Dziennik Zmian — Miłka O. Malzahn

Tworzę miniaudycje, aby dotknąć miejsc wrażliwych naszej rzeczywistości. Dziennik Zmian to felietony dźwiękowe, mini-audycje, nastrojowe dźwięki - trochę dla rozrywki, przyjemności i dla poszerzania horyzontów. To otwieranie oczu poprzez uszy, zauważanie małych, a wielkich historii - cudowny proces! Bywa zaskakująco, pojawiają się też goście, lecz nie jest to zwyczajne podcastowanie. Krótkie formy audio przypominają, że zanim wynaleziono pismo - wiedzę i wzruszenia przekazywano sobie mową. Rzeczywistość jest naszą przestrzenią dźwiękową, nie wierzysz? A posłuchaj... #podcast artystyczny


Odcinki od najnowszych:

O ruinie i życiu towarzyskim o zmierzchu #196
2022-10-18 09:44:20

Życie towarzyskie to rodzaj aktywności, na którą mamy wpływ, ale nie całkowity. Czasem  wspaniałe spotkania wydarzają się znienacka, w miejscach nieoczekiwanych, z powodów  - totalnie nieoczywistych. I krótka pogawędka w ruinach - odpala wyobraźnię, wyjaśnia scenografię, a do tego pozostawia wrażenie niezwykłości. Tak, to jest mały towarzyski cud i może wydarzyć  się w każdej chwili. Masz w sobie tę gotowość i czujność....? Bohaterką tego spotkania jest Pani Cecylia, chodząca sama, o zmierzchu po zapuszczonych ruinach i jeszcze bardziej zapuszczonym wielkim dworskim parku pod Krynkami (Podlasie). Gdzie to jest? Ach....na zachód od rzeczki Nietupy, nad wpływającym do niej strumieniem, przy lokalnej drodze łączącej wsie Ciumicze i Sanniki, na terenie łagodnie opadającym ku południowi do strumienia, w sąsiedztwie istniejącej od XVI w. II połowy XIX w. wsi Żylicze Wielkie, a nieopodal wsi Żylicze Nowe (zwanej również Odźwiernikami) Ufff. Warto tu zajrzeć ;) ps. Tam, gdzie staliśmy, rozmawiając - akurat nie było karczmy. Karczmami Krynki stały w dawnych czasach! Nie zostało z tego w zasadzie nic, ale od czego jest wyobraźnia ?! *** kawa , która nie rujnuje zdrowia https://buycoffee.to/dziennik.zmian *** efekty https://freesound.org muz; https://www.purple-planet.com/tracks/cobwebbed

Życie towarzyskie to rodzaj aktywności, na którą mamy wpływ, ale nie całkowity. Czasem  wspaniałe spotkania wydarzają się znienacka, w miejscach nieoczekiwanych, z powodów  - totalnie nieoczywistych. I krótka pogawędka w ruinach - odpala wyobraźnię, wyjaśnia scenografię, a do tego pozostawia wrażenie niezwykłości. Tak, to jest mały towarzyski cud i może wydarzyć  się w każdej chwili. Masz w sobie tę gotowość i czujność....?

Bohaterką tego spotkania jest Pani Cecylia, chodząca sama, o zmierzchu po zapuszczonych ruinach i jeszcze bardziej zapuszczonym wielkim dworskim parku pod Krynkami (Podlasie).

Gdzie to jest? Ach....na zachód od rzeczki Nietupy, nad wpływającym do niej strumieniem, przy lokalnej drodze łączącej wsie Ciumicze i Sanniki, na terenie łagodnie opadającym ku południowi do strumienia, w sąsiedztwie istniejącej od XVI w. II połowy XIX w. wsi Żylicze Wielkie, a nieopodal wsi Żylicze Nowe (zwanej również Odźwiernikami)

Ufff.

Warto tu zajrzeć ;) ps. Tam, gdzie staliśmy, rozmawiając - akurat nie było karczmy. Karczmami Krynki stały w dawnych czasach! Nie zostało z tego w zasadzie nic, ale od czego jest wyobraźnia ?!

***

kawa , która nie rujnuje zdrowia https://buycoffee.to/dziennik.zmian

***

efekty https://freesound.org muz; https://www.purple-planet.com/tracks/cobwebbed

Ej, mandala! #195
2022-10-13 18:55:10

Lubię mandale, ten powtarzający się wzór, ten ruch obrotowy, ta historia i idea. w zasadzie wiele idei, która za mandalą stoi. Lubię mandale w obrazach, w działaniu, w biżuterii. Jestem w mandalowym loomie, ruchu, koncepcie, który koncentruje moje myśli na żywiołach. Odkrywam s obie ogień. Odkrywam powietrze, ziemię, wodę. Trochę medycyna chińska, trochę świat równoległy, dzięki któremu coraz bardziej pojmuję wszystkie światy tego świata. W tej mandali o której myślę chodzi o marzenia, a  ktoś mądry kiedyś mi powiedział  (i trzymam się tego do dziś) , że nie ma co marzyć o konkretnych rzeczach. Lepiej sobie wymarzyć, zaobserwować, wystarać się o stan. Jeśli jestem zmęczona, to moim marzeniem jest pełne rozluźnienie ciała, przyjemność poczucia totalnego luzu, regenerację skóry, która staje się miękka i gładka. Poczucie pełni i porządku. - zamiast - ej, chcę wyjechać na Gran Canarię. Oczywiście wyspa byłaby cudowna , ale może dobre wiatry czują dla mnie piękniejsze miejsce , które zadziała jeszcze lepiej. Daję Dobrych wiatrom pełną wolność w doprowadzeniu mnie tam, gdzie potrzebuję, a nie gdzie sobie wydumam. To znaczy - być na fali... Zatem marzę na fali - wiem w jakim stanie chciałabym być, a reszta - nie mnie w tym stanie usadowi! W necie jest taki skrócony poetycki przepis, na marzenie w kręgu mandali, tego ruchu o dwóch twarzach - twarzy marzycielskiej i uśmiechniętej i twarzy medialnej, tracącej pieniądze na nie wiadomo co, na.. marzenia? Ej… zamiast weekendu na Kanarach. Tak, wybrałam marzenia. A tekst pieśni jest w dźwięku.  (dzięki Dorotko) *** muz. https://www.purple-planet.com/tracks/oriental-skies

Lubię mandale, ten powtarzający się wzór, ten ruch obrotowy, ta historia i idea. w zasadzie wiele idei, która za mandalą stoi. Lubię mandale w obrazach, w działaniu, w biżuterii. Jestem w mandalowym loomie, ruchu, koncepcie, który koncentruje moje myśli na żywiołach. Odkrywam s obie ogień. Odkrywam powietrze, ziemię, wodę.

Trochę medycyna chińska, trochę świat równoległy, dzięki któremu coraz bardziej pojmuję wszystkie światy tego świata.

W tej mandali o której myślę chodzi o marzenia, a  ktoś mądry kiedyś mi powiedział  (i trzymam się tego do dziś) , że nie ma co marzyć o konkretnych rzeczach. Lepiej sobie wymarzyć, zaobserwować, wystarać się o stan. Jeśli jestem zmęczona, to moim marzeniem jest pełne rozluźnienie ciała, przyjemność poczucia totalnego luzu, regenerację skóry, która staje się miękka i gładka. Poczucie pełni i porządku. - zamiast - ej, chcę wyjechać na Gran Canarię. Oczywiście wyspa byłaby cudowna , ale może dobre wiatry czują dla mnie piękniejsze miejsce , które zadziała jeszcze lepiej. Daję Dobrych wiatrom pełną wolność w doprowadzeniu mnie tam, gdzie potrzebuję, a nie gdzie sobie wydumam. To znaczy - być na fali...

Zatem marzę na fali - wiem w jakim stanie chciałabym być, a reszta - nie mnie w tym stanie usadowi!

W necie jest taki skrócony poetycki przepis, na marzenie w kręgu mandali, tego ruchu o dwóch twarzach - twarzy marzycielskiej i uśmiechniętej i twarzy medialnej, tracącej pieniądze na nie wiadomo co, na.. marzenia? Ej… zamiast weekendu na Kanarach.

Tak, wybrałam marzenia. A tekst pieśni jest w dźwięku.  (dzięki Dorotko)

***

muz. https://www.purple-planet.com/tracks/oriental-skies


Pieniądze są dobre, ale.... #194
2022-10-10 17:41:24

O pieniądzach, ściśnięciu, o wszystkim, oraz o wyprawie do teatru. po prostu pewnego poranka poczułam, że mam wszystko co trzeba jest tak jak trzeba, posiadam to, czego potrzebuję i już. Ja nie wiem, może to się nazywa dojrzałość? Albo nie wiem, że umarłam i jestem w niebie, to się w filmach zdarza. To czemu nie ma się zdarzyć w życiu? Ostatecznie wyobraźnia ludzka korzysta z komponentów rzeczywistości, tylko je ektrachuje, wzmacnia, przekracza ramy. Więc poczułam, że mam wszystko co trzeba, ale jestem oczywiście otwarta na ulepszanie mojego świata i żadne cyfry, waluty sturty tuty - nie mają na to wpływu. Płynność jest tym, co tworzy moje „mam” oraz „korzystam”, współbuduję tę płynność z innymi, nadajemy jej wszystkie kształty świata, i – co ciekawe – kształty dramy – jest jakoś premiowany. Ale unikam. Premie nie są tym, co wzmacnia we mnie sygnał dopełnienia. Płynność  to  naturalny stan rzeczy, uczuć emocji, ciała, które się zmienia, mentalu, wiary, wiedzy….  Na terenie dramy – zmiana to zawsze przyczynek do tragedii: bo było dobrze a teraz nie wiadomo jak będzie, a teraz to jest drama i na nic innego nie ma miejsca. po prostu pewnego poranka poczułam, że teren dramy to kompletnie nie moje podwórko, na moim wszystko mam i nic mnie nie ściska. Myślę o tym, w czasach nerwowego przeliczanie dochodów, unikam patrzenia na kurs franka, bo to na franka i tak nie wpłynie, nie na tego w każdym razie. Mam mniejsze cyferki, a i tak mam to, co trzeba na teraz. Potem przypłynie i moja płynność na to płynie zareaguje. I teraz dopowiem coś z mojego płynnego życia towarzyskiego, w którym fajni ludzie opowiadają fajne rzeczy, albo niekoniecznie fajni – fajne. Żeby chodzić do teatru przeważnie trzeba mieć pewną płynność  finansową  i ta sztuka  mi się daje, więc zobaczyłam przedstawienie Doroty Stalińskiej, aktorki świata, który zastygł trochę, przeminął, ale wciąż odbija nam się czkawką. I to bywa kabaretowe. Stalińska próbuje łączyć kabaret  Post-PRLowski z dramatyzmem Edith Piaf, a przy okazji trochę poruszać szare komórki szanownej publiczności. Nie choć się wdawać w szczegóły, ale generalnie jest to opowieść o braku ,  o tych naszym społecznych, uwspólnionych dramach, w których czujemy, że nie mamy tego, czego trzeba i że zupełnie nie jest tak jak trzeba i że rządy są winne i byłe żony (mniej więcej). I że dobrze mieć dużo cyferek na koncie, choć niby szczęście nie dają, ale  -mrugnijmy oczkiem – dają. O wtedy afirmacja, zresztą dobrze skonstruowana – przyciąga te cyferki. I warto przecież bo lepiej tak, niż wcale’ I aktorka ćwiczy to z widzami, ładnie całkiem. , a brzmi to tak (rymowanka w dźwięku) dobrze skonstruowana afirmacja potrafi przywrócić płynność naszemu światu, naszym myślom, ale taka mini modlitwa do dobrego pieniądza nijak ma się do tego spokoju, pewności, błogiego faktu pojawiającego się znienacka, że mam wszystko co trzeba jest tak jak trzeba. Od przedszkola uczą nas rożnych rymowanek, ale ta najważniejsza droga nie jest wysiłkiem, wyskandowaną komendą dla rzeczywistości – to droga ciszy, przepływu, spokoju… całego dobra, które po prostu wypływa ze środka i tworzy nurt w którym– no, będę nudna: mam wszystko co trzeba jest tak jak trzeba. Każdy z nas ma swój nurt tego stanu. Dostępny 24h. *** zaprosić mnie na  kawę  można klikając tu    https://buycoffee.to/dziennik.zmian  muz. www.purple-planet.com

O pieniądzach, ściśnięciu, o wszystkim, oraz o wyprawie do teatru.

po prostu pewnego poranka poczułam, że mam wszystko co trzeba jest tak jak trzeba, posiadam to, czego potrzebuję i już. Ja nie wiem, może to się nazywa dojrzałość? Albo nie wiem, że umarłam i jestem w niebie, to się w filmach zdarza. To czemu nie ma się zdarzyć w życiu? Ostatecznie wyobraźnia ludzka korzysta z komponentów rzeczywistości, tylko je ektrachuje, wzmacnia, przekracza ramy.

Więc poczułam, że mam wszystko co trzeba, ale jestem oczywiście otwarta na ulepszanie mojego świata i żadne cyfry, waluty sturty tuty - nie mają na to wpływu. Płynność jest tym, co tworzy moje „mam” oraz „korzystam”, współbuduję tę płynność z innymi, nadajemy jej wszystkie kształty świata, i – co ciekawe – kształty dramy – jest jakoś premiowany. Ale unikam. Premie nie są tym, co wzmacnia we mnie sygnał dopełnienia. Płynność  to  naturalny stan rzeczy, uczuć emocji, ciała, które się zmienia, mentalu, wiary, wiedzy….  Na terenie dramy – zmiana to zawsze przyczynek do tragedii: bo było dobrze a teraz nie wiadomo jak będzie, a teraz to jest drama i na nic innego nie ma miejsca.

po prostu pewnego poranka poczułam, że teren dramy to kompletnie nie moje podwórko, na moim wszystko mam i nic mnie nie ściska. Myślę o tym, w czasach nerwowego przeliczanie dochodów, unikam patrzenia na kurs franka, bo to na franka i tak nie wpłynie, nie na tego w każdym razie. Mam mniejsze cyferki, a i tak mam to, co trzeba na teraz. Potem przypłynie i moja płynność na to płynie zareaguje.

I teraz dopowiem coś z mojego płynnego życia towarzyskiego, w którym fajni ludzie opowiadają fajne rzeczy, albo niekoniecznie fajni – fajne.

Żeby chodzić do teatru przeważnie trzeba mieć pewną płynność  finansową  i ta sztuka  mi się daje, więc zobaczyłam przedstawienie Doroty Stalińskiej, aktorki świata, który zastygł trochę, przeminął, ale wciąż odbija nam się czkawką. I to bywa kabaretowe. Stalińska próbuje łączyć kabaret  Post-PRLowski z dramatyzmem Edith Piaf, a przy okazji trochę poruszać szare komórki szanownej publiczności. Nie choć się wdawać w szczegóły, ale generalnie jest to opowieść o braku ,  o tych naszym społecznych, uwspólnionych dramach, w których czujemy, że nie mamy tego, czego trzeba i że zupełnie nie jest tak jak trzeba i że rządy są winne i byłe żony (mniej więcej). I że dobrze mieć dużo cyferek na koncie, choć niby szczęście nie dają, ale  -mrugnijmy oczkiem – dają.

O wtedy afirmacja, zresztą dobrze skonstruowana – przyciąga te cyferki. I warto przecież bo lepiej tak, niż wcale’

I aktorka ćwiczy to z widzami, ładnie całkiem. , a brzmi to tak

(rymowanka w dźwięku)

dobrze skonstruowana afirmacja potrafi przywrócić płynność naszemu światu, naszym myślom, ale taka mini modlitwa do dobrego pieniądza nijak ma się do tego spokoju, pewności, błogiego faktu pojawiającego się znienacka, że mam wszystko co trzeba jest tak jak trzeba. Od przedszkola uczą nas rożnych rymowanek, ale ta najważniejsza droga nie jest wysiłkiem, wyskandowaną komendą dla rzeczywistości – to droga ciszy, przepływu, spokoju… całego dobra, które po prostu wypływa ze środka i tworzy nurt w którym– no, będę nudna: mam wszystko co trzeba jest tak jak trzeba.

Każdy z nas ma swój nurt tego stanu. Dostępny 24h.

***

zaprosić mnie na  kawę  można klikając tu   https://buycoffee.to/dziennik.zmian 

muz. www.purple-planet.com

Manifest dobrego życia towarzyskiego #193
2022-10-04 14:07:56

Manifest dobrego życia towarzyskiego. To ostatnia odsłona cyklu – życie bardzo towarzyskie. To pewnie nie jest moje ostatnie słowo w tym temacie, bo temat  wydaje mi się super ważny i bynajmniej nie rozrywkowy jakość naszej cywilizacji zależy od życia towarzyskiego. No serio gdybyśmy byli towarzyscy w sposób świadomy, jakościowy, budujący, harmonijny, równoważący emocje, przynoszący satysfakcję i szczęście – to… no wiadomości życie towarzyskie tworzy relacje, nas tworzy, wspomaga balansowanie emocji, a to jest super ważne. Niedanowo przeczytałam, że (…) główne nurty psychiatrii i psychologii, ale też i ruch samopomocowy bazują na niesłusznym założeniu, że nasze dobre samopoczucie wymaga opanowania umiejętności samodzielnego radzenia sobie z emocjami. Fachowcy twierdzą, że samodzielnie nie jesteśmy w stanie doprowadzić własnych emocji to równowagi; w dobrym towarzystwie udzielając się mądrze towarzysko – to jest prostsze. Zatem w dobrym towarzystwie próbowałam ustalić najistotniejsze kierunki budowania swojej, NASZEJ towarzyskości. W tym spotkaniu rozmawiałyśmy byłyśmy kameralnie: ja , Olga Dorota i Madzia, ale byłoby fajnie porozmawiać o idealnych spotkaniach towarzyskich w większym gronie. Tymczasem oto nasz mały  manifest, oprócz spotkań na wspólną relaksacyjną drzemkę – zawiera też takie punkty: Bum! spotykamy się po to, by było nam fajniej po – niż przed Ndoceniamy wspólne zainteresowania i ie obawiamy się łączenia w tematyczne grupy lubimy się, wszyscy, choć na rożne sposoby w rozmowach szukamy inspiracji, a nie porównywania poruszamy także tematy abstrakcyjne, traktując codzienność jak trampolinę, a nie jak platformę z wątkami narzekaniotwórczymi stawiamy na wymianę i towarzyską różnorodność nie obawiamy się sięgać na gry, te planszowe i nieplanszowe niczego nie wymuszamy, szczególnie na sobie mamy odwagę wychodzenia poza dotychczasowy towarzyski schemat patrzymy sobie w oczy z przyjemnością pogłębimy wiedzę o sobie, a nie o innych, ale jesteśmy towarzysko empatyczni.. itd.. Bum! Co jeszcze uważasz za ważne, dla fajnego życia towarzyskiego? *** I możesz zaprosić mnie na pokoleniową kawę ;)   buycoffee.to/dziennik.zmian  Bum! miz. www.purple-planet.com

Manifest dobrego życia towarzyskiego.

To ostatnia odsłona cyklu – życie bardzo towarzyskie.

To pewnie nie jest moje ostatnie słowo w tym temacie, bo temat  wydaje mi się super ważny i bynajmniej nie rozrywkowy

jakość naszej cywilizacji zależy od życia towarzyskiego. No serio

gdybyśmy byli towarzyscy w sposób świadomy, jakościowy, budujący, harmonijny, równoważący emocje, przynoszący satysfakcję i szczęście – to… no wiadomości

życie towarzyskie tworzy relacje, nas tworzy, wspomaga balansowanie emocji, a to jest super ważne. Niedanowo przeczytałam, że

(…) główne nurty psychiatrii i psychologii, ale też i ruch samopomocowy bazują na niesłusznym założeniu, że nasze dobre samopoczucie wymaga opanowania umiejętności samodzielnego radzenia sobie z emocjami.

Fachowcy twierdzą, że samodzielnie nie jesteśmy w stanie doprowadzić własnych emocji to równowagi; w dobrym towarzystwie udzielając się mądrze towarzysko – to jest prostsze.

Zatem w dobrym towarzystwie próbowałam ustalić najistotniejsze kierunki budowania swojej, NASZEJ towarzyskości.

W tym spotkaniu rozmawiałyśmy byłyśmy kameralnie: ja , Olga Dorota i Madzia, ale byłoby fajnie porozmawiać o idealnych spotkaniach towarzyskich w większym gronie.

Tymczasem oto nasz mały  manifest, oprócz spotkań na wspólną relaksacyjną drzemkę – zawiera też takie punkty:

Bum!

  • spotykamy się po to, by było nam fajniej po – niż przed
  • Ndoceniamy wspólne zainteresowania i ie obawiamy się łączenia w tematyczne grupy
  • lubimy się, wszyscy, choć na rożne sposoby
  • w rozmowach szukamy inspiracji, a nie porównywania
  • poruszamy także tematy abstrakcyjne, traktując codzienność jak trampolinę, a nie jak platformę z wątkami narzekaniotwórczymi
  • stawiamy na wymianę i towarzyską różnorodność
  • nie obawiamy się sięgać na gry, te planszowe i nieplanszowe
  • niczego nie wymuszamy, szczególnie na sobie
  • mamy odwagę wychodzenia poza dotychczasowy towarzyski schemat
  • patrzymy sobie w oczy
  • z przyjemnością pogłębimy wiedzę o sobie, a nie o innych, ale jesteśmy towarzysko empatyczni..
  • itd..

Bum!

Co jeszcze uważasz za ważne, dla fajnego życia towarzyskiego?

***

I możesz zaprosić mnie na pokoleniową kawę ;)  buycoffee.to/dziennik.zmian  Bum! miz. www.purple-planet.com

To powiew epoki schyłku. #192
2022-09-26 16:05:55

Ciepły powiew epoki schyłku. Wiedziona niesprecyzowaną tęsknotą , w doborowym towarzystwie zawitałam do sklepów, w których kwitło konsumpcyjne życie, niby taki większy sklep na rubieży, pulsujący pragnieniami, a dziś……  Wymijając zgrabnie coraz mniej  kuszące półki wymieniłyśmy z panią U. kilka wiekopomnych uwag: uwagi w dźwięku Bitwy o buty nie stoczyłyśmy z nikim. Może dlatego, że po okresie prosperity mamy w swoich szafach wystarczająco dużo butów, by przechodzić kilka sezonów, będąc pewnie mniej trendy, ale za to - ciepłą stopą. To jednak nie wyczerpało tematu i nie uleczyło tego specyficznego schyłkowego niepokoju. Dlatego, znalazłszy się w towarzystwie mojej Mamy i pani E. Nie omieszkałam zagaić... rozmowa w dźwięku ależ.. jesień jest piękna i optymistyczna – i warto to zastosować jako zalecenie – to czucie jesieni właśnie tak i tylko tak.. bo sutki uboczne przeżywania tej pory toku w oparach nieopanowanej melancholii mogą być ograniczające. Taka melancholia czasem jest jak cieniutka mgła, unosząca się nad wszystkim na czym się oko zawiesi… albo jest jak smog spowijający ciasno głowę. Według mnie i pani E. jesienie, AD 2022 – ma posmak epoki schyłku, choć jeszcze w ziemi drzemie ciepło przegrzanego lata, ale w powietrzu unosi się jakiś delikatnie duszący pył, osadzający się na języku, niekiedy wpadający do oka, które będzie łzawić. I ustalmy, że nie będą to łzy smutku za półkami pełnymi szalonych butów, lecz łzy radości, że przed nami etap sensownego poukładania wszystkiego po nowemu. Według mojej Mamy – zgodnie z cyklem. Cóż będzie pięknie i dobrze, bo niepięknie to już było. *** kliknięcie w kawkę :) -   buycoffee.to/dziennik.zmian *** muz. https://www.purple-planet.com/tracks/future-idyll

Ciepły powiew epoki schyłku.

Wiedziona niesprecyzowaną tęsknotą , w doborowym towarzystwie zawitałam do sklepów, w których kwitło konsumpcyjne życie, niby taki większy sklep na rubieży, pulsujący pragnieniami, a dziś……  Wymijając zgrabnie coraz mniej  kuszące półki wymieniłyśmy z panią U. kilka wiekopomnych uwag:

uwagi w dźwięku

Bitwy o buty nie stoczyłyśmy z nikim. Może dlatego, że po okresie prosperity mamy w swoich szafach wystarczająco dużo butów, by przechodzić kilka sezonów, będąc pewnie mniej trendy, ale za to - ciepłą stopą.

To jednak nie wyczerpało tematu i nie uleczyło tego specyficznego schyłkowego niepokoju. Dlatego, znalazłszy się w towarzystwie mojej Mamy i pani E. Nie omieszkałam zagaić...

rozmowa w dźwięku

ależ.. jesień jest piękna i optymistyczna – i warto to zastosować jako zalecenie – to czucie jesieni właśnie tak i tylko tak.. bo sutki uboczne przeżywania tej pory toku w oparach nieopanowanej melancholii mogą być ograniczające. Taka melancholia czasem jest jak cieniutka mgła, unosząca się nad wszystkim na czym się oko zawiesi… albo jest jak smog spowijający ciasno głowę.

Według mnie i pani E. jesienie, AD 2022 – ma posmak epoki schyłku, choć jeszcze w ziemi drzemie ciepło przegrzanego lata, ale w powietrzu unosi się jakiś delikatnie duszący pył, osadzający się na języku, niekiedy wpadający do oka, które będzie łzawić. I ustalmy, że nie będą to łzy smutku za półkami pełnymi szalonych butów, lecz łzy radości, że przed nami etap sensownego poukładania wszystkiego po nowemu. Według mojej Mamy – zgodnie z cyklem. Cóż będzie pięknie i dobrze, bo niepięknie to już było.

***

kliknięcie w kawkę :) -  buycoffee.to/dziennik.zmian

***

muz. https://www.purple-planet.com/tracks/future-idyll

Życie towarzyskie cz.3 (poczucie braku i aktywny pas miednicy) #191
2022-09-17 11:07:36

Życie towarzyskie cz.3 (poczucie braku i aktywny pas miednicy)  Kiedy sama siadam do stołu, to brzmi mniej więcej tak…:) Owszem, ten stół akurat służy mi za biurko, przy którym nagrywam. moim towarzystwem jest wyobrażanie sobie idealnych słuchających. Bardzo fajnych, rzecz jasna A tak może brzmieć zasiadanie do stołu podczas spotkania towarzyskiego: razem, wspólnie, zbiorowo, grupowo, kolektywnie, zespołowo, solidarnie, wespół Rozmawiamy, jesteśmy dość blisko, chcemy być w kontakcie, wynosimy ze spotkania dobre myśli, dobre emocje, lepszych siebie…. teoretycznie. gdyby każde, każdzutkie spotkanie (przy stole zasiadania) przenosiło takie efekt - to ten świat byłby jeszcze lepszym światem. To każda chwila dnia byłaby miłą, w różny sposób miła, w natężeniu rozmaitym, ale z potencjałem na plus. Wiadomo, że minus też trzeba zjawić, żeby bateria dawała energię, ale skupienie na tej energii, wydobycie światła, tak indywidualnie, tak dla siebie i dla bliskich - to jest budowanie fajniejszej rzeczywistości. realnie. Nie mówię tu metaforą. Bo człowiek jest elektryczno - magnetyczny (do pod-czytania - Homo electronicus prof. Włodzimierz Sedlaka),  Ostatnio zasiałam przy stole w takim fajnym towarzystwie i rozmawialiśmy o spotkaniach towarzyskich. Wiadomo. Mam teraz zajawkę taką… :) . I ustaliliśmy, że do tego, żeby w tym byciu wspólnym, kolektywnym, za stołem czy bez było fajnie - potrzebny jest wspólny mianownik, jakaś płaszczyzna po której każdy może się w miarę komfortowo (uwaga - komfort jest istotny!) zatem - komfortowo się poruszać. W naszej kulturze na stół wjeżdża alkohol, który wprawdzie równa w dół, ale jest skuteczny jako platforma porozumień i nieporozumień, jest też w otwierający i pobudzający do aktywności towarzyskiej. przynajmniej do pewnego momentu.  Problem w tym, że kompresuje człowieka. Doprowadza do redukowania finezji i wrażliwości towarzyskiej i sprawdza człowieka często do podstawowych instynktów. Stąd awantury o tzw. moją prawdę, oraz bezsensowny seks. Instynkty. Stąd, że skompresowania, bierze się zjawisko, obserwowane chyba nie tylko na Podlasiu, gdy podczas np. wesela, profesorowie, fani jazzu i finezyjności w sztuce, około 23 w nocy ruszają tańczyć disco polo. Nie ma co się dziwić. Skompresowali się i teraz do głosu dochodzi nade wszystko - aktywny pas miednicy. Zatem - potrzebna wspólna płaszczyzna bycia przy stole, może być to płaszczyzna kulinarna -to dla smakoszy na przykład, w każdym razie powinna towarzystwo windować w górę. I teraz kluczowa rzecz do której wspólnie doszliśmy - zasiadać przy stole powinni CI, którzy są swobodni, otwarci na innych, akceptujący różnice - słowem - pozbawienie poczucia braku w sobie. To słowo - poczucie - jest ważne. Bo możemy się różnić doświadczeniami życiowymi, osobistymi, zawodowymi… i być z tym OK. Bez porównania. Bez myślenie - ooo, ta - to się napodróżowała, a ja tylko po brzegu Bałtyku…. i już pojawia się takie ścisk, a przez ściśnięte gardło - może przecisnąć się jakaś drobna złośliwość. A to otworzy drzwi podobnym aktom porównawczym u innych w tym towarzystwie. I tzw. atmosfera skiśnie.  Klucz do świetnego towarzystwa to , tak mi się teraz wydaje, to namierzenie u siebie poczucia braku. Braku czegokolwiek, tej jakiejś ludzkiej luki i pilnowania żeby jej nie było widać - to utrudnia radość z bycia z ludźmi. Trzeba namierzyć, zneutralizować, zobaczyć samych siebie w najlepszym świetle i podzielić się tym światłem z radością, z pewnością, że - czego jak czego, ale własnego światła nigdy nie zabraknie! Bo.. sami je produkujemy (pstryk)  A ty jak myślisz?  *** Chciałam jeszcze rzucić światło na ten link w opisie, dzięki któremu możesz zaprosić mnie na kawę. https://buycoffee.to/dziennik.zmian Dziękuję.  ***  efekty niektóre https://freesound.org/s/414434 https://freesound.org/s/257958, https://freesound.org/s/260222

Życie towarzyskie cz.3 (poczucie braku i aktywny pas miednicy) 

Kiedy sama siadam do stołu, to brzmi mniej więcej tak…:) Owszem, ten stół akurat służy mi za biurko, przy którym nagrywam. moim towarzystwem jest wyobrażanie sobie idealnych słuchających. Bardzo fajnych, rzecz jasna A tak może brzmieć zasiadanie do stołu podczas spotkania towarzyskiego: razem, wspólnie, zbiorowo, grupowo, kolektywnie, zespołowo, solidarnie, wespół Rozmawiamy, jesteśmy dość blisko, chcemy być w kontakcie, wynosimy ze spotkania dobre myśli, dobre emocje, lepszych siebie…. teoretycznie. gdyby każde, każdzutkie spotkanie (przy stole zasiadania) przenosiło takie efekt - to ten świat byłby jeszcze lepszym światem. To każda chwila dnia byłaby miłą, w różny sposób miła, w natężeniu rozmaitym, ale z potencjałem na plus. Wiadomo, że minus też trzeba zjawić, żeby bateria dawała energię, ale skupienie na tej energii, wydobycie światła, tak indywidualnie, tak dla siebie i dla bliskich - to jest budowanie fajniejszej rzeczywistości. realnie. Nie mówię tu metaforą. Bo człowiek jest elektryczno - magnetyczny (do pod-czytania - Homo electronicus prof. Włodzimierz Sedlaka),

 Ostatnio zasiałam przy stole w takim fajnym towarzystwie i rozmawialiśmy o spotkaniach towarzyskich. Wiadomo. Mam teraz zajawkę taką… :) . I ustaliliśmy, że do tego, żeby w tym byciu wspólnym, kolektywnym, za stołem czy bez było fajnie - potrzebny jest wspólny mianownik, jakaś płaszczyzna po której każdy może się w miarę komfortowo (uwaga - komfort jest istotny!) zatem - komfortowo się poruszać. W naszej kulturze na stół wjeżdża alkohol, który wprawdzie równa w dół, ale jest skuteczny jako platforma porozumień i nieporozumień, jest też w otwierający i pobudzający do aktywności towarzyskiej. przynajmniej do pewnego momentu. 

Problem w tym, że kompresuje człowieka. Doprowadza do redukowania finezji i wrażliwości towarzyskiej i sprawdza człowieka często do podstawowych instynktów. Stąd awantury o tzw. moją prawdę, oraz bezsensowny seks. Instynkty. Stąd, że skompresowania, bierze się zjawisko, obserwowane chyba nie tylko na Podlasiu, gdy podczas np. wesela, profesorowie, fani jazzu i finezyjności w sztuce, około 23 w nocy ruszają tańczyć disco polo. Nie ma co się dziwić. Skompresowali się i teraz do głosu dochodzi nade wszystko - aktywny pas miednicy. Zatem - potrzebna wspólna płaszczyzna bycia przy stole, może być to płaszczyzna kulinarna -to dla smakoszy na przykład, w każdym razie powinna towarzystwo windować w górę. I teraz kluczowa rzecz do której wspólnie doszliśmy - zasiadać przy stole powinni CI, którzy są swobodni, otwarci na innych, akceptujący różnice - słowem - pozbawienie poczucia braku w sobie. To słowo - poczucie - jest ważne. Bo możemy się różnić doświadczeniami życiowymi, osobistymi, zawodowymi… i być z tym OK. Bez porównania. Bez myślenie - ooo, ta - to się napodróżowała, a ja tylko po brzegu Bałtyku…. i już pojawia się takie ścisk, a przez ściśnięte gardło - może przecisnąć się jakaś drobna złośliwość. A to otworzy drzwi podobnym aktom porównawczym u innych w tym towarzystwie. I tzw. atmosfera skiśnie. 

Klucz do świetnego towarzystwa to , tak mi się teraz wydaje, to namierzenie u siebie poczucia braku. Braku czegokolwiek, tej jakiejś ludzkiej luki i pilnowania żeby jej nie było widać - to utrudnia radość z bycia z ludźmi. Trzeba namierzyć, zneutralizować, zobaczyć samych siebie w najlepszym świetle i podzielić się tym światłem z radością, z pewnością, że - czego jak czego, ale własnego światła nigdy nie zabraknie! Bo.. sami je produkujemy (pstryk)

 A ty jak myślisz? 

***

Chciałam jeszcze rzucić światło na ten link w opisie, dzięki któremu możesz zaprosić mnie na kawę. https://buycoffee.to/dziennik.zmian Dziękuję. 

***

 efekty niektóre https://freesound.org/s/414434 https://freesound.org/s/257958, https://freesound.org/s/260222


Życie bardzo towarzyskie cz. 2 (i Ojcowie Pustyni) #190
2022-09-10 13:19:45

https://buycoffee.to/dziennik.zmian Życie bardzo towarzyskie cz. 2 i...  Ojcowie Pustyni :) Człowiek to istota społeczna, świruje od nadmiaru samotności, rozkwita w dobrej relacji. Odpowiednie towarzystwo - to troska wielu pokoleń i tego nic nie zmieni. Nawet internet, nawet sztuka cyfrowej iluzji. Ciepło ludzkie dąży do ciepła ludzkiego i to jest piękne. Niestety forma tego dążenia potrafi się deformować, wychładzać ludzi, odczulać czułość, lub zwyczajnie - nasze spotkania puste są i niekonieczne. A przecież życie towarzyskie - to szalenie ważna część naszego bycia w świecie. I nie można lekceważyć jakości takich spotkań, pomijać ich wpływu na nasze samopoczucie i na losy świata.     A zauważyłam pewne lekceważenie, nieuważność, niestarannie się, pójście na towarzyską łatwiznę. Jest jeszcze gorzej: profesor Heinrich Zimbermann napisał w swojej książce „Próba nowego określenia zjawisk społecznych" , że  “(...) ludzie łączą się ze sobą w grupy głównie po to, aby rozmawiać o innych ludziach bądź innych grupach. A podstawową komórką organizacyjną wspólnoty jest silna potrzeba tego, co Zimbermann nazywa „celową wypowiedzią o danej osobie, do której odnosi się negatywna charakterystyka”, czyli czegoś, co w zasadzie można spokojnie nazwać „obgadywaniem”. A przy okazji ta negatywność jest jak magnez, bo autor książki zbadał pisma Ojców Pustyni, i doszedł do wniosku, że pustelnicy nieustannie źle wypowiadali się o Kusicielu i mamidłach, a wypowiadając te negatywne uwagi, łączyli się w grupy, tworząc osobliwą, ale jednak - grupę społeczną - zwaną niewidzialnym kościołem, społecznością ducha. Jak zwał tak zwał,  na negatywie to było budowane, hodowane na ograniczeniach życia towarzyskiego, no, chyba że mamidła można by uznać za rodzaj pewnego koleżeństwa. Zostanę przy tym arystotelesowskim określeniu, że człowiek to istota społeczna, i świruje od samotności, a rozkwita w dobrej relacji. I dobra, świadoma relacja - to sprawa  bezcenna, sensotwórcza, człowiekolubna, wzorcowa, wzbogacająca pod każdym względem, jeśli siedzimy przy stole z ludźmi, którzy z nami nie rezonują  i ten brak rezonansu uważają za osobistą obrazę i przez dłuższy czas dają CI to do zrozumienia  - to…. uświadom to sobie i nie  pakuj się w podobne akcje. Nigdy więcej. Naprawdę to nie opłaca się bylejakość w towarzyskiej dziedzinie. Trzeba, należy chronić swoją wrażliwość i jej ufać. Kiedyś rozmawiałam z artystka Piwnicy Pod Baranami, Agata Ślazyk (polecam tak swoją drogą), rozmawiałyśmy o śpiewaniu nie o życiu towarzyskim, ale śpiewanie bardzo wspiera  życie towarzyskie!  Agata ZAŚ powiedział taką ważną rzecz: I... Agata mówi to tylko w tym dźwięku. :) A to - czy się dobrze czujemy- jest również kwestią środowiska towarzyskiego, które odpowiada, albo nie odpowiada na nasze serdeczne sygnały. Zresztą wraz z kilkoma cudownymi znajomymi ustaliliśmy, że każde z nas posiada podobne  ni wzorcowe doświadczenia z różnorakich  spotkań, które nie były ani ciepłe, ani serdeczne, ani inspirujące, ani podnoszące na duchu, ani łagodne dla ciała (patrz obżarstwo...!) Postanowiliśmy jakoś podsumować sytuację  i ustalić raz na zawsze co jest dla nas ważne i czego zamierzamy się trzymać i podejrzewam,że to są to uniwersalne wytyczne, w dodatku banalne. Ale  - nie zawaham się ich użyć... w kolejnym odcinku! ***   A ten podcast to dziennik zmian, życie towarzyskie prowadzi w sieci, Autorka wzmacnia się czasem kawą wypitą w cyfrowym towarzystwie . Filiżankę tegoż napoju można jej podesłać, https://buycoffee.to/dziennik.zmian    Autorka bardzo dziękuje.  muz; www.purple-planet.com

https://buycoffee.to/dziennik.zmian

Życie bardzo towarzyskie cz. 2 i...  Ojcowie Pustyni :)

Człowiek to istota społeczna, świruje od nadmiaru samotności, rozkwita w dobrej relacji. Odpowiednie towarzystwo - to troska wielu pokoleń i tego nic nie zmieni. Nawet internet, nawet sztuka cyfrowej iluzji. Ciepło ludzkie dąży do ciepła ludzkiego i to jest piękne. Niestety forma tego dążenia potrafi się deformować, wychładzać ludzi, odczulać czułość, lub zwyczajnie - nasze spotkania puste są i niekonieczne.

A przecież życie towarzyskie - to szalenie ważna część naszego bycia w świecie. I nie można lekceważyć jakości takich spotkań, pomijać ich wpływu na nasze samopoczucie i na losy świata.    

A zauważyłam pewne lekceważenie, nieuważność, niestarannie się, pójście na towarzyską łatwiznę.

Jest jeszcze gorzej: profesor Heinrich Zimbermann napisał w swojej książce „Próba nowego określenia zjawisk społecznych" , że  “(...) ludzie łączą się ze sobą w grupy głównie po to, aby rozmawiać o innych ludziach bądź innych grupach. A podstawową komórką organizacyjną wspólnoty jest silna potrzeba tego, co Zimbermann nazywa „celową wypowiedzią o danej osobie, do której odnosi się negatywna charakterystyka”, czyli czegoś, co w zasadzie można spokojnie nazwać „obgadywaniem”. A przy okazji ta negatywność jest jak magnez, bo autor książki zbadał pisma Ojców Pustyni, i doszedł do wniosku, że pustelnicy nieustannie źle wypowiadali się o Kusicielu i mamidłach, a wypowiadając te negatywne uwagi, łączyli się w grupy, tworząc osobliwą, ale jednak - grupę społeczną - zwaną niewidzialnym kościołem, społecznością ducha. Jak zwał tak zwał,  na negatywie to było budowane, hodowane na ograniczeniach życia towarzyskiego, no, chyba że mamidła można by uznać za rodzaj pewnego koleżeństwa.

Zostanę przy tym arystotelesowskim określeniu, że człowiek to istota społeczna, i świruje od samotności, a rozkwita w dobrej relacji.

I dobra, świadoma relacja - to sprawa  bezcenna, sensotwórcza, człowiekolubna, wzorcowa, wzbogacająca pod każdym względem, jeśli siedzimy przy stole z ludźmi, którzy z nami nie rezonują  i ten brak rezonansu uważają za osobistą obrazę i przez dłuższy czas dają CI to do zrozumienia  - to…. uświadom to sobie i nie  pakuj się w podobne akcje. Nigdy więcej.

Naprawdę to nie opłaca się bylejakość w towarzyskiej dziedzinie. Trzeba, należy chronić swoją wrażliwość i jej ufać.

Kiedyś rozmawiałam z artystka Piwnicy Pod Baranami, Agata Ślazyk (polecam tak swoją drogą), rozmawiałyśmy o śpiewaniu nie o życiu towarzyskim, ale śpiewanie bardzo wspiera  życie towarzyskie!  Agata ZAŚ powiedział taką ważną rzecz:

I... Agata mówi to tylko w tym dźwięku. :)

A to - czy się dobrze czujemy- jest również kwestią środowiska towarzyskiego, które odpowiada, albo nie odpowiada na nasze serdeczne sygnały.

Zresztą wraz z kilkoma cudownymi znajomymi ustaliliśmy, że każde z nas posiada podobne  ni wzorcowe doświadczenia z różnorakich  spotkań, które nie były ani ciepłe, ani serdeczne, ani inspirujące, ani podnoszące na duchu, ani łagodne dla ciała (patrz obżarstwo...!)

Postanowiliśmy jakoś podsumować sytuację  i ustalić raz na zawsze co jest dla nas ważne i czego zamierzamy się trzymać i podejrzewam,że to są to uniwersalne wytyczne, w dodatku banalne. Ale  - nie zawaham się ich użyć... w kolejnym odcinku!

***   A ten podcast to dziennik zmian, życie towarzyskie prowadzi w sieci, Autorka wzmacnia się czasem kawą wypitą w cyfrowym towarzystwie . Filiżankę tegoż napoju można jej podesłać, https://buycoffee.to/dziennik.zmian    Autorka bardzo dziękuje. 

muz; www.purple-planet.com

Życie bardzo towarzyskie cz. 1. #189
2022-09-04 22:11:24

Życie bardzo towarzyskie cz. 1.  Bycie z ludźmi to nie to samo bycie wśród ludzi, ale tak czy inaczej - stare wzory budowanie towarzyskich relacji - powinny już przejść do historii. I nie - być modyfikowane, czy być bazą do wariacji na temat spotkań ze znajomymi, czy z przyjaciółmi - nie. Stare wzorce powinny zwinąć się w kłębek i zasnąć na dnie piwnicy. Opiwszy się przedtem porządnie , bo tu w zasadzie o picie i życie i bycie chodzi.  I nie - nie neguję picia życia i bycia, ale uważam, że wypracowane przez naszą cywilizację sposoby - już nam nie służą. N, nie w 100%. Dzisiaj rozmawiałam z moim tatą, próbując odtworzyć życie towarzyskie pokolenia urodzonego w okolicy 1940 roku. Jest to o tyle ważne, że ten model prowadzenia życia towarzyskiego tylko lekko został zmodyfikowany przez kolejne pokolenia i w zasadzie, że tak powiem — szkielet tego pomysłu wspólnego spędzania czasu w sposób dla uczestników miły i rozrywkowy — zasadniczo się nie zmienił. Jeszcze.  Ale czas zmian rozmaitych teraz mamy, więc to jest apel, żeby sprawę towarzyskiej aktywności porządnie przemyśleć. Bo to, co było — nie ma sensu. Może wtedy miało, ale teraz - nie. Po pierwsze, w Polsce, a latach powojennych, a potem powiedzmy, w latach 80 tych 90 tych strasznie się piło. I to było wówczas OK. A z perspektywy wsi: wszystkie święta to mięso na stole, wino, wódeczka. Każda załatwiona sprawa - wódeczka. I wiadomo, czasy ciężkie - więc mięso na sole. U mnie na wsi dużo się polowało, w pracy u taty każde imieniny-to przez 15 - poczęstuneczek. Legalnie. Bardzo długo to było ok, a jakiś kierowca odwoził cale towarzystwo potem po domach. Rozmawiało się o pracy. Pytałam. I może trochę… plotki, takie tam lokalne wieści. Żadna tam konspiracja. Wszystkie państwowe święta, pierwsze maje, czyny społeczne-kończyły się małą wódeczką. Bicie świniaka po sąsiedzku, inwetaryzacje - mnóstwo okazji. Nie wiem, skąd oni brali na to czas?:)  No dobrze, siadało się, w czasach kryzysu-jadło dużo, bo to było ważne i miłe i się piło. Obowiązkowo. I - to jest dość kluczowe — przez te liczne drobne i niedrobne okazje robiło się siatkę znajomości, dzięki którym załatwiało się różne życiowe sprawy. Trzeba pamiętać, że nie każdy miał telefon i jak się człowiek z człowiekiem nie spotkał, to niczego nie dogadał. A jak już się spotkał to ((na zdrowie etc…) Pamiętam sylwestry domowe moich rodziców, słuchane zza zamkniętych drzwi, bo dzieciaki nie piły, wiadomo — było z tańcami (gitara w ruch, albo kaseciak), z gorzkimi żalami nad ranem (tu Okudżawa i Kaczmarski aktywował głębię tęsknot), z omawianiem przypadków życiowych.  Szły eleganckie grzańce zimą takie na piwie i z koglem-moglem (ekskluzywnie), oraz grogi. I samogon, rzecz jasna. Ale to na co dzień, nie od takiego święta przecież. I towarzystwo było raczej zgrane, stabilne w miarę, niezmienne ale … ile można?  ***  Tata wspomina młodość z sentymentem, wątrobę ma w nie najlepszym stanie, a świat przez to picie, i posiadówki przy zastawionych stołach chyba nie stał się fajniejszy, ale może ludzie mieli swoją pauzę od rzeczywistości Nie chce oceniać Chcę zapytać — jak teraz spędzamy czas razem. Towarzysko. Co robimy. Czy rozmawiamy ze sobą…szczerze? Od środka. A jeśli tak to.... więcej w dźwięku.  *** kawę można postawić tędy https://buycoffee.to/dziennik.zmian   muz https://www.purple-planet.com fot. polona.pl

Życie bardzo towarzyskie cz. 1. 

Bycie z ludźmi to nie to samo bycie wśród ludzi, ale tak czy inaczej - stare wzory budowanie towarzyskich relacji - powinny już przejść do historii. I nie - być modyfikowane, czy być bazą do wariacji na temat spotkań ze znajomymi, czy z przyjaciółmi - nie. Stare wzorce powinny zwinąć się w kłębek i zasnąć na dnie piwnicy. Opiwszy się przedtem porządnie , bo tu w zasadzie o picie i życie i bycie chodzi.

 I nie - nie neguję picia życia i bycia, ale uważam, że wypracowane przez naszą cywilizację sposoby - już nam nie służą. N, nie w 100%. Dzisiaj rozmawiałam z moim tatą, próbując odtworzyć życie towarzyskie pokolenia urodzonego w okolicy 1940 roku. Jest to o tyle ważne, że ten model prowadzenia życia towarzyskiego tylko lekko został zmodyfikowany przez kolejne pokolenia i w zasadzie, że tak powiem — szkielet tego pomysłu wspólnego spędzania czasu w sposób dla uczestników miły i rozrywkowy — zasadniczo się nie zmienił. Jeszcze. 

Ale czas zmian rozmaitych teraz mamy, więc to jest apel, żeby sprawę towarzyskiej aktywności porządnie przemyśleć. Bo to, co było — nie ma sensu. Może wtedy miało, ale teraz - nie. Po pierwsze, w Polsce, a latach powojennych, a potem powiedzmy, w latach 80 tych 90 tych strasznie się piło. I to było wówczas OK. A z perspektywy wsi: wszystkie święta to mięso na stole, wino, wódeczka. Każda załatwiona sprawa - wódeczka. I wiadomo, czasy ciężkie - więc mięso na sole. U mnie na wsi dużo się polowało, w pracy u taty każde imieniny-to przez 15 - poczęstuneczek. Legalnie. Bardzo długo to było ok, a jakiś kierowca odwoził cale towarzystwo potem po domach. Rozmawiało się o pracy. Pytałam. I może trochę… plotki, takie tam lokalne wieści. Żadna tam konspiracja. Wszystkie państwowe święta, pierwsze maje, czyny społeczne-kończyły się małą wódeczką. Bicie świniaka po sąsiedzku, inwetaryzacje - mnóstwo okazji. Nie wiem, skąd oni brali na to czas?:) 

No dobrze, siadało się, w czasach kryzysu-jadło dużo, bo to było ważne i miłe i się piło. Obowiązkowo. I - to jest dość kluczowe — przez te liczne drobne i niedrobne okazje robiło się siatkę znajomości, dzięki którym załatwiało się różne życiowe sprawy. Trzeba pamiętać, że nie każdy miał telefon i jak się człowiek z człowiekiem nie spotkał, to niczego nie dogadał. A jak już się spotkał to ((na zdrowie etc…) Pamiętam sylwestry domowe moich rodziców, słuchane zza zamkniętych drzwi, bo dzieciaki nie piły, wiadomo — było z tańcami (gitara w ruch, albo kaseciak), z gorzkimi żalami nad ranem (tu Okudżawa i Kaczmarski aktywował głębię tęsknot), z omawianiem przypadków życiowych. 

Szły eleganckie grzańce zimą takie na piwie i z koglem-moglem (ekskluzywnie), oraz grogi. I samogon, rzecz jasna. Ale to na co dzień, nie od takiego święta przecież. I towarzystwo było raczej zgrane, stabilne w miarę, niezmienne ale … ile można?

 ***

 Tata wspomina młodość z sentymentem, wątrobę ma w nie najlepszym stanie, a świat przez to picie, i posiadówki przy zastawionych stołach chyba nie stał się fajniejszy, ale może ludzie mieli swoją pauzę od rzeczywistości Nie chce oceniać Chcę zapytać — jak teraz spędzamy czas razem. Towarzysko. Co robimy. Czy rozmawiamy ze sobą…szczerze? Od środka. A jeśli tak to.... więcej w dźwięku.

 *** kawę można postawić tędy https://buycoffee.to/dziennik.zmian 

muz https://www.purple-planet.com fot. polona.pl

Smak. Neurogastronomia. Szukanie guza. #188
2022-08-26 23:14:49

Smak. Neurogastronomia. Szukanie guza. Neurogastronomia. Neurogatronomia, ale to brzmi…. Ale smakuje dobrze, jeśli ktoś lubi nieoczywiste ścieżki dosyć oczywistych nauk. Te ścieżki są rozwojowe. Jeśli twoim zdaniem fizyka kwantowa skręca w podjrzaną dzielnicę – to mówię CI idź tam. Będzie ciekawie. Może nabijesz sobie guza, ale wreszcie zrozumieć, w jakim mieszkasz mieście! No dobrze... Smak  - smak smak pozostaje po spotkaniach. Niesmak czasem, albo słodkie drżenie w sercu. Różnie. Czerwony sos został po szakszuce, a dodany do spaghetti przypomniał nastrój rozmowy przy śniadaniu. Miły. Smaki są jak kotwice dla łodzi z żywymi wspomnieniami, tymi kapsułami czasu...jesz i wiesz. Jesz i czujesz. Do dziś znam mieszkania, które pachną tak, jakby właśnie moja Babcia robiła tu swoje flagowe ciasteczka. Orzechowe. Nigdy nie zapytałam o przepis. Żal. Więc staję w cudzych drzwiach i zaciągam się głęboko. A jest taka nowa nauka - neurogastronomia. Serio! Łączy antropologię i neurologię, psychologię, biochemię, bromatologię, biologię molekularną (receptory smaki i węchu). A Twój smak gdzie Cię prowadzi? Do kogo? *** Rozwój neurogastronomii zarówno z naukowego, jak i zdrowotnego punktu widzenia - to bardzo fajne sprawa. Ma służyć "polepszenia jakości ludzkiego życia oraz szerzeniu wiedzy na temat zależności między pobudzaniem różnych obszarów mózgu, odczuwaniem doznań smakowych, a tym, co jemy, jak jemy, dlaczego smakuje nam – lub nie – to, co jemy." )--- I czy tylko mi pachnie tu trochę też sztuczną inteligencją, stymulacją smakową, węchową, oraz możliwością zmiany szlachetnej idei w (po prostu) pieniądz? Przy okazji polecam fragment "W stronę Swanna" Prousta, ten z ciastkami - magdalenkami. Bowiem badam ten aspekt smaku... przy każdej możliwej okazji :) W pierwszej części powieści Marcela Prousta , W stronę Swanna , znajduje się taki fragment: (...) matka widząc, że mi jest zimno, namówiła mnie, abym się napił wbrew zwyczajowi trochę herbaty. Odmówiłem zrazu; potem, nie wiem czemu, namyśliłem się. Posłała po owe krótkie i pulchne ciasteczka zwane magdalenkami, które wyglądają jak odlane w prążkowanej skorupie muszli. I niebawem (...) machinalnie podniosłem do ust łyżeczkę herbaty, w której rozmoczyłem kawałek magdalenki. Ale w tej samej chwili, kiedy łyk pomieszany z okruchami ciasta dotknął mego podniebienia, zadrżałem, czując, że się we mnie dzieje coś niezwykłego. Owładnęła mną rozkoszna słodycz (...). Sprawiła, że w jednej chwili koleje życia stały mi się obojętne, klęski jako błahe, krótkość złudna (...). Cofam się myślą do chwili, w której wypiłem pierwszą łyżeczkę herbaty (...). I nagle wspomnienie zjawiło mi się. Ten smak to była magdalenka cioci Leonii.(...) *** kawka - https://buycoffee.to/dziennik.zmian muz. https://www.purple-planet.com

Smak. Neurogastronomia. Szukanie guza.

Neurogastronomia. Neurogatronomia, ale to brzmi…. Ale smakuje dobrze, jeśli ktoś lubi nieoczywiste ścieżki dosyć oczywistych nauk. Te ścieżki są rozwojowe. Jeśli twoim zdaniem fizyka kwantowa skręca w podjrzaną dzielnicę – to mówię CI idź tam. Będzie ciekawie. Może nabijesz sobie guza, ale wreszcie zrozumieć, w jakim mieszkasz mieście!

No dobrze... Smak  - smak smak pozostaje po spotkaniach. Niesmak czasem, albo słodkie drżenie w sercu. Różnie. Czerwony sos został po szakszuce, a dodany do spaghetti przypomniał nastrój rozmowy przy śniadaniu. Miły. Smaki są jak kotwice dla łodzi z żywymi wspomnieniami, tymi kapsułami czasu...jesz i wiesz. Jesz i czujesz. Do dziś znam mieszkania, które pachną tak, jakby właśnie moja Babcia robiła tu swoje flagowe ciasteczka. Orzechowe. Nigdy nie zapytałam o przepis. Żal. Więc staję w cudzych drzwiach i zaciągam się głęboko. A jest taka nowa nauka - neurogastronomia. Serio! Łączy antropologię i neurologię, psychologię, biochemię, bromatologię, biologię molekularną (receptory smaki i węchu). A Twój smak gdzie Cię prowadzi? Do kogo?
*** Rozwój neurogastronomii zarówno z naukowego, jak i zdrowotnego punktu widzenia - to bardzo fajne sprawa. Ma służyć "polepszenia jakości ludzkiego życia oraz szerzeniu wiedzy na temat zależności między pobudzaniem różnych obszarów mózgu, odczuwaniem doznań smakowych, a tym, co jemy, jak jemy, dlaczego smakuje nam – lub nie – to, co jemy." )--- I czy tylko mi pachnie tu trochę też sztuczną inteligencją, stymulacją smakową, węchową, oraz możliwością zmiany szlachetnej idei w (po prostu) pieniądz? Przy okazji polecam fragment "W stronę Swanna" Prousta, ten z ciastkami - magdalenkami. Bowiem badam ten aspekt smaku... przy każdej możliwej okazji :)

W pierwszej części powieści Marcela Prousta, W stronę Swanna, znajduje się taki fragment:

(...) matka widząc, że mi jest zimno, namówiła mnie, abym się napił wbrew zwyczajowi trochę herbaty. Odmówiłem zrazu; potem, nie wiem czemu, namyśliłem się. Posłała po owe krótkie i pulchne ciasteczka zwane magdalenkami, które wyglądają jak odlane w prążkowanej skorupie muszli. I niebawem (...) machinalnie podniosłem do ust łyżeczkę herbaty, w której rozmoczyłem kawałek magdalenki. Ale w tej samej chwili, kiedy łyk pomieszany z okruchami ciasta dotknął mego podniebienia, zadrżałem, czując, że się we mnie dzieje coś niezwykłego. Owładnęła mną rozkoszna słodycz (...). Sprawiła, że w jednej chwili koleje życia stały mi się obojętne, klęski jako błahe, krótkość złudna (...). Cofam się myślą do chwili, w której wypiłem pierwszą łyżeczkę herbaty (...). I nagle wspomnienie zjawiło mi się. Ten smak to była magdalenka cioci Leonii.(...)

***

kawka - https://buycoffee.to/dziennik.zmian

muz. https://www.purple-planet.com


Zioła - poezja Ziemi #187
2022-08-20 23:40:38

A kawę (pod zioło) można postawić tędy https://buycoffee.to/dziennik.zmian Wakacje — te łany zbóż dojrzewające, te kłosy o obfitości szeleszczące! Wiejski krajobraz? Niekoniecznie. Pod moim blokiem, na zapuszczonym trawniczku, dojrzewają kłosy jeszcze niezłociste. Efekt zwierzęcej kupy, albo ptasiej karmy. Acz efekt estetyczny — wspaniały. A ziarenek garść dla chomika z tego będzie. Ktoś zasiał, by się ucieszyć mógł ktoś. A dziś co Ciebie ucieszyło? Cieszą mnie też zioła, na które trafiam na wsi, cieszy mnie to, co w nich jest poezją i to, co jest prozą życia. I dlatego o tym tu poopowiadam... *** Obiecałam komuś, ten ktoś wie… że po Witkacym zrobię jakiś odcinek normalniejszy, ludzkie bardzie, mniej odjechany, no… taki... z przyjemnością zatem przedstawiam tezę: zioła to poezja ziemi! Popatrz tak na zioła. Wszelkie. a tymczasem ja opowiem co i jak i zanucę, bo to ma znaczenie. :) *** muz. https://www.purple-planet.com

A kawę (pod zioło) można postawić tędy https://buycoffee.to/dziennik.zmian

Wakacje — te łany zbóż dojrzewające, te kłosy o obfitości szeleszczące! Wiejski krajobraz? Niekoniecznie. Pod moim blokiem, na zapuszczonym trawniczku, dojrzewają kłosy jeszcze niezłociste. Efekt zwierzęcej kupy, albo ptasiej karmy. Acz efekt estetyczny — wspaniały. A ziarenek garść dla chomika z tego będzie. Ktoś zasiał, by się ucieszyć mógł ktoś. A dziś co Ciebie ucieszyło? Cieszą mnie też zioła, na które trafiam na wsi, cieszy mnie to, co w nich jest poezją i to, co jest prozą życia. I dlatego o tym tu poopowiadam...

***

Obiecałam komuś, ten ktoś wie… że po Witkacym zrobię jakiś odcinek normalniejszy, ludzkie bardzie, mniej odjechany, no… taki...

z przyjemnością zatem przedstawiam tezę: zioła to poezja ziemi!

Popatrz tak na zioła. Wszelkie.

a tymczasem ja opowiem co i jak i zanucę, bo to ma znaczenie. :)

***

muz. https://www.purple-planet.com

Informacja dotycząca prawa autorskich: Wszelka prezentowana tu zawartość podkastu jest własnością jego autora

Wyszukiwanie

Kategorie