Dziennik Zmian — Miłka O. Malzahn

Tworzę miniaudycje, aby dotknąć miejsc wrażliwych naszej rzeczywistości. Dziennik Zmian to felietony dźwiękowe, mini-audycje, nastrojowe dźwięki - trochę dla rozrywki, przyjemności i dla poszerzania horyzontów. To otwieranie oczu poprzez uszy, zauważanie małych, a wielkich historii - cudowny proces! Bywa zaskakująco, pojawiają się też goście, lecz nie jest to zwyczajne podcastowanie. Krótkie formy audio przypominają, że zanim wynaleziono pismo - wiedzę i wzruszenia przekazywano sobie mową. Rzeczywistość jest naszą przestrzenią dźwiękową, nie wierzysz? A posłuchaj... #podcast artystyczny


Odcinki od najnowszych:

Moja Babcia z niemowlęciem maskującym zamiast maski #59
2020-10-24 19:51:41

Idę przez miasto ludzi zamaskowanych. Wielu z nich od pierwszych wiadomości sprawdza liczby. Liczba zakażonych rośnie. Liczba zamkniętych w doamch - rośnie. Liczby winnych krajach – przerażające. Liczba na koncie – wielce niepewna. W dużej liczbie zamaskowanych przemykają jacyć niezamaskowani. Do godziny 9 rano indywidualny poziom zagrożenia będzie naprawdę duży. Idę przez miasto ludzi zamaskowanych I zastanawiam się, co liczyłaby czy moja Babcia, idąc z wózkiem pełnym broni, na której ulokowano mojego kilkumiesięcznego tatę? Liczyłaby na szczęscie - to pewne. I wiem to na pewno – nie przeliczyła się. Ale czy liczyłaby codzienni liczbę zabitych? Niemcy podawali takie wiadomości wtedy, gdy chcieli zastraszyć miasto, państwo, świat. Bez potrzeby się nie chwalili. Więc po prostu idę przez miasto, Babcia po prostu wykonywała rozkaz z niemowlęciem maskującym zamiast maski. Była wojna. Wszyscy liczyli na jej szybki koniec. I robili, co uważali za słuszne. Słuszność zresztą, w wersji bezwzględnej ma tę wadę, że niekiedy prowadzi na manowce. Można się przeliczyć. Uśmiecham się do tego co było, do historii się uśmiecham, nie ma, nie ma tego to, co minęło, to co jest zaraz mienie I będzie tym, co było, uśmiecham się do tego co było, do historii się uśmiecham, uśmiecham się.

Idę przez miasto ludzi zamaskowanych. Wielu z nich od pierwszych wiadomości sprawdza liczby. Liczba zakażonych rośnie. Liczba zamkniętych w doamch - rośnie. Liczby winnych krajach – przerażające. Liczba na koncie – wielce niepewna. W dużej liczbie zamaskowanych przemykają jacyć niezamaskowani. Do godziny 9 rano indywidualny poziom zagrożenia będzie naprawdę duży.

Idę przez miasto ludzi zamaskowanych I zastanawiam się, co liczyłaby czy moja Babcia, idąc z wózkiem pełnym broni, na której ulokowano mojego kilkumiesięcznego tatę? Liczyłaby na szczęscie - to pewne. I wiem to na pewno – nie przeliczyła się. Ale czy liczyłaby codzienni liczbę zabitych? Niemcy podawali takie wiadomości wtedy, gdy chcieli zastraszyć miasto, państwo, świat. Bez potrzeby się nie chwalili. Więc po prostu idę przez miasto, Babcia po prostu wykonywała rozkaz z niemowlęciem maskującym zamiast maski.

Była wojna.

Wszyscy liczyli na jej szybki koniec. I robili, co uważali za słuszne.

Słuszność zresztą, w wersji bezwzględnej ma tę wadę, że niekiedy prowadzi na manowce. Można się przeliczyć.

Uśmiecham się do tego co było, do historii się uśmiecham, nie ma, nie ma tego to, co minęło, to co jest zaraz mienie I będzie tym, co było, uśmiecham się do tego co było, do historii się uśmiecham, uśmiecham się.

A może pora na twój dźwiękowy list do... świata? #58
2020-10-20 11:27:44

Tak, to może przynieść ulgę. Albo załatwić kilka spraw. *** Wszystko przez to, że jesteśmy empatyczni i ludzi lubimy. Tak. Ale od początku: Jesień 2020, kultura dogasa powoli, cukiernie ledwie, ale wciąż słodko dyszą, małe biznesy tracą nadzieję na kwantowy skok gospodarczy, ale – z tej rosnące fali niemocy wyłania się nowa karta społecznych potrzeb. Zawsze tak było. Podczas przewrotów, wojen, morów i innych katastrof – byli tacy – którzy wychodzili naprzeciw nowym, niespodziewanym potrzebom. Od połowy XIX wieku przeróżne osoby pracowały nad haczykami, agrafkami i spinkami, poszukując idealnego zapinadła.  Wówczas opracowano pierwsze rozwiązanie podobne do dzisiejszego zamka błyskawicznego, wynalazek nie utrzymał się na rynku. , ale to Poligon Wielkiej Wojny był pierwszym miejscem, gdzie zamki zastosowano na masową skalę. Do mundurów i butów. Do kombinezonów lotniczych i łączeń płótna samolotowego. Dopiero po zakończeniu wojny trafiły do cywilów. Radar, maszyny liczące, energia jądrowa – to wynalazki czasów II wojny światowej. To W sytuacji hm... podbramkowej szybciutko powstawały nowe pomysły nie tylko na przeżycie, ale I na życie – na nowe produkty o nowe zawody I ja właśnie z tym tutaj.  Mam jeden taki nowy zawód I nie zawaham się go użyć. Zatem: jeśli chcesz komuś wysłać niezwykłą, totalnie poruszającą wiadomość głosową - służymy pomocą.  Pięknie nagramy twoją wypowiedź, glos zabrzmi lepiej niż dobrze.  Jeśli potrzebna będzie pomoc w ułożeniu wypowiedzi,  proces wspomoże osoba znające się na sztuce słowa i na sztuce radiowej. Poradzimy jak ująć ważne kwestie w zgrabne frazy, podpowiemy czy pójść w minimalizm, czy pójść po bandzie, czy ma być czule, czy zwięźle. Dobierzemy muzyczne tło, albo zaproponujemy inne dźwięki. I tak oto otworzysz serce osoby, która tego posłucha. Zdobędziesz większe zaufanie klientów. Nawiążesz kontakt z nieznaną kosmiczną rasą inteligentnych ostot Poczujesz silę każdego własnego zdania To będzie wiadomość, której chciałoby się słuchać I sluchać I sluchać. Samo nagranie przebiegnie w atmosferze wielce przyjemnej, w domowym studio z piecem, w który upieką się ziemniaki. Tak w samym środku zupełnie zwyklej podlaskiej wsi, powstać może twoja niezwykła wiadomość dla... Dla kogoś tylko zechcesz. Jeżeli zechcesz nagrać informację romantyczną – na portalach randkowych na pewno zrobisz się zamieszanie.  A jeśli zechcesz powiedzieć komuś: hej, oddaj moją kasę ty huju. To zrobisz to tak, że hujowi pójdzie w pięty (jeśli to w ogóle możliwe). Tak czy inaczej – jesteśmy zawodowcami, którzy proponują Ci zrealizowanie monologu marzeń. Twoich, lub tej osoby, do której ta wypowiedź dotrze. Wszystko przez to, że jesteśmy empatyczni i ludzi lubimy.

Tak, to może przynieść ulgę. Albo załatwić kilka spraw.

***

Wszystko przez to, że jesteśmy empatyczni i ludzi lubimy. Tak. Ale od początku:

Jesień 2020, kultura dogasa powoli, cukiernie ledwie, ale wciąż słodko dyszą, małe biznesy tracą nadzieję na kwantowy skok gospodarczy, ale – z tej rosnące fali niemocy wyłania się nowa karta społecznych potrzeb. Zawsze tak było. Podczas przewrotów, wojen, morów i innych katastrof – byli tacy – którzy wychodzili naprzeciw nowym, niespodziewanym potrzebom.

Od połowy XIX wieku przeróżne osoby pracowały nad haczykami, agrafkami i spinkami, poszukując idealnego zapinadła.  Wówczas opracowano pierwsze rozwiązanie podobne do dzisiejszego zamka błyskawicznego, wynalazek nie utrzymał się na rynku. , ale to Poligon Wielkiej Wojny był pierwszym miejscem, gdzie zamki zastosowano na masową skalę. Do mundurów i butów. Do kombinezonów lotniczych i łączeń płótna samolotowego. Dopiero po zakończeniu wojny trafiły do cywilów.

Radar, maszyny liczące, energia jądrowa – to wynalazki czasów II wojny światowej.

To W sytuacji hm... podbramkowej szybciutko powstawały nowe pomysły nie tylko na przeżycie, ale I na życie – na nowe produkty o nowe zawody

I ja właśnie z tym tutaj.  Mam jeden taki nowy zawód I nie zawaham się go użyć.

Zatem: jeśli chcesz komuś wysłać niezwykłą, totalnie poruszającą wiadomość głosową - służymy pomocą.  Pięknie nagramy twoją wypowiedź, glos zabrzmi lepiej niż dobrze.  Jeśli potrzebna będzie pomoc w ułożeniu wypowiedzi,  proces wspomoże osoba znające się na sztuce słowa i na sztuce radiowej.

Poradzimy jak ująć ważne kwestie w zgrabne frazy, podpowiemy czy pójść w minimalizm, czy pójść po bandzie, czy ma być czule, czy zwięźle. Dobierzemy muzyczne tło, albo zaproponujemy inne dźwięki.

I tak oto otworzysz serce osoby, która tego posłucha.

Zdobędziesz większe zaufanie klientów.

Nawiążesz kontakt z nieznaną kosmiczną rasą inteligentnych ostot

Poczujesz silę każdego własnego zdania

To będzie wiadomość, której chciałoby się słuchać I sluchać I sluchać.

Samo nagranie przebiegnie w atmosferze wielce przyjemnej, w domowym studio z piecem, w który upieką się ziemniaki. Tak w samym środku zupełnie zwyklej podlaskiej wsi, powstać może twoja niezwykła wiadomość dla... Dla kogoś tylko zechcesz.

Jeżeli zechcesz nagrać informację romantyczną – na portalach randkowych na pewno zrobisz się zamieszanie.  A jeśli zechcesz powiedzieć komuś: hej, oddaj moją kasę ty huju. To zrobisz to tak, że hujowi pójdzie w pięty (jeśli to w ogóle możliwe).

Tak czy inaczej – jesteśmy zawodowcami, którzy proponują Ci zrealizowanie monologu marzeń. Twoich, lub tej osoby, do której ta wypowiedź dotrze.

Wszystko przez to, że jesteśmy empatyczni i ludzi lubimy.

Tortury dla kultury #56
2020-10-14 20:51:06

Ratunku, ratunku, ratunku! Od dawno już nie ma koncertów, w teatrze grają sztuki dla kilku zamaskowanych, po obu stronach sceny – niecałkiem zdrowe emocje; w kinie widzowie oddychają wszystkimi gazami świata, trzymając się z dala od glutaminianu sodu, który marnieje w nietkniętych  chipsach Mało kto jest gotowy na takie tortury. Te Tortury dla kultury Poszatkowało nam materię kulturalną. Cała jej warstwa wyjściowa płonie ze wstydu, bo zanik życia kulturalnego  miasta grozi zarośnięciem przez chwasty niskich lotów,  utarte ścieżki neuronowe przestają być uczęszczane, mózgi to odczują. Za jakiś czas Niektórzy jeszcze udają, że gadanie online załatwi sprawę, a wycieczkę wirtualna po słynnym muzeum da wyobrażenie o pięknie. Idę do sauny, gdzie się pocę ze strachu, że będę mieć tylko wirtualne przeżycia. Skapuje ze mnie tamta ja, która mogła swobodnie dyskutować  o nieskończoności, spacerują po całym mieście, nie prosząc rozmówcy co chwilę, żeby mówił, głośniej, wyraźniej, bo ma za ciasną maskę. Umberto Eco twierdził, że w każdym dziele zawarte są pewne nieprzekraczalne granice, które sprawiają, że nie tyle możemy poznać „właściwą” interpretację, Co taką, która na pewno właściwą nie jest. Jak mogę zatem pojąć w pełni to kulturalne oddalenie? Czy to jest podstęp, który ma wzbudzić tęsknotę za doznaniem sztuki, za kulturą słowa, obrazu, gestu czynu i rozmowy? Dzieło naszej kulturalnej rzeczywistości interpretuję każdego dnia mniej kolorowo I czekam, aż objawi się granica, która mi powie, czym to na pewno nie jest. Bo czym jest – to widzę. Ratunku, ratunku...

Ratunku, ratunku, ratunku!

Od dawno już nie ma koncertów, w teatrze grają sztuki dla kilku zamaskowanych, po obu stronach sceny – niecałkiem zdrowe emocje; w kinie widzowie oddychają wszystkimi gazami świata, trzymając się z dala od glutaminianu sodu, który marnieje w nietkniętych  chipsach

Mało kto jest gotowy na takie tortury. Te Tortury dla kultury

Poszatkowało nam materię kulturalną. Cała jej warstwa wyjściowa płonie ze wstydu, bo zanik życia kulturalnego  miasta grozi zarośnięciem przez chwasty niskich lotów,  utarte ścieżki neuronowe przestają być uczęszczane, mózgi to odczują. Za jakiś czas

Niektórzy jeszcze udają, że gadanie online załatwi sprawę, a wycieczkę wirtualna po słynnym muzeum da wyobrażenie o pięknie.

Idę do sauny, gdzie się pocę ze strachu, że będę mieć tylko wirtualne przeżycia.

Skapuje ze mnie tamta ja, która mogła swobodnie dyskutować  o nieskończoności, spacerują po całym mieście, nie prosząc rozmówcy co chwilę, żeby mówił, głośniej, wyraźniej, bo ma za ciasną maskę.

Umberto Eco twierdził, że w każdym dziele zawarte są pewne nieprzekraczalne granice, które sprawiają, że nie tyle możemy poznać „właściwą” interpretację, Co taką, która na pewno właściwą nie jest.

Jak mogę zatem pojąć w pełni to kulturalne oddalenie? Czy to jest podstęp, który ma wzbudzić tęsknotę za doznaniem sztuki, za kulturą słowa, obrazu, gestu czynu i rozmowy? Dzieło naszej kulturalnej rzeczywistości interpretuję każdego dnia mniej kolorowo I czekam, aż objawi się granica, która mi powie, czym to na pewno nie jest. Bo czym jest – to widzę.

Ratunku, ratunku...

Kiedy pada hasło: zagrożenie #55
2020-10-08 23:19:55

Kiedy pada hasło: zagrożenie, (w zagrożeniu, zagrażający ludziom ludzie, ludzi)– w ciele pojawia się spięcie. To naturalne. Zagrożenie wzmaga czujność. Nawet kiedy pytanie jest natury refleksyjnej –  I tak ciało czuje niepokój. Bo co to jest - czlowiek w zagrożeniu, cóż … najłatwiej wpaść w tony patetyczne ; epidemia buum, podstępna technologia buum, utonięcie w serialach netfliksa buuum, uzależnienie od kokainy, kofeiny,cukru -  buum - depresja poporodowa – buum -  otyłość, gry komputerowe, starość - buum Smog, kurz, nieuważny myśliwy w lesie, wiecznie pijany sąsiad, strome schody - buum Ejże Na każde buum mogę znaleźć przykład oraz kontrprzykład. Kontrbuum Gdy pytam: czym jestem zagrożona ja-  człowiek - jakieś zagrożenie natychmiast mi się wyświetli pod powiekami. Tyle wiem. Tyle widziałam w kinie. O tylu słyszałam, czytałam.  Możliwości jest nieskończenie wiele; Wszystko, co groźne jest potencjalnie możliwe, ale równocześnie tego groźnego nie ma teraz w moim realnym życiu: bliscy mają się dobrze, dalecy, mają się raczej dobrze, a jeśli mają się niedobrze, to w podobnie bywało 10 lat temu I 20 lat temu I 100 lat temu. Ktoś miał wypadek. Ktoś stracił miłość, przegrał majątek, zabił kota. Życie w każdej możliwej odsłonie. Czemu mamy się ciągle dzielić obrazami, konceptami, przykładami potencjalnych zagrożeń a o piękne wydarzenia dodające sił I chęci -  mało kto pyta? Mało kto bierze to na serio. Poranne wiadomości zawsze są pakunkiem z zagrożeniami.  A na przykład… literaturze relaksacyjnej się nie ufa. Filmy z happy enedm mają rzesze fanów, lecz  i wielce średnie recenzje. Jakby nasze mózgi były wytrenowane w rzucie piłką smutku do kosza głowy.   No, wtedy - to sama prawda, sedno egzystencji. Tysiące wizji bólu, A jak kwiatki I motylki – to kicz. Ok, czasem kicz. Często kicz. Poszukiwania zagrożeń zawsze skończą się pomyślnie, dlatego, od wczoraj - Jestem człowiekiem niezagrożonym. W pełni świadoma okoliczności, w jakich funkcjonuję, rozumiejąca zależności I nauczona  zarządzania tym, co jest moją rzeczywistością – nie rozglądam się nerwowo, nie wytężam słuch i wzroku, oczekując zagrożeń. I - nie interpretuję jako zagrożenie wszystkiego, co wydaje się problematyczne. Pandemia – a jeśli to szansa, by inaczej zrozumieć zdrowie, zadbać o siebie, o świat po nowemu, popatrzeć na wszystko z innej perspektywy, zbliżyć się do bliskich, oddalić się od dalekich - buuum A jeśli strata majątku – to może realna szansa na zmianę , nowe pasje, święty spokój? Odkrycie na nowo pojęcia  wolności. Iluż to życiowych fenisków odradzało się z popiołów!  Miliony biografii  – buuum Na pewno znasz kogoś takiego, komu - coś się bardzo nie udało, a potem udało się bardzo. Człowiek zagrożony to -albo każdy w każdej chwili -albo  nikt, nigdy, Zagrożenie śmiercią (końcem) – mamy od urodzenia (początku), zagrożenie dyskomfortem – jakże to umowna kwestia. Wybór należy do mnie,  wybór punktu widzenia I wybór mojej reakcji' I najbardziej zagrażający wydają mi się ludzie, którzy sugerują, że nie mam wyboru I że nieustanna, męczące czujność, wypatrywanie zagrożeń będzie źródłem  życia w relaksie Kiedy pada hasło ”zagrożenie,” – najpierw sprawdzam- co czuję I co chce czuć. Jestem człowiekiem niezagrożonym . Po prostu. I ciebie tez do tego namawiam.

Kiedy pada hasło: zagrożenie, (w zagrożeniu, zagrażający ludziom ludzie, ludzi)– w ciele pojawia się spięcie. To naturalne. Zagrożenie wzmaga czujność. Nawet kiedy pytanie jest natury refleksyjnej –  I tak ciało czuje niepokój. Bo co to jest - czlowiek w zagrożeniu, cóż … najłatwiej wpaść w tony patetyczne ; epidemia buum, podstępna technologia buum, utonięcie w serialach netfliksa buuum, uzależnienie od kokainy, kofeiny,cukru -  buum - depresja poporodowa – buum -  otyłość, gry komputerowe, starość - buum

Smog, kurz, nieuważny myśliwy w lesie, wiecznie pijany sąsiad, strome schody - buum

Ejże

Na każde buum mogę znaleźć przykład oraz kontrprzykład. Kontrbuum

Gdy pytam: czym jestem zagrożona ja-  człowiek - jakieś zagrożenie natychmiast mi się wyświetli pod powiekami. Tyle wiem. Tyle widziałam w kinie. O tylu słyszałam, czytałam.  Możliwości jest nieskończenie wiele;

Wszystko, co groźne jest potencjalnie możliwe, ale równocześnie tego groźnego nie ma teraz w moim realnym życiu: bliscy mają się dobrze, dalecy, mają się raczej dobrze, a jeśli mają się niedobrze, to w podobnie bywało 10 lat temu I 20 lat temu I 100 lat temu. Ktoś miał wypadek. Ktoś stracił miłość, przegrał majątek, zabił kota. Życie w każdej możliwej odsłonie.

Czemu mamy się ciągle dzielić obrazami, konceptami, przykładami potencjalnych zagrożeń a o piękne wydarzenia dodające sił I chęci -  mało kto pyta? Mało kto bierze to na serio. Poranne wiadomości zawsze są pakunkiem z zagrożeniami.  A na przykład… literaturze relaksacyjnej się nie ufa. Filmy z happy enedm mają rzesze fanów, lecz  i wielce średnie recenzje. Jakby nasze mózgi były wytrenowane w rzucie piłką smutku do kosza głowy.   No, wtedy - to sama prawda, sedno egzystencji. Tysiące wizji bólu, A jak kwiatki I motylki – to kicz.

Ok, czasem kicz. Często kicz.

Poszukiwania zagrożeń zawsze skończą się pomyślnie, dlatego, od wczoraj - Jestem człowiekiem niezagrożonym.

W pełni świadoma okoliczności, w jakich funkcjonuję, rozumiejąca zależności I nauczona  zarządzania tym, co jest moją rzeczywistością – nie rozglądam się nerwowo, nie wytężam słuch i wzroku, oczekując zagrożeń. I - nie interpretuję jako zagrożenie wszystkiego, co wydaje się problematyczne.

Pandemia – a jeśli to szansa, by inaczej zrozumieć zdrowie, zadbać o siebie, o świat po nowemu, popatrzeć na wszystko z innej perspektywy, zbliżyć się do bliskich, oddalić się od dalekich - buuum

A jeśli strata majątku – to może realna szansa na zmianę , nowe pasje, święty spokój? Odkrycie na nowo pojęcia  wolności.

Iluż to życiowych fenisków odradzało się z popiołów!  Miliony biografii  – buuum

Na pewno znasz kogoś takiego, komu - coś się bardzo nie udało, a potem udało się bardzo.

Człowiek zagrożony to -albo każdy w każdej chwili -albo  nikt, nigdy,

Zagrożenie śmiercią (końcem) – mamy od urodzenia (początku), zagrożenie dyskomfortem – jakże to umowna kwestia.

Wybór należy do mnie,  wybór punktu widzenia I wybór mojej reakcji'

I najbardziej zagrażający wydają mi się ludzie, którzy sugerują, że nie mam wyboru I że nieustanna, męczące czujność, wypatrywanie zagrożeń będzie źródłem  życia w relaksie

Kiedy pada hasło ”zagrożenie,” – najpierw sprawdzam- co czuję I co chce czuć.

Jestem człowiekiem niezagrożonym . Po prostu. I ciebie tez do tego namawiam.

Osoby piszącej BHP – z serii "życiowa pogadanka" #54
2020-10-01 21:59:46

Osoby piszącej BHP –z serii "życiowa pogadanka"          Zaczyna się od nieprzespanych nocy. Śnienie jest zbyt intensywne, niepokojące, powraca jakiś motyw, albo postać i  sytuacja wkrótce trąci lekką paranoją. Ja się wzbraniam – to mi się śni i śni. Ja – staram się pojąć w tym rzecz – rzecz się nie wyjaśnia. Ani trochę. Do czasu, oczywiście, do czasu. Ten czas nadchodzi, gdy walcząc z opuchniętymi oczami, siadam jednak do komputera. I zapisuję pierwszą stronę. Przenoszę nieskładną opowieść z dysku głowy na inny dysk. Motywy przeważnie zaczynają się składać. Pojawiają się postaci, za którymi podążam. Niekiedy - nie nadążam... ale niech im będzie. Stukam w laptop, coraz szybciej. Palce bolą. Prawy nadgarstek długo nie odczuje ulgi. Sny, wychodzą na światło dzienne i doznaję euforii, niesie mnie tajemny rytm, wybijany na klawiaturze. Pisząc, przemieszczam się w czasie i w przestrzeni, ale zapominam przemieszczać się do kuchni, w której przypalam kolejny czajnik. Inwestuję w te czajniki i mam szczęście, że nic więcej nie doznaje uszczerbku. Sąsiedzi mogą spać spokojnie, jako i ja teraz sypiam.         No, a potem nasila  się ból nadgarstka i kręgosłupa. Usadzam tułów w najbardziej odpowiednim fotelu, utrzymuję pion, w końcu kupuję poduszkę - jeżyka, żeby krzyż miał się lepiej, nie krzyżuję nóg, nie robię zeza i nabywam pajączka, żeby się nie garbić. Moje łopatki spotykają się za moimi plecami i na pewno  plotkują o tym co piszę. I śmieją się ze mnie. I niemalże -kończąc moją pracę, zaczynam się zastanawiać:   kto to przeczyta? Przecież podobne historie już były. Wszystko już było. było było.  Kto mi to wyda?  Komu to potrzebne?  Po co tak się męczę, rezygnując z fitnessu, basenu i zdrowego odżywania? O losie, za to mnie tak doświadczasz. A przede mną jeszcze poprawki, redagowanie. A potem chodzenie po wydawcach, tysiące maili, a potem wywiady, uważne dobieranie słów, publiczne (PUBLICZNE) spotkania autorskie, kontakty live i online (westchnięcie) potem ten lokalny sukces, ta zazdrość i niemiła pani w piekarni... Miła pani w aptece. Melisa na sen... Tak, jestem osoba piszącą,  pisarką jestem.  Piszę zawodowo. Książki piszę też. Taka praca. Taka. Obowiązuje mnie BHP częściowo chroniące przed tą literacką niedolą. Na półce mam dwie pozycje wyjaśniające te kwestie: Ocena ryzyka zawodowego metodą PN-N-18002 , oraz   Pisarz - Ocena Ryzyka Zawodowego metodą RISK SCORE, a tam Identyfikacja zagrożeń - pełen wykaz czynników z odpowiednim ich      podziałem (fizyczne, pyły i pary, chemiczne, biologiczne, uciążliwe i      niebezpieczne). Szczegółowe karty zagrożeń dla Pisarz zawierające      pełne szacowanie ryzyka metodą RISK SCORE Wykaz działań korygujących zagrożenia oraz odpowiedzialności za to. Tak. Jestem bezpieczna.

Osoby piszącej BHP –z serii "życiowa pogadanka"

         Zaczyna się od nieprzespanych nocy. Śnienie jest zbyt intensywne, niepokojące, powraca jakiś motyw, albo postać i  sytuacja wkrótce trąci lekką paranoją. Ja się wzbraniam – to mi się śni i śni. Ja – staram się pojąć w tym rzecz – rzecz się nie wyjaśnia. Ani trochę. Do czasu, oczywiście, do czasu. Ten czas nadchodzi, gdy walcząc z opuchniętymi oczami, siadam jednak do komputera. I zapisuję pierwszą stronę. Przenoszę nieskładną opowieść z dysku głowy na inny dysk. Motywy przeważnie zaczynają się składać. Pojawiają się postaci, za którymi podążam. Niekiedy - nie nadążam... ale niech im będzie. Stukam w laptop, coraz szybciej. Palce bolą. Prawy nadgarstek długo nie odczuje ulgi. Sny, wychodzą na światło dzienne i doznaję euforii, niesie mnie tajemny rytm, wybijany na klawiaturze. Pisząc, przemieszczam się w czasie i w przestrzeni, ale zapominam przemieszczać się do kuchni, w której przypalam kolejny czajnik. Inwestuję w te czajniki i mam szczęście, że nic więcej nie doznaje uszczerbku. Sąsiedzi mogą spać spokojnie, jako i ja teraz sypiam.

        No, a potem nasila  się ból nadgarstka i kręgosłupa. Usadzam tułów w najbardziej odpowiednim fotelu, utrzymuję pion, w końcu kupuję poduszkę - jeżyka, żeby krzyż miał się lepiej, nie krzyżuję nóg, nie robię zeza i nabywam pajączka, żeby się nie garbić. Moje łopatki spotykają się za moimi plecami i na pewno  plotkują o tym co piszę. I śmieją się ze mnie. I niemalże -kończąc moją pracę, zaczynam się zastanawiać:  

kto to przeczyta? Przecież podobne historie już były. Wszystko już było. było było.

 Kto mi to wyda? 

Komu to potrzebne? 

Po co tak się męczę, rezygnując z fitnessu, basenu i zdrowego odżywania? O losie, za to mnie tak doświadczasz. A przede mną jeszcze poprawki, redagowanie. A potem chodzenie po wydawcach, tysiące maili, a potem wywiady, uważne dobieranie słów, publiczne (PUBLICZNE) spotkania autorskie, kontakty live i online (westchnięcie) potem ten lokalny sukces, ta zazdrość i niemiła pani w piekarni... Miła pani w aptece. Melisa na sen...

Tak, jestem osoba piszącą,  pisarką jestem.  Piszę zawodowo. Książki piszę też. Taka praca. Taka.

Obowiązuje mnie BHP częściowo chroniące przed tą literacką niedolą.

Na półce mam dwie pozycje wyjaśniające te kwestie: Ocena ryzyka zawodowego metodą PN-N-18002 , oraz   Pisarz - Ocena Ryzyka Zawodowego metodą RISK SCORE, a tam

  • Identyfikacja zagrożeń - pełen wykaz czynników z odpowiednim ich      podziałem (fizyczne, pyły i pary, chemiczne, biologiczne, uciążliwe i      niebezpieczne).
  • Szczegółowe karty zagrożeń dla Pisarz zawierające      pełne szacowanie ryzyka metodą RISK SCORE
  • Wykaz działań korygujących zagrożenia oraz odpowiedzialności za to.

Tak. Jestem bezpieczna.

Gdy mieszkanie mogłoby być albumem ze zdjęciami. #53
2020-09-25 22:13:12

Tyle rzeczy mam w mieszkaniu. Tyle punktów oparcia i punktów odniesienia. Odnoszę się do przeszłości, z wielką chęcią, a do przyszłości się odnoszę z niepokojem pełnym szacunku. Nauczono mnie sentymentu do tak zwanych pamiątek. Artefakty po przodkach. Legendy o ulubionych fotelach, o szczęśliwym pierścionku przynoszącym szczęście. Wazon cioci, co zawsze stał w oknie, gdy wujek…. Fajka wujka i jego portret przedwojenny. Zielony, jakby wujek już… Owszem, wujek już Tyle rzeczy mam w mieszkaniu: ulubiony kubek pierwszej miłości, zasuszona róża od nieznajomego. Bucik dziecka. Wzrusz. Tyle rzeczy, osobistych i obdarzanych emocjonalnie. Moje mieszkanie mogłoby być albumem ze zdjęciami. Ale nie jest. I mam więcej odkurznaia. Gdyby przyszło zło I mi je wszystko ukradło?? Skandal. Pustka. Gdyby przyszło zło I ogień roznieciło? Pustka, bieda. Ale ile swoich rzeczy miał mój prapierwszy praprapraprzodek>\ten ktory już wyszedł z jaskini I mieszkał wraz ze swoim plemieniem w jakiś chatach… może wędrował? Może już hodował kury? Ile to było rzeczy wartych noszenia na plecach. Ile rzeczy budziło takie emocje, jak moja filiżanka art deco, z której piłam kawę w pierwszej pracy, co?

Tyle rzeczy mam w mieszkaniu. Tyle punktów oparcia i punktów odniesienia. Odnoszę się do przeszłości, z wielką chęcią, a do przyszłości się odnoszę z niepokojem pełnym szacunku. Nauczono mnie sentymentu do tak zwanych pamiątek. Artefakty po przodkach. Legendy o ulubionych fotelach, o szczęśliwym pierścionku przynoszącym szczęście. Wazon cioci, co zawsze stał w oknie, gdy wujek….

Fajka wujka i jego portret przedwojenny. Zielony, jakby wujek już…

Owszem, wujek już

Tyle rzeczy mam w mieszkaniu: ulubiony kubek pierwszej miłości, zasuszona róża od nieznajomego. Bucik dziecka. Wzrusz.

Tyle rzeczy, osobistych i obdarzanych emocjonalnie. Moje mieszkanie mogłoby być albumem ze zdjęciami. Ale nie jest. I mam więcej odkurznaia.

Gdyby przyszło zło I mi je wszystko ukradło?? Skandal. Pustka.

Gdyby przyszło zło I ogień roznieciło? Pustka, bieda.

Ale ile swoich rzeczy miał mój prapierwszy praprapraprzodek>\ten ktory już wyszedł z jaskini I mieszkał wraz ze swoim plemieniem w jakiś chatach… może wędrował? Może już hodował kury?

Ile to było rzeczy wartych noszenia na plecach.

Ile rzeczy budziło takie emocje, jak moja filiżanka art deco, z której piłam kawę w pierwszej pracy, co?

Nadchodzą wielkie zmiany (oraz słońca zachody) #52
2020-09-24 18:53:36

Nie zawsze umiemy obchodzić się z zachodem słońca . Kiedy widzę wczasowiczów, turystów, podróżników ustawiających palce w gaście: mam cię słonce, ty malutka kulko! -  to się smucę. Biegają za tą kulką w tę i z powrotem, a tymczasem warstwa świata dziennego przeistacza się w warstwę świata nocnego. Bo zachód słońca, to nie tylko ta cudownie czerwona kula, to cały masa przemian, transformacji i tajemnic. Temu nie można zrobić zdjęcia, a film i tak zawsze wyjdzie za płasko. Temu trzeba się poddać. Dać sobie czas. Z tym że oczywiście afrykańskie zachody zapadają biegusiem, wiadomo. Ale w Polsce… mamy czas na obserwowanie zagęszczania się powietrza, fanfaronady kolorów, zmian temperatury. I powolnego wygasania pod tym piecem. Nad wodą (każdą) jest to jeszcze ciekawsze, bo woda ulega oraz podlega zachodowi słońca Zatem – w wyczekiwaniu kolejnych zachodów – pozostaję z nadzieją, że w niemym (niemym, podkreślam) zachwycie - całe narody wkrótce będą się spokojnie gapić w słońce, a potem: oddawać wzajemnym zapewnieniom o wielkim szczęściu natury społecznej i osobistej, i każdej innej. Tak, nadchodzą wielkie zmiany.

Nie zawsze umiemy obchodzić się z zachodem słońca. Kiedy widzę wczasowiczów, turystów, podróżników ustawiających palce w gaście: mam cię słonce, ty malutka kulko! -  to się smucę. Biegają za tą kulką w tę i z powrotem, a tymczasem warstwa świata dziennego przeistacza się w warstwę świata nocnego. Bo zachód słońca, to nie tylko ta cudownie czerwona kula, to cały masa przemian, transformacji i tajemnic. Temu nie można zrobić zdjęcia, a film i tak zawsze wyjdzie za płasko. Temu trzeba się poddać. Dać sobie czas. Z tym że oczywiście afrykańskie zachody zapadają biegusiem, wiadomo. Ale w Polsce… mamy czas na obserwowanie zagęszczania się powietrza, fanfaronady kolorów, zmian temperatury. I powolnego wygasania pod tym piecem. Nad wodą (każdą) jest to jeszcze ciekawsze, bo woda ulega oraz podlega zachodowi słońca

Zatem – w wyczekiwaniu kolejnych zachodów – pozostaję z nadzieją, że w niemym (niemym, podkreślam) zachwycie - całe narody wkrótce będą się spokojnie gapić w słońce, a potem: oddawać wzajemnym zapewnieniom o wielkim szczęściu natury społecznej i osobistej, i każdej innej. Tak, nadchodzą wielkie zmiany.

Komu w drogę - temu to (i jeszcze więcej) #51
2020-09-22 22:10:40

Komu w drogę - temu czas.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                         Ale dlaczego  -nie: temu przestrzeń? Komu w drogę temu przestrzeń. Komu w drogę temu świat. Tak, na to mogę się zgodzić bez oporów. Czas jest powszechnie przyjętym ogranicznikiem, naszą wspólną ramą (chociaż kilka nacji ma poczucie czasu kolidujące z europejskimi wyobrażeniami). Nasze samoloty latają po naszym świecie zgodnie z jakoś przyjętymi czasowymi wytycznymi. Tymczasem, w będąc w drodze dobrze i miło byłoby się nie ograniczać. Dlatego, - komu w drogę temu fanfary. Komu w drogę temu worek pieniędzy. Komu w drogę temu sprzyjający ludzie. Komu w drogę temu samochód…czy jakoś tak jeszcze. Można dodać coś od siebie. Proszę bardzo. Komu w drogę temu klucz żurawi. Komu w drogę temu butelka wina. Komu w drogę temu śmiechu po pachy. Komu w drogę temu pieczona kukurydza, komu w drogę komu…

Komu w drogę - temu czas.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                         Ale dlaczego  -nie: temu przestrzeń? Komu w drogę temu przestrzeń. Komu w drogę temu świat. Tak, na to mogę się zgodzić bez oporów.

Czas jest powszechnie przyjętym ogranicznikiem, naszą wspólną ramą (chociaż kilka nacji ma poczucie czasu kolidujące z europejskimi wyobrażeniami). Nasze samoloty latają po naszym świecie zgodnie z jakoś przyjętymi czasowymi wytycznymi. Tymczasem, w będąc w drodze dobrze i miło byłoby się nie ograniczać.

Dlatego, - komu w drogę temu fanfary. Komu w drogę temu worek pieniędzy. Komu w drogę temu sprzyjający ludzie. Komu w drogę temu samochód…czy jakoś tak jeszcze. Można dodać coś od siebie. Proszę bardzo.

Komu w drogę temu klucz żurawi. Komu w drogę temu butelka wina. Komu w drogę temu śmiechu po pachy. Komu w drogę temu pieczona kukurydza, komu w drogę komu…

Zaufanie do nóg (i Słupsk) #50
2020-09-20 21:45:32

Idę przez miasto tak pewnie , jakbym je znała od wieków. Jestem tu pierwszy raz. Nogi mnie same niosą, tak bardzo, że zaczynam w ufać moim nogom, że im wierzę absolutnie: ooo, wiedzą gdzie idą. Bo ja nie wiem. Idę. Idę szybko, lecz uważnie. Mijam panów żuli spędzających tu czas we wszelkich konfiguracjach: trzech na ławeczce z jednym piwkiem, jeden z trzema piwkami, w wersji: stanie w pustej bramie, spanie w pustej bramie, oraz: spacer neptyka, lub – zombie w bezruchu na środku deptaka. Jest tu ich zaskakująco wielu. Za dnia i w nocy. Za dnia i w nocy . Za dnia na ławkach przesiadują głównie młodzi ludzie. I są tacy piękni. Gapią się w komórki, gapią się na siebie, siedzą, leżą, miny mają zniesmaczone. A ja idę, mijam ich. Jestem w stanie zachwytu nad młodością. Każdą. Podejrzewam, że to kwestia pokoleniowa, dawno przestałam pielęgnować zniesmaczenie. Teraz chcę pogłębiać zachwyt. J Gdy  idę w jasnym świetle, slalom między kawiarnianymi stolikami potwierdza mój entuzjazm dla młodości. A Nogi mnie prowadzą. Jestem prowadzona przez nogi. Gdy idę w nocy czuję się zapopiekowana przez ciemność, nawet kiedy mijam panów, których jedynym światłem w tym życiu jest żar papierosa, trzymanego w drącej dłoni. Wracając z domówki o północy, wybieram trasę przez podwórka, sunę prosto przed siebie -  przecinam opustoszałe skwerki i ronda, nie oglądając się. Na nic. Uwielbiam to. Idę przez miasto tak pewnie , jakbym znała je od wieków. I może rzeczywiście znam wszystkie miasta świata, a może to po prostu … Słupsk. Czy darzysz swoje nogi niezachwianym zaufaniem? One, jeśli się nawet chwieję, to robią to przecież dla Ciebie …

Idę przez miasto tak pewnie, jakbym je znała od wieków. Jestem tu pierwszy raz. Nogi mnie same niosą, tak bardzo, że zaczynam w ufać moim nogom, że im wierzę absolutnie: ooo, wiedzą gdzie idą. Bo ja nie wiem. Idę. Idę szybko, lecz uważnie. Mijam panów żuli spędzających tu czas we wszelkich konfiguracjach: trzech na ławeczce z jednym piwkiem, jeden z trzema piwkami, w wersji: stanie w pustej bramie, spanie w pustej bramie, oraz: spacer neptyka, lub – zombie w bezruchu na środku deptaka. Jest tu ich zaskakująco wielu. Za dnia i w nocy. Za dnia i w nocy.

Za dnia na ławkach przesiadują głównie młodzi ludzie. I są tacy piękni. Gapią się w komórki, gapią się na siebie, siedzą, leżą, miny mają zniesmaczone. A ja idę, mijam ich. Jestem w stanie zachwytu nad młodością. Każdą. Podejrzewam, że to kwestia pokoleniowa, dawno przestałam pielęgnować zniesmaczenie. Teraz chcę pogłębiać zachwyt. J

Gdy  idę w jasnym świetle, slalom między kawiarnianymi stolikami potwierdza mój entuzjazm dla młodości. A Nogi mnie prowadzą. Jestem prowadzona przez nogi.

Gdy idę w nocy czuję się zapopiekowana przez ciemność, nawet kiedy mijam panów, których jedynym światłem w tym życiu jest żar papierosa, trzymanego w drącej dłoni. Wracając z domówki o północy, wybieram trasę przez podwórka, sunę prosto przed siebie -  przecinam opustoszałe skwerki i ronda, nie oglądając się. Na nic. Uwielbiam to.

Idę przez miasto tak pewnie , jakbym znała je od wieków. I może rzeczywiście znam wszystkie miasta świata, a może to po prostu … Słupsk.

Czy darzysz swoje nogi niezachwianym zaufaniem?

One, jeśli się nawet chwieję, to robią to przecież dla Ciebie …

Hadkie gadki #49
2020-09-13 12:40:05

Hadkie gadki Płynął znad kaw, wpływają w korytarze, strugają głupa przy zamkniętych drzwiach- wypełniają przestrzeń ludzi, osadzają niepotrzebne słowa w samym środku naszych głów. Ale to, co jest naprawdę hadkie – tak jkaby kłuje ciał od środka, przeszkadza Sygnalizuje - dysonans . Dysonans! . I wiadomo, że ktoś tu kręci. I akurat nie jestem to ja. Co do mnie mówisz, co do mnie mówisz… Co do ciebie mówie, co do ciebie mówie, co do ciebie mówi Co w ogóle mówię, co w ogóle mówię… Hadkie mogą być też sytuacje. Hadki jest film, który naprawdę jest hadki. Błahe treści. Wrogie treści. Niekoniecznie spępdzony czas Hadkiego na Podlasiu używana się często. Słowo zostało zaczerpnięte z języka ukraińskiego, albo białoruskiego, z szeroko pojętego lokalnego ruskiego. Żeby rozumieć jak to się stało – zajrzyj do historii regionu. Ciekawa jest. To, co hadkie jednak rozumiemy tu wszyscy. Szczególnie teraz. Ludzie zresztą trafiają hadkie od czasu ndo czasu Jacek Kaczmarski w utworze "Z XVI-wiecznym portretem trumiennym rozmowa" śpiewał: "A my nie z własnej winy, aż się przyznawać hadko, nie znamy już łaciny i z polskim nam niełatwo" Czytając "Ogniem i mieczem" często trafialiśmy na zwrot: "słuchać hadko"; Longin Podbipięta była w zamyśle Rusinem zamieszkującym Wielkim Księstwie Litewskim Redliński Edward. "Konopielka". Hadka – była zapleśniała czapki. Rozglądam się I widze, że to konkretne słowo może nigdy nie wyjść z użycia.

Hadkie gadki

Płynął znad kaw, wpływają w korytarze, strugają głupa przy zamkniętych drzwiach- wypełniają przestrzeń ludzi, osadzają niepotrzebne słowa w samym środku naszych głów. Ale to, co jest naprawdę hadkie – tak jkaby kłuje ciał od środka, przeszkadza

Sygnalizuje - dysonans . Dysonans! . I wiadomo, że ktoś tu kręci. I akurat nie jestem to ja.

Co do mnie mówisz, co do mnie mówisz… Co do ciebie mówie, co do ciebie mówie, co do ciebie mówi

Co w ogóle mówię, co w ogóle mówię…

Hadkie mogą być też sytuacje. Hadki jest film, który naprawdę jest hadki. Błahe treści. Wrogie treści. Niekoniecznie spępdzony czas

Hadkiego na Podlasiu używana się często. Słowo zostało zaczerpnięte z języka ukraińskiego, albo białoruskiego, z szeroko pojętego lokalnego ruskiego. Żeby rozumieć jak to się stało – zajrzyj do historii regionu. Ciekawa jest.

To, co hadkie jednak rozumiemy tu wszyscy. Szczególnie teraz.

Ludzie zresztą trafiają hadkie od czasu ndo czasu

Jacek Kaczmarski w utworze "Z XVI-wiecznym portretem trumiennym rozmowa" śpiewał:
"A my nie z własnej winy, aż się przyznawać hadko, nie znamy już łaciny i z polskim nam niełatwo"

Czytając "Ogniem i mieczem" często trafialiśmy na zwrot: "słuchać hadko";

Longin Podbipięta była w zamyśle Rusinem zamieszkującym Wielkim Księstwie Litewskim

Redliński Edward. "Konopielka". Hadka – była zapleśniała czapki.

Rozglądam się I widze, że to konkretne słowo może nigdy nie wyjść z użycia.

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie