Dziennik Zmian — Miłka O. Malzahn

Tworzę miniaudycje, aby dotknąć miejsc wrażliwych naszej rzeczywistości. Dziennik Zmian to felietony dźwiękowe, mini-audycje, nastrojowe dźwięki - trochę dla rozrywki, przyjemności i dla poszerzania horyzontów. To otwieranie oczu poprzez uszy, zauważanie małych, a wielkich historii - cudowny proces! Bywa zaskakująco, pojawiają się też goście, lecz nie jest to zwyczajne podcastowanie. Krótkie formy audio przypominają, że zanim wynaleziono pismo - wiedzę i wzruszenia przekazywano sobie mową. Rzeczywistość jest naszą przestrzenią dźwiękową, nie wierzysz? A posłuchaj... #podcast artystyczny


Odcinki od najnowszych:

Pan fryzjer - będzie dobrze #19
2020-05-28 14:48:51

Pan fryzjer zaczyna taniec z nożyczkami i przy akompaniamencie cięć i czesań śpiewa cicho: Będzie dobrze, będzie dobrze. Zanim przejdzie do -   Jest dobrze jest dobrze W radiu - zapowiedzą brak radia. Na pogodnym dotąd niebie – ktoś złoży deszczowy podpis z chmur. Z szafki spadnie płyn odkażający. Wszyscy będą się bali, że przyjdzie kontrola i nas zje. A pan fryzjer tańczy nad moją głową, w której myśli migają z siłą stroboskopu. Potem. Po porządni ułożonymi włosami, które czasie pandemii rosły jak szalone, jak płaszcz ochronny, jak bariera antywirusowa – nie będzie widać tego całego bałaganu. Jest dobrze, jest dobrze. Jest dobrze, jest dobrze,  Jest dobrze jest dobrze lalalala ;)

Pan fryzjer zaczyna taniec z nożyczkami i przy akompaniamencie cięć i czesań śpiewa cicho:

Będzie dobrze, będzie dobrze. Zanim przejdzie do -  Jest dobrze jest dobrze

W radiu - zapowiedzą brak radia. Na pogodnym dotąd niebie – ktoś złoży deszczowy podpis z chmur. Z szafki spadnie płyn odkażający. Wszyscy będą się bali, że przyjdzie kontrola i nas zje.

A pan fryzjer tańczy nad moją głową, w której myśli migają z siłą stroboskopu. Potem.

Po porządni ułożonymi włosami, które czasie pandemii rosły jak szalone, jak płaszcz ochronny, jak bariera antywirusowa – nie będzie widać tego całego bałaganu.

Jest dobrze, jest dobrze. Jest dobrze, jest dobrze,  Jest dobrze jest dobrze lalalala ;)

Naga ręka #18
2020-05-24 11:58:43

Taka sytuacja: Kolejka wcale nie jest duża, więc moja radość – całkiem spora. W dużym sklepie wciąż nie krąży zbyt wielu ludzi. Omijamy się szerokim uchem , nie widać czy uśmiechnięci, czy nie. Wrzucam na taśmę dorodne rzodkiewki, kaszę i nowy ręcznik, bo stary doznał uszczerbku na urodzie z powodu domowego autofryzjerstwa. Dorzucam jeszcze idealny talerzyk, na każdą okazję w kolorze wkurzonego Bałtyku. Wydaje mi się, że taka konsumencka niesubordynacja jeszcze nie świadczy o mnie tak źle. Owszem, mam kilka innych talerzy, owszem próbuję żyć ekonomicznie i ekologicznie, ale są w życiu człowieka takie momenty.... Więc stoję w kolejce, patrzę na kasjerkę, która nie patrzy na nikogo zza pleksi, nie mogę patrzeć w okno, bo sklep nie ma okien. A wiem, że za oknami prawie lato, słońce operuje już odważnie, świat się zieleni, nawet miasto oddycha czystszym powietrzem. Ludzie jeszcze nie bardzo, wciąż obowiązuje oficjalna obawa przed wirusem. Ale ile... można wciągać golfy na uszy – tak sobie myślę, sięgając po portmonetkę – i podaję kasjerce banknot. I nagle – błysk – i nagle świst – i nagle wyostrzenie obrazu – widzę, wyraźnie widzę: podaję jej pieniądze !!!! Nie kartę, nie kod blik, posługuję się, odruchowo banknotem (i jeszcze przygotowałam drobne! ). Jest jeszcze gorzej: ponieważ w sklepie jest ciepło, nieświadome podciągnęłam rękawy bluzy po łokcie i teraz wyciągam do przerażonej pani zupełnie nagą dłoń. Zakończoną banknotem!!!! Obie zamieramy. Ona ogląda się, szukając ratunku. Ja doznaję stuporu i stoję z wyciągniętą przed siebie ręką jak rzeźba. Kolor mojej skóry nagle wydaje mi się absurdalny. Ktoś za moimi plecami szeleści plastikowymi rękawiczkami. Wyobrażam sobie – że zaciera ręce. Moja naga ręka jednak nie odpuszcza. JEST. I jest naga! To była naprawdę długa chwila. Potem pani, uzbrojona w niebieskie rękawiczki, odebrała ode mnie banknot. Sprawnie wydała resztę.  Zapakowałam zakupy, kątem oka rejestrując jak bardzo, bardzo dokładnie odkaża wszystko do dokoła. Moja naga ręka poszukała rękawa i dla pewności- zaparkowała w kieszeni.

Taka sytuacja:

Kolejka wcale nie jest duża, więc moja radość – całkiem spora. W dużym sklepie wciąż nie krąży zbyt wielu ludzi. Omijamy się szerokim uchem , nie widać czy uśmiechnięci, czy nie. Wrzucam na taśmę dorodne rzodkiewki, kaszę i nowy ręcznik, bo stary doznał uszczerbku na urodzie z powodu domowego autofryzjerstwa. Dorzucam jeszcze idealny talerzyk, na każdą okazję w kolorze wkurzonego Bałtyku. Wydaje mi się, że taka konsumencka niesubordynacja jeszcze nie świadczy o mnie tak źle. Owszem, mam kilka innych talerzy, owszem próbuję żyć ekonomicznie i ekologicznie, ale są w życiu człowieka takie momenty....

Więc stoję w kolejce, patrzę na kasjerkę, która nie patrzy na nikogo zza pleksi, nie mogę patrzeć w okno, bo sklep nie ma okien.

A wiem, że za oknami prawie lato, słońce operuje już odważnie, świat się zieleni, nawet miasto oddycha czystszym powietrzem. Ludzie jeszcze nie bardzo, wciąż obowiązuje oficjalna obawa przed wirusem. Ale ile... można wciągać golfy na uszy – tak sobie myślę, sięgając po portmonetkę – i podaję kasjerce banknot. I nagle – błysk – i nagle świst – i nagle wyostrzenie obrazu – widzę, wyraźnie widzę: podaję jej pieniądze !!!! Nie kartę, nie kod blik, posługuję się, odruchowo banknotem (i jeszcze przygotowałam drobne! ). Jest jeszcze gorzej: ponieważ w sklepie jest ciepło, nieświadome podciągnęłam rękawy bluzy po łokcie i teraz wyciągam do przerażonej pani zupełnie nagą dłoń. Zakończoną banknotem!!!! Obie zamieramy. Ona ogląda się, szukając ratunku. Ja doznaję stuporu i stoję z wyciągniętą przed siebie ręką jak rzeźba. Kolor mojej skóry nagle wydaje mi się absurdalny. Ktoś za moimi plecami szeleści plastikowymi rękawiczkami. Wyobrażam sobie – że zaciera ręce. Moja naga ręka jednak nie odpuszcza. JEST. I jest naga!

To była naprawdę długa chwila.

Potem pani, uzbrojona w niebieskie rękawiczki, odebrała ode mnie banknot. Sprawnie wydała resztę. 

Zapakowałam zakupy, kątem oka rejestrując jak bardzo, bardzo dokładnie odkaża wszystko do dokoła.

Moja naga ręka poszukała rękawa i dla pewności- zaparkowała w kieszeni.

Przychodzą do mnie wiadomości #17
2020-05-22 20:07:37

Wiadomości Z rozmaitych głośników przychodzą do mnie wiadomości, po których czuję... niesmak. Taka niedookreślona pewność, że nie mają dobrych intencji. Nie trawię ich i podejrzewam, że one za mną nie przepadają, a świat, w którym brzmią najlepiej - przypomina ponury komiks. Nie moja bajka, ale moje głośniki. Wzdycham szczerze. Oddech zmiata ze stołu okruszki po chlebie powszednim. Wymiotłabym wszystkie te wiadomości, ale nie należą do mnie, choć podobno są powszednie jak chleb. Gdybym miała tę odwagę,  o której myślę.   Gdybym miała tę odwagę, o której  myślę... Trzasnęłabym drzwiami, zapadłaby klamka, głośniki jak dojrzałe śliwki wpadłyby w kompot, kompot doprowadziłabym do wrzenia. BUUUM> Raj by stanął przede mną otworem, a wszystkich złych pochłonęłoby piekło. Przychodzą do mnie wiadomości, a ja każdą z nich przytulam i mówię: Nie krzycz już; Nie martw mnie; Nie jesteś tak istotna, na jaką chcesz wyglądać; Nie jesteś tak prawdziwa, za jaką cię biorą; Nie jesteś spokojna; Nie jesteś sobą; Nie jesteś mną; Idź spać. Dobranoc. Gdybym miała odwagę,  o której myślę - Z rozmaitych głośników przychodziłaby do mnie błoga cisza. *** Maj 2020 - Przybiło mnie to, co się dzieje w "Trójce", przygwoździło mnie i krajobraz  przestał być ten sam. To jest refleksja, to jest moja melodia pisana w  "dzienniku raczej pogodnych zmian". Oś obrotu namierzam bardzo powoli,  lecz być może o to właśnie chodzi.

Wiadomości

Z rozmaitych głośników przychodzą do mnie wiadomości, po których czuję... niesmak. Taka niedookreślona pewność, że nie mają dobrych intencji. Nie trawię ich i podejrzewam, że one za mną nie przepadają, a świat, w którym brzmią najlepiej - przypomina ponury komiks. Nie moja bajka, ale moje głośniki.

Wzdycham szczerze. Oddech zmiata ze stołu okruszki po chlebie powszednim. Wymiotłabym wszystkie te wiadomości, ale nie należą do mnie, choć podobno są powszednie jak chleb.

Gdybym miała tę odwagę,  o której myślę.  Gdybym miała tę odwagę, o której  myślę...

Trzasnęłabym drzwiami, zapadłaby klamka, głośniki jak dojrzałe śliwki wpadłyby w kompot, kompot doprowadziłabym do wrzenia. BUUUM>

Raj by stanął przede mną otworem, a wszystkich złych pochłonęłoby piekło.

Przychodzą do mnie wiadomości, a ja każdą z nich przytulam i mówię:

Nie krzycz już;

Nie martw mnie;

Nie jesteś tak istotna, na jaką chcesz wyglądać;

Nie jesteś tak prawdziwa, za jaką cię biorą;

Nie jesteś spokojna;

Nie jesteś sobą;

Nie jesteś mną;

Idź spać.

Dobranoc.

Gdybym miała odwagę,  o której myślę - Z rozmaitych głośników przychodziłaby do mnie błoga cisza.

***

Maj 2020 - Przybiło mnie to, co się dzieje w "Trójce", przygwoździło mnie i krajobraz  przestał być ten sam. To jest refleksja, to jest moja melodia pisana w  "dzienniku raczej pogodnych zmian". Oś obrotu namierzam bardzo powoli,  lecz być może o to właśnie chodzi.

Wiatr, który pomaga wzlatującym. #16
2020-05-21 20:00:00

Wiatr.  I teraz jakoś silnej czuję ten wiatr, który pomaga wzlatującym, w oczy nie wieje, a delikatnie opukuje plecy. Gdybym była postacią z rysunku, to pękłabym wzdłuż kręgosłupa i bym wysunęła skrzydła: silne, piękne, lśniące w słońcu. Otrzepałabym się, machnęłabym nimi kilka razy. Tylko dla efektu, dla poczucia, że są. Nie odleciałabym daleko. Ot, spojrzenie z góry na drogę, na plac, na dom, na pole - gdzie w tym roku zakwitną chabry, takie pole jest czyste – a to już wystarczy. Zmieniam perspektywę – cały świat to rozumie. Podniebne ścieżki rozwijają się same, kierunkowskazy z chmur prezentują mi tysiące możliwości, i nagle ziemskie drogi zaczynają snuć się w innym tempie, inną frazą rozchodzą się w inne strony. Mogę schować skrzydła. Ale nie muszę. Mogę ruszyć w drogę, ale to nie jest konieczne, żeby silniej poczuć ten wiatr, który pomaga wzlatującym.

Wiatr. 

I teraz jakoś silnej czuję ten wiatr, który pomaga wzlatującym, w oczy nie wieje, a delikatnie opukuje plecy. Gdybym była postacią z rysunku, to pękłabym wzdłuż kręgosłupa i bym wysunęła skrzydła: silne, piękne, lśniące w słońcu. Otrzepałabym się, machnęłabym nimi kilka razy. Tylko dla efektu, dla poczucia, że są. Nie odleciałabym daleko. Ot, spojrzenie z góry na drogę, na plac, na dom, na pole - gdzie w tym roku zakwitną chabry, takie pole jest czyste – a to już wystarczy. Zmieniam perspektywę – cały świat to rozumie. Podniebne ścieżki rozwijają się same, kierunkowskazy z chmur prezentują mi tysiące możliwości, i nagle ziemskie drogi zaczynają snuć się w innym tempie, inną frazą rozchodzą się w inne strony.
Mogę schować skrzydła. Ale nie muszę. Mogę ruszyć w drogę, ale to nie jest konieczne, żeby silniej poczuć ten wiatr, który pomaga wzlatującym.

Na bosaka #15
2020-05-16 01:00:00

Ziemia jeszcze nie jest tak ciepła jak latem. Idę równolegle do ulicy, którą jadą samochody. Za szybko. Za głośno. Ja się nie spieszę. Zdejmuję buty, biorę je w rękę i ważę. Za ciężkie. Za czarne. Za stare. Moje stopy przyklejają się do podłoża, jakby były spragnione, jakby mogły się napić z magicznego źródła serca Ziemi poprzez ten kurz miejski, poprzez ten piach. Pozwalam im, chociaż dwie panie jadące ścieżką rowerową oglądają się, patrzą na mnie długo i krytycznie. Mój uśmiech nie wystarcza - macham do nich dużym palcem u lewej stopy. Ale ktoś, kto się spieszy, nie dostrzega takich budujących szczegółów. Na tej trasie w zasadzie jest pusto. Na wszystkich trasach jest pustawo, że czuję się jak wybraniec, kroczący podejrzaną drogą i to bez hełmu, bez przyłbicy, bez kasku, w dodatku na bosaka Trudno Ruszam przed siebie, a przy każdym kroku czuję taaaką miękkość ścieżki, jakby ziemia się uginała. Nie, żebym była za ciężka, po prostu planeta jest jak poduszka, wystarczy się do niej przytulić.

Ziemia jeszcze nie jest tak ciepła jak latem. Idę równolegle do ulicy, którą jadą samochody. Za szybko. Za głośno. Ja się nie spieszę. Zdejmuję buty, biorę je w rękę i ważę. Za ciężkie. Za czarne. Za stare.

Moje stopy przyklejają się do podłoża, jakby były spragnione, jakby mogły się napić z magicznego źródła serca Ziemi poprzez ten kurz miejski, poprzez ten piach.

Pozwalam im, chociaż dwie panie jadące ścieżką rowerową oglądają się, patrzą na mnie długo i krytycznie. Mój uśmiech nie wystarcza - macham do nich dużym palcem u lewej stopy. Ale ktoś, kto się spieszy, nie dostrzega takich budujących szczegółów.

Na tej trasie w zasadzie jest pusto. Na wszystkich trasach jest pustawo, że czuję się jak wybraniec, kroczący podejrzaną drogą i to bez hełmu, bez przyłbicy, bez kasku, w dodatku na bosaka

Trudno

Ruszam przed siebie, a przy każdym kroku czuję taaaką miękkość ścieżki, jakby ziemia się uginała. Nie, żebym była za ciężka, po prostu planeta jest jak poduszka, wystarczy się do niej przytulić.

Opustoszało mi miasto #14
2020-05-12 01:00:00

Opustoszało mi miasto / oddech To nie z mojego powodu opustoszało miasto, nie czuję się winna, ale czasem mam spuszczoną głowę, gdy dmuchnę przed siebie za mocno, gdy powietrze z moich płuc, spotka powietrze drugiego człowieka. I nawzajem. Ale aloha – aloha, aloha Mój oddech jest twoim oddechem, aloha - nawet jeżeli jesteś setki kilometrów stąd Powietrze, ten nośnik wielu cudów, mieszanka wielu gazów - nie ulatuje hen w kosmos, zostaje tutaj z nami. W mieście nie ma echa tych tłumów bawiących się na rynku w nocy, podźwięków koncertów dudniących jak bębny przeznaczenia, ani cienia zebrań rozmaitych stowarzyszeń i grup wsparcia, ani pogłosu przepełnionych sal, ani wypełnionych przepowiedni. Nie ma tego i może nawet nigdy nie było, może wydawało mi się, że w mieście buczy jak w pasiece, dzwoni jak w głowie po nieprzespanej nocy, huczy, jakby wszystkie fabryki otworzyły nagle okna, drzwi i serca zaawansowanej technologii. Nic z tych rzeczy. Syrena karetki pogotowia tylko od czasu do czasu tnie ciszę na plastry i zostawia je na opróżnionych z innych dźwięków ulicach. Ale to nie z mojego powodu wszystko ucichło Wciąż mam się dobrze i oddycham głęboko - ufając, że oddech drugiego człowieka tylko polepszy naszą sytuację. To nie z mojego powodu opustoszało miasto, A jednak Czuję się trochę niepewnie, kiedy tak patrzysz na mnie.

Opustoszało mi miasto / oddech

To nie z mojego powodu opustoszało miasto, nie czuję się winna, ale czasem mam spuszczoną głowę, gdy dmuchnę przed siebie za mocno, gdy powietrze z moich płuc, spotka powietrze drugiego człowieka. I nawzajem.

Ale aloha – aloha, aloha

Mój oddech jest twoim oddechem, aloha - nawet jeżeli jesteś setki kilometrów stąd

Powietrze, ten nośnik wielu cudów, mieszanka wielu gazów - nie ulatuje hen w kosmos, zostaje tutaj z nami.

W mieście nie ma echa tych tłumów bawiących się na rynku w nocy, podźwięków koncertów dudniących jak bębny przeznaczenia, ani cienia zebrań rozmaitych stowarzyszeń i grup wsparcia, ani pogłosu przepełnionych sal, ani wypełnionych przepowiedni.

Nie ma tego i może nawet nigdy nie było, może wydawało mi się, że w mieście buczy jak w pasiece, dzwoni jak w głowie po nieprzespanej nocy, huczy, jakby wszystkie fabryki otworzyły nagle okna, drzwi i serca zaawansowanej technologii.

Nic z tych rzeczy. Syrena karetki pogotowia tylko od czasu do czasu tnie ciszę na plastry i zostawia je na opróżnionych z innych dźwięków ulicach.

Ale to nie z mojego powodu wszystko ucichło

Wciąż mam się dobrze i oddycham głęboko - ufając, że oddech drugiego człowieka tylko polepszy naszą sytuację.

To nie z mojego powodu opustoszało miasto,

A jednak

Czuję się trochę niepewnie, kiedy tak patrzysz na mnie.

No, wielkie rzeczy #13
2020-05-10 01:00:00

Wielkie rzeczy są małe, i trzeba je pozbierać do kupy, żeby zobaczyć całość. Puste rondo, wielkie, obłe i spokojnie jak nigdy; Widok zza firanki, tu jedyne drzewo w tym betonowym zakątku, z dnia na dzień, staje się coraz bardziej zielone. Puchnie nadzieją, bo wody wciąż jest za mało. Słaby poranny deszcz, wsiąka w moją kurtkę, nigdy nie dotrze do mojej skóry, nie jestem pewna czy dotrze do liści tych nielicznych drzew. Z widoków składam obraz świata na dziś: Zielone światło dla nikogo - na przejściu dla pieszych; Wciąż senna atmosfera o 9 rano Brak jakiejkolwiek atmosfery pod klubem X, opróżnione miejscach po kawiarnianych stolikach Nie pozwalam gołębiowi zamieszkać na moim balkonie, rejestruję w pamięci miejsce po gołębiu. Wiadomo. Ale pozwalam papierowym śmieciom fruwać po mojej kuchni jak jaskółki Wolność dla rzeczy małych, która jest wielka; wolność dla rzeczy wielkich, które wydają się małe  – niech będą tym, czym chcą, niech widzę to, czym są. Składam obraz świata na dziś: same drobiazgi, nieduży bałagan najbliższej w przestrzeni jeszcze niedawno byłam czołgiem tego świata, a teraz jestem trzciną, chylącą się ku trzeciej kawie, wkrótce będę kosmiczną anteną Wnoszę to po sposobie, w jaki prostuję palce rąk, gdy przysłaniam oczy, patrząc w niebo - zawsze zwracam twarz do słońca, jak słonecznik, Wnoszę to po tym, że wciąż szukam miejsca, gdzie mogłabym się okopać, albo zapuścić korzenie Być może będę transmitować małe pakiety informacyjne, z których wyrosną piękne tłuste paczki. Będę udzielać się publicznie, odpowiadając jednym zwięzłym zdaniem na najtrudniejsze pytania, będę jak szafa grająca, z nieprzewidywalną muzyką; Będę montować ze najdrobniejszych szczegółów układanki coraz wspanialszej codzienności, I będzie nas więcej A my anteny – potrzebujemy szczegółów, drobiazgów, elektronów, protonów, neutronów fotonów kwarków - rzeczy małych Potrzebujemy Zielonego światła dla nikogo na wyludnionym przejściu dla pieszych Wciąż sennej atmosfery o 9 rano

Wielkie rzeczy są małe, i trzeba je pozbierać do kupy, żeby zobaczyć całość.

Puste rondo, wielkie, obłe i spokojnie jak nigdy;

Widok zza firanki, tu jedyne drzewo w tym betonowym zakątku, z dnia na dzień, staje się coraz bardziej zielone. Puchnie nadzieją, bo wody wciąż jest za mało.

Słaby poranny deszcz, wsiąka w moją kurtkę, nigdy nie dotrze do mojej skóry, nie jestem pewna czy dotrze do liści tych nielicznych drzew.

Z widoków składam obraz świata na dziś:

Zielone światło dla nikogo - na przejściu dla pieszych;

Wciąż senna atmosfera o 9 rano

Brak jakiejkolwiek atmosfery pod klubem X, opróżnione miejscach po kawiarnianych stolikach

Nie pozwalam gołębiowi zamieszkać na moim balkonie, rejestruję w pamięci miejsce po gołębiu. Wiadomo.

Ale pozwalam papierowym śmieciom fruwać po mojej kuchni jak jaskółki

Wolność dla rzeczy małych, która jest wielka; wolność dla rzeczy wielkich, które wydają się małe  – niech będą tym, czym chcą, niech widzę to, czym są.

Składam obraz świata na dziś: same drobiazgi, nieduży bałagan najbliższej w przestrzeni

jeszcze niedawno byłam czołgiem tego świata, a teraz jestem trzciną, chylącą się ku trzeciej kawie,

wkrótce będę kosmiczną anteną

Wnoszę to po sposobie, w jaki prostuję palce rąk, gdy przysłaniam oczy, patrząc w niebo - zawsze zwracam twarz do słońca, jak słonecznik,

Wnoszę to po tym, że wciąż szukam miejsca, gdzie mogłabym się okopać, albo zapuścić korzenie

Być może będę transmitować małe pakiety informacyjne, z których wyrosną piękne tłuste paczki.

Będę udzielać się publicznie, odpowiadając jednym zwięzłym zdaniem na najtrudniejsze pytania, będę jak szafa grająca, z nieprzewidywalną muzyką;

Będę montować ze najdrobniejszych szczegółów układanki coraz wspanialszej codzienności,

I będzie nas więcej

A my anteny – potrzebujemy szczegółów, drobiazgów, elektronów, protonów, neutronów fotonów kwarków - rzeczy małych

Potrzebujemy

Zielonego światła dla nikogo na wyludnionym przejściu dla pieszych

Wciąż sennej atmosfery o 9 rano

Zamaskowanie... nareszcie! #12
2020-05-09 01:00:00

Nareszcie... maski. Mogę szeptać sobie wszystkie niepoprawne komentarze do rzeczywistości, kończyć zdania za innych, pokazywać język i wykrzywiać się na wszystko, co mi się niepodobna i śmiać szeroko do tego, co mi się podoba, a być może nie powinno! Swobodne indywidualne reakcje, niemonitorowane przez nikogo.. Tylko ja partycypuję w kształcie i natężeniu podmaskowych ripost, nikt niepowołany nie ma tutaj dostępu. Jeśli odsłonię twarz, będzie to wyraz mojego zaufania i miłości. I oto widzę, jak wiele miałam obaw, stając twarzą w twarz z kimkolwiek z czymkolwiek. A ty, co wiesz o swoim zamaskowaniu... teraz ? A co ja będę wiedzieć o moim zamaskowaniu… potem?

Nareszcie... maski. Mogę szeptać sobie wszystkie niepoprawne komentarze do rzeczywistości, kończyć zdania za innych, pokazywać język i wykrzywiać się na wszystko, co mi się niepodobna i śmiać szeroko do tego, co mi się podoba, a być może nie powinno! Swobodne indywidualne reakcje, niemonitorowane przez nikogo.. Tylko ja partycypuję w kształcie i natężeniu podmaskowych ripost, nikt niepowołany nie ma tutaj dostępu.

Jeśli odsłonię twarz, będzie to wyraz mojego zaufania i miłości.

I oto widzę, jak wiele miałam obaw, stając twarzą w twarz z kimkolwiek z czymkolwiek.

A ty, co wiesz o swoim zamaskowaniu... teraz ?

A co ja będę wiedzieć o moim zamaskowaniu… potem?

Zamaskowanie i odkryte lęki #11
2020-05-07 01:00:00

Zamaskowanie  cz. 2 – każdy/każde Nie ukryjesz przede mną strachu, który przysiadł ci na ramionach i ściszonym głosem wrzuca do uszu przypadkowe informacje. Strzępy zdań wiszą bezładnie w okolicach grzywki. Ja je widzę. Kto jeszcze je widzi? Nie ukryjesz przede mną niepewności, którą przejawia każdy twój krok do przodu i każde cofnięcie przy drzwiach każdego sklepu i każde j apteki. Jednak za każdym razem tam wchodzisz, więc nie ukryjesz przede mną niepokoju przylepionego do wizji niezrealizowanych planów na dziś. Swoich planów. Cudzych planów. Listy rzeczy do wykonania, spisów rzeczy do posiadania. Nie ukryjesz przede mną rosnącego lęku przed nieczystością każdego napotkanego człowieka, przed gestem porozumienia otwartej dłoni, przed nachyleniem głowy w twoją stronę. Ciiiiii. Zaciskasz usta, których nie widać pod maską, ale widzę napięcie w okolicy szczęk, napięcie w zewnętrznych kącikach oczu, napięcie w dłoni, na którą uważnie wylewasz kropelkę płynu antybakteryjnego. Gdyby tylko można było zalać nim cały świat. Nie ukryjesz przede mną tego, że szukasz winnego, szukasz winnych, szukasz winnej każdej obawy, każdej trwogi. Kiedy schodzę ci z oczu, wiem że twój gniew dosięgnie kogoś innego, ale nie poczujesz ulgi. Nie poczujesz tak długo, aż nie pozdejmujesz wszystkich masek i w nagości wyłuskasz ziarno swojej pierwszej zgrozy i odeślesz ją tam, skąd przyszła. Skąd to wiem? Jestem naga, naprawdę goła całkiem pod maskami, które próbuje mi przykleić każdy inny.

Zamaskowanie  cz. 2 – każdy/każde

Nie ukryjesz przede mną strachu, który przysiadł ci na ramionach i ściszonym głosem wrzuca do uszu przypadkowe informacje. Strzępy zdań wiszą bezładnie w okolicach grzywki. Ja je widzę. Kto jeszcze je widzi? Nie ukryjesz przede mną niepewności, którą przejawia każdy twój krok do przodu i każde cofnięcie przy drzwiach każdego sklepu i każdej apteki. Jednak za każdym razem tam wchodzisz, więc nie ukryjesz przede mną niepokoju przylepionego do wizji niezrealizowanych planów na dziś. Swoich planów. Cudzych planów. Listy rzeczy do wykonania, spisów rzeczy do posiadania. Nie ukryjesz przede mną rosnącego lęku przed nieczystością każdego napotkanego człowieka, przed gestem porozumienia otwartej dłoni, przed nachyleniem głowy w twoją stronę. Ciiiiii. Zaciskasz usta, których nie widać pod maską, ale widzę napięcie w okolicy szczęk, napięcie w zewnętrznych kącikach oczu, napięcie w dłoni, na którą uważnie wylewasz kropelkę płynu antybakteryjnego. Gdyby tylko można było zalać nim cały świat. Nie ukryjesz przede mną tego, że szukasz winnego, szukasz winnych, szukasz winnej każdej obawy, każdej trwogi.

Kiedy schodzę ci z oczu, wiem że twój gniew dosięgnie kogoś innego, ale nie poczujesz ulgi. Nie poczujesz tak długo, aż nie pozdejmujesz wszystkich masek i w nagości wyłuskasz ziarno swojej pierwszej zgrozy i odeślesz ją tam, skąd przyszła.

Skąd to wiem? Jestem naga, naprawdę goła całkiem pod maskami, które próbuje mi przykleić każdy inny.

Zamaskowanie - odwaga #10
2020-05-04 01:00:00

Odważnie , zakładam maskę, jakbym ćwiczyła to wiele razy… przedtem. Przed tym. Ukrywam uśmiech, maluję rzęsy, patrzę w dal (wyłącznie), ale patrzę po prostu pięknie. Odważnie zakładam maskę. Po tygodniu orientuję się, że mogę wybrać maskę zawieszaną na uszach i z sentymentem wspominam „Plastusiowy Pamiętnik”, ach te pokaźne uszy mądrej istoty z plasteliny. Ale elastyczność. To podstawa. Zatem nadstawiam ucha. Elastycznie. Mogę też wybrać maskę retro, wiązaną na szyi i z tyłu głowy, maskę jak z dziwiętnastowiecznych filmów o dzielnych chirurgach, ratujących nogi zmasakrowanym przez wojnę żołnierzom, albo przyszywającym palce nieuważnym stolarzom, w czasach pokoju. Widzę także maseczki w kształcie psiego pyszczka, które stają się moimi ulubionymi, a to z powodu przestrzeni wokół nosa. Przestrzeń jest ważna, bo wraca do mnie każdy oddech, bo wraca do mnie każde wypowiedziane słowo. Cóż - odważnie zakładam maskę – będę ważyć słowa, będę pogłębiać oddechy, będę zamaskowaną pochodnią świeżych, gorących koncepcji pasujących do zmieniającego się świata. W moim ciele tli się niegasnąca iskra, kręci się barwny kryształ, który przez lata próbowałam maskować ludzkim kształtem. Już za moment mój wyostrzony wzrok będzie precyzyjny jak reflektor, moje zasłonięte usta wypuszczą strumień fotonów nie do zatrzymania ;) Odważnie , zakładam maskę – to nic nie znaczy.

Odważnie, zakładam maskę, jakbym ćwiczyła to wiele razy… przedtem. Przed tym. Ukrywam uśmiech, maluję rzęsy, patrzę w dal (wyłącznie), ale patrzę po prostu pięknie. Odważnie zakładam maskę. Po tygodniu orientuję się, że mogę wybrać maskę zawieszaną na uszach i z sentymentem wspominam „Plastusiowy Pamiętnik”, ach te pokaźne uszy mądrej istoty z plasteliny. Ale elastyczność. To podstawa. Zatem nadstawiam ucha. Elastycznie. Mogę też wybrać maskę retro, wiązaną na szyi i z tyłu głowy, maskę jak z dziwiętnastowiecznych filmów o dzielnych chirurgach, ratujących nogi zmasakrowanym przez wojnę żołnierzom, albo przyszywającym palce nieuważnym stolarzom, w czasach pokoju. Widzę także maseczki w kształcie psiego pyszczka, które stają się moimi ulubionymi, a to z powodu przestrzeni wokół nosa. Przestrzeń jest ważna, bo wraca do mnie każdy oddech, bo wraca do mnie każde wypowiedziane słowo. Cóż - odważnie zakładam maskę – będę ważyć słowa, będę pogłębiać oddechy, będę zamaskowaną pochodnią świeżych, gorących koncepcji pasujących do zmieniającego się świata.

W moim ciele tli się niegasnąca iskra, kręci się barwny kryształ, który przez lata próbowałam maskować ludzkim kształtem.

Już za moment mój wyostrzony wzrok będzie precyzyjny jak reflektor, moje zasłonięte usta wypuszczą strumień fotonów nie do zatrzymania ;)

Odważnie, zakładam maskę – to nic nie znaczy.

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie