naczelnym tego czasopisma, a jego dom stał się miejscem spotkań warszawskich intelektualistów takich jak Ludwik Zamenhof czy Janusz Korczak. Sokołów wiele podróżował i dzielił swoje życie między domy w Polsce i w Londynie.  Promując pomysł zbudowania państwa żydowskiego w osmańskiej wówczas Palestynie spotykał się z papieżem Benedyktem XV i przywódcami politycznymi Wielkiej Brytanii czy Francji. Wśród syjonistów uważany był nie tylko za "najważniejszego żyda świata", ale także za jedynego spośród nich, który uważał się i nosił jak polski szlachcic.  Pamięć o tym wybitnym dziennikarzu i działaczu trwa do dzisiaj. W Tel Awiwie co roku przyznawana jest nagroda dziennikarska jego imienia będąca uważana za izraelski odpowiednik amerykańskiego Pulitzera. Nie przypadkiem akurat to, największe miasto  w Izraelu, szczególnie upamiętnia Nahuma Sokołowa, bo jak często się podkreśla, to właśnie on wymyślił nazwę Tel Awiw, a pierwszy człon tej nazwy, tel, oznaczający miasto z grodem na wzgórzu wprost kojarzy się z jego rodzinnym Wyszogrodem.   Podcast powstał w ramach projektu Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego sfinansowanego przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP. Zadanie publiczne finansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja publiczna 2021”.  Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Jednym z pierwszych wspomnień Nahuma Sokołowa z dzieciństwa była zabawa w rycerzy na placu przed synagogą w Wyszogrodzie. Teraz z dzielnicy żydowskiej tego mazowieckiego miasteczka, w którym się urodził w 1859 r. nie zostało już prawie nic, a w miejscu synagogi zniszczonej przez Niemców jest warzywnik i stare garaże. 

Gdy chłopiec miał 5, może 6 lat, jego rodzice przeprowadzili się do pobliskiego Płocka. Tam szybko bardzo zdolne dziecko zostało dostrzeżone przez władze miejskie, które zaoferowały mu stypendium w miejscowym gimnazjum, jednym z najlepszych na ziemiach polskich.  Sprzeciwił się jednak dziadek Nahuma, który chciał by wnuk został rabinem, a nie uczył się greki czy łaciny. Kompromis polegał na tym, że chłopiec do świeckiego gimnazjum nie poszedł, ale miasto płaciło za prywatne lekcje u nauczycieli z tej szkoły. 

Solidne podstawy spowodowały, że już w wieku 17 lat Nahum Sokołów zadebiutował na łamach hebrajskojęzycznego magazynu Ha-Cefira, a jego redaktor naczelny Chaim Zelig Słonimski, dziadek Antoniego, wziął młodego chłopaka pod swoje skrzydła. Z czasem Nahum Sokołów został redaktorem naczelnym tego czasopisma, a jego dom stał się miejscem spotkań warszawskich intelektualistów takich jak Ludwik Zamenhof czy Janusz Korczak.

Sokołów wiele podróżował i dzielił swoje życie między domy w Polsce i w Londynie.  Promując pomysł zbudowania państwa żydowskiego w osmańskiej wówczas Palestynie spotykał się z papieżem Benedyktem XV i przywódcami politycznymi Wielkiej Brytanii czy Francji. Wśród syjonistów uważany był nie tylko za "najważniejszego żyda świata", ale także za jedynego spośród nich, który uważał się i nosił jak polski szlachcic. 

Pamięć o tym wybitnym dziennikarzu i działaczu trwa do dzisiaj. W Tel Awiwie co roku przyznawana jest nagroda dziennikarska jego imienia będąca uważana za izraelski odpowiednik amerykańskiego Pulitzera. Nie przypadkiem akurat to, największe miasto  w Izraelu, szczególnie upamiętnia Nahuma Sokołowa, bo jak często się podkreśla, to właśnie on wymyślił nazwę Tel Awiw, a pierwszy człon tej nazwy, tel, oznaczający miasto z grodem na wzgórzu wprost kojarzy się z jego rodzinnym Wyszogrodem.  

Podcast powstał w ramach projektu Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego sfinansowanego przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP. Zadanie publiczne finansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja publiczna 2021”.  Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie