Dziennik Zmian — Miłka O. Malzahn
Tworzę miniaudycje, aby dotknąć miejsc wrażliwych naszej rzeczywistości. Dziennik Zmian to felietony dźwiękowe, mini-audycje, nastrojowe dźwięki - trochę dla rozrywki, przyjemności i dla poszerzania horyzontów. To otwieranie oczu poprzez uszy, zauważanie małych, a wielkich historii - cudowny proces! Bywa zaskakująco, pojawiają się też goście, lecz nie jest to zwyczajne podcastowanie. Krótkie formy audio przypominają, że zanim wynaleziono pismo - wiedzę i wzruszenia przekazywano sobie mową. Rzeczywistość jest naszą przestrzenią dźwiękową, nie wierzysz? A posłuchaj... #podcast artystyczny
Społeczeństwo i Kultura
Pokazujemy po 10 odcinków na stronie. Skocz do strony:
123456789101112131415161718192021222324252627282930
Czy już lubisz taką niemoc? #167
2022-04-04 14:32:33
Moc mieszka w niemocy. Ale czy już lubisz swoją niemoc?
A raczej niemoc jest trampoliną mocy. To jasne. Wystarczy wyciszyć - to ‘nie’, które nam się przydarza. Albo je usunąć. Wystarczy w ogóle zminimalizować „nie” nie zgodę, nieakceptację, niechęć, niewiarę, niejasność – i podnosi się nagle taka mgła pełna nerwowych wyładowań izawisa gdzieś wysoko, potem przegania ją wiatr „pójścia po rozum do głowy” – i o – już dokładnie widać horyzont. Widać to, co jest blisko, dokładnie i z kontekstem. Nie jest to czcza metafora. To efekt prostego doświadczenia. Mojego własnego. Wystarczy w kwietniu przeżyć śnieżycę, 24-godzinne opady ciężkiego mokrego śniegu, które stworzą tzw. śniegołom. Wystarczy postawić samochód pod wysokimi krzewami, żeby po 8 godzinach te krzewy leżał na samochodzieprzykryte grubą czapą śniegu, a dookoła, do wysokości okien (np.. prawie) pięknie układały się śniegowe wydmy.
Wystarczy, żeod doby na wsi nie będzie prądu i telefonii komórkowej. U mnie łapało Białoruś, ale to spore finansowe ryzyko, wiadomo. Oczywiście w takich warunkach ogrzewanie zaczyna wysiadać, a zanim się rozpali w analogowym kominku, w jednym tzw. dużym pokoju (średnio trzymającym temperaturę) - to robi się tak, żę koc. I jeszcze jeden koc się przyda. Zmierzch przy świeczkach? jest taki romantyczny, ale przez hm.. 2 godziny, bo z czytaniem… niewygodnie. no ale…. na szczęście gaz jest tu tylko z butli….. Ciepła herbata na stole.
Zatem gdy komfort codzienności nagle się załamuje z powodu nadmiaru piękna... śniegowego krajobrazu, białej czapy wyciszającej dźwięki tej cywilizacji – to wpada się w różne stany. A zapomniałam, że nagłemu uderzeniu zimy w kwietniu towarzyszyły ptasie śpiewy, świergolenia, wiosenne zamieszanie. Dysonans taki krajobrazowo dźwiękowy. Wysokie śniegi, łamiące się drzewa i ptaszęta….
Co tam ptaszęta, samochód przygniecione krzaczorami i śniegiem czeka na ratunek!
Więc próbując wyciągnąć auto spod krzaków, wykopć koła ze śniegowych zasp, zakręcić się, rozpędzić i dotrzeć przynajmniej do bramy wyjazdowej
ach… mrzonki, biały welon optymizmu
oczywiście
Nie udało się. Zakopałam się na pierwszym metrze, nie wykręciłam w dobrą stronę, a wręcz przeciwnie, oraz uświadomiłam sobie, że nawet nie mogę zadzwonić po pomoc. Bo telefony nigdzie nie działają.
Cisza. Oraz szybki oddech osoby, która przekopywała śnieg przez dobrą godzinę.
Zdejmuję czapkę, bo jest mi za gorąco, a wciąż pada śnieg i mam mokre włosy, w butach chlupocze rozpuszczona, pośniegowa woda.
Niemoc.
Totalna niemoc.
Która płynie przez głowę.
I w tej sekundzie decyduję, żenie będzie to głośny wodospad zdenerwowania, oraz chaotyczne poszukiwania wyjścia z tej niewyjściowej sytuacji.
Postanawiam zatrzymać tę niemoc z głowie, gdzie momentalnie robi się cicha przestrzeń, oko cyklonu, idealny spokój, absolutne zrelaksowanie. Jestem w punkcie , w którym jest wielkie zatrzymanie, ato tak słodkie i przytulne, że chciałabym więcej i więcej
Więcej niemocy
Co za doświadczenie
Będzie co będzie – nie jako zgrabne powiedzonko, ale jako realna informacja, nie zabarwiona emocjonalnie. Intymna wiadomość dla mojej głowy, która gotowa była na huragan opcji. Będzie co będzie. Będzie co będzie.
Nic.
nic jest wystarczające.
W niemocy mieszka moc wygadania tego, co nie potrzebne.
Moc wystarczalności.
Moc wszystkiego dobrego, na które robi się miejsce.
Nic nie jest „na nie”, każda opcja jest na tak.
Zostawiam samochód wbity w zaspę, pokracznie, na środku podwórka i idę pobyć w niemocy. Jak przyjemnie!
Czy już lubisz swoją niemoc?
jeśli ta opowieść cię jakoś umocniła – możesz zaprosić mnie na taką kawę. Link www.buycoffee.to/dziennik.zmian
Żubr ma to w nosie (nauka vs filozofia codzienności) #166
2022-03-28 14:49:21
Żubr ma to w nosie
Badamy naszą rzeczywistość bardzo wnikliwie. naukowcy dostarczają nam też informacji, z których możemy czerpać wiedzę o tym co jest naszym światem i stosownie się do tej wiedzy ustosunkować. Mnie ostatnio zainspirowali badacze żubrzej mikroflory. Pewnie dlatego, że okazało się właśnie, iż Żubr, to unikalne zwierzę, posiadające unikalne pasożyty i to… mówiąc krótko - ma to w nosie nikt i tak jak on to nie ma nikt.
Król Puszczy zdecydowanie mnie zainspirował, bo także wiele spraw chciałabym mieć w nosie, chociaż to tylko metafora. Z naukowego punktu widzenia jednak sprawa jest poważniejsza - i nie dlatego, że żubrzy nos mógłby przyczynić się do ludzkiej epidemii pasożytniczej. Jednak na wszelki wypadek niech żaden żubr na nas nie kichnie.
Otóż, badacze z Uniwersytetu Gdańskiego i Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie, informując o pasożytach w nosie żubra, nic mieli na celu dodanie o wszystkich naszych ludzkich zdrowotnych strachów - kolejnego, lecz poinformowanie, że żubr przecież wyginął na wolności, a obecna populacja została odbudowana w oparciu o zaledwie kilka osobników pochodzących z hodowli. I to naprawdę sprzyjało to utracie naturalnej parazytofauny, a tu proszę - jednak te oryginalne pasożyty przetrwały.
Bardzo to jest optymistyczna informacja, że zwierzęta utrzymują tak.. żywy kontakt z przodkami, którego nie da się tak łatwo unicestwić.
Ta ciągłość, oparta wprawdzie na pasożytach w tym przypadku, ale też i będąca przecież zapisem w DNA, może być teraz dla nas lekcją, w której łączność z przeszłością , prawdziwa tradycja, to nie ceremonie i rodzinne obyczaje, ale coś znacznie bliższego ciału; to nasz wygląd, mikrobiom, to co mamy w nosie i to jakim nam się świat wydaje.
Dla żubra, świat to miejsce bezpieczne. Kto widział żubra na wolności ten wie, że żubr się nie boi. Ludzi ma też w nosie, pociągu się nie przestraszy i w ogóle - jest przez duże Jest. Przecież poradził sobie świetnie z wyginięciem! Jak widać. O czym świadczą obadane pasożyty.
Zatem warto pamiętać, że niewzruszona postawa żubra może być dla nas wskazówką. Bo my też należymym do fauny i flory tej Planety, prawda? I nie mamy jej w nosie…jednocześnie trochę mając.
***
muz. https://freemusicarchive.org/music/Nada_Baba/Yidaki_Mind_Tree
Pani z cukrem. #165
2022-03-24 22:03:31
Pani z cukrem
Kobietę z cukrem minęłam , z samego rana, między blokami, na osiedlu. Starsza pani próbowała dotaskać pod klatkę ponad 10 kilogramów cukru. Jechałam rowerem, zwolniłam nawet i chciałam jej pomóc, dlatego oszacowałam kilogramy tego cukru, ale spojrzałam na zegarek – bez szans. Byłam spóźniona.
Ktoś może pomoże rano, między blokami starszej pani. Miała dwie wielkie paki, był zgarbiona z maseczką na twarzy, która przystają zdejmowała na kilka swobodnych oddechów. A potem ją zakładała. I głębokim ciężkim westchnieniem, chwytała za te swoje cukry.
Najpierw nie załapałam. Pomyślałam, że może wesele jakieś…. Czy coś. Obostrzenia zdejmują, więc może... ale 10 kg??????????
I wtedy zrozumiałam, że to wojenny cukier. Gdyby był głód, to cukier się przyda. Te 10 kg. Ten biały proszek przynoszący tylko chwilową ulgę i złudne wrażenie zadowolone. Bardzo złudne. Sama wiem jak czuję się po ciachu – po półgodzine - OK, a potem senność, spowolnienie akcji, które zbijam kawą. I tak w kółko.
A przecież naukowcy przestrzegają. Na przykład Anika Knupel z Instytutu Epidemologii i Zdrowia Publicznego na Uniwersytecie w Londynie zrobiła taki wpis w social mediach, - cytuję - - Odkryto lata temu, że słodkie jedzenie poprawia humor, jednak na bardzo krótki czas. Po nagłym wzroście następuje równie szybki spadek. Ludzie doświadczający złego samopoczucia mogą zajadać negatywne uczucia zawartością cukiernicy. Nasze badania sugerują, że wysoka ilość cukrów prostych w diecie w dłuższej perspektywie może mieć bardzo opłakane skutki.” ~ dość przejrzyste ostrzeżenie, bo Cukier należy do dołującego przetworzonego pożywienia chociaż mięsny fast-food – zz chowu przemysłowego to, jak mawia pepsi Eliot najsmutniejsze w Kosmosie pożywienie. Są też tzw. twarde dane świadczące o tym, że ciągniecie kilkunastu kilogramów cukru do malej kuchni z bloku, to rodzaj podejrzewanego balastu .
Badanie przeprowadzone w Baylor College, opublikowane w 2002 roku, analizowało spożycie cukru w 6 krajach. Naukowcy odkryli, że im większa średnia spożycia cukru, tym wyższa zachorowalność na depresję. W Hiszpanii odkryto współzależność pomiędzy konsumpcją fast-foodów i słodyczy z sieciówek a częstotliwością występowania depresji.
Zatem kobieta z cukrem, pod regularnych dawkach cukru – nie będzie odporna na strach, lęk wojenny , niepokój i tak dalej. Nawet jeśli to konserwant do dżemów. Wiem, bo jangizuję moje dżemy. Bez cukru a są słodkie, jeśli owoce była dobre, dojrzałe i jakościowe.
To wszystko przemknęło mi po głowie, gdy jechałam rowerem przez miasto, spiesząc się się, zdyszana i zastanawiając czy ktoś tej starszej panie pomoże wciągnąć ten pakunek po schodach. Bo ten cukier mógłby nadszarpnąć jej zdrowie jeszcze przed spożyciem
Zatem zatem zatem ---- instynkt gromadzenia dobra na ciężki czas, ten pokoleniowy program antywojenny – oczywiście rozumiem
ale warto przyjmować jakąś … strategię, o ciało zaś trzeba dbać kompleksowo, cały czas, nieustannie, ten pojazd ma teraz naprawdę niełatwo, a przecież wciąż nas wiezie przez poranki popołudnia i noce. I to cudowne jest.
***
To był odcinek podcastu dzienni zmian, wiem, że wszyscy mamy poważne wydatki na poważne sprawy, ale jeśli zostały Ci w kieszeni jakieś drobniaki, to zanim dotknie je zimny palce inflacji – możesz zaprosić mnie na kawę. Bez cukru. Link www.buycoffee.to/dziennik.zmian
****
Jeden dworzec i dwa światy (czasuchodźców) #164
2022-03-22 22:11:51
Jeden dworzec i dwa światy (czas uchodźców)
Poczekalnie są pełne uchodźców. Taki czas. Nie chodzi jednak o to, ze przybysze wypełnają po brzegi wielkie dworce kolejowe, ale że zgromadzenia są takie…. specyficzne.
Tłum w poczekalniach;
tłum przy punkach informacji;
Tłum przy wolontariuszach i wolontariusze w tłumie;
tłum przy ludziach z intentyfikatorami, i tabliczkami, że posługują się ukraińskim, i przy tych w odblaskowych kamizelkach i tam jeszcze, gdzie pomaga straż pożarna;
tłum w łazience;
tłum w przejściu na perony,
ale w kawiarniach - pusto (tak bardzo pusto, jakoś).
Siedzę w zgrabnym pluszowym fotelu, przed dużym oknem za którym przesuwa się tłum. Zaraz odjedzie pociąg. Kolejny. I kolejny.
I rośnie we mnie, bardzo precyzyjne przekonanie, że tak oto, rozdzielają się dwa światy w tym jednym świecie. Na dworcu.
Podział przebiega na różnych liniach (i frontach).. ale w tej konkretnej chwili linia podziału dotyczy hali pełnej ludzi i pustych kawiarni. Dwa światy są tu w jednej sprawie – jadą, przemieszczają się. Ludzie w podróży. Ale
Jest tuś wiat wojny i świat spokoju.
Och wiem, to tylko interpretacja mojego naszpikowanego newsami mózgu, a jednak – rozdzielenie jest faktem (ci tu i ci tam, poczekanie i kawiarnie)
Prawdziwy podział zrozumiemy pewnie wkrótce i nie będzie można tego odrozumieć, nawet jeśliby się bardzo chciało.
Inie będzie można tego zlekceważyć
Dworzec,
Tak właśnie teraz świat dworca mieści w sobie dwa światy – to minie. Lecz nawet gdy minie, linia pozostanie, podzielenie ze staniefizycznej obecności czy nieobecności ma swoje echo w mentalu. W naszym społecznym stanie mentalnym także
tak w ogóle to świat dworca mieści dużo więcej światów, ale nie mam siły ich tropić i wyłuskiwać.
Wolałabym raczej poznawać jasną stronę księżyca, jakieś cuda i dziwy, szukać skarbu, tak wiesz.. piraci skrzynia, miłość i wiatr w żaglach – niż czekać na pociąg w pustej kawiarni z widokiem na daleką wojnę, która jednak już tu jest.
Poczekalnie są pełne uchodźców. Taki czas. Ale to minie. Wszystko mija.
***
A jeśli poruszy Cię, któraś z opowieści możesz zaprosić mnie na kawę ;) - www.buycoffee.to/dziennik.zmian
muz - https://freemusicarchive.org, www.purple-planet.com
Dość radośnie o chaosie. #163
2022-03-13 23:22:45
Dość radośnie o chaosie.
Chaos się męczy. Chaosowaniem.
Zewnętrzny chaos kontra wewnętrzny porządek – Kosmos. Chaos się męczy jednak chaosowaniem , a porządek ze środka promieniuj, nieustannie , promieniuj jak grzejnik. Powoli. I po czasie – wszędzie jest ciepło. Wszędzie jest poukładane, poczyszczone, przetarte, przewietrzone itd.
Tak powinniśmy w środku mieć. Spokojnie, przestrzennie, z miejscem do relaksu, i do pracy. Z miejscem na nowe idee, bez brudu. Żadnego. W każdym brudu sensie.
Hania mówi, ze nasze mózgi nasączone bzdurami i chaosem tak łatwo nie poddadzą się porządkowi. A to tego - - spiskowe teorie są mocno sycące, jak ciastka z kremem - mówi Hanka. Obie chętnie celebrujemy ten smak w pochmurne popołudnia
na zachętę, do podjęcia natychmiastowej próby zrobienia w sobie, wśród ku porządku słowa Lao Tse: "Spokojnemu umysłowi poddaje się cały wszechświat"
Wyobraź co stanie się, gdy wszystkie umysły na świecie będą będą spokojne.
Chaos jest chaosem dlatego, że człowiek go nie ogarnia.
Chaos to taki czynnik pozaludzki; stan pomiędzy stanem- coś, co i bez naszego zaangażowania pojawia się, jak cicha woda nocnej powodzi. Rozlewa się. Powoli. Nie ma takiej tamy, przez którą się nie przeleje. Jak bym się na nią nie gapiła – ona i tak się pojawi, zaleje, przetoczy się, przepłynie…
Chaos. Walka z chaosem nie ma sensu, zabiera jasność dobrego dnia i spokój ciemnej nocy.
No to... nie walczę. Na swój sposób lekceważę chaos.
Mówię mu: no ok, wielka wodo, zanurzam się w chaosie jak w ciepłej kąpieli i akceptuję to, że jest. Skoro już jest. Nie poradzę. Nie boją się chaosu, uczę się płynąć. I po jakimś czasie, tak - już umiem. I nawet już mogę nawigować. I teraz o moim życiu decyduję ja – nie chaos.
Nie powstrzymam tej powodzi, ale spokojnie poszukam suchego miejsca. I tam odprawię odpowiednie ceremonie. Z chaosu zawsze wyłania się jakiś porządek. Przecież na początku był chaos…..
JAN PARANDOWSKI w mitologii greckiej w rozdziale Narodziny świata pisał tak „Na początku był Chaos. Któż zdoła powiedzieć dokładnie, co to był Chaos? Niejedni widzieli w nim jakąś istotę boską, ale bez określonego kształtu. Inni - a takich było więcej - mówili, że to wielka otchłań, pełna siły twórczej i boskich nasieni, jakby jedna masa nieuporządkowana, ciężka i ciemna, mieszanina ziemi, wody, ognia i powietrza. Z tej napełnionej otchłani, kryjącej w sobie wszystkie zarodki przyszłego świata, wyłoniły się dwa potężne bóstwa, pierwsza królewska para bogów: Uranos - Niebo i Gaja - Ziemia. Oni dali początek wielu pokoleniom bogów”.
Tak, najprawdopodobniej jesteśmy bogami, tego świata. I jego porządek zależy ode mnie, od ciebie, od nich/ ode mnie, od ciebie, od nich…/ ode mnie, od ciebie, od nich
Ukraina. W tej wiosce światło świecy w każdym domu jest na muszce. Prawdyne. #162
2022-03-11 23:20:47
"Światło świecy w każdym domu jest na muszce. W tej wiosce. Prawdyne." - to zdanie z opowieści Iriny.
Możemy śledzić najnowsze doniesienia z bombardowań, płakać razem z mieszkańcami Ukrainy, którzy stracili domy i bliskich. Możemy godzinami słuchać ekspertów od geopolityki, żeby spróbować poukładać w sobie to, co się dzieje tam. I potem w panice pytać wszystkich dookoła - a jeśli przyjdzie wojna do Polski, to gdzie uciekać? Jak?
(polecam zabawy z czasów dzieciństwa typu – co i kogo byś wziął na bezludną wyspę? To trochę zawężą wybór) z informacją o tym, co się dzieje dość blisko Możemy zrobić wiele - najlepiej coś co nie wpędzi nas w depresje, więc słuszną rzeczą jest pamiętać, że to już było. Wybuchy, ból, okupanci, braki w zaopatrzeniu, śmierć, zatłoczone drogi, pełne pociągi
To już było. Kilka razy! Wydaje mi się niedorzeczne, że się jeszcze powtarza. że ktoś strzela. Ktoś ucieka.
Jakbyśmy nie pamiętali… jakbyśmy nie czytali nigdy niczyich wspomnień, nie oglądali filmów nie przeżywali wojennej gehenny z bohaterami np. rodzinnych opowieści
Naprawę? nie pamiętamy.
Dlatego, pochylam się nisko przed tym co teraz trzeba- trzeba zapamiętać.
Ile się da, takich najprawdziwszych historii.
Łatwo stawiamy łatwe diagnozy. #161
2022-03-05 18:39:28
Łatwo stawiamy łatwe diagnozy.
Owszem, mam dość rozważań, dociekań, domniemań, wątpliwości, pewności, ekspertyz dotyczących tego, co się dzieje na wschodnich granicach polski. Tu u nas. Tam u nas. Wszędzie jest teraz u nas. Chwilo oczywiście. I uznajmy – że to dobrze.
mam dość rozważań, pisania o tym I czytania o tym I mówienia od rana do nocy, I szukania informacji oczywistych i nieoczywistych, w kółko I w kółko
Ale – w tym momencie, w tym konkretnym momencie, (a jest począteczek marca 2022) – słowa podchodzą do garłą i pukająod środka. Wypuszczam zatem.
****
Łatwo stawiamy łatwe diagnozy. Buszujemy w zasobach swojej wiedzy I wyobraźni, żeby wytłumaczyć sobie I innym – jak to jest. Kto z kim. I dlaczego.
Ale kiedy zdawałam maturę z historii – to nic , nic nie mówiło się o tak wielu, tak bardzo istotnych faktach. I dotyczy to zarówno historii średniowiecza, czy jak I wojny światowej. Oczywiście wracam do wojny II próbuję poczuć ile wiedzy o tej przeszłości mieli w szkole uczniowie z 1956 roku.. Ich diagnoza tego co tworzy napięcia pomijała traktach Ribbentrop-Mołotow, pomijała różne zakulisowe gry. I nikt nie dawał im w podpowiedzi do poszukiwań prawdy typu follow the money. A to naprawdę sporo tłumaczy. Sporo. Choć nie wszystko.
Wciąż nie wiadomo, jakie były przyczyny katastrofy Liberatora z generałem Sikorskim na pokładzie. Brytyjskie archiwa nadal są niedostępne.
Czym była bitwa pod Wizną? – taka nasza podlaska historia: Wizna -720 polskich żołnierzy, kapitan Władysław Raginisa, stawiali przez 3 dni opór 42 tysiącom Niemców. Niedawno odkryto pewne fakty odbrązawiające ten obraz. Naprawdę skutecznie. Czyli – nie było tak jak było. W oficjalnej wersji, chociaż....
Dużo ustaleń po II wojnie zważyło na losach ludzi, którzy nic o nich nie wiedzieli I znali tę bajkę, którą było trzeba znać, żeby poczuć się w miarę dobrze.
Powiedzenie że historię piszą zwycięzcy – jest bardzo stare. Od wieków się sprawdza. To jak teatrze. Widzimy scenę , może zaglądamy za kulisy, jeśli mamy wtyki w branży, ale rzadko poznajemy dramaturga. A jeszcze rzadziej – producenta. Producentów. I jeszcze źródła finansowania.
Nakładam historyczną kalkę na wydarzenia wojenne w Ukrainie – skoro w 1939 roku Polską manewrowano tak skutecznie (od wewnątrz i od zewnątrz), że obrona była krótka choć bohaterska, a kraje ościenne po prostu czekały - co dalej - to skoro w 21 wieku prowadzi się wciąż XIX wieczne wojny – możliwe że wciąż działa podobny mechanizm. Niewiarygodne. W 21 wieku. Ale właśnie to widzimy u czujemy.
Wniosek: przyjmuję, że tak naprawdę , naprawdę – nie wiem co się dzieje.
Widzę tylko scenę. I nie mam już siły na łączenie kropek, do których nie mam dostępu.
Bo nie wyjdzie z tego obrazek, a bohomaz , którym będę próbowała nakarmić mój mózg, moją lękolubą strefę cienia.
Zatem --- Łatwo stawiałam łatwe diagnozy. I już tego nie robię.
Sens małych spraw jest wielki #160
2022-02-26 10:08:15
Znaczenie małych spraw jest wielkie
W czasach burz i naporów - małe sprawy są wielkie. I to tylko jeden z paradoksów. Poza tym, właśnie podczas wojny, w samym środku 1942 roku, moi dziadkowie (obu stron) postawili na miłość. Mimo wszystko. Po prostu. Ta ich decyzja sprawiła - że jestem. Tą małą, a wielką sprawą jest miłość. Zawsze.
I dlatego teraz słucham jak szumi las. Uważnie. A reszta... i tak się wydarzy. Te wydarzenia, na które mam wpływ, to... małe sprawy, które są wielkie.
***
znacznie małych spraw jest wielkie. Gdybym pisała piosenkę niezobowiązującą, to w refrenie byłaby lingwistycznie podejrzewana fraza:
małe sprawy matters.
Co oznacza, że kiedy nadchodzi nawałnica, w ludzkiej skórze, albo inna apokalipsa, to na pytanie wielkiego kalibru najsensowniejsze bywają odpowiedzi rzucone mimochodem, przy okazji, bez zadęcia, bez trąb jerychońskich w tle, w zwyczajnej rozmowie, w zwyczajnym miejscu, na codziennej spacerowej trasie.
Zatem... gdy drzewa rosną zbyt blisko siebie, to tak skrzypią, obijają się o siebie, ocierają, prowadzą swoje rozmowy i kooperują, opierając się pogodzie, oraz niepogodzie. I tak nasłuchiwałyśmy tych rozmów z moją Mamą, Elżbietą, pamiętając, że znaczenie tych małych spraw jest wielkie. I tego się teraz trzymamy, gdy nadchodzi nawałnica, wiatr historii, czy inna niewyczekiwana zmiana.
A gdy już wróciłyśmy do domu, to po prostu zrobiłyśmy sobie kawę, odpuściłyśmy najświeższe wiadomości, które i bez naszej uwagi, oraz czujności pokazują jak bolesne potrafią być ludzkie decyzje. Więc skupiłyśmy się na smakach. W tym momencie. Będzie dobrze. Nawet jeżeli nie będzie.
Jeśli uważasz, że jest w tym sens, możesz postawić nam kolejną kawę. Link w opisie. Dziękuję.
***
Eh.... i można zaprosić mnie na kawę tak www.buycoffee.to/dziennik.zmian
muz www.purple-planet.com
Jestem z tego pokolenia, które.... (więc - manifest!). #159
2022-02-20 19:43:37
Jestem z tego pokolenia – manifest.
Jestem z tego pokolenia, które żyło w PRLu. Znamy ten rodzaj pogodnej biedy i poczucie, że daleko nam do świata.
Efekt zamkniętych granic - to nic wielkiego. Znam to. Należę do pokolenia, które tworzyło niezależne media, ale które wyrosło na tych zależnych. I teraz wie o co biega. O nic nowego. Znowu. Jestem z tego pokolenia, co nie miało komputera, a prace magisterskie pisało na maszynach elektrycznych. Takich do pisania. A poprawki - na pożyczonym kompie; należę do tego pokolenia, które po zniknięciu netu nie panikuje. I upadek FB niewiele nam w głowach zmieni. Jestem z tego pokolenia, które łączy starsze z nowszym, światy niemożliwe z mechaniką kwantową; które poniosło zawodową klęskę (nie raz), spotkało wielu zawiedzionych ludzi i się zestarzało przedwcześnie. Ale, wbrew pozorom - jesteśmy bardzo twardzi.
Sporo pamiętamy i nawet jeśli udajemy idiotów - to nimi nie jesteśmy.. po prostu to pokolenie ludzi w miarę uprzejmych, więc nie chcemy tu nadmiernych przykrości. I żaden zwrot akcji w tym świecie nas tak po prostu nie zdmuchnie. Żaden wiatr. Bo gdy ktoś umie uniknąć chodzenia w pierwszomajowych pochodach za młodu, to nie uwierzy w żadne sztywne wytyczne tak łatwo. Gramy własne melodie. Niekiedy bardzo cicho, ale wierz mi - nie ma lepszej, prawdziwszej orkiestry.
Choć może są i orkiestry ładniejsze. Jestem z tego pokolenia, które tańczy w trudnym do powtórzenia rytmie. Tańczy do końca. Ich końca. I to jeszcze potrwa. Jestem z pokolenia na tyle cierpliwych, że można się nas bać, bo to, co się dzieje na scenie uznajemy za rodzaj ewentualności. I wiemy, że kluczowe rzeczy dzieją się za kulisami. To nie jest wiedza podręcznikowa. To doświadczenie
***
możeszzaprosićmnie na kawę ;) - www.buycoffee.to/dziennik.zmian
https://freemusicarchive.org, - Infinit Silent Strike
Co się dzieje po tym mostem? #158
2022-02-17 12:17:31
Co się dzieje po tym mostem?
No co … nic się nie dzieje. I o to chodzi. Że nic.
Wylądowałam pod mostem. Nie, nikt mnie nie wyrzucił z domu, ani nie straciłam żadnego punktu życiowego oparcia. Wylądowałam pod mostem przekonana, że ta perspektywa jest kluczowa, żeby zrozumieć. I miałam rację. Parkuję w błocie i patrzę sobie na most, który głośno szumi samochodami pędzącymi z punktu A do punktu B i z powrotem. Przyjechałam z punktu B i nie dojadę do A. Na moście pierwsze wiosenne słońce i pełna gotowość realizacji zadań. Zegary w samochodach nie ustają w przeliczani sekund na minuty, liczniki prędkości sugerują drobne zmiany, ale trasa jest prosta i bez świateł. Wiem to. Znam to. Ale wylądowałam pod mostem, gdzie nagle pieje kogut, a trzy zrujnowane, drewniane gospodarstwa nie rosną w cieniu estakady. Słońce zagląda tu tylko ukradkiem. Czas stanął w miejscu i gdyby nie ten szum, szum z mostu – byłoby bardzo spokojnie. Sielsko.
Pod mostem są dwa stawy i wejście do lasu, na tym wejściu, w trawie leży kopytko sarny, obgryzione przez psy. I resztka szkieletu.
Czuję zimne dreszcze i choć pozostanie pod mostem, wydaje mi się takie romantyczne, oraz straceńcze – to bądźmy szczerzy: nie jest przytulnie. Miło nie jest. A już na pewno nie - perspektywicznie.
Wracam. Trzeba wsiąść do samochodu, ślizgając się przez kałuże błotne i wjechać na most, i oddalić się z szumem do życia na powierzchni. Pod mostem mieszkają ludzie, bawią się dzieci, których rodzice nie muszą się obawiać ulicznego ruchu ale…. oj jest wielkie "ale". A podział na to, co pod i nad – jest jakiś… bolesny. Tak, ta perspektywa jest kluczowa, żeby zrozumieć.
***
A jeśli poruszy Cię, któraś z opowieści możesz zaprosić mnie na kawę ;) - www.buycoffee.to/dziennik.zmian
Pokazujemy po 10 odcinków na stronie. Skocz do strony:
123456789101112131415161718192021222324252627282930