Dziennik Zmian — Miłka O. Malzahn

Tworzę miniaudycje, aby dotknąć miejsc wrażliwych naszej rzeczywistości. Dziennik Zmian to felietony dźwiękowe, mini-audycje, nastrojowe dźwięki - trochę dla rozrywki, przyjemności i dla poszerzania horyzontów. To otwieranie oczu poprzez uszy, zauważanie małych, a wielkich historii - cudowny proces! Bywa zaskakująco, pojawiają się też goście, lecz nie jest to zwyczajne podcastowanie. Krótkie formy audio przypominają, że zanim wynaleziono pismo - wiedzę i wzruszenia przekazywano sobie mową. Rzeczywistość jest naszą przestrzenią dźwiękową, nie wierzysz? A posłuchaj... #podcast artystyczny


Odcinki od najnowszych:

Prawdziwy ból recenzenta #9
2020-05-02 00:00:00

Chętnie dzielimy się wrażeniami z obejrzanych filmów, czy seriali, chętniej tym się dzielimy niż z innymi przeżyciami. A w zasadzie wszyscy jesteśmy krytykami filmowymi. Oglądamy filmy - od urodzenia. Takie pokolenie, Mamy w głowach megabazy ruchomych obrazów, ale – jednak różne punkty odniesienia. I może dlatego, całkiem często ostatnio słyszę: eee, to jest takie, eeeee  dupy nie urywa. A ja się pytam: a jakby dupę urwało, to byłoby dobrze było, tak? I potem tak bez siedzenia siedzieć? Jak będziemy wyglądać po tej kwarantannie jeśli trafi nam się jakiś dobry film? Zwracam też uwagę też, że w tym powiedzeniu nie ma chirurgicznego cięcia, ale urwanie, czyli akcja nastawiona na wrażenia. I to silne!. Z estetycznego punktu widzenia także niezbyt to malownicze. Jest też inny kłopot: jeżeli nam super film dupę urwie, to czy mamy szansę na kolejne świetne filmowe przeżycie? Jak cieszyć się z atrakcyjnie skonstruowanej fabuły, mając już raz urwany tyłek? Czy to jest ograniczenie, czy wolność? Czy to jest ból, czy lekkość recenzenta? Jedna dupa, i tytle możliwości? A teraz obawiam się polecić jakiś film.

Chętnie dzielimy się wrażeniami z obejrzanych filmów, czy seriali, chętniej tym się dzielimy niż z innymi przeżyciami. A w zasadzie wszyscy jesteśmy krytykami filmowymi. Oglądamy filmy - od urodzenia. Takie pokolenie, Mamy w głowach megabazy ruchomych obrazów, ale – jednak różne punkty odniesienia.

I może dlatego, całkiem często ostatnio słyszę: eee, to jest takie, eeeee  dupy nie urywa.

A ja się pytam: a jakby dupę urwało, to byłoby dobrze było, tak? I potem tak bez siedzenia siedzieć?

Jak będziemy wyglądać po tej kwarantannie jeśli trafi nam się jakiś dobry film?

Zwracam też uwagę też, że w tym powiedzeniu nie ma chirurgicznego cięcia, ale urwanie, czyli akcja nastawiona na wrażenia. I to silne!.

Z estetycznego punktu widzenia także niezbyt to malownicze.

Jest też inny kłopot: jeżeli nam super film dupę urwie, to czy mamy szansę na kolejne świetne filmowe przeżycie?

Jak cieszyć się z atrakcyjnie skonstruowanej fabuły, mając już raz urwany tyłek?

Czy to jest ograniczenie, czy wolność? Czy to jest ból, czy lekkość recenzenta?

Jedna dupa, i tytle możliwości?

A teraz obawiam się polecić jakiś film.

Zdefiniować pierwszy dzień maja... tak tylko dla siebie? #8
2020-05-01 12:00:00

Jeszcze nie w maju, nie w tym miesięcy niezwykłym - nie doświadczymy tak zaraz stanu totalnej beztroski, ale możemy (jak zawsze zresztą) przeżyć chwile relaksu, luzu, radości, spokoju, swobody ( w granicach rozsądku, oczywiście). Możemy też być nierozsądni, generalnie to się ludziom zdarzało, od wieków Gdybyśmy się jednak rzeczywiście cofnęli w czasie, to przed wiekami 1 dzień Maja nie był po prostu Świętem Pracy. Praca była na co dzień. Nie potrzebowała dodatkowego poświęcenia, czy też świętowania. Może i faktycznie ten 1 maja... to z powodu strajków Chicago z maja 1886, do którego potem ideologię dorobiła II Międzynarodówka, ale... Dawno, dawno temu czas od 30. kwietnia do 2.maja był świętem Rozkwitu Życia. Taka to była fiesta na część bogiń jak słowiańskich: Żywii, celtyckei Beltane, rzymskiej bogini wiosny Maji, czy ewentualnie Ysahodhara – małżonce Buddy (2.05). Anna Kohli napisała pasjonującą opowieść o potężnej Bogini, którą ludzie czcili od początku dziejów, napisała też o jej nieprzerwanej obecności w naszym życiu. Detektywistycznie podeszła do tematu – i odsłoniła krok po kroku zacierające się ślady zdetronizowanej Bogini. "Trzy kolory Bogini" ta książka to zapis wielu lat badań i podróży do miejsc przedchrześcijańskich kultów, tam można znaleźć źródła przypominające o tym, że jeszcze w XVI weku dokładnie 1 maja ludzie przychodzili na przykład na Łysą Górę, by świętować, bynajmniej nie sprawę pracy. I między innymi dlatego warto, z perspektywy naszego popandemicznego krajobrazu - zdefiniować pierwszy dzień maja tak dla siebie, jeszcze raz? 

Jeszcze nie w maju, nie w tym miesięcy niezwykłym - nie doświadczymy tak zaraz stanu totalnej beztroski, ale możemy (jak zawsze zresztą) przeżyć chwile relaksu, luzu, radości, spokoju, swobody ( w granicach rozsądku, oczywiście). Możemy też być nierozsądni, generalnie to się ludziom zdarzało, od wieków

Gdybyśmy się jednak rzeczywiście cofnęli w czasie, to przed wiekami 1 dzień Maja nie był po prostu Świętem Pracy. Praca była na co dzień. Nie potrzebowała dodatkowego poświęcenia, czy też świętowania. Może i faktycznie ten 1 maja... to z powodu strajków Chicago z maja 1886, do którego potem ideologię dorobiła II Międzynarodówka, ale...

Dawno, dawno temu czas od 30. kwietnia do 2.maja był świętem Rozkwitu Życia. Taka to była fiesta na część bogiń jak słowiańskich: Żywii, celtyckei Beltane, rzymskiej bogini wiosny Maji, czy ewentualnie Ysahodhara – małżonce Buddy (2.05). Anna Kohli napisała pasjonującą opowieść o potężnej Bogini, którą ludzie czcili od początku dziejów, napisała też o jej nieprzerwanej obecności w naszym życiu. Detektywistycznie podeszła do tematu – i odsłoniła krok po kroku zacierające się ślady zdetronizowanej Bogini. "Trzy kolory Bogini" ta książka to zapis wielu lat badań i podróży do miejsc przedchrześcijańskich kultów, tam można znaleźć źródła przypominające o tym, że jeszcze w XVI weku dokładnie 1 maja ludzie przychodzili na przykład na Łysą Górę, by świętować, bynajmniej nie sprawę pracy.

I między innymi dlatego warto, z perspektywy naszego popandemicznego krajobrazu - zdefiniować pierwszy dzień maja tak dla siebie, jeszcze raz? 

Kosmiczna dupa #7
2020-04-30 00:00:00

Wiele razy słyszę: mam o w dupie, (mam o w dupie ) że zaczęłam się zastanawiać: co się w tym kryje. Co? - tak naprawdę. Dlaczego jak świat długi szeroki afiszujemy nasze lekceważenie, odnosząc niejedne problem do dupy. I to nie tylko swojej? Poza tym wszystkie plotkarskie portale filtrują swoje newsy przez czyjeś pośladki, nieustannie widujemy reklamy narzucające nam perspektywę mały i dużych dolnych części ciała. Generalnie rynek modowy dupą stoi. Jak w pełni zrozumieć określenie: „niezła dupa” skoro jest to mieszanka podziwu i lekceważenia, jakim cudem te skrajności w tej dupie się tak gładko łączą.  Z drugiej strony: jak można mieć tak wiele rzeczy w dupie, mając ją tylko jedną, jedyną od urodzenia? Wytłumaczenie jest takie – otóż dupa, to nasz osobisty kosmos (dlatego mawia się: czarna dupa, żeby podkreślić czasoprzestrzenną niewiadomą). Dupa to przestrzeń, która zmieści w sobie wszystko, zmieści i będzie to chronić, i możliwe, że  jeśli do niej zagadamy – dupa nam odpowie i wszystko wyjaśni. Skoro mam wszystko dupie, to skarbiec jest właśnie tam. Siedź na dupie i czekaj – jest perspektywą, która może i cieszyć, i straszyć. Skoro siedzimy na kosmosie (nie do końca świadomi jego mocy), skoro czekamy w stanie jakiejś niepewności - warto w tej sytuacji nawiązać z dupą serdeczny kontakt i potraktować ją poważnie. To nie jest śmietnik świata, to są wrota prawdy.

Wiele razy słyszę: mam o w dupie, (mam o w dupie )że zaczęłam się zastanawiać: co się w tym kryje. Co? - tak naprawdę. Dlaczego jak świat długi szeroki afiszujemy nasze lekceważenie, odnosząc niejedne problem do dupy. I to nie tylko swojej? Poza tym wszystkie plotkarskie portale filtrują swoje newsy przez czyjeś pośladki, nieustannie widujemy reklamy narzucające nam perspektywę mały i dużych dolnych części ciała. Generalnie rynek modowy dupą stoi.

Jak w pełni zrozumieć określenie: „niezła dupa” skoro jest to mieszanka podziwu i lekceważenia, jakim cudem te skrajności w tej dupie się tak gładko łączą.  Z drugiej strony: jak można mieć tak wiele rzeczy w dupie, mając ją tylko jedną, jedyną od urodzenia?

Wytłumaczenie jest takie – otóż dupa, to nasz osobisty kosmos (dlatego mawia się: czarna dupa, żeby podkreślić czasoprzestrzenną niewiadomą). Dupa to przestrzeń, która zmieści w sobie wszystko, zmieści i będzie to chronić, i możliwe, że  jeśli do niej zagadamy – dupa nam odpowie i wszystko wyjaśni. Skoro mam wszystko dupie, to skarbiec jest właśnie tam.

Siedź na dupie i czekaj – jest perspektywą, która może i cieszyć, i straszyć. Skoro siedzimy na kosmosie (nie do końca świadomi jego mocy), skoro czekamy w stanie jakiejś niepewności - warto w tej sytuacji nawiązać z dupą serdeczny kontakt i potraktować ją poważnie.

To nie jest śmietnik świata, to są wrota prawdy.

Dzień, który wiele stracił na kwarantannie - piątek #6
2020-04-29 00:00:00

Ten dzień wiele stracił na kwarantannie. Nie jest już wyczekiwanym końcem pracowitego tygodnia, za którym kryje się czas wolny, pora relaksu, albo strefa imprez. Piątek stał się całkiem zwykłym dniem, takim, który mógłby być środą albo nawet niedzielą. Według potrzeb. A potrzeby mamy teraz w zasadzie wszyscy dość podobne: chcielibyśmy, żeby jakiś dzień przyniósł nam możliwość spotkania się ze znajomymi, pomarudzenia w sklepie ze skarpetkami, uściskania cudzych dzieci, zjedzenia razem z kuzynami bakłażanów z grilla…. Popieram bowiem opcję wege, chociaż wiem, że wciąż jeszcze karkówka mogłaby zrzeszyć większe grono. Piątek, nazywany kiedyś czule piątuniem (co pozbawiało go jednak powagi i szans na elegancki finisz), ten piątek może nie wrócić już do formy. Co będzie jeśli świat zauważy zalety pracy online, a dni wolne staną się dobrem ruchomym i łatwo dostępnym. Co będzie jeśli siedem dni tygodnia stanie umowną sekwencją, a nie porządkiem bazującym na zbiorowym przekonaniu, czy tradycji? A co, jeśli Czy bylibyśmy gotowi, sami wybrać swój piątek?

Ten dzień wiele stracił na kwarantannie. Nie jest już wyczekiwanym końcem pracowitego tygodnia, za którym kryje się czas wolny, pora relaksu, albo strefa imprez. Piątek stał się całkiem zwykłym dniem, takim, który mógłby być środą albo nawet niedzielą. Według potrzeb. A potrzeby mamy teraz w zasadzie wszyscy dość podobne: chcielibyśmy, żeby jakiś dzień przyniósł nam możliwość spotkania się ze znajomymi, pomarudzenia w sklepie ze skarpetkami, uściskania cudzych dzieci, zjedzenia razem z kuzynami bakłażanów z grilla…. Popieram bowiem opcję wege, chociaż wiem, że wciąż jeszcze karkówka mogłaby zrzeszyć większe grono.

Piątek, nazywany kiedyś czule piątuniem (co pozbawiało go jednak powagi i szans na elegancki finisz), ten piątek może nie wrócić już do formy. Co będzie jeśli świat zauważy zalety pracy online, a dni wolne staną się dobrem ruchomym i łatwo dostępnym. Co będzie jeśli siedem dni tygodnia stanie umowną sekwencją, a nie porządkiem bazującym na zbiorowym przekonaniu, czy tradycji? A co, jeśli

Czy bylibyśmy gotowi, sami wybrać swój piątek?

Ach, jajko, jajko! Czyli - Wielkanoc z balkonu solo #5
2020-04-12 00:00:00

O, jajko, jajko! Patrzę na ciebie innym okiem. Jednym okiem, a to może dlatego, że w czasie kwarantanny długo śpię, najchętniej na prawym boku, więc oko lewe jest tak jakby bardziej otwarte. Jestem otwarta na Ciebie, kochane jajko, ale patrzę i widzę, a co zobaczę to i zrozumiem. A rozumiem już ciebie inaczej. Zresztą wszystko zyskało znaczenia, lub straciło znaczenie, taki czas. Wieloznaczny. Wielkanocny. Wielomiejski. I nawet w przypadku kameralnego świętowania, takiego sam na sam z jajkiem (chociażby) można całkiem przyjemnie spędzić czas. Jak widać na zdjęciu - przechadzałam się po balkonie z jajem, a jak widać w pliku - przemawiałam do niego czule... :)

O, jajko, jajko!Patrzę na ciebie innym okiem. Jednym okiem, a to może dlatego, że w czasie kwarantanny długo śpię, najchętniej na prawym boku, więc oko lewe jest tak jakby bardziej otwarte. Jestem otwarta na Ciebie, kochane jajko, ale patrzę i widzę, a co zobaczę to i zrozumiem. A rozumiem już ciebie inaczej. Zresztą wszystko zyskało znaczenia, lub straciło znaczenie, taki czas. Wieloznaczny. Wielkanocny. Wielomiejski.

I nawet w przypadku kameralnego świętowania, takiego sam na sam z jajkiem (chociażby) można całkiem przyjemnie spędzić czas. Jak widać na zdjęciu - przechadzałam się po balkonie z jajem, a jak widać w pliku - przemawiałam do niego czule... :)


Przy słupie ogłoszeniowym #4
2020-04-11 00:00:00

Biała karta: przystaję przy słupie ogłoszeniowym, który jeszcze parę dni temu pstrzył się afiszami, reklamami, zachęceniami. Teraz jest oklejony białym papierem. Najpierw czuję smutek, a potem na tej bieli wyświetlam imprezy, na jakie mam ochotę. A mam ochotę na wielkie, potężne wydarzenia z muzyką transową, z muzyką jazzową i w scenografii operowej, koniecznie. Staję się projektorem, każde mrugnięcie to inny plakat, wszystkie kolory są nadintensywne, a formy graficzne – czytelne i nowatorskie. Słup ogłoszeniowy delikatnie drży, ziemia pod moimi nogami drży, jakby tuż przy nas przejeżdżała czterdziestotonowa, wielkogabarytowa ciężarówka. Zaczyna mnie to męczyć, zamykam oczy i wpuszczam pod powieki ciszę. Absolutną ciszę. Biorę głęboki oddech i patrzę. Słup zerka na mnie bielmem swoich oczu i rozumiem go: też w gruncie rzeczy jest wstrząśnięty. Rozglądam się, nie ma przechodniów, więc swobodnie podchodzę do słupa, opieram czoło i mówię: pauza, po prostu pauza. Za moimi plecami przejeżdża czterdziestotonowa, wielkogabarytowa ciężarówka.

Biała karta: przystaję przy słupie ogłoszeniowym, który jeszcze parę dni temu pstrzył się afiszami, reklamami, zachęceniami. Teraz jest oklejony białym papierem. Najpierw czuję smutek, a potem na tej bieli wyświetlam imprezy, na jakie mam ochotę. A mam ochotę na wielkie, potężne wydarzenia z muzyką transową, z muzyką jazzową i w scenografii operowej, koniecznie. Staję się projektorem, każde mrugnięcie to inny plakat, wszystkie kolory są nadintensywne, a formy graficzne – czytelne i nowatorskie. Słup ogłoszeniowy delikatnie drży, ziemia pod moimi nogami drży, jakby tuż przy nas przejeżdżała czterdziestotonowa, wielkogabarytowa ciężarówka.

Zaczyna mnie to męczyć, zamykam oczy i wpuszczam pod powieki ciszę. Absolutną ciszę.

Biorę głęboki oddech i patrzę. Słup zerka na mnie bielmem swoich oczu i rozumiem go: też w gruncie rzeczy jest wstrząśnięty. Rozglądam się, nie ma przechodniów, więc swobodnie podchodzę do słupa, opieram czoło i mówię: pauza, po prostu pauza.

Za moimi plecami przejeżdża czterdziestotonowa, wielkogabarytowa ciężarówka.

Pandemiczna rekacja - obiecana ziemia (ogrodowa) #3
2020-04-05 12:00:00

(marzec) W dużym sklepie mały ruch. Zaopatrzenie zdążyło się wysycić i teraz dwójka klientów pochyla się nad zmienią ogrodową, uniwersalną, 2o litrów. Szanse na barwny ogród są niewielkie, ale zawsze można zorganizować jakąś rukolę (?) , zazielenić parapet i skrzynkę. Ziemia zapakowana w grubą folię staje się nagle solidnym polem, przestrzenią wolności, jasną odpowiedzią na sygnał dochodzący z zapomnianej części mojej rolniczej natury. Patrzę na półkę z ziemią, zanim tych dwoje się zdecyduje – chwytam worek i zadowolona sunę w stronę kasy. Zagospodaruję mój mały balkonowy kąt, a potem się zminiaturyzuję, zjem ciasteczko Alicji z krainy czarów i będę swobodnie spacerować po wielkich ogrodowych alejach. I cieszyć mnie będą nieskończone kolumny bratków, jedynych sadzonek, jakie są dostępne na moim osiedlu. I tak właśnie ja – mała, spędzę wiosnę, a być może lato - w wielkim świecie balkonowego ogródka. I będzie można mnie wyżywić jednym fistaszkiem dziennie. Same korzyści.

(marzec) W dużym sklepie mały ruch. Zaopatrzenie zdążyło się wysycić i teraz dwójka klientów pochyla się nad zmienią ogrodową, uniwersalną, 2o litrów. Szanse na barwny ogród są niewielkie, ale zawsze można zorganizować jakąś rukolę (?) , zazielenić parapet i skrzynkę. Ziemia zapakowana w grubą folię staje się nagle solidnym polem, przestrzenią wolności, jasną odpowiedzią na sygnał dochodzący z zapomnianej części mojej rolniczej natury.

Patrzę na półkę z ziemią, zanim tych dwoje się zdecyduje – chwytam worek i zadowolona sunę w stronę kasy. Zagospodaruję mój mały balkonowy kąt, a potem się zminiaturyzuję, zjem ciasteczko Alicji z krainy czarów i będę swobodnie spacerować po wielkich ogrodowych alejach. I cieszyć mnie będą nieskończone kolumny bratków, jedynych sadzonek, jakie są dostępne na moim osiedlu. I tak właśnie ja – mała, spędzę wiosnę, a być może lato - w wielkim świecie balkonowego ogródka. I będzie można mnie wyżywić jednym fistaszkiem dziennie. Same korzyści.

Ahoj żeglarze z Pawlaczy.... #2
2020-04-04 00:00:00

Pawlacz – w domu prawie każdej Babci jest (lub był) pawlacz. Stefa skarbów. Rodzaj mini strychu i makro zbiorów. Źródło zbędnych niezbędników, no po prostu - strefa wrażeń.  W tym czasie, gdy sprzątanie przestało być koniecznością, a stało się zadaniem pozwalającym utrzymać formę fizyczną i psychiczną, gdy zaczęliśmy na nowo odkrywać cztery kąty - pawlacz staje się wręcz symbolem. To nie jest po prostu architektoniczne retro - rozwiązanie, przykra konieczność związana z chęcią zakamuflowania czegokolwiek - to nie jest kąt ze starym bałaganem! O, nie! (wiem to dlatego, że ostatnio wiele znanych mi osób zajrzało do pawlacza i…) A tam…. Zostały odkryte  kosmosy, jakieś planety, statki międzygalaktyczne, solidne weki, nowy garnek z lat 70-tych, wymaglowane serwetki robione na szydełku i białe płótno. Bawełna. Z 10 metrów biała. Taka na pościel . Albo na żagiel. Pawlacz - ta pieśń przeszłości,  wciąż wiele może. Więc Wyjmujemy z niego światy i wrzucamy ogłoszenia: oddam…to i tamto, sprzedam nie używane, vitage… Ahoj żeglarze z Pawlaczy!! Doceńmy te zakamarki, które radują nas w tak nieoczywisty sposób. A potem otwórzmy w sobie, w naszych niezwykłych głowach te rewiry pełne pochowanych spraw. Do dzieła!

Pawlacz – w domu prawie każdej Babci jest (lub był) pawlacz. Stefa skarbów. Rodzaj mini strychu i makro zbiorów. Źródło zbędnych niezbędników, no po prostu - strefa wrażeń.  W tym czasie, gdy sprzątanie przestało być koniecznością, a stało się zadaniem pozwalającym utrzymać formę fizyczną i psychiczną, gdy zaczęliśmy na nowo odkrywać cztery kąty - pawlacz staje się wręcz symbolem. To nie jest po prostu architektoniczne retro - rozwiązanie, przykra konieczność związana z chęcią zakamuflowania czegokolwiek - to nie jest kąt ze starym bałaganem! O, nie! (wiem to dlatego, że ostatnio wiele znanych mi osób zajrzało do pawlacza i…)

A tam…. Zostały odkryte  kosmosy, jakieś planety, statki międzygalaktyczne, solidne weki, nowy garnek z lat 70-tych, wymaglowane serwetki robione na szydełku i białe płótno. Bawełna. Z 10 metrów biała. Taka na pościel . Albo na żagiel.

Pawlacz - ta pieśń przeszłości,  wciąż wiele może. Więc Wyjmujemy z niego światy i wrzucamy ogłoszenia: oddam…to i tamto, sprzedam nie używane, vitage…

Ahoj żeglarze z Pawlaczy!!

Doceńmy te zakamarki, które radują nas w tak nieoczywisty sposób.

A potem otwórzmy w sobie, w naszych niezwykłych głowach te rewiry pełne pochowanych spraw. Do dzieła!

marzec - ale wiosna przyszła #1
2020-04-03 00:00:00

Może nie wszyscy jesteśmy na bieżąco akurat z tą sprawą, ale po 89 dniach zimy wiosna przyszła. Naprawdę, ten proces się nie zatrzymał, rośliny nie chcę czekać, aż je będziemy mogli swobodnie podziwiać, ptaki zabrały się za tworzenie gniazd, doceniając pewnie fakt, że my w swoich gniazdach spędzamy teraz tyle czasu. Stare zwiędło, uschło, zniknęło, a nowe zaczyna rosnąć. Nowe jeszcze nie wie, jak będzie wyglądało, ile się wydarzy, co się jeszcze pojawi, co się schowa, co łupnie, a co przyniesie spokój i ukojenie. Nowe jest jeszcze małorefleksyjne. Bardzo wiosenna cecha. Wiosna przyszła - nie negocjujmy z wiosną, korzystajmy z tego jej fragmentu, jaki dla nas ma. A ma… na przykład niebo. Wiosenne niebo. Dlatego bez wyrzutów sumienia, że możemy narazić się na opinię osoby „z głową w chmurach” (bo i kto nas ma oceniać w czasach kwarantann) oto  możemy bez przeszkód gapić się niebo, i nawet przegapić jakiś pędzący przez internetowe łącza news. Patrzmy w górę, patrzmy długo, spokojnie: rano, lub za dnia, wieczorem, czy nawet w środku nocy. Popatrzmy w niebo, tyle się tam teraz dzieje! Na początku wiosny, wieczorami możemy obserwować gwiazdozbiór Oriona, a także Syriusza – najjaśniejszą gwiazdę nocnego nieba. Kuszące. A wracając (poniekąd) na Ziemię - gapiąc się w nocne niebo, możemy  trafić na dziwny sznur świecących punktów, lecących szybko w linii. To satelity Starlink od firmy, którą kieruje Elon Musk. Właśnie realizuje plany stworzenie konstelacji tysięcy satelitów umieszczonych na niskiej orbicie okołoziemskiej. Spełniony sen wielu wynalazców, inżynierów, marzycieli… Zatem wiosna przyszła, pora roku, którą możemy przeznaczyć na snucie pozytywnych wizji, osobistych zwycięstw i (najlepiej) ogólnoludzkiego zadowolenia. Bądźmy jak Elon Musk, stwórzmy osobisty sznur świecących punktów. Dla wsparcia mocy wyobraźni – można sięgnąć „Gwiezdny pył” Gaimana - powieść, która akurat podnosi poziom abstrakcji magicznej, albo po Autostopem przez Galaktykę Adamsa, prześmiesznej serii przybliżającej galaktyczne życie, a wywodzącej się (co wydaje mi się ekstremalnie przyszłościowe) ze słuchowiska radiowego nadawanego przez BBC od 1978 roku! Zatem widzę to tak: przyszła wiosna, my czekamy, aż wirus się wyszaleje, budując plany na czas nowych, wspaniałych wyzwań (każde z nich to nasz świecący punkt).  Patrzymy w niebo, które przez całe wieki wyglądało tak samo, a teraz jest wzbogacane przez ludzkie technologie. Co za czasy….! Mówiono nam, że życie powinno toczyć się utartym torem, a planeta jest nieskończenie cierpliwa, oraz nie ma nic do powiedzenia. Otóż - po 89 dniach zimy wiemy, że większość twierdzeń na temat życia – trzeba będzie zweryfikować.

Może nie wszyscy jesteśmy na bieżąco akurat z tą sprawą, ale po 89 dniach zimy wiosna przyszła. Naprawdę, ten proces się nie zatrzymał, rośliny nie chcę czekać, aż je będziemy mogli swobodnie podziwiać, ptaki zabrały się za tworzenie gniazd, doceniając pewnie fakt, że my w swoich gniazdach spędzamy teraz tyle czasu.

Stare zwiędło, uschło, zniknęło, a nowe zaczyna rosnąć. Nowe jeszcze nie wie, jak będzie wyglądało, ile się wydarzy, co się jeszcze pojawi, co się schowa, co łupnie, a co przyniesie spokój i ukojenie. Nowe jest jeszcze małorefleksyjne. Bardzo wiosenna cecha.

Wiosna przyszła - nie negocjujmy z wiosną, korzystajmy z tego jej fragmentu, jaki dla nas ma. A ma… na przykład niebo. Wiosenne niebo. Dlatego bez wyrzutów sumienia, że możemy narazić się na opinię osoby „z głową w chmurach” (bo i kto nas ma oceniać w czasach kwarantann) oto  możemy bez przeszkód gapić się niebo, i nawet przegapić jakiś pędzący przez internetowe łącza news. Patrzmy w górę, patrzmy długo, spokojnie: rano, lub za dnia, wieczorem, czy nawet w środku nocy.

Popatrzmy w niebo, tyle się tam teraz dzieje! Na początku wiosny, wieczorami możemy obserwować gwiazdozbiór Oriona, a także Syriusza – najjaśniejszą gwiazdę nocnego nieba. Kuszące.

A wracając (poniekąd) na Ziemię - gapiąc się w nocne niebo, możemy  trafić na dziwny sznur świecących punktów, lecących szybko w linii. To satelity Starlink od firmy, którą kieruje Elon Musk. Właśnie realizuje plany stworzenie konstelacji tysięcy satelitów umieszczonych na niskiej orbicie okołoziemskiej. Spełniony sen wielu wynalazców, inżynierów, marzycieli…

Zatem wiosna przyszła, pora roku, którą możemy przeznaczyć na snucie pozytywnych wizji, osobistych zwycięstw i (najlepiej) ogólnoludzkiego zadowolenia. Bądźmy jak Elon Musk, stwórzmy osobisty sznur świecących punktów.

Dla wsparcia mocy wyobraźni – można sięgnąć „Gwiezdny pył” Gaimana - powieść, która akurat podnosi poziom abstrakcji magicznej, albo po Autostopem przez Galaktykę Adamsa, prześmiesznej serii przybliżającej galaktyczne życie, a wywodzącej się (co wydaje mi się ekstremalnie przyszłościowe) ze słuchowiska radiowego nadawanego przez BBC od 1978 roku!

Zatem widzę to tak: przyszła wiosna, my czekamy, aż wirus się wyszaleje, budując plany na czas nowych, wspaniałych wyzwań (każde z nich to nasz świecący punkt).  Patrzymy w niebo, które przez całe wieki wyglądało tak samo, a teraz jest wzbogacane przez ludzkie technologie. Co za czasy….!

Mówiono nam, że życie powinno toczyć się utartym torem, a planeta jest nieskończenie cierpliwa, oraz nie ma nic do powiedzenia. Otóż - po 89 dniach zimy wiemy, że większość twierdzeń na temat życia – trzeba będzie zweryfikować.

marzec - i mamy slow life #0
2020-04-01 11:00:00

I stało się: mamy slow life, często takie  z przymusu, a niekiedy slow life na lęku, ale jednak – spowolniliśmy siebie i świat. Stało się: przyglądamy się rzeczywistości z perspektywy epidemii, jesteśmy domowymi wirusologami, magazynierami, psychologami - w rytmie slow. Nie ma się gdzie śpieszyć. Gdyby jednak zapytać: "a dokąd a dokąd, a dokąd tak gna", to co nie gna, bo zostało zatrzymane siłą - otworzyłby się nam nowe, wewnętrzne perspektywy. Tak zwany "pęd życia" odbijający jak w lustrze ludzkie rozedrgania, pobudzenia, chaos - przestał szumieć. Milczy. Slow to nie są zamknięte sklepy, slow to pozostawanie w pogodnym nastroju spokojnego oczekiwania na dobro, które przecież jest:) Zawsze było. Dzisiaj sięgam po dobro, po te drobne domowe (i przydomowe) przyjemności i jestem idealnie slow. Sama ze sobą.

I stało się: mamy slow life, często takie  z przymusu, a niekiedy slow life na lęku, ale jednak – spowolniliśmy siebie i świat. Stało się: przyglądamy się rzeczywistości z perspektywy epidemii, jesteśmy domowymi wirusologami, magazynierami, psychologami - w rytmie slow. Nie ma się gdzie śpieszyć. Gdyby jednak zapytać: "a dokąd a dokąd, a dokąd tak gna", to co nie gna, bo zostało zatrzymane siłą - otworzyłby się nam nowe, wewnętrzne perspektywy. Tak zwany "pęd życia" odbijający jak w lustrze ludzkie rozedrgania, pobudzenia, chaos - przestał szumieć. Milczy. Slow to nie są zamknięte sklepy, slow to pozostawanie w pogodnym nastroju spokojnego oczekiwania na dobro, które przecież jest:) Zawsze było. Dzisiaj sięgam po dobro, po te drobne domowe (i przydomowe) przyjemności i jestem idealnie slow. Sama ze sobą.

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie