Dziennik Zmian — Miłka O. Malzahn

Tworzę miniaudycje, aby dotknąć miejsc wrażliwych naszej rzeczywistości. Dziennik Zmian to felietony dźwiękowe, mini-audycje, nastrojowe dźwięki - trochę dla rozrywki, przyjemności i dla poszerzania horyzontów. To otwieranie oczu poprzez uszy, zauważanie małych, a wielkich historii - cudowny proces! Bywa zaskakująco, pojawiają się też goście, lecz nie jest to zwyczajne podcastowanie. Krótkie formy audio przypominają, że zanim wynaleziono pismo - wiedzę i wzruszenia przekazywano sobie mową. Rzeczywistość jest naszą przestrzenią dźwiękową, nie wierzysz? A posłuchaj... #podcast artystyczny


Odcinki od najnowszych:

List od Witkacego BONUS (a Ciebie kto straszy?) #38
2020-08-03 12:15:54

List od Witkacego  (otrzymała znienacka Miłka Malzahn) Koperta wygląda tak bardzo retro, że najpierw ją wącham. Odruch taki.  Wyczuwam strych. Zapach myszy i delikatny powiew papierosowego dymu. Albo płonącego świata. Nie jestem pewna. I zdaję sobie sprawę z tego, że mam w ręku albo bardzo starą rzecz, albo artefakt z innej linii czasowej. Obie wersje są w porządku. „Droga Pani bądź błogosławiona jedyna w swoim rodzaju, niech Melchizedek przekłuje pępek temu, kto dla ciebie niemiły. We mnie nie ma już żadnej nuty fałszywej. Przysięgam , wszystko szczere. Spieszę Ci przypomnieć, co pisałem, zanim mnie szlag trafił:  że „Żyjemy w epoce straszliwej, jakiej nie znała dotąd historia ludzkości, a tak zamaskowanej pewnymi ideami, że człowiek dzisiejszy nie zna siebie, w kłamstwie się rodzi, żyje i umiera i nie zna głębi swojego upadku. Ja już, oczywiście nie żyję kompletnie, ale ty wręcz przeciwnie. (ciąg dalszy w dźwięku) Od autorki: Korzystałam w tekstu "Nowe formy w malarstwie", zapożyczyłam też frazy z listów Stanisława Ignacego Witkiewicza do Leona Reynela, kupca i przyjaciela rodziny.

List od Witkacego  (otrzymała znienacka Miłka Malzahn)

Koperta wygląda tak bardzo retro, że najpierw ją wącham. Odruch taki.  Wyczuwam strych. Zapach myszy i delikatny powiew papierosowego dymu. Albo płonącego świata. Nie jestem pewna. I zdaję sobie sprawę z tego, że mam w ręku albo bardzo starą rzecz, albo artefakt z innej linii czasowej. Obie wersje są w porządku.

„Droga Pani bądź błogosławiona jedyna w swoim rodzaju, niech Melchizedek przekłuje pępek temu, kto dla ciebie niemiły. We mnie nie ma już żadnej nuty fałszywej. Przysięgam, wszystko szczere. Spieszę Ci przypomnieć, co pisałem, zanim mnie szlag trafił:  że „Żyjemy w epoce straszliwej, jakiej nie znała dotąd historia ludzkości, a tak zamaskowanej pewnymi ideami, że człowiek dzisiejszy nie zna siebie, w kłamstwie się rodzi, żyje i umiera i nie zna głębi swojego upadku. Ja już, oczywiście nie żyję kompletnie, ale ty wręcz przeciwnie. (ciąg dalszy w dźwięku)

Od autorki: Korzystałam w tekstu "Nowe formy w malarstwie", zapożyczyłam też frazy z listów Stanisława Ignacego Witkiewicza do Leona Reynela, kupca i przyjaciela rodziny.

Plażo, znajdź mnie, bo ja Cię właśnie bardzo szukam! #37
2020-08-01 22:17:38

Plażo, znajdź mnie, bo ja Cię właśnie bardzo szukam! Tęsknota za plażą , jest pochodną potrzeby ciszy (lub dźwiękowego pasma białego szumu), jest pochodną poczucia naszej ludzkiej jaszczurkowatości, kiedy rozgrzana skóra sprawia, że luzują mięśnie i odpuszcza głowa; jest sygnałem mówiącym o konieczności posiedzenie sobie w przestrzeni, w której woda i piasek grają pierwsze skrzypce (a do tego… ewentualnie wakacyjny przebój w tle); jest tęsknotą za takim wysiłkiem fizycznym, który objawia się poprzez kontrolowany bezruch. Plażo, znajdź mnie, bo ja Cię właśnie bardzo szukam! PS. Pierwsze sekretne działanie (każdej chyba) plaży to możliwość rozjaśnienia ciemniej przestrzeni podczaszkowej; słońce wpada przez oczy, słońce wsiąka przez skórę i po godzinie jesteśmy w słonecznym kosmosie (ale tak rzadko wiemy, co z tym kosmosem zrobić). Drugie sekretne działanie plaży to perspektywa krótkiej drzemki, odcięcia zewnętrznego świata, dobrze widzianej przez resztę torzystwa ucieczki od gadania nazywanej opalaniem. Potem - opcjonalnie moczymy stopy w wodzie, lub  zanurzamy rozgrzane ciało w chłodnej cieczy, dla wyrównania potencjałów. Plaże jak ludzie – mają swoje charaktery i trzeba to wziąć pod uwagę… tęskniąc.

Plażo, znajdź mnie, bo ja Cię właśnie bardzo szukam!

Tęsknota za plażą, jest pochodną potrzeby ciszy (lub dźwiękowego pasma białego szumu), jest pochodną poczucia naszej ludzkiej jaszczurkowatości, kiedy rozgrzana skóra sprawia, że luzują mięśnie i odpuszcza głowa;

jest sygnałem mówiącym o konieczności posiedzenie sobie w przestrzeni, w której woda i piasek grają pierwsze skrzypce (a do tego… ewentualnie wakacyjny przebój w tle);

jest tęsknotą za takim wysiłkiem fizycznym, który objawia się poprzez kontrolowany bezruch.

Plażo, znajdź mnie, bo ja Cię właśnie bardzo szukam!

PS. Pierwsze sekretne działanie (każdej chyba) plaży to możliwość rozjaśnienia ciemniej przestrzeni podczaszkowej; słońce wpada przez oczy, słońce wsiąka przez skórę i po godzinie jesteśmy w słonecznym kosmosie (ale tak rzadko wiemy, co z tym kosmosem zrobić).

Drugie sekretne działanie plaży to perspektywa krótkiej drzemki, odcięcia zewnętrznego świata, dobrze widzianej przez resztę torzystwa ucieczki od gadania nazywanej opalaniem. Potem - opcjonalnie moczymy stopy w wodzie, lub  zanurzamy rozgrzane ciało w chłodnej cieczy, dla wyrównania potencjałów.

Plaże jak ludzie – mają swoje charaktery i trzeba to wziąć pod uwagę… tęskniąc.

Skarby (u Pani Szewcowej) #36
2020-07-27 17:51:24

Skarby Przychodzą z butami. Bardzo, bardzo dokładnie opowiadają o defekcie, ustalają szczegółowo proces naprawy, dobierają kolory, sprzączki, paseczki, kolor podeszwy. Zanim zostawią je w tym miejscu, sprawdzają każde ustalenie, powtarzają kilka razy, jakie efekt trzeba uzyskać. Naciskają, żeby było szybko. I tanio. A potem znikają. Po naprawione nie przychodzą o czasie, w ciągu dwóch miesięcy – cisza,  potem sezon mija i zgłaszają się za rok, albo nigdy. Zapytaj swojego szewca, jak jest. Czemu tak robimy? Jaka psychologiczna prawda stoi za porzuconymi butami, ponaprawianymi torbami?  I co jeszcze udaje nam się tak zmyślnie porzucić.

Skarby

Przychodzą z butami. Bardzo, bardzo dokładnie opowiadają o defekcie, ustalają szczegółowo proces naprawy, dobierają kolory, sprzączki, paseczki, kolor podeszwy. Zanim zostawią je w tym miejscu, sprawdzają każde ustalenie, powtarzają kilka razy, jakie efekt trzeba uzyskać.

Naciskają, żeby było szybko. I tanio.

A potem znikają. Po naprawione nie przychodzą o czasie, w ciągu dwóch miesięcy – cisza,  potem sezon mija i zgłaszają się za rok, albo nigdy.

Zapytaj swojego szewca, jak jest.

Czemu tak robimy? Jaka psychologiczna prawda stoi za porzuconymi butami, ponaprawianymi torbami?  I co jeszcze udaje nam się tak zmyślnie porzucić.

Pięć powiewów niepokoju #35
2020-07-21 17:27:19

Pięć powiewów niepokoju Przy pierwszym powiewie niepokoju – moja noga wybija rytm o wiele szybszy niż rytm serca. Wygląda to na nerwowy tik, ale wcale nim nie jest. Jest informacją o niepokoju Przy drugim powiewie niepokoju – trzeba więcej kawy, a wieczorem małe piwo. Symbolicznie. I tak tylko dla smaku. Przy trzecim powiewie niepokoju – robi się gorąco… pomaga długie leżenie w wannie, serial, rozmowa z nikim o niczym, podsłuchiwanie sąsiadów, mruczenie kota. Przy czwartym powiewie niepokoju – radio nie milknie, portale nadają jeden komunikat, telewizor mówi o tym, że na pewno umrę – nic nie pomaga, drżą obie nogi, tik nerwowy dotyczy kącika ust. Wyglądam, jakby  uśmiech nie schodził mi z twarzy i dlatego uparcie wciąż noszę maseczkę. Przy piątym powiewie niepokoju – świat się kończy. Ale i tak budzę się rano i zaczynam codzienną pracę. Smażę dwa jajka i boję się zmutowanego pomidora. Jest jak było, ale jest tak, jak nigdy więcej nie będzie. A znajomi pukają do drzwi, żeby mi udowodnić, że świat się skończył, lecz wciąż jesteśmy. I rzeczywiście. Większość z nas wciąż tu jest. Więc siadamy przy stole. Parzę kawy. Podaję ostatnie zakitrane ciasteczka. Moja noga wybija rytm o wiele szybszy niż rytm serca; zaczynamy śpiewać, najpierw cicho, a potem coraz głośniej. Zaczynamy tańczyć, najpierw nieśmiało, w miejscu. A potem robimy wesoły pociąg i suniemy z pokoju do kuchni, kręcąc piruety w przedpokoju. Nie ma powiewów niczego, na co nie mielibyśmy chęci. To tyle.

Pięć powiewów niepokoju

Przy pierwszym powiewie niepokoju – moja noga wybija rytm o wiele szybszy niż rytm serca. Wygląda to na nerwowy tik, ale wcale nim nie jest. Jest informacją o niepokoju

Przy drugim powiewie niepokoju – trzeba więcej kawy, a wieczorem małe piwo. Symbolicznie. I tak tylko dla smaku.

Przy trzecim powiewie niepokoju – robi się gorąco… pomaga długie leżenie w wannie, serial, rozmowa z nikim o niczym, podsłuchiwanie sąsiadów, mruczenie kota.

Przy czwartym powiewie niepokoju – radio nie milknie, portale nadają jeden komunikat, telewizor mówi o tym, że na pewno umrę – nic nie pomaga, drżą obie nogi, tik nerwowy dotyczy kącika ust. Wyglądam, jakby  uśmiech nie schodził mi z twarzy i dlatego uparcie wciąż noszę maseczkę.

Przy piątym powiewie niepokoju – świat się kończy.

Ale i tak budzę się rano i zaczynam codzienną pracę. Smażę dwa jajka i boję się zmutowanego pomidora. Jest jak było, ale jest tak, jak nigdy więcej nie będzie.

A znajomi pukają do drzwi, żeby mi udowodnić, że świat się skończył, lecz wciąż jesteśmy. I rzeczywiście. Większość z nas wciąż tu jest.

Więc siadamy przy stole. Parzę kawy. Podaję ostatnie zakitrane ciasteczka. Moja noga wybija rytm o wiele szybszy niż rytm serca; zaczynamy śpiewać, najpierw cicho, a potem coraz głośniej.

Zaczynamy tańczyć, najpierw nieśmiało, w miejscu. A potem robimy wesoły pociąg i suniemy z pokoju do kuchni, kręcąc piruety w przedpokoju.

Nie ma powiewów niczego, na co nie mielibyśmy chęci.

To tyle.

Moje rzeczy potrzebują cudzej ręki #34
2020-07-20 10:49:42

Moje rzeczy potrzebują cudzej ręki Potrzebują cudzej, żeby je bez emocji odkurzyła, umyła, przestawiła na dobre miejsce, chociaż  takie, z którego będą miały gorszy widok na pokój.  Moje rzeczy potrzebują cudzej ręki, żeby je dyscyplinowała. Teraz rozłażą się jak szalone.  Nigdy nich nie ma tam, gdzie powinny być. Potrzebują ręki, która spokojnie oceni ich przydatność i jeśli ocena nie wypadnie dobrze – przeniesie je na śmietnik. Jak imbryczek Andersena! Ja nie mogę. Nie dam rady. Serce mi pęknie. Czy ktoś zna jakąś pomocną rękę, odnóże obce, które pomogłoby ogarnąć nieduże mieszkanie? I obca ręka będzie bardzo potrzebna, szczególnie jeśli druga fala okaże się w miarę powszechną prawdą…

Moje rzeczy potrzebują cudzej ręki

Potrzebują cudzej, żeby je bez emocji odkurzyła, umyła, przestawiła na dobre miejsce, chociaż  takie, z którego będą miały gorszy widok na pokój.  Moje rzeczy potrzebują cudzej ręki, żeby je dyscyplinowała.

Teraz rozłażą się jak szalone.  Nigdy nich nie ma tam, gdzie powinny być.

Potrzebują ręki, która spokojnie oceni ich przydatność i jeśli ocena nie wypadnie dobrze – przeniesie je na śmietnik.

Jak imbryczek Andersena!

Ja nie mogę. Nie dam rady. Serce mi pęknie.

Czy ktoś zna jakąś pomocną rękę, odnóże obce, które pomogłoby ogarnąć nieduże mieszkanie?

I obca ręka będzie bardzo potrzebna, szczególnie jeśli druga fala okaże się w miarę powszechną prawdą…

Post szeptum: jesteśmy mierzalni #33
2020-07-17 21:21:07

POST SZEPTUM Widzę to wyraźnie, i dotyczy do pewnych odczuć. Dość intymnych w sumie. Istnieją bowiem pewna fakty, choć nie badano tego oficjalnie. Nie jest to może wiekopomna obserwacja, ale… (fanfary) istnieje pewna zależność dotycząca ludzkiego ciała (szczególnie kobiet to dotyczy, chociaż nie jest to reguła) : otóż, kiedy rośnie podbródek, to rośnie i biust. równolegle. najczęściej w podobnym tempie.  to przykład sytuacji słodkiej i gorzkiej jednocześnie.  Jedenej z  wielu takich sytuacji. Zauważenie tego w swoim ciele jest sygnałem wyboru – cieszę się, że...  albo wkurzam się, bo…., dobrze, że rośnie i niedobrze, że rośnie. Małe jest piękne. Duże jest piękne. Ciało jest brzydkie. Ciało w nieustannej obserwacji… Ja jestem mierzalna, jesteśmy mieszalni, Za miarę uważamy centymetr Oto nasz ludzki wymiar w centymetrach Co za spłaszczenie. Co za nieporozumienie. Nie do wiary, do czego doszliśmy w ciągu ostatnich stuleci! ***

POST SZEPTUM

Widzę to wyraźnie, i dotyczy do pewnych odczuć. Dość intymnych w sumie. Istnieją bowiem pewna fakty, choć nie badano tego oficjalnie. Nie jest to może wiekopomna obserwacja, ale… (fanfary) istnieje pewna zależność dotycząca ludzkiego ciała (szczególnie kobiet to dotyczy, chociaż nie jest to reguła) : otóż, kiedy rośnie podbródek, to rośnie i biust. równolegle. najczęściej w podobnym tempie.  to przykład sytuacji słodkiej i gorzkiej jednocześnie.  Jedenej z  wielu takich sytuacji.

Zauważenie tego w swoim ciele jest sygnałem wyboru – cieszę się, że...  albo wkurzam się, bo…., dobrze, że rośnie i niedobrze, że rośnie. Małe jest piękne. Duże jest piękne. Ciało jest brzydkie. Ciało w nieustannej obserwacji…

Ja jestem mierzalna, jesteśmy mieszalni,

Za miarę uważamy centymetr

Oto nasz ludzki wymiar w centymetrach

Co za spłaszczenie. Co za nieporozumienie.

Nie do wiary, do czego doszliśmy w ciągu ostatnich stuleci!

***

Klatka poglądów, klatka dla chomika i klatkolot. #32
2020-07-12 11:55:53

Nadchodzę. To moja codzienna trasa. Mogę ją przejść z zamkniętymi oczami. Czasem nie mogę, muszę zapalić światło, otworzyć oczy. Klatka mojej wyobraźni podsuwa obrazy z horrorów. Ale to ograniczona liczba kombinacji. Klatka mojej wyobraźni czasem sama wyłącza prąd i wtedy muszę siebie włączyć. Oświecić codzienną trasę. Przekroczyć wyobraźnię. Trudne to i straszne, ale nie ma niczego fajniejszego. Mogę w klatce otworzyć okna, czy drzwi, sprawić, by miała elastyczne ścianki jak błona komórkowa,  rozpuścić granice, zagęścić powietrze, mogę stworzyć tęczową bańkę, powiększyć ją, zamienić w bozon Higgsa, wykreować międzygalaktyczny klatkolot  lub w ogóle wypstryknąć moją klatkę z ram, bawić się... wyobraźnią. Znam jednak klatki bez okien, z zaryglowanymi drzwiami, w bezruchu. Kwadratowe, przycięte równo, takie jak inne, takie twarde jak kamienie. I nieme. A w środku… podobno człowiek. Miękki, żywy, czujący, słodki jak żurawina. Nachodzę. Człowiek w takiej klatce nawet tego nie zauważy. Nie wiem, co tam robi. Może po prostu adoruje klatkę. Nadchodzę. Ale bez klatki (wypsotryknęłam ją w kosmos z samego rana) – no i to on mnie nie zobaczy. Bo i jak? Klatka poglądów, klatka ignorancji, klatka wydarzeń, klatka filmowa, klatka dla chomika, klatka dla słowika, klatka piersiowa, klatka schodowa – synteza klatek. Punkt odniesienia. Schody w górę, schody w dół. *** Zrealizowano w ramach programu stypendialnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Kultura w sieci.

Nadchodzę. To moja codzienna trasa. Mogę ją przejść z zamkniętymi oczami. Czasem nie mogę, muszę zapalić światło, otworzyć oczy.

Klatka mojej wyobraźni podsuwa obrazy z horrorów. Ale to ograniczona liczba kombinacji. Klatka mojej wyobraźni czasem sama wyłącza prąd i wtedy muszę siebie włączyć. Oświecić codzienną trasę. Przekroczyć wyobraźnię. Trudne to i straszne, ale nie ma niczego fajniejszego.

Mogę w klatce otworzyć okna, czy drzwi, sprawić, by miała elastyczne ścianki jak błona komórkowa,  rozpuścić granice, zagęścić powietrze, mogę stworzyć tęczową bańkę, powiększyć ją, zamienić w bozon Higgsa, wykreować międzygalaktyczny klatkolot  lub w ogóle wypstryknąć moją klatkę z ram, bawić się... wyobraźnią.

Znam jednak klatki bez okien, z zaryglowanymi drzwiami, w bezruchu. Kwadratowe, przycięte równo, takie jak inne, takie twarde jak kamienie. I nieme. A w środku… podobno człowiek. Miękki, żywy, czujący, słodki jak żurawina.

Nachodzę. Człowiek w takiej klatce nawet tego nie zauważy. Nie wiem, co tam robi. Może po prostu adoruje klatkę.

Nadchodzę.

Ale bez klatki (wypsotryknęłam ją w kosmos z samego rana) – no i to on mnie nie zobaczy. Bo i jak?

Klatka poglądów, klatka ignorancji, klatka wydarzeń, klatka filmowa, klatka dla chomika, klatka dla słowika, klatka piersiowa, klatka schodowa – synteza klatek. Punkt odniesienia. Schody w górę, schody w dół.

***

Zrealizowano w ramach programu stypendialnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Kultura w sieci.

Chrupacze #31
2020-07-08 10:02:22

Rozgryzę  cię, mój świecie Ale o tu się, kurcze, dzieje? I już zaciskam szczęki. o, czuję to Próbuję zrozumieć całą tę sieć wydarzeń, ale rozumowanie przyczynowo -skutkowe nie do końca się sprawdza o zaciskam zęby. Znowu Tak, bo ja jestem chrupaczem. Połowa ludzkości to chrupaczy. Tak podejrzewam, bo popularność prażonych orzeszków, frytek, paluszków z solą, chipsów, smażonych insektów - przemawia za większą pulą chrupaczy. Chociaż... miłośnicy lodów, budyniu, amatorzy miękkości pączka - to też jest  potężna grupa. Tak czy siak – to my, chrupacze należymy do tych, którzy biorą emocje na ząb. Dosłownie. Zgryzamy  problemy. Podczas chrupnięcia mózg przyjmuje mikrodrgania i bóg raczy wiedzieć, co z  tymi drganiami robi? Może to moment transowy, chwila odpoczynku od ciężaru bycia w trójwymiarze? Może to nasza, spersonalizowana muzyka? A Chrupanie przy serialu? Nooooo.  jakbyśmy razem z orzeszkami zjadali fabułę, głośno zagryzali każdą akcję Chrupanie jest  dziwne, bo kiedy pan do pani mówi: zaraz Cię schrupię, kotku – to w zasadzie oboje się cieszą. Ale kiedy duży biznesmen mówi do właściciela małej budki z eko-burgerem – ja cię schrupię chłopie na śniedadanie  - to ten drugi może powoli zwijać interes. Jestem zwyczajnym chrupaczem (ani dużym, ani małym), ale odkąd zdałam sobie z tego sprawę, zarządzam chrupaniem nieco uważniej.   Widzę już, że wkurzenie przerzucam na szczękę. Dlatego, dbam o szczękę. (dbaj o szczękę). I wzruszam ramionami, kiedy reklamy produktów chrupiących mówią mi o radości chrupania, bo to nie radość, to rodzaj konieczności,  kompulsywnego załatwiania sobie chwili ulgi. Niewstydliwa słabość,  społecznie akceptowalna namiętność. Więc rozgryzam cię mój świecie, ale rozgryzę dopiero wtedy gdy porządnie rozgryzę i siebie. PS. W tle chrupią: Pani Aśka, Pan Krzyś i Pan K. Dziękuję.

Rozgryzę  cię, mój świecie

Ale o tu się, kurcze, dzieje? I już zaciskam szczęki. o, czuję to

Próbuję zrozumieć całą tę sieć wydarzeń, ale rozumowanie przyczynowo -skutkowe nie do końca się sprawdza

o zaciskam zęby. Znowu

Tak, bo ja jestem chrupaczem. Połowa ludzkości to chrupaczy. Tak podejrzewam, bo popularność prażonych orzeszków, frytek, paluszków z solą, chipsów, smażonych insektów - przemawia za większą pulą chrupaczy. Chociaż... miłośnicy lodów, budyniu, amatorzy miękkości pączka - to też jest  potężna grupa.

Tak czy siak – to my, chrupacze należymy do tych, którzy biorą emocje na ząb. Dosłownie. Zgryzamy  problemy. Podczas chrupnięcia mózg przyjmuje mikrodrgania i bóg raczy wiedzieć, co z  tymi drganiami robi? Może to moment transowy, chwila odpoczynku od ciężaru bycia w trójwymiarze? Może to nasza, spersonalizowana muzyka?

A Chrupanie przy serialu? Nooooo.  jakbyśmy razem z orzeszkami zjadali fabułę, głośno zagryzali każdą akcję

Chrupanie jest  dziwne, bo kiedy pan do pani mówi: zaraz Cię schrupię, kotku – to w zasadzie oboje się cieszą. Ale kiedy duży biznesmen mówi do właściciela małej budki z eko-burgerem – ja cię schrupię chłopie na śniedadanie  - to ten drugi może powoli zwijać interes.

Jestem zwyczajnym chrupaczem (ani dużym, ani małym), ale odkąd zdałam sobie z tego sprawę, zarządzam chrupaniem nieco uważniej.   Widzę już, że wkurzenie przerzucam na szczękę. Dlatego, dbam o szczękę. (dbaj o szczękę). I wzruszam ramionami, kiedy reklamy produktów chrupiących mówią mi o radości chrupania, bo to nie radość, to rodzaj konieczności,  kompulsywnego załatwiania sobie chwili ulgi. Niewstydliwa słabość,  społecznie akceptowalna namiętność.

Więc rozgryzam cię mój świecie, ale rozgryzę dopiero wtedy gdy porządnie rozgryzę i siebie.

PS. W tle chrupią: Pani Aśka, Pan Krzyś i Pan K. Dziękuję.

Gdzie ptaki... (iluzja plaży mnie parzy) #30
2020-07-03 12:37:35

Gdzie ptaki śpiewają tak słodko I ptaki śpiewają słodko, a od tafli wody odbija się malowniczo kaczka i leci… jak leci. Gęste szuwary kołyszą tu całym światem, nad niedużym stawem unosi się kojący zapach podgniłej zieleni.  Tego lata ludzie, szukają łagodnych pejzaży, w najbliższym otoczeniu.  Jest lipiec, samoloty się nie rozhulały, a świat nie sprzyja eskapadom. Teraz to nawet się cieszę, że w samym środku mojego miasta nadbudowano taki raj, ze stawem, Raj, którego ramy (równe chodniki i krótka ścieżka rowerowa)  zapraszają mnie jak otwarte ramiona , którego serce bije… zaraz, gdzie jest serce tego raju. Parę metrów od stawu przez wielkie skrzyżowanie pędzą samochody zatrzymywane władczo przez czerwone oko. Światła kierują natężeniem hałasu, w uszach ptasie trele walczą z warkotem silników. Pod powieki trafia rozemocjonowane wakacjami słońce. Siedzę na niewygodnej, ale nowocześnie wystylizowanej ławce, po palcach u nóg depczą ludzie z torbami, pędzący do galerii handlowej. To do niej należy ten raj. Ten staw. Te kaczki.  I mała wysepka zarośnięta gęstymi  krzakami.  Krajobraz  to z jednej strony biała bryła świątyni  typu kupno – sprzedaż,  po drugiej stronie biała bryła nowoczesnego Kocioła. Pośrodku dwa małe stawy – pozieleniały raj, wciśnięty pomiędzy te dwie miejskie potęgi. Wszystko to faluje gorącym powietrzem jak fata morgana. Za mało cienia. Za dużo marzeń. Mała miejska iluzja. A i jak tu się czuję się jak jedna, ale wielka iluzja Wstaję z ławki, idę na kawę, najbliżej mam kawiarnię przylepioną do rozgrzanej, białej ściany galerii handlowej. Ogródek uświetniają  plastikowe palmy, pod stopami mam jasny żwir, do wyboru - leżaki z logo. Iluzja plaży mnie parzy ...

Gdzie ptaki śpiewają tak słodko

I ptaki śpiewają słodko, a od tafli wody odbija się malowniczo kaczka i leci… jak leci.

Gęste szuwary kołyszą tu całym światem, nad niedużym stawem unosi się kojący zapach podgniłej zieleni.  Tego lata ludzie, szukają łagodnych pejzaży, w najbliższym otoczeniu.  Jest lipiec, samoloty się nie rozhulały, a świat nie sprzyja eskapadom.

Teraz to nawet się cieszę, że w samym środku mojego miasta nadbudowano taki raj, ze stawem,

Raj, którego ramy (równe chodniki i krótka ścieżka rowerowa)  zapraszają mnie jak otwarte ramiona , którego serce bije… zaraz, gdzie jest serce tego raju. Parę metrów od stawu przez wielkie skrzyżowanie pędzą samochody zatrzymywane władczo przez czerwone oko. Światła kierują natężeniem hałasu, w uszach ptasie trele walczą z warkotem silników. Pod powieki trafia rozemocjonowane wakacjami słońce. Siedzę na niewygodnej, ale nowocześnie wystylizowanej ławce, po palcach u nóg depczą ludzie z torbami, pędzący do galerii handlowej. To do niej należy ten raj. Ten staw. Te kaczki.  I mała wysepka zarośnięta gęstymi  krzakami.  Krajobraz  to z jednej strony biała bryła świątyni  typu kupno – sprzedaż,  po drugiej stronie biała bryła nowoczesnego Kocioła. Pośrodku dwa małe stawy – pozieleniały raj, wciśnięty pomiędzy te dwie miejskie potęgi. Wszystko to faluje gorącym powietrzem jak fata morgana. Za mało cienia. Za dużo marzeń.

Mała miejska iluzja. A i jak tu się czuję się jak jedna, ale wielka iluzja

Wstaję z ławki, idę na kawę, najbliżej mam kawiarnię przylepioną do rozgrzanej, białej ściany galerii handlowej. Ogródek uświetniają  plastikowe palmy, pod stopami mam jasny żwir, do wyboru - leżaki z logo.

Iluzja plaży mnie parzy ...

Kobieta, która masuje się jadeitową popielniczką #29
2020-06-29 18:00:23

Kobieta, która masuje się jadeitową popielniczką Tak, teraz jest czas zachowania twarzy. Sama od siebie odbieram wynik  badań,  lustruję się uważnie.  Trzeba coś zrobić.  I przed lustrem glosuję na siebie. Więc chodzi o zachowanie twarzy, spokój,  spokój w oku prawym. Spokój w oku lewym. Dzisiaj wyłączam wszelkie wiadomości, odpuszczam politykę , zamartwiania się społeczne i wszelkie sensacje. Uwagę koncentruje na czubku swojego nosa. I  tu otwiera się filozoficzny wręcz kosmos! Zachowanie twarzy Na Dalekim Wschodzie – to sprawa życia i śmierci, a nie urody. Stracić twarz, stracić honor – w Chinach, Korei i Japonii wiąże się z koncepcją guanxi – relacji. Z naszego punktu widzenia- to kwestia reputacji, \a tam od wieków, twarz’ jest wszystkim, co w życiu ważne Jej utrata, czyli plama na honorze, także dziś prowadzi np. do głośnych samobójstw polityków, ale ja nie o politycy. Nie nie nie/. BO twarz w naszym świecie to wizytówka nie tyle honoru, co przynależności pokoleniowej. ,Mam na to pełną zgodę. Ale i tak pod wpływem  impulsu postanawiam sięgnąć po starożytne techniki chińskiego masażu, bo kto zna się na twarzy lepiej, niż starożytni Chińczycy? Czytam zachłannie o punktach, uciskach, meridianach, jadeitowych płytkach. I mój entuzjazm rośnie. Rośnie i rośnie. Nie tracąc czasu, szukam w domu wszystkiego co jadeitowe, bo natychmiastowe zdobycie takiej płytki nie jest możliwe. Trzeba czekać na przesyłkę, a entuzjazm nie zna pojęcia cierpliwości. Tak, to ja jestem kobietą, która masuje się jadeitową popielniczką, jedynym, nieużywanym dotychczas, a jakże uroczym gadżetem z wszystkomającego chińskiego sklepu. Prosty sposób, by zachować postawę moralną i szacunek, nie wyrzekać się swoich przekonań, nie skompromitować się.  Zachować twarz.

Kobieta, która masuje się jadeitową popielniczką

Tak, teraz jest czas zachowania twarzy. Sama od siebie odbieram wynik  badań,  lustruję się uważnie.  Trzeba coś zrobić.  I przed lustrem glosuję na siebie.

Więc chodzi o zachowanie twarzy, spokój,  spokój w oku prawym. Spokój w oku lewym. Dzisiaj wyłączam wszelkie wiadomości, odpuszczam politykę , zamartwiania się społeczne i wszelkie sensacje. Uwagę koncentruje na czubku swojego nosa. I  tu otwiera się filozoficzny wręcz kosmos!

Zachowanie twarzy Na Dalekim Wschodzie – to sprawa życia i śmierci, a nie urody. Stracić twarz, stracić honor – w Chinach, Korei i Japonii wiąże się z koncepcją guanxi – relacji. Z naszego punktu widzenia- to kwestia reputacji, \a tam od wieków, twarz’ jest wszystkim, co w życiu ważne Jej utrata, czyli plama na honorze, także dziś prowadzi np. do głośnych samobójstw polityków, ale ja nie o politycy. Nie nie nie/. BO twarz w naszym świecie to wizytówka nie tyle honoru, co przynależności pokoleniowej.

,Mam na to pełną zgodę. Ale i tak pod wpływem  impulsu postanawiam sięgnąć po starożytne techniki chińskiego masażu, bo kto zna się na twarzy lepiej, niż starożytni Chińczycy?

Czytam zachłannie o punktach, uciskach, meridianach, jadeitowych płytkach. I mój entuzjazm rośnie. Rośnie i rośnie.

Nie tracąc czasu, szukam w domu wszystkiego co jadeitowe, bo natychmiastowe zdobycie takiej płytki nie jest możliwe. Trzeba czekać na przesyłkę, a entuzjazm nie zna pojęcia cierpliwości.

Tak, to ja jestem kobietą, która masuje się jadeitową popielniczką, jedynym, nieużywanym dotychczas, a jakże uroczym gadżetem z wszystkomającego chińskiego sklepu.

Prosty sposób, by zachować postawę moralną i szacunek, nie wyrzekać się swoich przekonań, nie skompromitować się.  Zachować twarz.

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie