BiznesAlert.pl - podcasty z energią

Podcast by BiznesAlert.pl

Kategorie:
Biznes

Odcinki od najnowszych:

Czy rolnicy zapłacą za emisje CO2? | #SPIĘCIE S. 6. Odc. 8
2024-02-23 07:00:52

- Nowe regulacje unijne mają objąć rolnictwo systemem handlu emisjami CO2, co będzie rodzić konieczność zakupu przez nich uprawnień i wzrost kosztów działalności. Sami rolnicy nie mają się najlepiej w ostatnim czasie, a dodatkowe elementy polityki klimatycznej mogą jeszcze bardziej wpłynąć na ich sytuację – mówi Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl, w Spięciu.
- Nowe regulacje unijne mają objąć rolnictwo systemem handlu emisjami CO2, co będzie rodzić konieczność zakupu przez nich uprawnień i wzrost kosztów działalności. Sami rolnicy nie mają się najlepiej w ostatnim czasie, a dodatkowe elementy polityki klimatycznej mogą jeszcze bardziej wpłynąć na ich sytuację – mówi Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl, w Spięciu.

Szwedztwo zamknięte i dalej nie wiemy kto zrobił z Nord Stream 2 bulbulator | #SPIĘCIE S. 6. Odc. 7
2024-02-16 07:24:28

- Wydaje się, że Szwedzi mają wiedzę istotną dla bezpieczeństwa państwa, ponieważ utajnili swoje szwedztwo-śledztwo. W związku z tym muszą to być ważne informacje, na temat których na razie można tylko spekulować. Taka hipoteza może brzmieć tak, że Szwedzi, Duńczycy i Niemcy pracują na bazie informacji, które mogą przesądzić o bezpieczeństwie w rejonie Morza Bałtyckiego. Na przykład gdyby sabotaż był sprawką aktora państwowego, to czy byłby to akt wypowiedzenia wojny? […] Wyniki takiego śledztwa mógłby mieć daleko idące konsekwencje – mówi Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl W najnowszym odcinku podcastu Spięcie redaktor Jędrzej Stachura rozmawiał z redaktorem naczelnym Wojciechem Jakóbikiem na temat sabotażu gazociągów Nord Stream 1 i 2. Miał on miejsce we wrześniu 2022 roku i doprowadził do wycieku gazu, oraz uniemożliwił dalsze działanie infrastruktury. - Mimo, że gazociągi nie przesyłały gazu w momencie sabotażu, to były nim wypełnione ze względów technicznych. Nord Stream 1 nie przesyłał wtedy gazu, wstrzymali go Rosjanie gdyż Niemcy odmówili płatności w rublach. Nord Stream 2 nie został nigdy uruchomiony, został za to nagazowany i był gotowy do rozpoczęcia pracy, ale nie został certyfikowany w Niemczech – mówi Wojciech Jakóbik. - Szwecja zakończyła śledztwo dzisiaj, to jest siódmego lutego. Czy ten przekaz oznacza: „to nie nasza sprawa, wycofujemy się?” – pyta redaktor Stachura. - Mówią, że to ciągle ich sprawa, ale musi ona zakończyć się z konkretnych przyczyn. Ustalono, że w sabotażu nie brał udział żaden obywatel Szwecji, a akcja nie była prowadzona z ich terytorium. To oznacza, że sabotaż jest poza szwedzką jurysdykcją – wyjaśnia redaktor naczelny BiznesAlert.pl. - Flota rosyjska operowała kilka dni przed zdarzeniem niedaleko miejsca wybuchów. Był tam również statek wyposażony w specjalistyczny sprzęt do pracy przy rurociągach, na dnie morza. Są to informacje potwierdzone przez duńskie siły zbrojne, nie spekulacje dziennikarzy – wyjaśnia Jakóbik. - Wiadomo już, że Szwedzi przekażą swoje informacje Niemcom, by mogli kontynuować ich śledztwo. Jest to ważne, bo to oni wydobyli zniszczone kawałki rurociągu, które posłużą do badań. Są to kluczowe dowody – zauważa redaktor naczelny. -Nieznani sprawcy ciągle krążą po Bałtyku, dlatego promujemy hasło „Energetyku pilnuj Bałtyku”. Nord Stream 1 i 2 pokazują, że żyjemy w nowej rzeczywistości. W chwili gdy rozmawiamy może być planowany kolejny atak – mówi na koniec Wojciech Jakóbik.
- Wydaje się, że Szwedzi mają wiedzę istotną dla bezpieczeństwa państwa, ponieważ utajnili swoje szwedztwo-śledztwo. W związku z tym muszą to być ważne informacje, na temat których na razie można tylko spekulować. Taka hipoteza może brzmieć tak, że Szwedzi, Duńczycy i Niemcy pracują na bazie informacji, które mogą przesądzić o bezpieczeństwie w rejonie Morza Bałtyckiego. Na przykład gdyby sabotaż był sprawką aktora państwowego, to czy byłby to akt wypowiedzenia wojny? […] Wyniki takiego śledztwa mógłby mieć daleko idące konsekwencje – mówi Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl W najnowszym odcinku podcastu Spięcie redaktor Jędrzej Stachura rozmawiał z redaktorem naczelnym Wojciechem Jakóbikiem na temat sabotażu gazociągów Nord Stream 1 i 2. Miał on miejsce we wrześniu 2022 roku i doprowadził do wycieku gazu, oraz uniemożliwił dalsze działanie infrastruktury. - Mimo, że gazociągi nie przesyłały gazu w momencie sabotażu, to były nim wypełnione ze względów technicznych. Nord Stream 1 nie przesyłał wtedy gazu, wstrzymali go Rosjanie gdyż Niemcy odmówili płatności w rublach. Nord Stream 2 nie został nigdy uruchomiony, został za to nagazowany i był gotowy do rozpoczęcia pracy, ale nie został certyfikowany w Niemczech – mówi Wojciech Jakóbik. - Szwecja zakończyła śledztwo dzisiaj, to jest siódmego lutego. Czy ten przekaz oznacza: „to nie nasza sprawa, wycofujemy się?” – pyta redaktor Stachura. - Mówią, że to ciągle ich sprawa, ale musi ona zakończyć się z konkretnych przyczyn. Ustalono, że w sabotażu nie brał udział żaden obywatel Szwecji, a akcja nie była prowadzona z ich terytorium. To oznacza, że sabotaż jest poza szwedzką jurysdykcją – wyjaśnia redaktor naczelny BiznesAlert.pl. - Flota rosyjska operowała kilka dni przed zdarzeniem niedaleko miejsca wybuchów. Był tam również statek wyposażony w specjalistyczny sprzęt do pracy przy rurociągach, na dnie morza. Są to informacje potwierdzone przez duńskie siły zbrojne, nie spekulacje dziennikarzy – wyjaśnia Jakóbik. - Wiadomo już, że Szwedzi przekażą swoje informacje Niemcom, by mogli kontynuować ich śledztwo. Jest to ważne, bo to oni wydobyli zniszczone kawałki rurociągu, które posłużą do badań. Są to kluczowe dowody – zauważa redaktor naczelny. -Nieznani sprawcy ciągle krążą po Bałtyku, dlatego promujemy hasło „Energetyku pilnuj Bałtyku”. Nord Stream 1 i 2 pokazują, że żyjemy w nowej rzeczywistości. W chwili gdy rozmawiamy może być planowany kolejny atak – mówi na koniec Wojciech Jakóbik.

Jaki klimat ma ciepłownictwo w Polsce? | #SPIĘCIE S. 6. Odc. 7
2024-02-09 07:00:51

- Polska jest wyjątkowym miejscem na ciepłowniczej mapie Europy. Mamy dużo mieszkańców, gęstą zabudowę i wiele miast, w związku z czym dostarczanie ciepła za pomocą ciepłownictwa systemowego jest bardziej efektywne i po prostu tańsze - mówi Dorota Jeziorowska, dyrektor Polskiego Towarzystwa Elektrociepłowni Zawodowych (PTEZ), w Spięciu BiznesAlert.pl. W najnowszym odcinku podcastu Spięcie Dorota Jeziorowska, dyrektor Polskiego Towarzystwa Elektrociepłowni Zawodowych (PTEZ) i Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl, rozmawiają o przyszłości ciepłownictwa w Polsce. - Biorąc pod uwagę fizyczne właściwości ciepła, nie może być ono dostarczane na zbyt duże odległości. Tak więc w przypadku miast, gdzie zabudowa jest zwarta i dość gęsta, zwykle ciepło jest dostarczane za pomocą systemów ciepłowniczych. Natomiast w przypadku większego rozproszenia, domów jednorodzinnych, obszarów wiejskich, zwykle budynki są zaopatrywane w ciepło poprzez indywidualne instalacje - tłumaczy Dorota Jeziorowska, dyrektor Polskiego Towarzystwa Elektrociepłowni Zawodowych. - Przykładowo, budynki na terenie Warszawy są połączone za pomocą systemu ciepłowniczego. Jeśli popatrzymy na Polskę, ponad 40 procent budynków jest zasilanych przez ciepło sieciowe, natomiast pozostała część za pomocą indywidualnych źródeł znajdujących się np. w danym budynku - mówi dyrektor PTEZ. - Polska w kwestii ciepłownictwa jest wyjątkowym miejscem na mapie Europy. Z jednej strony mamy bardzo dużo mieszkańców, zwartą, gęstą zabudowę i dużo miast, w związku z czym dostarczanie ciepła za pomocą ciepłownictwa systemowego jest bardziej efektywne i po prostu tańsze. Natomiast z drugiej strony, w porównaniu np. do państw skandynawskich, w których wiemy, że np. jest chłodniej i nie ma za dużej gęstości zabudowy, tam jednak dużo częściej stosuje się rozwiązania w postaci indywidualnych źródeł w porównaniu do Polski. Jeśli chodzi o warunki klimatyczne i stopień urbanizacji, Polska jest wyjątkowa i nieporównywalna do innych państw europejskich - podkreśla Dorota Jeziorowska.
- Polska jest wyjątkowym miejscem na ciepłowniczej mapie Europy. Mamy dużo mieszkańców, gęstą zabudowę i wiele miast, w związku z czym dostarczanie ciepła za pomocą ciepłownictwa systemowego jest bardziej efektywne i po prostu tańsze - mówi Dorota Jeziorowska, dyrektor Polskiego Towarzystwa Elektrociepłowni Zawodowych (PTEZ), w Spięciu BiznesAlert.pl. W najnowszym odcinku podcastu Spięcie Dorota Jeziorowska, dyrektor Polskiego Towarzystwa Elektrociepłowni Zawodowych (PTEZ) i Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl, rozmawiają o przyszłości ciepłownictwa w Polsce. - Biorąc pod uwagę fizyczne właściwości ciepła, nie może być ono dostarczane na zbyt duże odległości. Tak więc w przypadku miast, gdzie zabudowa jest zwarta i dość gęsta, zwykle ciepło jest dostarczane za pomocą systemów ciepłowniczych. Natomiast w przypadku większego rozproszenia, domów jednorodzinnych, obszarów wiejskich, zwykle budynki są zaopatrywane w ciepło poprzez indywidualne instalacje - tłumaczy Dorota Jeziorowska, dyrektor Polskiego Towarzystwa Elektrociepłowni Zawodowych. - Przykładowo, budynki na terenie Warszawy są połączone za pomocą systemu ciepłowniczego. Jeśli popatrzymy na Polskę, ponad 40 procent budynków jest zasilanych przez ciepło sieciowe, natomiast pozostała część za pomocą indywidualnych źródeł znajdujących się np. w danym budynku - mówi dyrektor PTEZ. - Polska w kwestii ciepłownictwa jest wyjątkowym miejscem na mapie Europy. Z jednej strony mamy bardzo dużo mieszkańców, zwartą, gęstą zabudowę i dużo miast, w związku z czym dostarczanie ciepła za pomocą ciepłownictwa systemowego jest bardziej efektywne i po prostu tańsze. Natomiast z drugiej strony, w porównaniu np. do państw skandynawskich, w których wiemy, że np. jest chłodniej i nie ma za dużej gęstości zabudowy, tam jednak dużo częściej stosuje się rozwiązania w postaci indywidualnych źródeł w porównaniu do Polski. Jeśli chodzi o warunki klimatyczne i stopień urbanizacji, Polska jest wyjątkowa i nieporównywalna do innych państw europejskich - podkreśla Dorota Jeziorowska.

Wybory w USA i energetyka - Trump vs. Biden | #SPIĘCIE S. 6. Odc. 5
2024-02-02 07:00:52

- Prezydent Biden i prawdopodobnie jego kontrkandydat mają dwie zupełnie różne wizje niezależności energetycznej. Trump uważa, że krajowe złoża ropy i gazu są na tyle duże, że nie ma potrzeby ich importowania za granicy. Z kolei urzędujący prezydent lawiruje między kwestiami środowiskowymi a twardymi realiami niektórych stanów - mówią redaktorzy Mikołaj Teperek oraz Tomasz Winiarski w Spięciu BiznesAlert.pl. Redaktorzy Mikołaj Teperek oraz Tomasz Winiarski dyskutowali w nowej odsłonie podcastu "Spięcie" o podejściu do spraw energetyki spodziewanych kandydatów na stanowisko prezydenta USA - Donalda Trumpa i Joe Bidena. Teperek zauważył, że Trump jednoznacznie stawia na niezależność energetyczną Ameryki poprzez wspieranie sektora paliw kopalnych w myśl zasady „Wierć ile się da” (ang. "drill, baby, drill"). Z kolei Biden zajmuje bardziej skomplikowane stanowisko i próbuje balansować ze swoimi działaniami, chcąc zadowalać wszystkie strony sporu w swojej partii. - Donald Trump jako kandydat Republikanów zawsze stał na stanowisku, że USA posiadają swoje zapasy gazu i ropy, więc nie ma potrzeby importować surowce energetyczne z krajów trzecich, a nawet kraj może je sprzedawać - zauważa. Z kolei Tomasz Winiarski zwrócił uwagę, że amerykańskie dostawy skroplonego gazu (LNG) do Polski, a także do Europy to był ważny czynnik na drodze uniezależniania się od dostaw surowca niezwykle kluczowego z takich państw jak Rosja. Dodał, że było to warunkiem sine qua non do budowania naszej niezależności i przemodelowania całej struktury bezpieczeństwa w Europie, co było koniecznością w związku z wojną na Ukrainie. Winiarski wspomniał też o skomplikowanym podejściu Demokratów do kwestii niezależności energetycznej. - Prezydent Joe Biden na początku swojej prezydentury w styczniu 2021 roku jeden z pierwszych jego podpisów prezydenckich złożył na dokumencie, który wstrzymywał budowę rurociągu, którym miała być transportowana ropa naftowa z kanadyjskiego stanu Alberta. Co się stało ostatnio? We wrześniu zeszłego roku mieliśmy informację, że Biden i jego administracja rozważają wydanie kolejnych licencji na szczelinowanie na ziemiach federalnych, bo zrozumieli jak to wielu ekspertów komentuje, że jednak te pokłady łupkowe Ameryki to jest jej błogosławieństwo, to jest źródło jej siły, i niezależności energetycznej - podkreśla. Teperek przypomniał, że w trakcie kampanii w 2020 roku Biden mówił wprost, że wszystkie te produkcyjne hale w Pensylwanii będą zamykane, a ostatecznie obiekty te zaczęły produkować turbiny wiatrowe. Zwrócił uwagę, że fundamentem gospodarek niektórych stanów nadal jest wydobycie paliw kopalnych, a tymczasem Europa coraz głośniej mówi o neutralności klimatycznej.
- Prezydent Biden i prawdopodobnie jego kontrkandydat mają dwie zupełnie różne wizje niezależności energetycznej. Trump uważa, że krajowe złoża ropy i gazu są na tyle duże, że nie ma potrzeby ich importowania za granicy. Z kolei urzędujący prezydent lawiruje między kwestiami środowiskowymi a twardymi realiami niektórych stanów - mówią redaktorzy Mikołaj Teperek oraz Tomasz Winiarski w Spięciu BiznesAlert.pl. Redaktorzy Mikołaj Teperek oraz Tomasz Winiarski dyskutowali w nowej odsłonie podcastu "Spięcie" o podejściu do spraw energetyki spodziewanych kandydatów na stanowisko prezydenta USA - Donalda Trumpa i Joe Bidena. Teperek zauważył, że Trump jednoznacznie stawia na niezależność energetyczną Ameryki poprzez wspieranie sektora paliw kopalnych w myśl zasady „Wierć ile się da” (ang. "drill, baby, drill"). Z kolei Biden zajmuje bardziej skomplikowane stanowisko i próbuje balansować ze swoimi działaniami, chcąc zadowalać wszystkie strony sporu w swojej partii. - Donald Trump jako kandydat Republikanów zawsze stał na stanowisku, że USA posiadają swoje zapasy gazu i ropy, więc nie ma potrzeby importować surowce energetyczne z krajów trzecich, a nawet kraj może je sprzedawać - zauważa. Z kolei Tomasz Winiarski zwrócił uwagę, że amerykańskie dostawy skroplonego gazu (LNG) do Polski, a także do Europy to był ważny czynnik na drodze uniezależniania się od dostaw surowca niezwykle kluczowego z takich państw jak Rosja. Dodał, że było to warunkiem sine qua non do budowania naszej niezależności i przemodelowania całej struktury bezpieczeństwa w Europie, co było koniecznością w związku z wojną na Ukrainie. Winiarski wspomniał też o skomplikowanym podejściu Demokratów do kwestii niezależności energetycznej. - Prezydent Joe Biden na początku swojej prezydentury w styczniu 2021 roku jeden z pierwszych jego podpisów prezydenckich złożył na dokumencie, który wstrzymywał budowę rurociągu, którym miała być transportowana ropa naftowa z kanadyjskiego stanu Alberta. Co się stało ostatnio? We wrześniu zeszłego roku mieliśmy informację, że Biden i jego administracja rozważają wydanie kolejnych licencji na szczelinowanie na ziemiach federalnych, bo zrozumieli jak to wielu ekspertów komentuje, że jednak te pokłady łupkowe Ameryki to jest jej błogosławieństwo, to jest źródło jej siły, i niezależności energetycznej - podkreśla. Teperek przypomniał, że w trakcie kampanii w 2020 roku Biden mówił wprost, że wszystkie te produkcyjne hale w Pensylwanii będą zamykane, a ostatecznie obiekty te zaczęły produkować turbiny wiatrowe. Zwrócił uwagę, że fundamentem gospodarek niektórych stanów nadal jest wydobycie paliw kopalnych, a tymczasem Europa coraz głośniej mówi o neutralności klimatycznej.

Z celami klimatycznymi ambaras, aby dwoje ministrów chciało naraz | #SPIĘCIE S. 7. Odc. 4
2024-01-26 07:00:36

- Gdyby Polska zgodziła się szybciej odejść od węgla i zmniejszyć emisyjność swojej gospodarki, mogłaby otrzymać więcej unijnych środków na transformację energetyczną – mówi redaktor naczelny BiznesAlert.pl Wojciech Jakóbik w rozmowie z redaktorem Marcinem Karwowskim w kolejnym Spięciu poświęconym rozdźwiękowi między ministrami w odniesieniu do nowego celu klimatycznego Unii Europejskiej. Kolejne Spięcie było okazją do dyskusji nt. słów wiceminister klimatu Urszuli Zielińskiej o zmniejszeniu emisyjność Polskiej gospodarki o 90 procent do 2040 roku. - Cele unijne a krajowe to dwie różne sprawy. W 2050 roku cała UE ma osiągnąć neutralność klimatyczną. Warto zaznaczyć, że w następnych dekadach możemy osiągnąć ujemny bilans emisyjny. Obecnie trwa rozmowa o tym, czy w 2040 roku nie przyspieszyć redukcji emisji. Wiemy, że Dania i Niemcy popierają takie rozwiązanie, który są prymusami transformacji energetycznej - wskazuje Wojciech Jakóbik. Ekspert dodał, że gdyby cel redukcji emisji o 90 procent do 2040 roku zostałby przyjęty przez wszystkie kraje Unii, Polska mogłaby się zgodzić na tą propozycje, ale na cel otrzymałaby więcej środków na transformację energetyczną. Jakóbik zwrócił jednak uwagę, że redukcja emisji CO2 zaczyna się od efektywnego zarządzania cały systemem elektroenergetycznym, a kolejnym krokiem jest przejście z paliw kopalnych na OZE. Co ważne, na drodze ku zeromisyjności stoi kilka poważnych wyzwań. - Obecnie Polska nie posiada magazynów energii, więc najpierw należy zabezpieczyć się węglem lub gazem. Ponadto, kolejną barierą na drodze ku zeromisyjności to umowa społeczna z górnikami, która zakłada odejście od węgla w 2049 roku - podkreślił. Na koniec redaktor Marcin Karwowski spytał o potencjalną utratę miejsc pracy w wyniku przejścia na zeroemisyjny źródła energii. - Już teraz Śląsk nie jest zagłębiem węgla i już teraz jest centrum technologii. To dobry trend, ale przedsiębiorstwa technologiczne nie będą chciały dalej inwestować w Polsce, jeżeli nie będą mogły uzyskać taniej energii elektrycznej – powiedział Jakóbik.
- Gdyby Polska zgodziła się szybciej odejść od węgla i zmniejszyć emisyjność swojej gospodarki, mogłaby otrzymać więcej unijnych środków na transformację energetyczną – mówi redaktor naczelny BiznesAlert.pl Wojciech Jakóbik w rozmowie z redaktorem Marcinem Karwowskim w kolejnym Spięciu poświęconym rozdźwiękowi między ministrami w odniesieniu do nowego celu klimatycznego Unii Europejskiej. Kolejne Spięcie było okazją do dyskusji nt. słów wiceminister klimatu Urszuli Zielińskiej o zmniejszeniu emisyjność Polskiej gospodarki o 90 procent do 2040 roku. - Cele unijne a krajowe to dwie różne sprawy. W 2050 roku cała UE ma osiągnąć neutralność klimatyczną. Warto zaznaczyć, że w następnych dekadach możemy osiągnąć ujemny bilans emisyjny. Obecnie trwa rozmowa o tym, czy w 2040 roku nie przyspieszyć redukcji emisji. Wiemy, że Dania i Niemcy popierają takie rozwiązanie, który są prymusami transformacji energetycznej - wskazuje Wojciech Jakóbik. Ekspert dodał, że gdyby cel redukcji emisji o 90 procent do 2040 roku zostałby przyjęty przez wszystkie kraje Unii, Polska mogłaby się zgodzić na tą propozycje, ale na cel otrzymałaby więcej środków na transformację energetyczną. Jakóbik zwrócił jednak uwagę, że redukcja emisji CO2 zaczyna się od efektywnego zarządzania cały systemem elektroenergetycznym, a kolejnym krokiem jest przejście z paliw kopalnych na OZE. Co ważne, na drodze ku zeromisyjności stoi kilka poważnych wyzwań. - Obecnie Polska nie posiada magazynów energii, więc najpierw należy zabezpieczyć się węglem lub gazem. Ponadto, kolejną barierą na drodze ku zeromisyjności to umowa społeczna z górnikami, która zakłada odejście od węgla w 2049 roku - podkreślił. Na koniec redaktor Marcin Karwowski spytał o potencjalną utratę miejsc pracy w wyniku przejścia na zeroemisyjny źródła energii. - Już teraz Śląsk nie jest zagłębiem węgla i już teraz jest centrum technologii. To dobry trend, ale przedsiębiorstwa technologiczne nie będą chciały dalej inwestować w Polsce, jeżeli nie będą mogły uzyskać taniej energii elektrycznej – powiedział Jakóbik.

Rusza renuklearyzacja Europy i Azji | #SPIĘCIE S. 7. Odc. 03
2024-01-19 07:00:35

- Wiele wskazuje na to, że Francja pozostanie liderem pod względem „poziomu czystości” wytwarzania energii elektrycznej. Francuzi chcą nauczyć się na błędach z przeszłości i budować szybciej, skuteczniej. […] Japonia również wraca do energetyki jądrowej, co pokazuje, że trauma po Fukushimie powoli odchodzi do lamusa – mówią Jacek Perzyński i Wojciech Jakóbik w Spięciu BiznesAlert.pl. W najnowszym odcinku podcastu Spięcie, dziennikarze Jacek Perzyński i Wojciech Jakóbik rozmawiają o rozwoju energetyki jądrowej w Japonii i we Francji. Europa i Azja to regiony pozornie różne, ale jak się okazuje, oba dążą do wytwarzania czystej energii z atomu. - To dwa przykłady sztandarowe, jeden w Europie, drugi w Azji. One pokazują, że trend renuklearyzacji powraca, niezależnie od regionu. Francja od lat jest najbardziej jądrowym krajem w Europie więc nie mamy do czynienia z rewolucją. W ostatnich latach pojawiały się głosy, że Francuzi zrezygnują z atomu i zaleją swój miks energetyczny zieloną energią. Takie zapowiedzi płynęły z obozu prezydenta Macrona, ale w momencie gdy przyszła jego kadencja, spojrzał na dokumenty i okazało się, że rezygnacja z atomu nie jest najlepszym rozwiązaniem – powiedział Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl. Najnowszy odcinek Spięcia można znaleźć na platformach Youtube, Spotify oraz SoundCloud: LINKI - Energetyka jądrowa nie dała Francuzom tyle mocy, ile mogła dać w okresie kryzysu energetycznego ze względu na liczne usterki. Teraz ich strategia mówi o budowie 14 nowych reaktorów jądrowych, co przełoży się na dalszą redukcję emisji w miksie. Wiele wskazuje na to, że Francja pozostanie liderem pod względem „poziomu czystości” wytwarzania energii elektrycznej. […] Francuzi chcą nauczyć się na błędach z przeszłości i budować szybciej, skuteczniej – podkreślił Jakóbik. - Japonia wraca do energetyki jądrowej, co pokazuje, że trauma po Fukushimie powoli odchodzi do lamusa. Kraj Kwitnącej Wiśni, tak jak Francja, wyciągnął wnioski z przeszłości i przez lata udoskonalał rozwiązania stosowane przy budowie elektrowni i zabezpieczaniu reaktorów – mówi redaktor Jacek Perzyński.
- Wiele wskazuje na to, że Francja pozostanie liderem pod względem „poziomu czystości” wytwarzania energii elektrycznej. Francuzi chcą nauczyć się na błędach z przeszłości i budować szybciej, skuteczniej. […] Japonia również wraca do energetyki jądrowej, co pokazuje, że trauma po Fukushimie powoli odchodzi do lamusa – mówią Jacek Perzyński i Wojciech Jakóbik w Spięciu BiznesAlert.pl. W najnowszym odcinku podcastu Spięcie, dziennikarze Jacek Perzyński i Wojciech Jakóbik rozmawiają o rozwoju energetyki jądrowej w Japonii i we Francji. Europa i Azja to regiony pozornie różne, ale jak się okazuje, oba dążą do wytwarzania czystej energii z atomu. - To dwa przykłady sztandarowe, jeden w Europie, drugi w Azji. One pokazują, że trend renuklearyzacji powraca, niezależnie od regionu. Francja od lat jest najbardziej jądrowym krajem w Europie więc nie mamy do czynienia z rewolucją. W ostatnich latach pojawiały się głosy, że Francuzi zrezygnują z atomu i zaleją swój miks energetyczny zieloną energią. Takie zapowiedzi płynęły z obozu prezydenta Macrona, ale w momencie gdy przyszła jego kadencja, spojrzał na dokumenty i okazało się, że rezygnacja z atomu nie jest najlepszym rozwiązaniem – powiedział Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl. Najnowszy odcinek Spięcia można znaleźć na platformach Youtube, Spotify oraz SoundCloud: LINKI - Energetyka jądrowa nie dała Francuzom tyle mocy, ile mogła dać w okresie kryzysu energetycznego ze względu na liczne usterki. Teraz ich strategia mówi o budowie 14 nowych reaktorów jądrowych, co przełoży się na dalszą redukcję emisji w miksie. Wiele wskazuje na to, że Francja pozostanie liderem pod względem „poziomu czystości” wytwarzania energii elektrycznej. […] Francuzi chcą nauczyć się na błędach z przeszłości i budować szybciej, skuteczniej – podkreślił Jakóbik. - Japonia wraca do energetyki jądrowej, co pokazuje, że trauma po Fukushimie powoli odchodzi do lamusa. Kraj Kwitnącej Wiśni, tak jak Francja, wyciągnął wnioski z przeszłości i przez lata udoskonalał rozwiązania stosowane przy budowie elektrowni i zabezpieczaniu reaktorów – mówi redaktor Jacek Perzyński.

Czy Niemcy zmieniły politykę wobec Rosji na serio - Patrycja Tepper | #SPIĘCIE S. 7. Odc. 2
2024-01-12 07:00:39

- Deklaracje zawsze trzeba weryfikować z rzeczywistością. W przypadku "Zeitenwende" trudno mówić o epokowej zmianie, ale nie możemy też zapominać co Niemcy robili wcześniej i tutaj widać pewną różnicę. Możemy brać różne miary i przykładać do Niemców: raz wyjdzie, że dobrze sobie radzą, a gdy porównamy to z innymi państwami, nie musi być tak kolorowo - mówi Patrycja Anna Tepper z Instytutu Zachodniego w Spięciu BiznesAlert.pl. W najnowszym odcinku podcastu Spięcie, redaktor naczelny BiznesAlert.pl Wojciech Jakóbik rozmawia z Patrycją Tepper, ekspertem Instytutu Jagiellońskiego. Tematem materiału są Niemcy i ich "Zeitenwende" (tłum. punkt zwrotny), wyrażenie wybrane tam słowem 2022 roku. Czy zachodni sąsiedzi Polski zmienili podejście do polityki zagranicznej po inwazji Rosji na Ukrainę? Czy realizują deklaracje, składane podczas wystąpień? - Moment powstania wyrażenia "Zeitenwende", oznaczającego epokową zmianę, to ważny punkt, od którego mierzymy wydawałoby się nową politykę Niemiec. Swego czasu Kanclerz Olaf Scholz wystąpił w Bundestagu i powiedział, że nastąpiły zmiany na świecie, a Niemcy muszą się do nich dostosować. Ta przemowa z perspektywy Niemców, którzy nie są przyzwyczajeni do zmian, była określana jako rewolucyjna. Wówczas Scholz zaskoczył wszystkich, nawet swoich kolegów partyjnych – mówi Patrycja Anna Tepper z Instytutu Zachodniego. - Kanclerz Scholz jest postrzegany w Niemczech jako niezbyt dobry mówca. To przemówienie było wyjątkowe. „Zeitenwende” to jednak swego rodzaju polityka narracyjna, a to wystąpienie miało pokazać kanclerza jako silnego lidera – dodaje Patrycja Tepper.
- Deklaracje zawsze trzeba weryfikować z rzeczywistością. W przypadku "Zeitenwende" trudno mówić o epokowej zmianie, ale nie możemy też zapominać co Niemcy robili wcześniej i tutaj widać pewną różnicę. Możemy brać różne miary i przykładać do Niemców: raz wyjdzie, że dobrze sobie radzą, a gdy porównamy to z innymi państwami, nie musi być tak kolorowo - mówi Patrycja Anna Tepper z Instytutu Zachodniego w Spięciu BiznesAlert.pl. W najnowszym odcinku podcastu Spięcie, redaktor naczelny BiznesAlert.pl Wojciech Jakóbik rozmawia z Patrycją Tepper, ekspertem Instytutu Jagiellońskiego. Tematem materiału są Niemcy i ich "Zeitenwende" (tłum. punkt zwrotny), wyrażenie wybrane tam słowem 2022 roku. Czy zachodni sąsiedzi Polski zmienili podejście do polityki zagranicznej po inwazji Rosji na Ukrainę? Czy realizują deklaracje, składane podczas wystąpień? - Moment powstania wyrażenia "Zeitenwende", oznaczającego epokową zmianę, to ważny punkt, od którego mierzymy wydawałoby się nową politykę Niemiec. Swego czasu Kanclerz Olaf Scholz wystąpił w Bundestagu i powiedział, że nastąpiły zmiany na świecie, a Niemcy muszą się do nich dostosować. Ta przemowa z perspektywy Niemców, którzy nie są przyzwyczajeni do zmian, była określana jako rewolucyjna. Wówczas Scholz zaskoczył wszystkich, nawet swoich kolegów partyjnych – mówi Patrycja Anna Tepper z Instytutu Zachodniego. - Kanclerz Scholz jest postrzegany w Niemczech jako niezbyt dobry mówca. To przemówienie było wyjątkowe. „Zeitenwende” to jednak swego rodzaju polityka narracyjna, a to wystąpienie miało pokazać kanclerza jako silnego lidera – dodaje Patrycja Tepper.

Jak Gazprom strzelił sobie w stopę w 2023 roku | #SPIĘCIE S. 7. Odc. 1
2024-01-05 07:52:43

- Gazprom przestał publikować dane, ponieważ nie ma się czym chwalić, ale według różnych źródeł, w tym agencji Reuters, dostawy do Europy wyniosły 28,3 mld m sześc. [...] W ubiegłym roku Europejczycy brali gaz z różnych kierunków, z czego z Rosji pochodziło tylko 16 procent, a np. z Norwegii było to ponad 48 procent. To pokazuje, że Gazprom znika w naszym regionie - mówi redaktor naczelny BiznesAlert.pl Wojciech Jakóbik w Spięciu BiznesAlert.pl.
- Gazprom przestał publikować dane, ponieważ nie ma się czym chwalić, ale według różnych źródeł, w tym agencji Reuters, dostawy do Europy wyniosły 28,3 mld m sześc. [...] W ubiegłym roku Europejczycy brali gaz z różnych kierunków, z czego z Rosji pochodziło tylko 16 procent, a np. z Norwegii było to ponad 48 procent. To pokazuje, że Gazprom znika w naszym regionie - mówi redaktor naczelny BiznesAlert.pl Wojciech Jakóbik w Spięciu BiznesAlert.pl.

Z Jemenu lecą rakiety, a baryłka ropy drożeje | #SPIĘCIE S. 6. Odc. 52
2023-12-29 07:00:29

Zbiór tekstów dotyczących ataków Huti na Morzu Czerwonym: https://biznesalert.pl/morze-czerwone-energetyka-ropa-gaz-bezpieczenstwo-dostaw-raport/ Kolejne Spięcie to okazja do dyskusji na temat niebezpieczeństw na Bliskim Wschodzie, które zagrażają bezpieczeństwu dostaw surowców energetycznych na Zachód, a kolejne przypadki eskalacji na akwenie windują ceny na giełdach. – Na Morzu Czerwonym coraz częściej dochodzi do ataków rebeliantów Huti na statki przewożące ropę i gaz na Zachód – mówią redaktorzy Wojciech Jakóbik oraz Marcin Karwowski w Spięciu BiznesAlert.pl. - Morze Czerwone jest istotnym akwenem, przez który przebiega 10-15 procent światowych szlaków handlowych. Jeżeli okaże się, że żegluga tam jest zbyt niebezpieczna, inną alternatywą jest też ominięcie całej Afryki lub Kanał Panamski, jednak dłuższa żegluga to zwiększony czas dostaw, a to winduje ceny – wyjaśnia redaktor Karwowski. Sytuacja ta może okazać się korzystna dla potęg naftowych, szczególnie w momencie gdy ceny ropy i gazy zaczęły spadać. – Pomimo obaw o eskalację konfliktu w Strefie Gazy cena ropy i gazy zaczęły się stabilizować i nawet spadły. W październiku cena baryłki ropy przekraczała 90 dolarów, a w listopadzie obniżyła się do 70 dolarów. Można powiedzieć, że nie spełniły się najczarniejsze scenariusze analityków. Ropa Brent, która jest sprzedawana w Europie na skutek ataków rebeliantów Huti co prawda podrożała do ok. 80 dolarów, ale nie jest to wymarzony poziom dla potęg naftowych. Przez całą jesień ropa taniała, niezależnie od działań OPEC, bo to popyt decydował o spadku cen surowca. To skutek obaw o stagnację światowej gospodarki, problemami gospodarki Chin oraz rewolucją w wydobycia gazu łupkowego w Stanach Zjednoczonych, która również zapewniła dodatkową ropę na rynku. Jednak proszę pamiętać, że ataki jemeńskich rebeliantów windują ceny na giełdach – podkreśla redaktor Jakóbik. 19 grudnia Stany Zjednoczone wraz z koalicją 40 innych państw rozpoczęły misję Prosperity Guardian, które celem będzie ochraniać statki komercyjne przed atakami rebeliantów Huti. – Jest to ważny krok ku zabezpieczeniu dostaw energii, ale nie jest możliwe zabezpieczenie każdego statku. Wystarczy, że Huti zaatakują skutecznie jeden z nich i już osiągną swój cel - mówi Karwowski. - Zachód generalnie importuje paliwa kopalne, ale gdyby udało się zrealizować transformację energetyczną, moglibyśmy całkowicie uniezależnić się od dostaw surowców energetycznych – podsumowuje Wojciech Jakóbik.
Zbiór tekstów dotyczących ataków Huti na Morzu Czerwonym: https://biznesalert.pl/morze-czerwone-energetyka-ropa-gaz-bezpieczenstwo-dostaw-raport/ Kolejne Spięcie to okazja do dyskusji na temat niebezpieczeństw na Bliskim Wschodzie, które zagrażają bezpieczeństwu dostaw surowców energetycznych na Zachód, a kolejne przypadki eskalacji na akwenie windują ceny na giełdach. – Na Morzu Czerwonym coraz częściej dochodzi do ataków rebeliantów Huti na statki przewożące ropę i gaz na Zachód – mówią redaktorzy Wojciech Jakóbik oraz Marcin Karwowski w Spięciu BiznesAlert.pl. - Morze Czerwone jest istotnym akwenem, przez który przebiega 10-15 procent światowych szlaków handlowych. Jeżeli okaże się, że żegluga tam jest zbyt niebezpieczna, inną alternatywą jest też ominięcie całej Afryki lub Kanał Panamski, jednak dłuższa żegluga to zwiększony czas dostaw, a to winduje ceny – wyjaśnia redaktor Karwowski. Sytuacja ta może okazać się korzystna dla potęg naftowych, szczególnie w momencie gdy ceny ropy i gazy zaczęły spadać. – Pomimo obaw o eskalację konfliktu w Strefie Gazy cena ropy i gazy zaczęły się stabilizować i nawet spadły. W październiku cena baryłki ropy przekraczała 90 dolarów, a w listopadzie obniżyła się do 70 dolarów. Można powiedzieć, że nie spełniły się najczarniejsze scenariusze analityków. Ropa Brent, która jest sprzedawana w Europie na skutek ataków rebeliantów Huti co prawda podrożała do ok. 80 dolarów, ale nie jest to wymarzony poziom dla potęg naftowych. Przez całą jesień ropa taniała, niezależnie od działań OPEC, bo to popyt decydował o spadku cen surowca. To skutek obaw o stagnację światowej gospodarki, problemami gospodarki Chin oraz rewolucją w wydobycia gazu łupkowego w Stanach Zjednoczonych, która również zapewniła dodatkową ropę na rynku. Jednak proszę pamiętać, że ataki jemeńskich rebeliantów windują ceny na giełdach – podkreśla redaktor Jakóbik. 19 grudnia Stany Zjednoczone wraz z koalicją 40 innych państw rozpoczęły misję Prosperity Guardian, które celem będzie ochraniać statki komercyjne przed atakami rebeliantów Huti. – Jest to ważny krok ku zabezpieczeniu dostaw energii, ale nie jest możliwe zabezpieczenie każdego statku. Wystarczy, że Huti zaatakują skutecznie jeden z nich i już osiągną swój cel - mówi Karwowski. - Zachód generalnie importuje paliwa kopalne, ale gdyby udało się zrealizować transformację energetyczną, moglibyśmy całkowicie uniezależnić się od dostaw surowców energetycznych – podsumowuje Wojciech Jakóbik.

Sankcje na LPG z Rosji, czyli z chaosu wyłoni się porządek | #SPIĘCIE S. 6. Odc. 51
2023-12-22 07:00:30

- Sankcje na LPG z Rosji, które początkowo podniosą ceny na stacjach, docelowo mają impregnować rynek na humory Kremla i ustabilizować sytuację – mówi redaktor Wojciech Jakóbik w Spięciu BiznesAlert.pl indagowany przez Marcina Karwowskiego. Kolejne Spięcie to okazja do dyskusji na temat sankcji na LPG z Rosji. Chodzi oczywiście o dobrze znany gaz butlowy i ten, który wielu Polaków używa do tankowania samochodów. – W pierwszym kwartale 2023 roku import do Polski był realizowany w ponad 50 procentach z Rosji – powiedział Wojciech Jakóbik. – Są alternatywne kierunki dostaw, ale faktycznie dostawy z Rosji były tanie historyczne ze względu na gotową infrastrukturę i lata naszej zależności. - W 2022 roku wydaliśmy na rosyjskie LNG ponad 3 mld złotych. Zakładając, że w 2023 roku nie było sankcji na LPG i sprowadzaliśmy tyle samo, a przecież mogliśmy sprowadzić nawet więcej, to znów taka ilość wpłynie do skarbca Kremla – powiedział Wojciech Jakóbik. Przypomniał, że premier Mateusz Morawiecki obiecał w marcu 2022 roku, że Polska porzuci surowce z Rosji do końca minionego roku. – Odeszliśmy od węgla i gazu, z ropą był mały poślizg. LPG dalej płynie, ale mogliśmy się przygotować – powiedział. Unia Europejska ogłosiła sankcje na LPG z Rosji w dwunastym pakiecie przyjętym w połowie grudnia z okresem przejściowym do końca roku. - Sankcje na LPG z Rosji, które początkowo podniosą ceny na stacjach, docelowo mają impregnować rynek na humory Kremla i ustabilizować sytuację – ocenił Jakóbik. – Warto poprzeć sankcje na LPG z Rosji bo to także kwestia bezpieczeństwa dostaw paliw na nasze stacje. Nigdy nie wiadomo czy Rosjanie nie zakręcą kurka destabilizując ceny jak na rynkach innych surowców.
- Sankcje na LPG z Rosji, które początkowo podniosą ceny na stacjach, docelowo mają impregnować rynek na humory Kremla i ustabilizować sytuację – mówi redaktor Wojciech Jakóbik w Spięciu BiznesAlert.pl indagowany przez Marcina Karwowskiego. Kolejne Spięcie to okazja do dyskusji na temat sankcji na LPG z Rosji. Chodzi oczywiście o dobrze znany gaz butlowy i ten, który wielu Polaków używa do tankowania samochodów. – W pierwszym kwartale 2023 roku import do Polski był realizowany w ponad 50 procentach z Rosji – powiedział Wojciech Jakóbik. – Są alternatywne kierunki dostaw, ale faktycznie dostawy z Rosji były tanie historyczne ze względu na gotową infrastrukturę i lata naszej zależności. - W 2022 roku wydaliśmy na rosyjskie LNG ponad 3 mld złotych. Zakładając, że w 2023 roku nie było sankcji na LPG i sprowadzaliśmy tyle samo, a przecież mogliśmy sprowadzić nawet więcej, to znów taka ilość wpłynie do skarbca Kremla – powiedział Wojciech Jakóbik. Przypomniał, że premier Mateusz Morawiecki obiecał w marcu 2022 roku, że Polska porzuci surowce z Rosji do końca minionego roku. – Odeszliśmy od węgla i gazu, z ropą był mały poślizg. LPG dalej płynie, ale mogliśmy się przygotować – powiedział. Unia Europejska ogłosiła sankcje na LPG z Rosji w dwunastym pakiecie przyjętym w połowie grudnia z okresem przejściowym do końca roku. - Sankcje na LPG z Rosji, które początkowo podniosą ceny na stacjach, docelowo mają impregnować rynek na humory Kremla i ustabilizować sytuację – ocenił Jakóbik. – Warto poprzeć sankcje na LPG z Rosji bo to także kwestia bezpieczeństwa dostaw paliw na nasze stacje. Nigdy nie wiadomo czy Rosjanie nie zakręcą kurka destabilizując ceny jak na rynkach innych surowców.

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie